Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon II - Czwarty.


Tytuł: How to train your Dragon II - Czwarty.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan, KrisYeol
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4030 słów
Notka autorska: Witam Was z nowym rozdziałem HTTYD2. A może lepiej będzie, jak powiem, że witam tylko trzy osoby, które skomentowały moją pracę? <:. Jestem na Was cholernie zawiedziona, nie spodziewałam się, że mnie tak potraktujecie, dając za moją ciężką pracę tylko trzy komentarze... znów. Gdzie są ci czytelnicy, którzy tak bardzo chcieli, żebym pisała to opowiadanie? Nagle ŻADEN Z NICH nie wypowiedział się na temat tej pracy. Nie jest mi z tym miło, naprawdę. 
Bo ja się staram, czasem zarywam noce, by napisać dla Was rozdział, byście mogli się cieszyć, a Wy mi się nawet nie odpłacacie? Czy takie zachowanie jest fer? No chyba raczej nie. 
Skończy się na tym, że zamknę bloga, nie będę nic tutaj dodawać, a wszystkie swoje prace będę przechowywała tylko na laptopie, nie dzieląc się nimi z Wami.
A najbardziej boli to, ile dany post ma wejść, a ile jest komentarzy, hah, nie chce mi się nawet tego komentować. I nie wciskajcie mi proszę kitu, że NIE WIECIE co napisać, bo tak naprawdę NIE CHCE SIĘ WAM tego zrobić. Mogę zrobić tak samo: Nie, że NIE WIEM, kiedy będzie nowy rozdział, po prostu NIE CHCE MI SIĘ GO DODAWAĆ. Tak samo, poprosiłam Was o opinię nie na temat ficka, a o co kompletnie innego - olaliście mnie. Dziękuję, naprawdę. :3
Przestałam ostatnio narzekać, na brak komentarzy, bo wiedziałam, że to i tak się nie zmieni, bo macie mnie zwyczajnie w dupie, ale ostatnio stwierdziłam, że po co mam się męczyć, jak Wy nic od siebie nie dajecie. Nie mówię oczywiście o wszystkich.
Jak mówiłam, skończy się na tym, że tylko wybrane przeze mnie osoby będą mogły czytać bloga, bo one mi coś od siebie dają. Koniec, klamka zapadła, pass. Więc lepiej weźcie sobie moje gadu-gadu, żebym mogła Was dodać do czytelników, bo zrobię to pewnie jutro. 
Koniec i kropka. 
Dziękuję za piękną opinię wczoraj Justynie K. Lambert, Ty nawet nie wiesz, jak taka opinia wiele dla mnie znaczy. <3
Zapraszam na rozdział, ZAINTERESOWANYCH i przepraszam za wszelkie błędy interpunkcyjne czy ortograficzne. 
zrobiłam także fanpage bloga -> .:: klik ::.



Rozdział 4


Chen zmarszczył delikatnie swoje brwi, słysząc nieopodal denerwujący szmer. Zaprzestał moczenia ogona w jeziorze groty i z nonszalanckim, a zarazem pewnym siebie wyrazem twarzy, obrócił się w stronę krat. Przeczesał palcami ciemne włosy i prychnął, dając wrażenie, jakby kompletnie niczym się nie przejmował.
- To ty jeszcze żyjesz? A myślałem, że ten słodki piesek urwał ci ogon, Wiewiórze – mruknął i szybko ześliznął się w dół, płynąc prosto na sam dół jeziora. Jego głos był trochę zdeformowany pod powierzchnią wody, ale nadal brzmiał tak samo pięknie, jak wcześniej, gdy wypowiadał z ust kolejne słowa – Ale nie przejmuj się. Już niedługo.
Wykonywał w wodzie ruchy ogonem pełne gracji i nieopisanego piękna. Miał zamknięte oczy, ale na jego bladej twarzy gościł także uśmiech. Widać, że chłopak znajdował się w swoim wymarzonym, idealnym świecie chociaż, czy tak naprawdę, ten uśmiech nie był jednocześnie oznaką pewnego wielkiego bólu i smutku?
Zamachał ogonem, wznosząc się ku górze i w pewnym momencie pojawił się na powierzchni, zarzucając włosami na bok. Otworzył ciemne oczy i oparł łokcie na brzegu jeziora, wciąż uśmiechając się pod nosem.
- Czemu się teraz nie odzywasz? No, śliczna Wiewiórko? Czyżbyś już padł? No nie może być! - jego piękny, delikatny głos, znów odbił się o lazurowe ściany groty.
Położył głowę na własnych, złączonych ramionach i przymknął powieki, jeszcze przez chwilę czekając na to, czy może Wiewiór odezwie się do niego, czy jednak nie. Och, czyżby Kai już tak bardzo się z nim zabawił, że biedaczek leżał pogryziony gdzieś w kącie?
Jednak to nie był teraz jego największy problem. Jak Kyungsoo mu zniknął, tak dalej nie wracał, a, że Chen był dość porywczy, zaczął się nieco irytować.
- Ciekawe, gdzie ten przebrzydły żabol mi zwiał, jak go znajdę, to obiecuję, że wycisnę z niego całą wodę, jaką ma w swoim ciele – mruknął, niechętnie wychodząc na powierzchnię – Jak sam nic nie zrobisz, to nic nie dostaniesz, to takie smutne.
Pstryknął palcami, przemienił swój ogon w nogi i spojrzał jeszcze po raz ostatni w stronę krat, gdzie siedział Kai z Wiewiórem. Rudzielec spojrzał na niego przestraszonym wzrokiem, mocniej wciskając się plecami w ścianę i obejmując palcami swój poszarpany przez Wilka, puszysty ogon
- Jeżeli będzie niegrzeczny, to wiesz, co masz robić, prawda?
Kai spojrzał na Syrena pustym wzrokiem, ale pokiwał głową w zrozumieniu. Dosłownie sekundę później zwrócił swoje oczy na rudzielca, przeszywając go wzrokiem na wskroś, więc Wiewór skulił się, prawie wchodząc w ścianę.
- To dobrze, ja muszę iść, Kyungsoo zaczyna działać mi na nerwy.
*
- Co za nieszczęście, pierwszy raz jestem zły, że wieje wiatr... - Chanyeol narzekał, już od samego początku ich wspólnej, pieszej wędrówki.
Gdy tylko Pan Płomienisty wyschnął i przestał zamęczać Krisa kolejnymi dziwnymi pytaniami (o to, czy naprawdę jest fajny, czy ładnie wygląda, czy dobrze mu się układają włosy etc., etc.), przyjaciele mogli w spokoju ruszyć w stronę domu, jednak niestety nie było im to dane. Nagle, nie wiadomo skąd w przestrzeni pojawił się tak mocno silny wiatr, że ani Kris, ani Chanyeol nie mogli użyć skrzydeł, by szybciej znaleźć się w domu. Co gorsza, wszelkie odłamki gałęzi, czy znajdujący się gdzieniegdzie piach, niemal wpadał im w oczy, utrudniając widoczność na obraz przed sobą.
- A żeby to jeszcze był jakiś delikatny wiatr. Bardziej to jak wichura, a nie zwykły, miły wiaterek, który nam zawsze towarzyszył, gdy lataliśmy – mruknął w odpowiedzi Kris, zasłaniając sobie usta ręką i przymrużając oczy – Poza tym, z tym wiaterkiem, to jednak mi tutaj coś śmierdzi, wiesz?
Chanyeol prychnął, patrząc na Krisa kątem oka. No naprawdę, czy ten głupi gad naprawdę uważał, że pan Płomienisty był taki niedomyślny?
- No co ty nie powieeeeee.. - fuknął i zatoczył się w tył, gdy ponownie dmuchnęło w jego stronę i podmuch pchnął chłopaka w tył, jakieś dobre sto pięćdziesiąt metrów - AAAA! Kris, weź mi pomóż!
Smok otworzył szeroko oczy, widząc, jak Chanyeol zaczął fruwać w powietrzu, nawet nie machając skrzydłami i, nie ma co ukrywać, nawet śmiał się cicho pod nosem. Wiedząc, że musi mu pomóc, rozpostarł swoje bordowe skrzydła złożone dotychczas na plecach, i wzleciał w górę, chcąc udać się w stronę Feniksa, który tym razem zaczął toczyć się po ziemi i jęczeć z bólu. Zapomniał chyba jednak, że w takim stanie nawet on nie będzie w stanie normalnie latać.
Zawirował w powietrzu, bezradnie machając rękoma i nogami na wszystkie strony, aż w pewnym momencie zderzył się z Chanyeolem, którego wiatr też zaczął niespodziewanie ponownie wznosić ku górze.
- Żarty sobie stroisz?! Uważaj, gdzie lecisz, głupku!! - warknął, próbując złapać się ciemnej marynarki Feniksa, ale ten z przerażenia wywołanego tym niespodziewanym lotem, odpychał od siebie Smoka.
- Zatrzymaj ten głupi wiatr! - krzyknął w odpowiedzi, ledwo łapiąc już powietrze w płuca, bo jedyne co miał teraz w ustach to jakieś robaki i piach.
W końcu okazało się, że obaj kręcili fikołki w powietrzu, jakie nagle uformowało się w ogromne tornado, a to powiało ich w zupełnie nieokreśloną i nieznaną im stronę. Chanyeol wisiał w dole, trzymany przez Krisa za nogawkę, a ten ostatni poczuł, jak nadlatująca w ich stronę masa głazów uderzyła go z całej siły w plecy. Nie były one specjalnie duże, ale odpowiednie, by wyrządzić mu krzywdę.
- Smoku! - jęknął Chan, widząc jak chłopak w jednej chwili podkulił swoje skrzydła i wygiął się z grymasem bólu, puszczając tym samym jego nogę – Kris!!
Feniks w jednej chwili odleciał, pchnięty przez ciężki podmuch z górnej części tornada na tą bardziej wyśrodkowaną, i niczym przez mgłę widział, jak jasnowłosy wisi w kumulującym się powietrzu, niczym marionetka, nie ruszając się chociażby przez sekundę. Ruszał się, owszem, ale to wiatr bawił się jego ciałem, a nie on sam mógł nim sterować dzięki swoim zmysłom.
Chanyeol wiedział, że Kris przez uderzenie stracił przytomność i to go najbardziej martwiło.
Ale skąd się tutaj wziął ten przeklęty wiatr i to przeklęte tornado?!
Krzyknął głośno, niemal dusząc się od wpadającej mu trawy do ust wraz jego donośnym wrzaskiem i jedyne, co zauważył przed oczami, to lecąca w jego stronę wielka skała. Zamachał rękoma, czując napływające łzy do oczu, ale zaraz przed nimi pojawiła mu się tylko ciemność.
*
Czuł się tak, jakby stado koni skakało mu po głowie, lub ktoś wwiercał mu się w nią jakimś ciężkim sprzętem. Z wielką trudnością otworzył oczy, zapyziałe od piachu, który mu się w nich nazbierał, jak przez mgłę widząc krajobraz przed sobą. Gdy poruszył ręką, poczuł pod nią coś miękkiego, znajomego i głośne, ale bolesne westchnienie wyleciało z jego ust. Kaszlnął, czując jak mocny dech odrzuca go na bok, a mokra glina z jego przełyku wylatuje na wolność z bólem.
Zasłonił dłońmi wargi, próbując powstrzymać silny atak kaszlu, kiedy znów padł na trawę na wznak, a łzy spłynęły mu po policzkach. Klatka unosiła się szybko, a ból w klatce piersiowej promieniował od samego splotu słonecznego.
- Co... co to było? - jęknął, odgarniając drżącą ręką loki za ucho i zamknął powieki – Koniec świata, czy co?
Nagle w uszach odbił mu się dziwny głos, którego nigdy wcześniej nie słyszał.
- Wiaterek. Przyjemny, prawda?
Podniósł swoje wielkie, brązowe oczy ku górze, potem kierując przed siebie, ale niewiele zobaczył. W jednej chwili przeleciało mu przez myśl, że chyba zaczął świrować, ale zaraz oprzytomniał, gdy przypomniał sobie o Smoku.
- Kris! - krzyknął tak głośno, jakby w ogóle nie przejmował się bólem.
W jednej chwili Feniks, który wcześniej zwijał się od cierpienia, teraz stał na równych nogach, rozglądając się uważnie. Jednak niestety nigdzie nie widział Smoka. Zaczął biegać dokoła, mając problem z rozpalaniem swoich skrzydeł, i nawet nie zdawał sobie sparwy z tego, że ktoś go obserwował, cały czas się uśmiechając.
Zatrzymał się dopiero nieco na lewo od jeziora, gdzie nieprzytomny leżał Kris. Oczy miał przymknięte, zasłonięte delikatnie jasną grzywką, a jego jedna ręka leżała odchylona bezwładnie w tyle, dotykając palcami jeziornej wody. Chan podbiegł do niego, przyklękając obok i zaczął machać rękoma w bezradności. Przeraził się widząc, poranioną twarz przyjaciela oraz nieco rozerwane u dołu bandaże na brzuchu i klatce piersiowej.
Ujął między swoje palce twarz Smoka i spojrzał na jego spokojną mimikę ze smutkiem.
- Kris, co ci się stało...? - wyjęczał i bezsilnie opadł twarzą na tors jasnowłosego – Okropny wiatr, ja wiedziałem, że on nie zrobi z nami nic dobrego.
- Dlaczego zrzucasz winę na wiatr?
Feniks zadrżał.
Ponownie ten głos. I tym razem bardzo blisko.
Jakoś nie był pewien, czy powinien unosić głowę i doszukiwać się oczami nowego gościa, ale nie miał wyboru. Wiatr delikatnie rozwiał włosy Feniksa, gdy wbił przerażony wzrok w postać znajdującą się tuż przed nim.
- Kim jesteś...? - wydukał tak cicho, jakby język utknął mu w gardle.
- Twoim najpiękniejszym snem.
*
Kyungsoo zatrzymał się na środku dróżki, która prowadziła do domu, od razu opuszczając głowę. Czerwona grzywka przysłoniła mu oczy, a jego ręka zacisnęła się w pięść, łapiąc w objęcia materiał koszuli na piersi. Przymknął oczy, czując, jakby coś gryzło go w środku, i to uczucie wcale nie należało do najprzyjemniejszych. Jego nogi zaczęły niespodziewania drżeć, więc musiał trzymać się przytomnym, by nie upaść w dół. 
Co to za uczucie? Zrobiłem coś nie tak...?, pomyślał, przygryzając wargę.
Wnet usłyszał jakby delikatny śmiech w powietrzu i wiatr z mocą rozwiał jego włosy na wszystkie strony, odsłaniając twarz. Otworzył szeroko oczy, widzą jak dziwne, błyszczące kryształy zaczęły spadać na ziemię.
- Dlaczego płaczesz?
Na głos, który zabrzmiał mu koło ucha, przerażony zakręcił się dokoła własnej osi i upadł na ziemię. Z ust Kyungsoo uciekł tylko głuchy jęk, póki nie zobaczył wyciągniętej przed sobą ręki. Spojrzał w tamtą stronę i autentycznie odebrało mu mowę.
Ten chłopak, który był z Pandą, pochylał się nad nim, chcąc pomóc wstać, ale jedno tylko martwiło Kyungsoo.
Jego wzrok był przerażająco pusty.
Zamachnął się ręką, chcąc go od siebie odgonić i wstał, mimo wszystko przygryzając wargę.
- Ja nie płaczę! Pośpiesz się, a nie zajmujesz się takimi błahostkami!
Baekhyun ukłonił się, poprawiając spadającego mu z pleców Tao, wciąż nieprzytomnego od uderzenia i dalej kontynuował wędrówkę.
Kyungsoo spojrzał za nim ze zmarszczonymi brwiami, ale oczy za to świeciły się jedynie niewyjaśnionym smutkiem.
*
Gdy patrzył się prosto w oczy Chanyeola, cały czas miał na ustach nonszalancki uśmieszek. Siedział w jeziorze, na wolności mając jedynie łokcie i kawałek klatki piersiowej, a w dłoniach trzymał swoją twarz. Feniks spoglądał na niego nieprzychylnie, cały czas trzymając na kolanach nieprzytomnego Smoka i mrużył oczy, wiedząc, że musi być przygotowany.
- Pytam się, kim jesteś?! - warknął już nieco poirytowany, zapalając natychmiast swoje skrzydła.
Ogień buchnął z nich na wszystkie możliwe strony, tęczówki rudowłosego przeszły czerwienią, ale osobnik w jeziorze, jak patrzył na niego bez cienia strachu czy niepewności, tak robił to dalej.
- Jeżeli nie umiesz obchodzić się z naturą i być przygotowanym na jej kaprysy, nie wypowiadaj się na temat wiatru – powiedział obojętnie, ale uśmiechnął się do niego uprzejmie.
Szkoda tylko, że Chanyeol nie widział tej uprzejmości i miał ochotę zedrzeć mu ten przebrzydły uśmieszek z twarzy. 
Ciemnowłosy chłopak przez chwilę patrzył się w oczy Feniksa, jednak zaraz jego wzrok spoczął na nieprzytomnym Krisie. Zmarszczył brwi w wyrazie oznaczającym współczucie.
- A jemu co się stało?
- Nie twój interes, pytam się, kim ty jesteś do jasnej anielki?! - warknął Chan, przytulając głowę Smoka bardziej do siebie.
Nieznajomy wygiął usta w przebrzydłym uśmieszku i spojrzał pięknymi, brązowymi oczami na Chanyeola, odchylając delikatnie swoje ciało w tył. W jednej chwili opadł w wodę, zanurzając się w niej, a jedyne co mignęło Feniksowi przed oczami to rozłożysty, rybi ogon z płetwami w kolorze morskiego turkusu. Uderzył z całej siły w taflę wody, po czym zniknął, i śladu po tym dziwnym gościu nie było nawet w małej części.
Feniks zamrugał oczami, nie wierząc w to, co zobaczył i niewiele myśląc, zaczął potrząsać nieprzytomnym Smokiem za ramiona, póki ten nie otworzył oczu i nie spadł z jego kolan.
- O co chodzi? Co ty taki nerwowy? - mruknął masując sobie głowę, ale zwątpił, gdy Chan zaczął kłapać ustami jak ryba, nie mogąc się wysłowić. Uniósł brew i podążył wzrokiem za ręką przyjaciela i stroną, jaką zaczęła ona wskazywać – Co? Jezioro? Wysłów się no!
- Tam... Tam... Widziałem chłopaka, który wyglądał... - zadrżała mu warga, a ręka chłopaka powróciła na miejsce, dociskając się do klatki piersiowej - ...jak syrena.
Kris przez chwilę patrzył się na niego osłupiały, nie bardzo to rozumiejąc, co Płomyczek miał na myśl, ale kiedy zdał sobie sprawę, że Chan mówił o syrenie, wybuchnął śmiechem.
- Chyba się za mocno uderzyłeś w głowę, kiedy spadaliśmy. Faceci wyglądający jak syreny nie istnieją.
- Nie jestem głupi, wiem, co widziałem! - Chanyeol napuszył się i wstał z ziemi, zostawiając Smoka, który cały czas się śmiał.
Zaczął się rozglądać po okolicy w pośpiechu co i raz zerkając na jezioro, czy przypadkiem ten dziwny osobnik znów nie pojawi się na wolności. Smok natomiast, gdy skończył się śmiać, od razu automatycznie skrzywił się, czując narastający ból w skrzydłach, na który wcześniej nie zwrócił specjalnej uwagi. Położył się na trawie i zamknął oczy.
- Czy to znaczy, że nie będę mógł znów latać? - wymruczał pod nosem, próbując ruszyć skrzydłem, ale z każdym mocniejszym zamachem, zaczęło go ono potwornie boleć.
W sumie pamiętał, że chyba uderzyły go jakieś głazy, ale co było dalej, pozostawało dla Krisa wielką tajemnicą. Uchylił powieki i powiódł wzrokiem za Chanyeolem, który nagle po prostu stał jak wryty i patrzył się w jeden punkt.
- Yeol, co się dzieje?! - krzyknął jasnowłosy, pędem podnosząc się na nogi i podbiegł do przyjaciela.
Nagle oczom dwójki ukazały się idące w ich stronę trzy postaci, z czego jedna wisiała na plecach tego znajdującego się bardziej z tyłu, a trzeci szedł z opuszczoną głową. Krisowi drgnęła brew, bo od razu poznał, że jednymi z nich byli Tao z Baekhyunem, ale tego ostatniego widział po raz pierwszy na oczy.
- Co...
Feniks jednak nie zareagował, tylko od razu podbiegł do nich, patrząc się nieprzychylnie na czerwonowłosego chłopaka obok ich przyjaciół. Spojrzał w stronę Baekhyuna z uśmiechem i wyciągnął dłonie w przód.
- Baekhyunnie! Co się stało?
Niestety chłopak nie zareagował na jego nawoływania. Stał przed nim z Tao na plecach, a swój pusty wzrok miał wbity, nie w Chanyeola, a w niewyjaśnioną przestrzeń przed sobą. Feniks przerażony zaczął potrząsać ramionami przyjaciela, ale ten nawet nie drgnął.
- Baekhyunnie... - wyszeptał i zmierzył wściekłym wzrokiem Kyungsoo, który zwątpił, widząc czerwone tęczówki Chana – Coś mu zrobił?! Czemu Tao jest nieprzytomny?!
W oczach Kyungsoo pojawił się jedynie strach i zaczął kręcić głową, że to nie była jego wina, choć i tak, prawdę znał tylko on. Chanyeol jednak mu nie uwierzył i razem ze stojącym już obok Smokiem, przeszywali chłopaka wzrokiem na wskroś.
- Lepiej powiedz, co zrobiłeś, bo cię spalę żywcem – warknął jasnowłosy i uniósł do góry dłonie z których nagle buchnął ogień, ale nie dotknął Kyungsoo, a jedynie go przestraszył.
- Ale ja nie...! - bronił się, gdy nagle wszyscy usłyszeli huk.
Albo raczej coś w rodzaju głośnego odgłosu wskakiwania do wody.
Zwrócili swoje głowy w stronę nadchodzącego dźwięku, Chanyeol otworzył szeroko oczy, a jego warga nieznacznie zadrżała. Szarpnął Krisa za ramię, a ten syknął.
- Mówiłem! Mówiłem, że to syrena! No zobacz, Smoku! Zobacz!
- Ja nadal nie wiem, o co ci chodzi, Chan... - Smok westchnął z przekąsem, ale gdy jego oczy utkwiły w jeziorze, gęba opadła mu niemal do ziemi, i zamrugał nimi z niedowierzaniem – Ty chyba sobie ze mnie kpisz!
Chociaż do Krisa jakoś za bardzo to nie docierało wszystko, co działo się dokoła, musiał przyznać, że obraz przed oczami był zniewalająco piękny. Gdy syrena wyskoczyła z jeziora, dokoła rozbryznęły się małe, błyszczące wodne kryształki, migocząc delikatnie w zachodzącym już powoli słońcu. Jej ogon wygiął się pod małym kątem, powodując, że w powietrzu wytworzyła swoim ciałem piękne figury, a potem od razu wskoczyła z powrotem do wody z charakterystycznym hukiem. Smok i Feniks patrzyli na to z fascynacją, a gdy syrena wyłoniła się, Kris doznał ogromnego zawodu, bo okazała się być ona facetem.
- To w ogóle jest możliwe, żeby syreną był chłopak?! - spytał głupio, a wspomniany syren ponownie oparł się o brzeg łokciami i widząc Kyungsoo, uśmiechnął się.
- Och, jak miło, że raczyłeś wrócić. I do tego pojmałeś tych dwóch, nadajesz się do czegoś, Kyungsoo.
Chociaż nie rozumiem, czemu ta Panda nie padła pod twój atak – odparł, puszczając mimo uszu pytanie Smoka i unosząc do góry palec, pokiwał nim kilka razy w swoją stronę – Chodź tutaj, natychmiast.
- Chen...? O co chodzi? - spytał czerwonowłosy, przygryzając lekko wargę, ale mając wątpliwości, by podejść do tego drugiego.
- Powiedziałem, NATYCHMIAST! - warknął, irytując się czekaniem i niekompetencją Kyungsoo.
Kris patrzył na to z szeroko otwartymi oczami z jednej strony zastanawiając się, czy powienien ich zaatakować, czy nie, ale z drugiej martwiąc się Chanyeolem, który daremnie starał się wybudzić Baekhyuna z dziwnego transu, w jakim się znajdował. Widział, jak chłopak skakał obok brązowowłosego, klaskał mu przed oczami, a ten nadal stał sztywno. Ciekaw był, czy zemdlony Tao i Baekhyun w takim stanie, to była sprawka właśnie tych dwóch gości. W sumie nie było tutaj nikogo innego, kto wyrządziłby im krzywdę, więc...
Nagle go oświeciło.
- To ty porwałeś Kaia... - warknął Kris, chcąc naskoczyć na syrena, ale wtedy stało się coś, czego nikt by się nie spodziewał.
Gdy wspomniany wcześniej Kyungsoo podszedł do tego drugiego siedzącego w jeziorze, Kris myślał, że ten zacznie mu coś mówić na ucho, dziękować, lub jakąś rzecz na podobieństwo, a ten jednak zrobił coś kompletnie innego.
- Za długo go już miałeś, Kyung – mruknął syren i podparł się na jednej ręce, wyskakując z jeziora, a dłonią drugiej, sięgnął do spodni Kyungsoo.
Smok widział jedynie, jak ten imieniem Chen zrywa coś na podobieństwo długiego pasa z łusek ze spodni czerwonowłosego, a Kyungsoo w tym samym momencie upada na ziemię, a jego skóra na twarzy i dłoniach marszczy się. Zdumiony nie mógł w to uwierzyć, w podobieństwie do Chanyeola, który załamany siedział na trawie i zastanawiał się, co stało się z jego Baekhyunem.
- Co to ma wszystko znaczyć?! - warknął Kris, chcąc wzbić się w niebo i podlecieć do nich, ale ból w skrzydłach, nie pozwolił zrobić mu nic, więc jedynie upadł na ziemię z hukiem.
Chen widząc to, uśmiechnął się nonszalancko pod nosem i wynurzył z wody, obwiązując się dokoła ogona pasem. Spojrzał pobłażliwie na Kyungsoo, który leżał na ziemi i dusił się, po czym pstryknięciem palców, pozbawił się ogona. Podszedł do chłopaka i wywróciwszy oczami, udał, że się lituje na nim. Pochylił się, z uśmiechem patrząc, jak Kyung dusił się, po czym z całej siły kopnął chłopaka w plecy, wrzucając go do jeziora.
- Idź sprawdź, czy ten irytujący wiewiór nadal żyje – mruknął i zmierzył przebiegłym wzrokiem Krisa z Chanyeolem.
Smok zmrużył swoje oczy, nie bardzo ufając temu kolesiowi; wydawał mu się podobnie podejrzany do tego, którego przed chwilą wrzucił do jeziora, jakby nigdy nic.
- Co to było, to przed chwilą? - spytał, patrząc czarnowłosemu prosto w oczy, a ten uśmiechnął się – Gdzie jest twój ogon, ty... ty... przebrzydła rybo!
Puścił wyzwiska mimo uszu i wyminął Krisa, po czym wspiął się na znajdującą się nieopodal płytę z głazów, siadając na niej. Nie lubił jednak przebywać w tej formie. Chodzenie na dwóch nogach irytowało go. Spojrzał swoimi pięknymi oczami na Smoka, pstryknął palcami, a naraz z tym gestem jego nogi ponownie przemieniły się w ogon, a jasna koszulka, jaką miał wcześniej, zniknęła.
Kris nie widział już kompletnie nic przez nadchodzącą noc, (która poza tym pojawiła się za szybko) więc uformował na ręku ognistą kulę, która zastępowała mu światło.
W jasnym płomieniu ognia Kris widział tylko, jak Chen usiadł na kamiennej płycie, spuszczając ogon w powietrze. Płetwami dotykał wodnej tafli, w której także odbijał się srebrny księżyc, a dłońmi podpierał się o skalne podłoże, patrząc przed siebie w przestrzeń.
- Co ty knujesz... - warknął jasnowłosy – Gadaj!
Chen przymknął powieki, poddając się oświetlającemu go światłu księżyca, a zaraz z jego ust wydostały się tak piękne dźwięki, jakich nawet wcześniej Tao nie słyszał u Kyungsoo. Śpiewana piosenka była identyczna, co u Kyungsoo, jednak Chen zdawał się ją śpiewać inaczej. Jego głos był znacznie delikatniejszy i zarazem nieco wyższy, a ktoś mógłby powiedzieć, że nawet przypominał anielski. Wysunął brodę bardziej w przód, łapiąc mocny oddech w pierś i spojrzał w gwiazdy, jakby w nich wraz z piosenką szukał odpowiedzi na nurtujące go pytania. Jego śpiew tak piękny i czarujący, odbijał się echem pomiędzy drzewami, docierając nawet do najgłębszych zakamarków jeziora. Do tego wiatr idealnie współgrał z chłopakiem, rozwiewając ze spokojem jego nieco kręcone włosy.
Gdy skończył, uchylił powieki, nawet z pełną gracją mrugając rzęsami. Po prostu, miał śpiewanie we krwi.
- Zadajesz zbyt wiele pytań, Kris. Oby one cię czasem nie zgubiły. Chociaż, to i tak twój koniec – zaświergotał, spoglądając przez chwilę w gwiazdy, a potem przeniósł swój wzrok na pozostałych – Idealnie.
Smok stał sztywno, a płomień z jego dłoni nagle zniknął, więc dostrzegalny był tylko przez światło księżyca. Chen zamachał ręką w powietrzu, a z tym gestem Smok opuścił swoją głowę niżej, prawie, że zginając się tak, jakby się mu kłaniał.
- No już, na kolana! - zaśmiał się perliście, a Smok wraz z przybyłym do niego Feniksem i Baekhyunem przyklęknęli na ziemi, nie mając tej śmiałości, by podnieść swoje głowy. A może raczej: po prostu nie mogli tego zrobić? - Laleczki!
Jeszcze długo cała trójka klęczała na ziemi, a Chen w tym czasie przeszył wzrokiem Pandę, który cały czas wisiał na ramionach Byuna. Sama jego obecność zaczęła go jakoś denerwować. Nie chcąc się jednak nad tym dłużej zastanawiać, odbił się rękoma od kamiennej płyty i po prostu wskoczył do jeziora, płynąc w dół. Wykonał kilka kółek pod powierzchnią wody, a jego głos głośnym echem rozbrzmiał między wodną tonią, a nawet poza nią, tak, że cała trójka mogła go usłyszeć.
- Do mnie, kochani, w dole czekają też czekają na was przyjaciele!
I jedyne, co potem po nich zostało, to delikatne fale kołyszące się na wodzie, oraz odbijające się w niej światło ich srebrnego przyjaciela.
*
- Jak tylko wrócą, to obiecuję, że wszystkich zwiążę i zamknę w szafie! - Luhan zirytowany odsunął się od okna, przy którym spędził prawie połowę dnia odkąd Baekhyun z Tao sobie poszli – Wszyscy zachowują się tak nieodpowiedzialnie! No ja już kompletnie nie wiem, co mam z nimi zrobić. A ostrzegałem! A mówiłem! I co?
Zaczął się wkurzać, że wszyscy sobie olali, to, że mieli się wszyscy razem spotkać wieczorem i wyruszyć na poszukiwania Kaia, i najprawdopodobniej zostawili Jelonka samego z Sehunem. To nie było sprawiedliwe.
Westchnął cicho, bo wiedział, że to, co przed chwilą padło z jego ust, było tylko zbędnym monologiem. Jego tęczowy przyjaciel dalej leżał w łóżku i nie reagował na żadne z jego próśb, słów, czy gestów. To Luhana bolało, bo od zawsze, odkąd poznali się z Sehunem, to się o niego martwił, a teraz był tak naprawdę bezsilny, bo nie był w stanie go nawet obudzić.
Wstał z fotela wyściełanego na siedzeniu trawą i podszedł do łóżka przyjaciela. Ujął jego nieruchomo leżącą dłoń na pościeli i zmartwił się, gdy była tym razem nie lodowato zimna, a okropnie gorąca. Sprawdził okład na czole tęczowego – zaczął się już ocieplać, a woda prawie, że wyparowała. Przerażony tym, że Sehun nagle, nie wiadomo skąd dostał tak wysokiej gorączki, zabrał szmatkę i po raz kolejny namoczył ją lodowatą wodą.
- Sehunnie, mój Boże, co ci się dzieje?! Zabiję tego przebrzydłego gada i to ptaszysko, że poleźli gdzieś, nakłaniając i Tao z Baekhyunem do wyjścia, a mnie zostawili! - jęknął pod nosem, kładąc szmatkę na czole Sehuna i otworzył z przerażenia oczy, gdy dotarło do niego, że dostał on drgawek. - Sehun!!
Jego ciało podskakiwało na łóżku, ale ani na chwilę nawet, chłopak nie otworzył oczu. Jelonek przestraszony wystartował prędko do szafki, gdzie postawił szkatułkę z kostką i zaczął układać nią jakieś dziwne kombinacje.
Niestety, ale nic się nie stało. Moc kostki nie chciała zadziałać.
Czyżby to właśnie dlatego, że Sehun dalej leżał nieprzytomny?
- Sehunnie, proszę, obudź się, ja nie chcę cię stracić. Sehunnie! - pisnął zasmucony jasnowłosy, biegnąc ponownie w stronę łóżka.
Potknął się o jedno z wystających drewien w podłodze, a kostka wypadła mu z dłoni, tocząc się pod łóżko. Luhan zapłakał, ściskając mocno palce jednej ręki w pięść.
- Jestem taki bezsilny. Znów bezużyteczny... Dlaczego nie mogę im pomóc?! Dlaczego?!

10 komentarzy:

  1. GOMENNASAI !! Chciałam Cię z całego serca przeprosić, że nie zostawiałam żadnego komentarza. Rozumiem i wiem, że nie jest to fajne uczucie, gdy ty się starasz coś dla nas napisać i wkładasz w to całe swoje kokoro (^-^), a my nawet nie raczymy tego pochwalić. Dlatego jeszcze raz przepraszam i od teraz będę starała się zostawiać komentarz pod każdym rozdziałem jaki teraz dla nas dodasz. Okey punkt pierwszy: "Przeprosiny" zaliczony, ale chyba jeszcze miałam coś zrobić ... hmmm ... A TAK ! Punkt drugi:"Spostrzeżenia co do rozdziału". Cudny *u* (ja z resztą każdy jaki tylko dodasz :33). Nie znalazłam żadnego błędu (jak zwykle). Biedny Kris znów latać nie może. Oczywiście czekam z niecierpliwością na kolejne cudo jakie dla nas napiszesz ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. Boskie *.* czekam na resztę <3

    OdpowiedzUsuń
  3. Rany, Kris, nawet nie wiesz, jak miło czytać takie rzeczy. Awww ♥ Spłoniłam się <3

    OMG, co...? co się tutaj dzieje? Wichura, potem ten pas i nagle wszyscy zaczarowani...ale Chen ich chyba nie potopił, co?
    Właśnie, to dziwne, ze ktoś jest Syrenem XD zabawne, ale dziwne.
    Martwię sie o Sehuna, naprawdę. To jest straszne. No i trochę niepokojące to jak Chen odbiera Tao.
    Uwielbiam to opowiadanie. Podnosi mi ciśnienie XD
    DUŻO WENY ♥

    PS. Kim jest Wiewiór?

    OdpowiedzUsuń
  4. Woah~ ! Ile tu się działo ! Kris nie będzie mógł latać ? T.T Dobrze, że Channyeolowi nic się nie stało <3 Chen … coś ty do jasnej zrobił D.O ? O.o Jak możesz być taki ?! >< (chociaż on najlepiej nadaje się do takiej postaci xD wredny, kochany troll *w*) Najbardziej żal mi Xiumina, bo to on jest tą pogryzioną wiewióreczką, prawda ? Xiumim trzymaj się ! Jakoś się stamtąd wydostaniecie ! ^ ^ Biedy Lulu ;__; został sam z Sehunem, który jest w takim stanie ;__; Rozdział jak zwykle cudowny… jak można tak ładnie pisać ? ;__;
    Jia yo ~! ^w^

    OdpowiedzUsuń
  5. Znajduje Twojego bloga i co? Już w autorskiej notce mnie straszysz TT-TT Nie przestawaj dodawać notek, ja Cię proooszęęę~ *robi minę naburmuszonego dziecka* a co do opowiadania, to tak:
    1. Gdy to czytam to nie mogę się oderwać. Po prostu, strasznie wciągające!
    2. Tyle akcji *zachwyca się* nie umiem w miejscu wysiedzieć, gdy kończysz w takich momentach, bo dostaje choroby sierocej.
    3. Wut? Czemu D.O się dusił? O co chodzi z tym pasem? Wiewióreczka przeżyje? Kto jest tą Wiewiórą? I czemu Sehun ma nadal zgona?

    Opowiadanie strasznie mi się podoba i czekam na kolejną część, a co do błędów, to znalazłam tylko "- Do mnie, kochani, w dole czekają też czekają na was przyjaciele!".

    Nie mogę doczekać się kolejnego rozdziału, mam nadzieje że będą w nim odpowiedzi na kilka z moich pytań (albo na wszystkie :3)
    Dużo weny i powodzenia w pisaniu <3

    ~ Wyimaginowany Kicuś

    OdpowiedzUsuń
  6. Minęło sporo czasu od mojego ostatniego komentarza u Ciebie tak samo, jak Twojego u mnie, ale jakoś zdecydowałam się tutaj wpaść i naprawdę nie żałuje. Cieszę się, że kontynuujesz to opowiadanie, ponieważ fabuła niesamowicie wciąga. Niezbyt lubię fantasy - głównie dlatego, że nie potrafię jakoś się wczuć w dane sytuację przez banalne opisy autorów. Tutaj jest zupełnie inaczej, dlatego mnie urzekłaś. Ale może przejdę do skomentowania powyższego rozdziału, bo tak to ja sobie zachwalać mogę, prawda? ;).
    Chen... Bez wątpienia jest to postać, którą albo się lubi, albo nie. Dupek z krwi i kości, ale takich postaci potrzebuje każda fabuła! Bez nich byłoby po prosto sielankowo i nudno. A tak przynajmniej zawsze coś się dzieje. Ponadto wierzę, że w naszym bohaterze istnieją te lepsze uczucia i kiedyś je pokaże. Bynajmniej mam taką nadzieję, bo w tym rozdziale zachował się naprawdę okrutnie...
    Mimowolnie wyobrażenie Xiumina jako wiewiórki wywołuje u mnie śmiech... Ja wiem, że on cierpi, bo został pogryziony i jest mi z tego powodu bardzo przykro, ale... wiewiórka? Seriously? Na lepszy pomysł chyba wpaść nie mogłaś, choć Ci ich nie brakuje ^^. Podoba mi się! Równie mocno, jak ten rzucony czar, który wprowadził akcję opowiadania w taki świetny, tajemniczy nastrój! I like it.
    Myślę, że gdyby Kris mógł latać zdecydowanie łatwiej byłoby mu się wydostać z tego miejsca albo przynajmniej sprowadzić pomoc... A teraz? Co oni zrobią? Jak mają się wydostać, skoro wszystko tak bardzo się skomplikowało? Aish... dzieje się i to dużo. A to dopiero czwarty odcinek. Strach pomyśleć, co potem szykujesz dla naszych bohaterów ^^.
    Sehun jest naprawdę w tragicznym stanie, a został sam z Luhanem... Nie podoba mi się. Wolałabym, żeby to Chen był na miejscu Lulu (o ile nie zostawiłby Sehuna na pastwę losu, a za do ręki sobie odciąć nie dam -,-). Po prostu boję się, że Luhan nie da sobie rady, a on jest przecież taki słodki... ;<.
    Czekam na nowość i, jeśli miałabyś ochotę zapraszam do mnie na nowe odcinki "Losth heart": http://rain-sound.blogspot.com/

    PS. Mogłabyś usunąć AntySpam? Dużo łatwiej by się komentowało :).

    OdpowiedzUsuń
  7. To opowiadanie zdecydowanie za szybko się czyta... Szczerze mam teraz pustkę w głowie, żeby napisać Ci jakiś sensowny komentarz. Bo nie chodzi tutaj tylko o to, aby ci powiedzieć, że twoja twórczość jest cudowna (chociaż jest i nie jestem w stanie temu zaprzeczyć!).
    Zauważyłam dwa małe błędy (jak je znajdę to ci napiszę ;) ).
    Co do treści... Ach~ Cud, miód i orzeszki <3 Chen jako czarny charakter, chłopcy jako marionetki (płaczę kiedy czytam) i biedny Luhan, który nie jest w stanie pomóc swoim przyjaciołom... Nie mogę się doczekać następnego rozdziału!
    Życzę ci DUŻO, DUŻO WENY i nie przejmuj się brakiem komentarzy ;) Oczywiście są ważne i bardzo motywujące, jednak pisanie to jest twoja pasja/hobby, więc rób to dla siebie :)
    Pozdrawiam. Kris~

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

      Usuń
  8. Na wstępnie powiem, że fajnie jest się dopiero teraz dowiedzieć, że Twój blog ma fanpage (y) A wogóle nawiasem mówiąc, śledziłam na bloggerze każdego dnia (jak to zwykle robię) kto dodał coś nowego. Czemu nie pamiętam byś dodawała rozdział czwarty, a co dopiero siódmy? XD
    ***
    Jak łaskawie odpiszesz mi na mój zacny list, który dostałaś w chuj czasu temu to chyba jeszcze raz zapierdolę Ci takim pięknym syrenem, tzn. Chenrielem...
    ***
    ,,Zamachał ogonem, wznosząc się ku górze i w pewnym momencie pojawił się na powierzchni, zarzucając włosami na bok'' - wyobrażasz sobie jak głupio musiał wyglądać ze wszystkimi, mokrymi włosami, zarzuconymi na bok? Taki irokez/stojak lub jakkolwiek to nazwiesz.
    Wiem, że grzeszę talentem artystycznym, ale naprawdę mnie kusi by narysować takiego Chena... Obiecuję Ci to, że kiedyś usiądę do tego i to narysuję! Będziesz płakać ze śmiechu ;___;
    ***
    ,,przebrzydły żabol...'' - Kyungsoo nie przypomina żaby tylko sowę jak już! Żabolem to jest Mięcho ze Lśniących...
    ***
    *bierze tasak i idzie szukać Chena. Znajdzie go za wszelką cenę, choćby miała sama zostać syrenką... ;____; //nie, to nie wypali. Jakiś pan na dworze nawet wydał krzyk rozpaczy...//*
    ***
    Nie żeby coś, ale czemu jak czytam o Chanie i Krisie, którzy nie są w stanie się utrzymać w powietrzu przez wichurę to na myśl od razu przychodzi mi opowiadanie o trzech świnkach? I wilk, który mówił: jak dmuchne, jak chuchnę bla bla bla... ;_____;
    //... bla bla bla... i zdmuchnął ich, a ich domki runęły niczym domek z kart, jedynie domek z cegiełek był w stanie odeprzeć dmuchy i chuchy wilczka...//
    ***
    Dobre robaczki, Chan? So... smacznego~
    ***
    Tornado -> Wiatr -> Sehun -> Nieprzytomny -> Cwaniaczek kurde. Nie ma co robić, to wywołuje przez sen tornada i o mało co nie zabija przyjaciół... .__________. Znajdź se inne hobby chłopcze~
    ***
    Ej no... przecież Sehun ma moc wiatru >3< Co za tępa dzida się pod niego podszywa? ;_;
    ***
    Khm... Baekhyun... dźwigający Tao... czegoś się naćpała jak to pisałaś? Taki kurdupel dźwigający... wielkoluda... Żeby sobie krzywdy nie zrobił. (mimo że jest pod hipnozą...)
    ***
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N-!
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N-!
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N-!
    ***
    Nie Kris, nie kpimy z Ciebie. Syreny na prawdę istnieją. Teraz na kolana i do rana (bez skojarzeń plz) przepraszaj Chana, żeś mu nie uwierzył~!
    ***
    Było go walnąć, a nie klaskać przed oczami~
    ***
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N A-N-D K-R-I-S-U-S-!
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N A-N-D K-R-I-S-U-S-!
    H-A-T-E Y-O-U C-H-E-N A-N-D K-R-I-S-U-S-!
    Wiesz czemu Cię nienawidzę? Jak śmiałaś zrobić z Chena brutala, by kopał Kyungsoo?! Za karę ci kutwa nie napiszę Sehuna z Suho... Albo będę Cię torturować Chenrielką albo jeszcze wymyślę złowrogi plan zniszczenia Cię... >DDD
    ***
    UKARAM CIĘ KURWA NASTĘPNYM RAZEM JEDNYM SŁÓWKIEM/KRÓTKIM KOMENTARZEM, A NIE TAKĄ LAWINĄ SŁÓW I PRZEMYŚLEŃ... CIERP...
    ***
    Na kolana i do rana...!
    ***
    Ominęło mnie coś? Jakim kurde cudem oni oddychają pod wodą? To sprawka hipnozy czy co? .____.
    ***
    Luhan sam w domu - nowy serial od poniedziałku do piątku na Discovery Channel. Do dyspozycji ma jedynie nieprzytomnego Sehuna. Bądźcie z nami i obserwujcie kolejne jego odkrycia.~
    ***
    Sehunnie skacze jak ryba, której brak wody! Nie no, nie powinnam się śmiać. Wybaczcie T^T

    OdpowiedzUsuń
  9. Wow, nie spodziewałam się, że tak na raz wrzucisz wszystkich w ramiona złej Chenrenki, którą nawiasem mówiąc uwielbiam xD
    W ogóle, jakim cudem oni się tam dostaną.. do tej groty? Przecież Kris, Chan, Baek i Tao, a zwłaszcza Tao, który jest nieprzytomny i zdaje się wciąż niezahipnotyzowany, nie potrafią oddychać pod wodą. Tamta trójka jeszcze ok, jakoś tam niby mogliby oddychać dzięki tejże hipnozie, ale Tao... On by tam umarł, wiesz o tym, prawda? _^_
    No, ale to bajka xD W bajce jest wszystko możliwe, zwłaszcza bajce Krisusa XD

    Bieny Lu... ;o; taki samotny, a Sehun taki nieprzytomny i taki biedny i taki zgorączkowany i taki zdrgawkowany i i i.... ;;;;;;

    Żeś wewaliła w ten rozdział tyle tego, że się nie dziwię, że z boku tutaj w kolumnie góruje pod "popularnymi postami" _^_

    Z tego co widzę trochę długo mi idzie czytanie jedengo rozdziału, nie mam pojęcia czemu... T^T
    Chyba poczekam aż skończysz i przeczytam w ferie, które nawiasem mówiąc mam za niecałe dwa tygodnie bodajże ^^
    Wtedy będę spokojniejsza, niż z myślą, że muszę się spieszyć, bo jutro do szkoły, a nie mogę zabrać się za czytanie ._.

    Ty tam pisz to, kończ to, żebym już miała za ten czas wszystkie rozdziały do przeczytania~ *ehehehe* c:

    ~Baek

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu