Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon II - Trzeci.



Tytuł: How to train your Dragon II - Trzeci.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan, BaekTao, KrisYeol
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4110 słów
Notka autorska: Woah, prawie miesięczna przerwa... Trochę długo, ale w końcu udało mi się coś naskrobać. Już myślałam, że nigdy mi się to nie uda. Ech ta cholerna szkoła, wytrzymać się nie da ._. Ogólnie tak, mam zaplanowane prawie wszystkie rozdziały do przodu, ale muszę je tylko ułożyć w pomysł, więc nie jest tak źle. 
Ej, weźcie mi powiedzcie szczerze, czy te TRZY komentarze pod poprzednim partem (nie licząc nominacji, które NIE SĄ na swoim miejscu, bo prosiłam, by robić to w spamie) są dlatego, że nie chce się Wam komentować, bo piszę o EXO, czy może powinnam przerzucić się na inny zespół, byście czytali z zainteresowaniem? Nie zmuszam do komentowania, chcę po prostu wiedzieć, czemu przestaliście. Czy to mój styl się popsuł, nie piszę ciekawie, czy jak? Proszę, wypowiedzcie się, a postaram się to zmienić TuT 
No nic, zapraszam na trzeci rozdział, HTTYD2 i miłego czytania moje Pyśki <3
....HE HE, CHEN <3
ps. jaram się w cholerę świątecznym teledyskiem EXO. Tak bardzo Chen, tak bardzo Kriscasso. <3
+ jeżeli są błędy, to wytknijcie mi je, proszę. .3.

Rozdział 3

Słońce dzielące się dokoła swoim wielkim ciepłem, w krainach zaczęło wschodzić już coraz wyżej, a to oznaczało jedynie tyle, że wielkimi krokami zbliżało się południe. Promienie dość mocno przygrzewały, a na niebie w sumie nie widać było żadnej chmury. Jednak, to był tylko obraz tego, co działo się na powierzchni wielkiego, magicznego świata, wiele innych rzeczy zdawało się być zupełnie zbieżnymi z rzeczywistością.
Było także inne miejsce na tym świecie, umiejscowione długie metry pod powierzchnią wody, daleko w głębi, które swoim wyglądem przypominało wielką jaskinię. Nie miało żadnych otworów, gdzie mógł wpaść chociaż kawałek światła, nie rosła tam nawet żadna roślina – jedyną charakterystyczną cechą tego miejsca były skały w kolorze czystego lazuru, oraz kamienny basen z wodą, znajdujący się po prawej stronie od wbitego w ścianę, skalnego siedzenia – czegoś na podobieństwo tronu. Mogłoby się zdawać, że w środku panowała nietypowa dla wielu krain wilgoć, ale nikt nie narzekał, że było mu jakoś specjalnie zimno.
Właśnie, ale kto miał narzekać?
- Ach, w końcu chwila spokoju! - nagle dało się słyszeć całkiem przyjemny głos odbijający się od ścian jaskini, a wnet na widoku pojawiła się także postura dość wysokiego mężczyzny, który... wynurzył się w najlepsze z wspomnianego wcześniej jeziora. Usiadł na brzegu i zerknął w stronę towarzysza, a ten zdawał się być czymś pochłonięty – Jak tam te śmiecie, Kyungsoo?
Chen, bo takie imię nosił wspomniany pływak, miał ciemne, nieco kręcone włosy, których długość ledwo sięgała mu do połowy karku z tyłu i nie wychodziła z przodu za uszy. A uszy te były specyficzne, bo wyglądem przypominały niby to płetwy, niby elfie – szpiczaste i posiadające dziwną błonkę. Jak na chłopaka, był dość chudy, co świadczyć może również o mało wyrzeźbionej klatce piersiowej (no, ale aż tak źle z nim nie było!) oraz całkiem wątłych i niezbyt szerokich ramionach. Charakterystyczne były dla niego dwie rzeczy – ciemne, niemal czarne niczym węgiel oczy, a także.. syreni ogon zamiast nóg, jaki zaczynał mu się od pasa, a kończył na płetwach, które każdy pomyliłby pewnie z jego stopami.
Odetchnął z szerokim uśmiechem na ustach, machając swoim syrenim ogonem w jasnej wodzie jeziora i odchylił głowę do tyłu, zerkając tym samym ponownie na towarzysza.
- Mówiłem coś, Kyungsoo – mruknął, mrużąc oczy i podpierając się na dłoniach, wynurzył jeszcze bardziej z jeziora, tak, by całkowicie znajdować się poza nim.
Jego ogon, skakał w górę i w dół, jakby był podobny do ryby, która nie może oddychać, bo nie żyje w swoim świecie. Jednak za chwilę, gdy ten tylko pstryknął palcami, dokoła zebrały się złote światełka, zmieniając ten właśnie syreni ogon w nogi. Najnormalniejsze w świecie ludzkie nogi, ubrane w długie, szare spodnie, przylegające do ciała.
Chen wyskoczył w górę i powstał, powoli podchodząc do chłopaka, który w aktualnym momencie był zajęty ciągnięciem nieprzytomnego Kaia w stronę krat znajdujących się niedaleko.
Prychnął, widząc jego mozolne starania w przeciągnięciu chłopaka.
- Jesteś nieudolny, Kyungsoo. Oni są tylko nic nie wartymi śmieciami, po co obchodzisz się z nim tak delikatnie? - uniósł brew i wyrwał Wilka z objęć Kyungsoo, a ten, wyraźne zmęczony przetarł rękoma twarz.
- Chen, nie powinieneś...
Chłopak go jednak nie słuchał. W jednej dłoni trzymał Wilka za kaptur czarnej bluzy i ciągnął go do przodu, a drugą, niczym jakąś magiczną różdżką, otworzył drzwi krat od znajdujących się niedaleko lochów. Wystarczy, że pstryknął, a czarne wrota wyryte w skale otworzyły się i Kai, rzucony z impetem odbił się o ścianę, upadając na ziemię, a wraz z kolejnym pstryknięciem Chena, te właśnie drzwi zamknęły się z hukiem.
Uśmiechnął się i spojrzał kpiąco na Kyungsoo.
- Czemu nie powinienem? A kim jestem? Człowiekiem? Robalem? Czy Syreną? No kim?
- To nie o to chodzi, Chen – drugi chłopak opuścił głowę i zamknął na chwilę powieki – Po prostu dla mnie...
- Boisz się go, co nie? Wiem. On jest teraz moją lalką, zrobi dla mnie, co tylko zechcę. Wkurza mnie, że nie mogłem cię zmienić, ale poczekaj... Przyjdzie czas i na ciebie.
- Chen...? - wytrącony z wątku, zamrugał oczami, gdy towarzysz nagle przyklęknął przy kratach i wyciągnął w przód rękę, wciskając się między nie.
Zamachał parę razy palcami, a w tym samym momencie do krat zbliżył się Kai, który jeszcze chwilę temu leżał nieprzytomny, a teraz po prostu poruszał się, jakby nigdy nic. Podsunął głowę pod wyciągniętą rękę i zaczął cicho warczeć, gdy Chen podrapał go za uszami.
- Patrzcie, jaki dobry piesek – poklepał Wilka po czubku głowy i za chwilę ujął w palce tylne kosmyki włosów chłopaka, by spojrzał w oczy syrena – Ale ja mam dla ciebie zadanie, piesku – odwrócił Kaia tyłem do siebie i skinięciem głowy wskazał na drugiego osobnika skulonego w kącie pomieszczenia – Widzisz tego Wiewióra, Kai? Denerwuje mnie, proszę, pobaw się z nim.
Kyungsoo siedział w ciszy, obserwując uważnie, co zrobi Wilk, ale również, jak na dalsze biegi wydarzeń zareaguje Chen. Gdy tylko ten ostatni wydał rozkaz, Kai z potulnego pieska przytulającego się do dłoni czarnowłosego, zmienił się w wściekłą bestię i wystawił kły. Jego oczy zapaliły się w tęczówce kolorem czerwonym, a wspomniany wcześniej Wiewiór, tylko podkulił się bardziej w kącie więzienia, a jego oczy otworzyły się szeroko i w strachu.
- Nie znoszę wiewiórek – syknął Kai i w jednej chwili rzucił się na biednego Wiewióra, który krzyknął głośno i zaczął machać rękoma, by odepchnąć od siebie zaczarowanego przez Chena, Wilka.
Chen uśmiechnął się zwycięsko pod nosem i powolnym, pełnym gracji krokiem odsunął się od klatki, gdzie Wiewiór niestety cały czas krzyczał, bo Kai nie chciał go zostawić w spokoju. Podszedł ponownie do Kyungsoo siedzącego na ziemi obok skalnego tronu i to na nim usadził swoje szanowne cztery litery. Zarzucił nogę na nogę i uśmiechając się wciąż pod nosem, podparł się dłońmi o brodę.
- Wiesz co, Kyungsoo? Teraz, mając tutaj tego Wilka, jestem pewien, że będę coraz bliżej zawładnięcia wszystkimi krainami! Jeszcze potrzeba mi tylko, by ten okropny Smok i cała jego banda zjawili się w tej grocie! Jednak, jestem również pewien, że niedługo to nastąpi – mówił i w tym samym czasie utkwił swoje piękne, czarne oczy w znajdującej się przed nim w oddali ścianie, na której, jakimś nożem zostały wyryte dziwne symbole.
Towarzysz Chena westchnął, ale czarnowłosy mówił dalej, z takim samym zapałem, jak przed momentem. Uniósł oczy ku górze i uśmiechnął się.
- Wyobrażasz to sobie? Mieć ich wszystkich w swoim władaniu! Będę mógł wtedy wypowiedzieć każde, nawet najprostsze życzenie, a oni, jak te sługusy będą musieli je spełnić! Ha, ha!
Wtem ponownie w ścianach podwodnej groty rozległ się krzyk Wiewióra, jednak był on znacznie dłuższy i bardziej żałosny niż wcześniej.
- Widzę, że Wilczek się dobrze bawi – skomentował z jadowitym uśmiechem Chen, a Kyungsoo zwątpił - Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by tego Wiewióra tak męczyć? - spytał cichym głosem i oparł się o boczną część tronu Chena, jednak ten zmarszczył brwi i wstał.
Ujął chłopaka za materiał czerwonej koszuli, po czym uniósł go na wysokość twarzy i cisnął nim o ścianę, patrząc się złowrogo w oczy.
- A co ty się taki dobroduszny nagle zrobiłeś? Co, a może zachciało ci się, by im wszystkim jeszcze pomóc, zamiast się zemścić? - warknął, a Kyungsoo odruchowo jęknął, czując ból w okolicy pleców.
Cóż, ściany te nie były gładkimi głazami, tylko większość ich odłamków, mogła łatwo wbić się w skórę. I Kyungsoo poczuł to, w sumie bardzo mocno.
Opuścił głowę w dół, wiedząc, że nie przekona Chena do zmiany zdania, ale co miał zrobić? Musiał się słuchać, bo jednak pożyłby sobie jeszcze jakiś czas.
Chen odsunął się od chłopaka, puszczając wolno materiał koszuli z palców. Prychnął,
- Jak takie dobre serce masz, to proszę, powstrzymaj Wilka. I lepiej się pośpiesz, bo nie wiem, co będzie z tym Wiewiórem.
- Jak ty w ogóle tak możesz – jęknął, masując sobie obolałą głowę, a Chen wzruszył ramionami.
- Normalnie, dziwi cię to?
Kyungsoo nic już nie odpowiedział, tylko dźwignął się na równe nogi i podszedł do czarnych krat, by zakończyć tą samowolkę Kaia. Wsunął rękę przez otwór między kratami, chcąc uspokoić Wilka szalejącego i gryzącego Wiewióra w furii.
- Wilczku, Wilczku, uspokój się, zostaw tą biedną Wiewiórkę – wyszeptał ciepłym głosem w stronę Kaia, który w najlepsze gryzł jedną część z nogawek rudej postaci.
Chłopak spojrzał obojętnie na Kyungsoo i nawet się nim nie przejął. Przez pewien czas starał się nie słuchać jego nawoływania, ale gdy zaczęło go to irytować, wyskoczył w stronę chłopaka i wdrapał się na kratę, przy okazji gryząc go w rękę.
Kyungsoo krzyknął, a Chen wybuchnął złowieszczym śmiechem.
- Powiedziałem ci, słuchaj się mnie lepiej.
- Zamknij się, imbecylu – warknął Kyung, ze łzami bólu w oczach masując sobie obolałe i zdrętwiałe palce - Wychodzę, nie wiem kiedy wrócę.
Chen pomachał mu ręką na pożegnanie, nawet nie szczycąc go swoim spojrzeniem, tylko powiedział, gdy chłopak sięgał po jakiś plecak, który zarzucił sobie na ramię:
- I pamiętaj, jeżeli nie wrócisz tutaj z którymkolwiek gościem z tej bandy, to obiecuję ci, że się prędzej udusisz, niż zaliczysz spotkanie z wodą.
Ten ton głosu nie był ani trochę miły, czy uprzejmy. Kyungsoo wiedział, że narobił sobie problemów.
Westchnął tylko cicho na kolejny krzyk Wiewiórki i puścił mimo uszu kolejny, złowieszczy śmiech Chena, jaki głośnym echem odbił się od lazurowych ścian groty.
*
Kris wraz z Chanyeolem od dłuższego czasu latali w niebiosach między krainami, z uwagą sprawdzając, czy aby gdzieś nie działo się coś gorszego, niż to, co spotkało niedawno Kaia. Gdy tylko przekroczyli próg domku Luhana, pierwsze, co zrobili, to sprawdzili, czy mieszkające wciąż w tej krainie Pandy miały się dobrze, czy jednak nie.
Gdy jednak wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, obaj wzbili się w powietrze, i tym razem kierunek ich drogi spoczął na krainie Pana Ogoniastego. Ostatnimi czasy Kris miał wrażenie, że większość swojego wolnego czasu przebywał u Tao, i nawet jakoś mu się zatęskniło za swoim prawdziwym, odmienionym już domem.
- Smoku, lecimy gdzieś jeszcze? - spytał Chanyeol, robiąc w locie kółko i poszybował prosto w stronę jasnowłosego, który zdawał się odpłynąć w zupełnie inny świat – Smoooku!
Wytrącony ze swojego zamyślenia Kris zamrugał kilka razy oczami i odwrócił głowę w stronę uśmiechającego się szeroko Feniksa.
- A mógłbym jeszcze chwilę tu zostać? Tak dawno nie widziałem mojego domu. Trochę zatęskniłem za tym pięknym obrazem – odparł, a kącik jego ust wygiął się lekko ku górze – Chciałbym jeszcze na niego popatrzeć, bo nigdy nie wiadomo, czy znów nie zostanie zniszczony... – uciął na chwilę wypowiedź i od razu zagryzł wargę – Rozumiesz mnie, prawda?
Feniks w pierwszej chwili otworzył szeroko oczy, jakby nie bardzo rozumiał, co Smok miał na myśli, ale widząc, jak ten rozpoczął lądowanie, poszybował za nim. Oboje przystanęli na trawie, na dość wielkim pustkowiu, gdzie znajdowała się jedynie trawa, i parę krzaczków oraz drzew, a niedaleko ich, po lewej stronie miała miejsca znana, tak bardzo ważna dla nich Smocza Góra.
Chanyeol zaczął lekko powątpiewać w dobry humor Smoka, więc bez słów usiadł obok niego pod wielkim, rozłożystym drzewem, którego długie gałęzie, prawie, że dotykały ziemi, rozchodząc się od samej góry podobnie do paproci.
Widział, z jaką tęsknotą Smok wpatrywał się w każdą najmniejszą roślinę żyjącą w tym świecie, i jakie opiekuńcze instynkty miał nawet wobec zwykłego motyla, jaki przeleciał mu przed nosem. Oparł się plecami o korę drzewa i westchnął cicho, jakby nie chcąc przeszkadzać jasnowłosemu w tej jego spokojnej ciszy.
- Pięknie tu, prawda? - zaczął po chwili na nowo rozmowę Kris i podniósł wzrok ku górze.
Rudowłosy tylko pokiwał głową, przyznając mu rację, bo w jednej chwili i jemu humor diametralnie się zmienił. Jego loki opadły mu na oczy całkowicie przysłaniając twarz młodzieńca, a jego dłoń zaczęła co i raz zaciskać się i rozluźniać.
Jednak, gdy poczuł na sobie wzrok Krisa, uspokoił się, ale wyraz twarzy dalej miał ponury i przypominający taki, jakby Chan się czymś zamartwiał. Smok potrząsnął lekko ramieniem Płomyka, ale gdy ten dalej nie reagował, szturchnął go mocniej w bok palcami.
- Chan, co jest? - spytał, marszcząc brwi.
Ten jednak nadal nie był chętny do rozmowy.
Krisa zaczęło to irytować, więc wstał, przykucnął przed Chanyeolem i zamaszystym ruchem wbił pięść w drzewo przed nim, milimetr tuż koło twarzy Płomyka. Ten aż podskoczył przestraszony i spojrzał z szeroko otwartymi oczami na jasnowłosego, który wcale nie miał zamiaru się odsunąć.
- Smoku... - wbił się plecami w korę drzewa i odwracał wzrok w bok, tyle nie widzieć przed sobą tych wielkich, przeszywających go na wskroś oczu Krisa.
- Albo mówisz, co cię gryzie, albo wrzucę cię do tego jeziora niedaleko nas – warknął i złapał kołnierz koszuli Feniksa, ale nie odsunął się.
Fakt, naprawdę blisko nich (niedaleko, żeby polecieć, ale jakieś dobre osiemset metrów, aby dojść piechotą) znajdowało się jezioro. Dokoła rosło mnóstwo różnych krzewów, a nawet po jednej stronie można było dojrzeć i bambusowe gałęzie.
Jednak to nie jezioro grało teraz tutaj kluczową rolę.
Kris zaczął się coraz bardziej niecierpliwić i wkurzać zachowaniem Chanyeola, dopóki ten nie uspokoił się i Smok nie zauważył tej dziwnej pustki w jego oczach. Odsunął się od przyjaciela, a ten spojrzał na niego z niemym wyrazem twarzy.
- Chanyeol... - wyszeptał próbując wyzbyć się z siebie tego dziwnego szoku.
- Smoku, czy dalej masz mi za złe to, co ci kiedyś zrobiłem? - mruknął w odpowiedzi Płomienisty, zaciskając z całej siły dłonie na trawie i wyrywając z niej kilka strzępków – Dalej jesteś zły na to, jak cię potraktowałem? Ja nie chciałem, ja nie byłem wtedy sobą! - zarzucił rękami na boki, krzycząc, a Kris uderzył się dłonią w czoło – Smoku...?
Wstał, odsuwając się od Chanyeola i, mimo wszystko, z całej siły pociągnął go za rękę w swoją stronę. Ten krzyknął tracąc równowagę i można powiedzieć, że wpadł prosto w ramiona Krisa. Ten przerzucił go sobie przez ramię i wzbił się w powietrze, lecąc prosto w stronę wspominanego przez siebie wcześniej jeziora.
- Co ty robisz, Kris?! - krzyknął przestraszony i mocno złapał się bandażów na klatce piersiowej Smoka. Tak, nadal ich nie zdjął. Stwierdził, że będą dla niego ładną ozdobą. Poza tym, czuł się w nich dość "męski".
- Ostrzegałem, że wrzucę cię do jeziora, Channie – odparł spokojnie i zawisnął z ciałem Chanyeola na swoim, tuż nad jeziorem.
Feniks, z przerażenia aż zapalił swoje skrzydła i coraz mocniej zaczął się szarpać, ale Krisowi to nie przeszkadzało. Przytrzymywał Płomyczka na swoim ramieniu drugą ręką, powoli machając swoimi, smoczymi skrzydłami. Uśmiechnął się, widząc strach w oczach przyjaciela.
- Twój ogień mi nic nie zrobi, nie łudź się – prychnął z rozbawieniem i zniżył się nieco ze swoim lotem, by nie zrobić Chanyeolowi wielkiej krzywdy.
- Co ty knujesz, głupi gadzie?!
Wtem uścisk Smoka na jego biodrach zrobił się nieco lżejszy, a skrzydła Chanyeola zgasły. Okazało się, że jasnowłosy puścił chłopaka, a jego wystające smocze uszy (przypominające nieco jakby elfie) usłyszały tylko charakterystyczne chlupnięcie i urwany krzyk Woda rozbryzła się na wszystkie możliwe strony, a Kris pochylił się w powietrzu, przykładając do ust jeden z palców, który z wrednym uśmieszkiem oblizał.
Po tym na nowo wyprostował się i odgarnął dłonią swoje jasne włosy, opadające mu wrednie na oczy.
- Nic, bawię się z tobą – odparł i poleciał w dół, szukając wzrokiem rudzielca – To za to, jakie przed chwilą gadałeś głupoty. Nie lubię czegoś takiego, Channie – wzruszył ramionami jakby sam do siebie, nie odwracając wzrok od miejsca w wodzie, gdzie chwilę temu spadł Płomyk.
Wpatrywał się zacięcie na wodną taflę, czekając aż ten przeklęty ptaszysko powróci na powierzchnię i uśmiechnął się szeroko, gdy przed jego oczami pojawiła się ręka chłopaka, a potem jego głowa. Odchylał się do tyłu, próbując złapać oddech, a jego grube loki stały się teraz jednym wielkim ciągiem ciemnych nici, które oklapły mu na oczy i dawały Chanyeolowi wygląd jeszcze większego głupka, niż postrzegał go Kris.
Zaczął machać rękoma starając się wypłynąć na brzeg jeziora, a Kris uśmiechając się zwycięsko pod nosem zatrzymał się tuż na skraju trawy, wyczekując przyjaciela.
- Channie, w porządku? - spytał bardzo uprzejmym głosem, a rudzielec nawet nie drgnął – No Płomyczku... Co, aż tak ci zimno? Chodź, a może cię ogrzeję? Co ty na to, Chanyeollie?
- Ty... - warknął pod nosem rudowłosy i zacisnął pięść.
- E? - Smok zaś spojrzał na niego z podniesioną brwią.
- ZAPŁACISZ ZA TO PRZEBRZYDŁY GADZIE!! - warknął i rzucił się na przyjaciela z pięściami, zwalając go z nóg.
- Chanyeol!
Płomyczek jednak go nie słuchał. Okładał go pięściami, warczał, krzyczał, ale zamiast bójki, ich zachowanie wyglądało teraz na kompletnie inne. Zaczęli staczać się z niewielkiego pagórka, obijając sobie przy tym nawzajem każdą część ciała, niczym dwie, wielkie, ciężkie kule. Zatrzymali się dopiero, gdy jeden z nich uderzył głową w znajdujące się naprzeciw drzewo i jęknął. Oczywiście tym poszkodowanym był nikt inny, jak Kris.
- CO CI STRZELIŁO DO GŁOWY, DURNIU?! - warknął, odrzucając od siebie Feniksa, a ten położył się na ziemi i wybuchnął głośnym śmiechem.
Złapał się za brzuch, turlając po trawie, a Kris zwątpił. Czyli to wszystko było jedynie żartem? No dobra, wszystko, prócz jego smutnego wywodu na temat przeszłości.
- Chanyeol, czy z tobą aby wszystko w porządku? - spytał Smok dla upewnienia, a Feniks przestał się śmiać i skoczył na przyjaciela, kładąc się na jego klatce piersiowej.
- W najlepszym! - powiedział entuzjastycznie, jednak jasnowłosy nie był co do tego taki pewien.
- Chyba jednak wolałem, gdy byłeś w swojej poprzedniej formie. Przynajmniej nie wyglądałeś na takiego głupka – mruknął w odpowiedzi, ręką delikatne uderzając Chana po mokrych włosach.
Ten przymknął powieki i uśmiechnął się szeroko, zapalając swoje skrzydła, by móc szybciej wyschnąć. Smok jedynie przymknął jedno oko, nie przejmując się ciepłem z jego skrzydeł. Nie przeszkadzało mu.
- Ty też jesteś głupi, Kris.
*
- Powiedziałem ci, że wypuszczanie tego głupiego Smoka na robienie czegoś samemu, to naprawdę zły pomysł. Powiedziałem! I teraz kurczę, nie wiadomo, kiedy wróci!
Baekhyun zerknął kątem oka na Tao siedzącego przy oknie i opartego o parapet (a raczej z twarzą przyklejoną do szyby), który od dobrych dwóch godzin wypatrywał Krisa. Co z tego, że Smok poszedł tam z Chanyeolem, oni obaj byli tak głupi, że na pewno już dawno nie dali sobie rady i leżą do teraz gdzieś w jakimś rowie. Westchnął ciężko i przerwał rozmowę z Luhanem, jaką ciągnął już długi czas i podszedł do Pandy.
- Nie przejmuj się, oni sobie dadzą świetnie radę sami. Pewnie dalej patrolują krainy, niedługo powinni wrócić – powiedział ciepłym głosem i położył dłoń na jego ramieniu.
Tao westchnął z przekąsem i położył się na parapecie, jęcząc coś pod nosem. Poczochrał dłońmi swoje włosy, a Baekhyun uniósł brew zaskoczony.
- Nie o to chodzi – odparł i odwrócił się do przyjaciół – Baekhuyna, który stał przy nim i Luhana siedzącego przy łóżku z dłonią Sehuna w swojej – Chciałem po prostu pójść jeszcze raz dzisiaj na grób dziadka, bo... po prostu czuję taką potrzebę.
Luhan wstał i zmienił opatrunek z chłodną wodą na czole Sehuna. Choć nie miał on gorączki, Jelonek wolał przysłowiowo dmuchać na zimne. Baekhyun natomiast posłał w stronę Tao wesoły uśmiech i wyciągnął do przodu rękę.
- Jeżeli chcesz, mogę pójść tam z tobą, Tao.
- Naprawdę?! - Panda na te słowa aż podskoczył i zamachał wesoło uszkami, łapiąc chłopaka za szyję, jednak tą miłą atmosferę przerwał im głos Luhana.
- Jesteście pewni, że dotrzecie tam bezpiecznie? Widzieliście, co stało się z Kaiem. Może nie powinniście...
Tao machnął ręką i wybuchnął śmiechem.
- Nic nam nie będzie. To wszystko przecież stało się wieczorem. Nie musisz się martwić, Jelonku.
Brązowowłosy tylko skinął głową i posłał w stronę Luhana wesoły uśmiech, po czym złapał Pandę pod rękę i razem wyszli z domku Lu, machając na pożegnanie.
- Nie martw się! Lepiej będzie, jak zajmiesz się Sehunem. On teraz cię bardziej potrzebuje niż my – powiedział radośnie Tao i pomachał do jasnowłosego ręką, po czym zamknął drzwi.
Luhan westchnął ciężko i pogłaskał Sehuna po policzku.
- Sehunnie, powinienem się wciąż tak zamartwiać, czy nie...?
*
Trochę im zajęło, zanim po długim spacerze razem dotarli do miejsca grobu dziadka Tao. Z Krisem Tao znajdował się tam w dobre kilka minut, których ilość mogło się policzyć na palcach jednej ręki, jednak wraz z Baekhyunem zeszło się im nieco dłużej. Jednak im to nie przeszkadzało, bo całą drogę śmiali się wesoło i przekomarzali ze sobą.
Gdy już znaleźli się przy grobie dziadka, Tao podszedł do usypanej kupki piasku i zaczął poprawiać na niej kwiaty, jakie zdmuchnął z niej wcześniej wiatr. Baekhyun natomiast usiadł przy drzewie i w ciszy spoglądał na Pandę, zajętego swoją pracą.
Widać, że był w tym pochłonięty, że zwykłe ułożenie kwiatów na grobie rodzinnym było dla niego czymś ważnym, ale za to właśnie Baekhyun go podziwiał. Uśmiechnął się i wcisnął w drzewo, kiedy Tao skierował na niego swój wzrok.
- Chcesz mi pomóc? - spytał, uśmiechając się szeroko, a ten tylko wstał i zbliżył się do Pandy.
Przyklęknął obok i zaczął zbierać kwiaty z grobu, a Tao zastępował je nowymi, jakie rosły obok, więc nawet nie musiał się wysilać, by je zrywać.
- Był dla ciebie bardzo ważny, prawda? - zagadnął go w którym momencie, a Tao skinął głową.
- Najważniejszy, dopóki nie poznałem Smoka.
Domyślał się, że mu tak odpowie. W sumie to widział między nimi tą więź i z drugiej strony go rozumiał, bo on sam posiadał podobną więź z Chanyeolem. Po prostu... dla nich obojga, to oni byli pierwszymi osobami, jakie poznali tutaj w swoim życiu
Uśmiechnął się, ale nagle, nie wiadomo skąd poczuł, jak ciężki, zimny wiatr owiewa go dokoła, więc zwątpił i zbliżył się do Pandy.
- Też to czułeś? - spytał, a Tao w jednym, szybkim momencie pociągnął Baekhyuna za rękę tuż za korę drzewa, by się tam ukryli i przy okazji zatkał dłonią usta brązowowłosego.
Przyłożył palec do ust, a Byun pokiwał głową. Tao wyjrzał zza kory drzewa.
Przed ich oczami nagle pojawiła się postać. Jej czerwone, prawie bordowe, krótkie włosy szły idealnie w parze z równie czerwoną koszulą i czarnymi spodniami, przeplatanymi w biodrach turkusowym pasem.
Tao od razu zdał sobie sprawę z tego, że był to chłopak. Szedł w ich stronę, więc niewiele myśląc schował się z powrotem za drzewo. Baekhyun spojrzał na niego z niemym wyrazem twarzy, ale ten pokręcił głową.
Wspomniany wcześniej chłopak zatrzymał się tuż przy drzewie, chyba nie zwracając uwagi, że tuż po drugiej stronie chowali się Tao z Byunem. No tak, kora drzewa była tak duża, że mogli się za nim schować w sposób, że nikt ich nie zauważył.
- No i co ja mam zrobić...? - jęknął pod nosem przybysz, siadając pod drzewem i chowając twarz w dłonie.
Panda zmarszczył brwi. Wiedział, że musiał pozbyć się tego kogoś z miejsca grobu dziadka. Nikt nie miał prawda tutaj przebywać, nikt prócz Tao.
- Co? Może najlepiej się stąd wynieść, co ty na to? - warknął w pewnym momencie czarnowłosy wychylając się zza drzewa, a gość zaskoczony aż podskoczył.
Odchylił się z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś inny prócz niego tutaj był. Przecież! Przecież...
- Kim jesteś...?
Chłopak cofnął się, ale w jednej chwili został przyparty do ziemi przez dłonie czarnowłosego. Zaczął się wyrywać, ale na niewiele mu się to zdało.
- Odpowiedz... Natychmiast! - warknął Panda, a Baekhyun z przerażenia aż się przewrócił, upadając na kolana.
Chłopak jęknął, zamykając oczy.
- Kyungsoo. Kyung- Kyungsoo – wychrypał, odchylając głowę do tyłu.
Tao zmarszczył brwi. Nie widział tego gościa tutaj wcześniej, dlatego właśnie wydawał on się mu podejrzany. Ścisnął mocniej jego nadgarstki, nie spodziewając się tego, co nadeszło potem. 
Jestem w niebezpieczeństwie, nie mam wyboru – spotkany chłopak po prostu zaczął śpiewać.
Z jego lekko uchylonych ust wydobyła się piękna melodia połączona z dziwnymi słowami, których sam Tao w pierwszej chwili nie rozumiał. Ale... Co to miało wszystko wspólnego z miłością?


I lost my mind, at the first moment I saw you
Execpt you, everything get in slow motion.
Tell me if this is love.


Gdy ten skończył śpiewać, Panda rozejrzał się dokoła. Nic dziwnego się nie stało, więc, jakim prawem on...? 
Dlaczego on się nie przemienił?! 
- Kim ty jesteś?! - spytał już bardziej podenerwowany, a ten imieniem Kyungsoo, wyrwał się z jego objęć.
Niewiele myśląc, czerwonowłosy sięgnął ręką po znajdującą się obok niego na grobie oliwną lampkę i uderzył nią prosto w głowę Tao, a ten padł, ogłuszony od silnego ciosu. Kyungsoo mógł wtedy odetchnąć z ulgą, ale jedne co zrobił, to odsunął się i przygryzł wargę.
Zwrócił swoje ciemne oczy w stronę spokojnie stojącego Baehyuna, który jednak miał dość nisko opuszczoną głowę i wstał. Podszedł do niego, wymijając posturę chłopaka z lewej strony i wyszeptał łamiącym się głosem:
- Zabierz go i chodź za mną.
On naprawdę nie chciał tego robić, ale nie miał wyboru, poza tym Chen...
Westchnął ciężko, to było za dużo, jak na niego. A przecież on tego nie chciał. Miał tego nie zrobić, a zrobił to. Ale... pewnie Chen będzie zadowolony.

6 komentarzy:

  1. Woooo~ *o* już się zaczyna akcja ~(^o^)~ Słodkie były zachowania Krisa i Yeolla *w* Biedny Luhan sam został, a te dwa bez mózgi (xD) poszły sobie na grób. Tao weź ty nie chodź tam cały czas, no~ Baek powinieneś nie iść ;___; Mwahaha Taosiek odporny na syreni śpiew *--* Serio ? Dałeś się ogłuszyć, serio ? Kris to ci chyba da porządną nauczkę, oczywiście jak uprzednio cię uratuje, a ty i inni mu tym pomożecie *w* niech tylko Pan Syrena Chen nie poszczuje Kaiem Tao ;____; ciekawe jaką będzie miał minę gdy Kyung przyprowadzi mu tą dwójkę, a jeden nie będzie reagował na jego moc >D dobrze mu tak ! Zuuuuy Chen *--* Proszę Cię nie przestawaj pisać tego ff, bo go uwielbiam <33
    Jia Yo w nauce i pisaniu kolejnych rozdziałów ~!

    OdpowiedzUsuń
  2. O Mój Boże, zgadłam :D
    Chen i D.O, nono, jestem dumna z siebie :3
    Ale w najśmielszych snach nie nie pomyślałam o tym, że... CHEN SYREN <3 Boże XD
    Mój biedny Jongin, zniewolony ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;; kurde, albo moje biasy giną w opowiadaniach albo mi się serce krajać zaczyna :(
    Boże, co się tu dzieje :o
    Kiedy Kris wrąbał Chanyeola do wody miałam obawy, że Channie już nie wypłynie. Czy Wiewiór to Xiumin? XD
    a w ogóle to mam paskudne wrażenie, że Sehuna też Chen zaczarował i dlatego jest nieprzytomny.... biedny Kyungsoo, ma takie dobre serduszko, a takie brzydkie rzeczy musi robić. CHEN, TY MENDO!
    Oby ktoś pomógł Baekkiemu i Tao ♥
    Kocham Cię za to opowiadanie :*
    Ja także, jak koleżanka wyżej uwielbiam to czytać i chętnie czytałabym nawet i siódmą część. NIE PRZESTAWAJ PISAĆ, NAWET O TYM NIE MYŚL!

    OdpowiedzUsuń
  3. OMO *w*. Wreszcie nowy rozdzialik ^^. Więc, ja czytam i po prostu kocham <3 MASZ TALENT, NIE MARNUJ GO TYLKO POKAZUJ NAM TWOJE DZIEŁA, ABYŚMY MOGLI JE PODZIWIAĆ *.* Opowiadanie kocham, z resztą wszystko co wyszło z pod twojej ręki. No, mam nadzieję, że przekazałam Ci to, że masz nie przestawać nigdy pisać i to, że ja też czytam*macha grabią w powietrzu, aż ta więdnie* się nie ujawniałam, ale tak jakoś, chyba muszę się wtrącić, aby uświadomić Ci jaki ty wielki talent posiadasz*.* No, chyba będę kończyć ten komentarz bez ładu i składu, ale sens mam nadzieję jest^^ Dużo czasu i weny życzę ^^

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak to się mówi do trzech razy sztuka i mam nadzieję, że tym razem JAKIMŚ CUDEM nie usunie mi się cały komentarz X''D
    Zacznę od tego... Wow kocham tą bajkę <3 Zawsze poprawia mi humor nawet w najgorszy dzień.
    Co do fabuły... Chen ty cholero jesteś zły X'D Ale ChenChen jako syren brzmi na prawdę kusząco X'D A tak na poważnie, to jego postać się zapowiada na prawdę ciekawie. Przypomina mi trochę Chanyeola za czasów pierwszej części. D.O... Boże biedny musiał porwać Baeka i Tao :/ A wushu Pandy poszło na spacer... Teraz się zacznie!
    Życzę ci dużo, dużo weny i lecę czytać kolejny rozdział!
    Kris~

    OdpowiedzUsuń
  5. Eeeeeejjjjjj! Ja nazwałam Chana "Płomykiem" u siebie, Krisusie 눈_눈 Gdzie prawa autorsie? 눈_눈 xd I ogólnie ta sytuacja z wrzucaniem do jeziora :C KRISU PLAGIATOR XDD
    Ah i nie mam czasem pojęcia o co chodzi ze "zwiątpił", takie nagle wpier** za przeproszeniem na koniec zdania. Zwiątpił... no dobrze, ale w co? XD Precyzuj D:
    I torchę zbyt delikatne opisy może... _^_ Wiem, że nie lubisz krzywdzić postaci, ale wtedy opowiadanie na tym traci, skoro Kai masakrował Wiewióra, to opisz to tak, abyśmy odebrali to w ten sposób, a nie jakby, hm.... znęcał się nad nim łaskotkami....? _^_

    Nawet z Krisa zrobiłaś idiotę w ich przekonaniu? No nie spodziewałąbym się XD

    Chenrenka jest po prostu perfekcyjna, nie mogłabym wymyślić sobie lepszej Chenrenki XD

    Gubisz kropki. Nie jestem w stanie powiedzieć Ci dokładnie gdzie, ale co chwilę widziałam, że ich brakuję .w.

    Do tego, Baek jest no... "zahipnotyzowany", tak? D: Biedny Tao;;;;;;;

    OdpowiedzUsuń
  6. Matulu kochana, Dyo taka kruszyna nie dająca sobie rady z przeniesieniem Wilczka. Trochę dziwne wyobrazić sobie, a dokładniej czytać o Kaiu, będącym marionetką w rękach Chenrielki. Dał się podrapać za uszkiem~ <3
    ~ Chwilę później rzuca w Krisusa czym popadnie; pluszakami, książkami, pudłami. ~
    Ja Ci dam krzywdzić Wiewióra! Biedny Xiumin ;_; Zły pies! Akysz od niego! >3<
    ~ Wkurwiony Arbuz ~
    NIENAWIDZĘ CIĘ CHEN. IDŹ SIĘ KURWA UTOP W TYCH SWOICH WODACH, A NIE CISKASZ BIEDNĄ DYOSZKĄ O ŚCIANY, TĘPA DZIDO! >3<
    ~ Ultrawkurwiony Arbuz ~
    Walnął Cię ktoś kiedyś głazem, Chen?
    Dyo takie dziecko kochane ratuje Wiewiórkę~ <3
    ~ Wzruszony Arbuz ~
    ***
    Kris i Chanyeol... Smok i Feniks... Przepraszam bardzo, ale Kraina Ogoniastego... Nie wiem czy zauważyłaś, ale obaj mieli ogony >3<
    ***
    Dobra, doczytałam dalej... Nic nie mówiłam.
    ***
    Widzę, że w tym rozdziale jezioro jest tematem tabu~
    Chodź Kris, Ty utopisz Chana, ja utopie Chena. Wszyscy będą szczęśliwi...
    ***
    ,,charakterystyczne chlupnięcie i urwany krzyk Woda...'' - ktoś się nie bał i kropkę zajebał ._.
    ***
    ,,czekając aż ten przeklęty ptaszysko...'' - ktoś się nie bał i przecinek zajebał? ;_; przeczytaj na głos i zgadnij co jeszcze nie pasuje...
    ***
    Kris wjebał Chana... T_T
    Teraz moja kolej wjebać Chena! (marzenie ściętej głowy...)
    ***
    Dobrze Ci tak Krisu... *szyderczy śmiech*
    ***
    Nie żeby coś, ale też chcę mieć taki bajer! Mieć skrzydła, które się zapalają tylko po to, by komuś przygrzac, bądź szybciej się wysuszyć! Chcę to! Give me please, now! .3.
    ***
    Pandzia machająca uszkami... asdfghjkl <3
    ***
    COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?!
    Dyo... jak mogłeś przypierdzielić Pandzie w łeb i zaczarować Baeka... A miałam Cię za dobrą Dyoszkę... (XD)
    Swoją drogą, Dyo miałby być syrenem, który czaruje swoim śpiewem jak Chen? Chena w roli syrena jeszcze da się wyobrazić (+ pewien fanart na fb również na to wskazywał...), ale Dyo? Dyo z ogonem... Pfff. Nie XD

    Hejcę Cię, Chen~!

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu