Tytuł: How to train your Dragon II - Trzeci.
Typ: Seria.
Notka autorska: Woah, prawie miesięczna przerwa... Trochę długo, ale w końcu udało mi się coś naskrobać. Już myślałam, że nigdy mi się to nie uda. Ech ta cholerna szkoła, wytrzymać się nie da ._. Ogólnie tak, mam zaplanowane prawie wszystkie rozdziały do przodu, ale muszę je tylko ułożyć w pomysł, więc nie jest tak źle.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan, BaekTao, KrisYeol
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4110 słówNotka autorska: Woah, prawie miesięczna przerwa... Trochę długo, ale w końcu udało mi się coś naskrobać. Już myślałam, że nigdy mi się to nie uda. Ech ta cholerna szkoła, wytrzymać się nie da ._. Ogólnie tak, mam zaplanowane prawie wszystkie rozdziały do przodu, ale muszę je tylko ułożyć w pomysł, więc nie jest tak źle.
Ej, weźcie mi powiedzcie szczerze, czy te TRZY komentarze pod poprzednim partem (nie licząc nominacji, które NIE SĄ na swoim miejscu, bo prosiłam, by robić to w spamie) są dlatego, że nie chce się Wam komentować, bo piszę o EXO, czy może powinnam przerzucić się na inny zespół, byście czytali z zainteresowaniem? Nie zmuszam do komentowania, chcę po prostu wiedzieć, czemu przestaliście. Czy to mój styl się popsuł, nie piszę ciekawie, czy jak? Proszę, wypowiedzcie się, a postaram się to zmienić TuT
No nic, zapraszam na trzeci rozdział, HTTYD2 i miłego czytania moje Pyśki <3
....HE HE, CHEN <3
ps. jaram się w cholerę świątecznym teledyskiem EXO. Tak bardzo Chen, tak bardzo Kriscasso. <3
+ jeżeli są błędy, to wytknijcie mi je, proszę. .3.
Rozdział
3
Słońce dzielące się dokoła swoim wielkim ciepłem, w krainach zaczęło wschodzić już coraz wyżej, a to oznaczało jedynie tyle, że wielkimi krokami zbliżało się południe. Promienie dość mocno przygrzewały, a na niebie w sumie nie widać było żadnej chmury. Jednak, to był tylko obraz tego, co działo się na powierzchni wielkiego, magicznego świata, wiele innych rzeczy zdawało się być zupełnie zbieżnymi z rzeczywistością.
Było
także inne miejsce na tym świecie, umiejscowione długie metry pod
powierzchnią wody, daleko w głębi, które swoim wyglądem
przypominało wielką jaskinię. Nie miało żadnych otworów, gdzie
mógł wpaść chociaż kawałek światła, nie rosła tam nawet
żadna roślina – jedyną charakterystyczną cechą tego miejsca
były skały w kolorze czystego lazuru, oraz kamienny basen z wodą,
znajdujący się po prawej stronie od wbitego w ścianę, skalnego
siedzenia – czegoś na podobieństwo tronu. Mogłoby się zdawać,
że w środku panowała nietypowa dla wielu krain wilgoć, ale nikt
nie narzekał, że było mu jakoś specjalnie zimno.
Właśnie,
ale kto miał narzekać?
- Ach, w końcu chwila spokoju! - nagle dało się słyszeć całkiem przyjemny głos odbijający się od ścian jaskini, a wnet na widoku pojawiła się także postura dość wysokiego mężczyzny, który... wynurzył się w najlepsze z wspomnianego wcześniej jeziora. Usiadł na brzegu i zerknął w stronę towarzysza, a ten zdawał się być czymś pochłonięty – Jak tam te śmiecie, Kyungsoo?
- Ach, w końcu chwila spokoju! - nagle dało się słyszeć całkiem przyjemny głos odbijający się od ścian jaskini, a wnet na widoku pojawiła się także postura dość wysokiego mężczyzny, który... wynurzył się w najlepsze z wspomnianego wcześniej jeziora. Usiadł na brzegu i zerknął w stronę towarzysza, a ten zdawał się być czymś pochłonięty – Jak tam te śmiecie, Kyungsoo?
Chen,
bo takie imię nosił wspomniany pływak, miał ciemne, nieco kręcone
włosy, których długość ledwo sięgała mu do połowy karku z
tyłu i nie wychodziła z przodu za uszy. A uszy te były
specyficzne, bo wyglądem przypominały niby to płetwy, niby
elfie – szpiczaste i posiadające dziwną błonkę. Jak na
chłopaka, był dość chudy, co świadczyć może również o mało
wyrzeźbionej klatce piersiowej (no, ale aż tak źle z nim nie
było!) oraz całkiem wątłych i niezbyt szerokich ramionach.
Charakterystyczne były dla niego dwie rzeczy – ciemne, niemal
czarne niczym węgiel oczy, a także.. syreni ogon zamiast nóg, jaki
zaczynał mu się od pasa, a kończył na płetwach, które każdy
pomyliłby pewnie z jego stopami.
Odetchnął
z szerokim uśmiechem na ustach, machając swoim syrenim ogonem w
jasnej wodzie jeziora i odchylił głowę do tyłu, zerkając tym
samym ponownie na towarzysza.
-
Mówiłem coś, Kyungsoo – mruknął, mrużąc oczy i podpierając
się na dłoniach, wynurzył jeszcze bardziej z jeziora, tak, by
całkowicie znajdować się poza nim.
Jego
ogon, skakał w górę i w dół, jakby był podobny do ryby, która
nie może oddychać, bo nie żyje w swoim świecie. Jednak za chwilę,
gdy ten tylko pstryknął palcami, dokoła zebrały się złote
światełka, zmieniając ten właśnie syreni ogon w nogi.
Najnormalniejsze w świecie ludzkie nogi, ubrane w długie, szare
spodnie, przylegające do ciała.
Chen
wyskoczył w górę i powstał, powoli podchodząc do chłopaka,
który w aktualnym momencie był zajęty ciągnięciem nieprzytomnego
Kaia w stronę krat znajdujących się niedaleko.
Prychnął,
widząc jego mozolne starania w przeciągnięciu chłopaka.
-
Jesteś nieudolny, Kyungsoo. Oni są tylko nic nie wartymi śmieciami,
po co obchodzisz się z nim tak delikatnie? - uniósł brew i wyrwał
Wilka z objęć Kyungsoo, a ten, wyraźne zmęczony przetarł rękoma
twarz.
-
Chen, nie powinieneś...
Chłopak
go jednak nie słuchał. W jednej dłoni trzymał Wilka za kaptur czarnej
bluzy i ciągnął go do przodu, a drugą, niczym jakąś magiczną
różdżką, otworzył drzwi krat od znajdujących się niedaleko
lochów. Wystarczy, że pstryknął, a czarne wrota wyryte w skale
otworzyły się i Kai, rzucony z impetem odbił się o ścianę,
upadając na ziemię, a wraz z kolejnym pstryknięciem Chena, te
właśnie drzwi zamknęły się z hukiem.
Uśmiechnął
się i spojrzał kpiąco na Kyungsoo.
-
Czemu nie powinienem? A kim jestem? Człowiekiem? Robalem? Czy
Syreną? No kim?
-
To nie o to chodzi, Chen – drugi chłopak opuścił głowę i
zamknął na chwilę powieki – Po prostu dla mnie...
-
Boisz się go, co nie? Wiem. On jest teraz moją lalką, zrobi dla
mnie, co tylko zechcę. Wkurza mnie, że nie mogłem cię zmienić,
ale poczekaj... Przyjdzie czas i na ciebie.
-
Chen...? - wytrącony z wątku, zamrugał oczami, gdy towarzysz nagle
przyklęknął przy kratach i wyciągnął w przód rękę, wciskając
się między nie.
Zamachał
parę razy palcami, a w tym samym momencie do krat zbliżył się
Kai, który jeszcze chwilę temu leżał nieprzytomny, a teraz po
prostu poruszał się, jakby nigdy nic. Podsunął głowę pod
wyciągniętą rękę i zaczął cicho warczeć, gdy Chen podrapał
go za uszami.
-
Patrzcie, jaki dobry piesek – poklepał Wilka po czubku głowy i za
chwilę ujął w palce tylne kosmyki włosów chłopaka, by spojrzał
w oczy syrena – Ale ja mam dla ciebie zadanie, piesku – odwrócił
Kaia tyłem do siebie i skinięciem głowy wskazał na drugiego
osobnika skulonego w kącie pomieszczenia – Widzisz tego Wiewióra,
Kai? Denerwuje mnie, proszę, pobaw się z nim.
Kyungsoo
siedział w ciszy, obserwując uważnie, co zrobi Wilk, ale również,
jak na dalsze biegi wydarzeń zareaguje Chen. Gdy tylko ten ostatni
wydał rozkaz, Kai z potulnego pieska przytulającego się do dłoni
czarnowłosego, zmienił się w wściekłą bestię i wystawił kły.
Jego oczy zapaliły się w tęczówce kolorem czerwonym, a wspomniany
wcześniej Wiewiór, tylko podkulił się bardziej w kącie
więzienia, a jego oczy otworzyły się szeroko i w strachu.
-
Nie znoszę wiewiórek – syknął Kai i w jednej chwili rzucił się
na biednego Wiewióra, który krzyknął głośno i zaczął machać
rękoma, by odepchnąć od siebie zaczarowanego przez Chena, Wilka.
Chen
uśmiechnął się zwycięsko pod nosem i powolnym, pełnym gracji
krokiem odsunął się od klatki, gdzie Wiewiór niestety cały
czas krzyczał, bo Kai nie chciał go zostawić w spokoju. Podszedł
ponownie do Kyungsoo siedzącego na ziemi obok skalnego tronu i to na
nim usadził swoje szanowne cztery litery. Zarzucił nogę na nogę i
uśmiechając się wciąż pod nosem, podparł się dłońmi o brodę.
-
Wiesz co, Kyungsoo? Teraz, mając tutaj tego Wilka, jestem pewien, że
będę coraz bliżej zawładnięcia wszystkimi krainami! Jeszcze
potrzeba mi tylko, by ten okropny Smok i cała jego banda zjawili się
w tej grocie! Jednak, jestem również pewien, że niedługo to
nastąpi – mówił i w tym samym czasie utkwił swoje piękne,
czarne oczy w znajdującej się przed nim w oddali ścianie, na
której, jakimś nożem zostały wyryte dziwne symbole.
Towarzysz
Chena westchnął, ale czarnowłosy mówił dalej, z takim samym
zapałem, jak przed momentem. Uniósł oczy ku górze i uśmiechnął się.
-
Wyobrażasz to sobie? Mieć ich wszystkich w swoim władaniu! Będę
mógł wtedy wypowiedzieć każde, nawet najprostsze życzenie, a
oni, jak te sługusy będą musieli je spełnić! Ha, ha!
Wtem
ponownie w ścianach podwodnej groty rozległ się krzyk Wiewióra,
jednak był on znacznie dłuższy i bardziej żałosny niż
wcześniej.
-
Widzę, że Wilczek się dobrze bawi – skomentował z jadowitym
uśmiechem Chen, a Kyungsoo zwątpił - Naprawdę uważasz, że to dobry pomysł, by tego Wiewióra tak
męczyć? - spytał cichym głosem i oparł się o boczną część
tronu Chena, jednak ten zmarszczył brwi i wstał.
Ujął
chłopaka za materiał czerwonej koszuli, po czym uniósł go na
wysokość twarzy i cisnął nim o ścianę, patrząc się złowrogo w
oczy.
-
A co ty się taki dobroduszny nagle zrobiłeś? Co, a może zachciało
ci się, by im wszystkim jeszcze pomóc, zamiast się zemścić? -
warknął, a Kyungsoo odruchowo jęknął, czując ból w okolicy
pleców.
Cóż,
ściany te nie były gładkimi głazami, tylko większość ich
odłamków, mogła łatwo wbić się w skórę. I Kyungsoo poczuł
to, w sumie bardzo mocno.
Opuścił
głowę w dół, wiedząc, że nie przekona Chena do zmiany zdania,
ale co miał zrobić? Musiał się słuchać, bo jednak pożyłby sobie jeszcze jakiś czas.
Chen
odsunął się od chłopaka, puszczając wolno materiał koszuli z
palców. Prychnął,
-
Jak takie dobre serce masz, to proszę, powstrzymaj Wilka. I lepiej
się pośpiesz, bo nie wiem, co będzie z tym Wiewiórem.
-
Jak ty w ogóle tak możesz – jęknął, masując sobie obolałą
głowę, a Chen wzruszył ramionami.
-
Normalnie, dziwi cię to?
Kyungsoo
nic już nie odpowiedział, tylko dźwignął się na równe nogi i
podszedł do czarnych krat, by zakończyć tą samowolkę Kaia.
Wsunął rękę przez otwór między kratami, chcąc uspokoić Wilka
szalejącego i gryzącego Wiewióra w furii.
-
Wilczku, Wilczku, uspokój się, zostaw tą biedną Wiewiórkę –
wyszeptał ciepłym głosem w stronę Kaia, który w najlepsze gryzł
jedną część z nogawek rudej postaci.
Chłopak
spojrzał obojętnie na Kyungsoo i nawet się nim nie przejął.
Przez pewien czas starał się nie słuchać jego nawoływania, ale
gdy zaczęło go to irytować, wyskoczył w stronę chłopaka i
wdrapał się na kratę, przy okazji gryząc go w rękę.
Kyungsoo
krzyknął, a Chen wybuchnął złowieszczym śmiechem.
-
Powiedziałem ci, słuchaj się mnie lepiej.
-
Zamknij się, imbecylu – warknął Kyung, ze łzami bólu w oczach
masując sobie obolałe i zdrętwiałe palce - Wychodzę, nie wiem
kiedy wrócę.
Chen
pomachał mu ręką na pożegnanie, nawet nie szczycąc go swoim
spojrzeniem, tylko powiedział, gdy chłopak sięgał po jakiś
plecak, który zarzucił sobie na ramię:
-
I pamiętaj, jeżeli nie wrócisz tutaj z którymkolwiek gościem z
tej bandy, to obiecuję ci, że się prędzej udusisz, niż zaliczysz
spotkanie z wodą.
Ten ton głosu nie był ani trochę miły, czy uprzejmy. Kyungsoo wiedział, że narobił sobie problemów.
Ten ton głosu nie był ani trochę miły, czy uprzejmy. Kyungsoo wiedział, że narobił sobie problemów.
Westchnął tylko cicho na
kolejny krzyk Wiewiórki i puścił mimo uszu kolejny, złowieszczy
śmiech Chena, jaki głośnym echem odbił się od lazurowych ścian
groty.
*
Kris
wraz z Chanyeolem od dłuższego czasu latali w niebiosach między
krainami, z uwagą sprawdzając, czy aby gdzieś nie działo się coś
gorszego, niż to, co spotkało niedawno Kaia. Gdy tylko przekroczyli
próg domku Luhana, pierwsze, co zrobili, to sprawdzili, czy
mieszkające wciąż w tej krainie Pandy miały się dobrze, czy
jednak nie.
Gdy
jednak wszystko wydawało się być w najlepszym porządku, obaj
wzbili się w powietrze, i tym razem kierunek ich drogi spoczął na
krainie Pana Ogoniastego. Ostatnimi czasy Kris miał wrażenie, że
większość swojego wolnego czasu przebywał u Tao, i nawet jakoś
mu się zatęskniło za swoim prawdziwym, odmienionym już domem.
-
Smoku, lecimy gdzieś jeszcze? - spytał Chanyeol, robiąc w locie
kółko i poszybował prosto w stronę jasnowłosego, który zdawał
się odpłynąć w zupełnie inny świat – Smoooku!
Wytrącony
ze swojego zamyślenia Kris zamrugał kilka razy oczami i odwrócił
głowę w stronę uśmiechającego się szeroko Feniksa.
-
A mógłbym jeszcze chwilę tu zostać? Tak dawno nie widziałem
mojego domu. Trochę zatęskniłem za tym pięknym obrazem –
odparł, a kącik jego ust wygiął się lekko ku górze –
Chciałbym jeszcze na niego popatrzeć, bo nigdy nie wiadomo, czy
znów nie zostanie zniszczony... – uciął na chwilę wypowiedź i
od razu zagryzł wargę – Rozumiesz mnie, prawda?
Feniks
w pierwszej chwili otworzył szeroko oczy, jakby nie bardzo rozumiał,
co Smok miał na myśli, ale widząc, jak ten rozpoczął lądowanie,
poszybował za nim. Oboje przystanęli na trawie, na dość wielkim
pustkowiu, gdzie znajdowała się jedynie trawa, i parę krzaczków oraz
drzew, a niedaleko ich, po lewej stronie miała miejsca znana, tak
bardzo ważna dla nich Smocza Góra.
Chanyeol
zaczął lekko powątpiewać w dobry humor Smoka, więc bez słów
usiadł obok niego pod wielkim, rozłożystym drzewem, którego
długie gałęzie, prawie, że dotykały ziemi, rozchodząc się od
samej góry podobnie do paproci.
Widział,
z jaką tęsknotą Smok wpatrywał się w każdą najmniejszą
roślinę żyjącą w tym świecie, i jakie opiekuńcze instynkty
miał nawet wobec zwykłego motyla, jaki przeleciał mu przed nosem.
Oparł się plecami o korę drzewa i westchnął cicho, jakby nie
chcąc przeszkadzać jasnowłosemu w tej jego spokojnej ciszy.
-
Pięknie tu, prawda? - zaczął po chwili na nowo rozmowę Kris i
podniósł wzrok ku górze.
Rudowłosy
tylko pokiwał głową, przyznając mu rację, bo w jednej chwili i
jemu humor diametralnie się zmienił. Jego loki opadły mu na oczy
całkowicie przysłaniając twarz młodzieńca, a jego dłoń
zaczęła co i raz zaciskać się i rozluźniać.
Jednak,
gdy poczuł na sobie wzrok Krisa, uspokoił się, ale wyraz twarzy
dalej miał ponury i przypominający taki, jakby Chan się czymś
zamartwiał. Smok potrząsnął lekko ramieniem Płomyka, ale gdy ten
dalej nie reagował, szturchnął go mocniej w bok palcami.
-
Chan, co jest? - spytał, marszcząc brwi.
Ten
jednak nadal nie był chętny do rozmowy.
Krisa
zaczęło to irytować, więc wstał, przykucnął przed Chanyeolem i
zamaszystym ruchem wbił pięść w drzewo przed nim, milimetr tuż
koło twarzy Płomyka. Ten aż podskoczył przestraszony i spojrzał
z szeroko otwartymi oczami na jasnowłosego, który wcale nie miał
zamiaru się odsunąć.
-
Smoku... - wbił się plecami w korę drzewa i odwracał wzrok w bok,
tyle nie widzieć przed sobą tych wielkich, przeszywających go na
wskroś oczu Krisa.
-
Albo mówisz, co cię gryzie, albo wrzucę cię do tego jeziora
niedaleko nas – warknął i złapał kołnierz koszuli Feniksa, ale
nie odsunął się.
Fakt,
naprawdę blisko nich (niedaleko, żeby polecieć, ale jakieś dobre osiemset metrów, aby dojść piechotą) znajdowało się jezioro. Dokoła
rosło mnóstwo różnych krzewów, a nawet po jednej stronie można
było dojrzeć i bambusowe gałęzie.
Jednak
to nie jezioro grało teraz tutaj kluczową rolę.
Kris
zaczął się coraz bardziej niecierpliwić i wkurzać zachowaniem
Chanyeola, dopóki ten nie uspokoił się i Smok nie zauważył tej
dziwnej pustki w jego oczach. Odsunął się od przyjaciela, a ten
spojrzał na niego z niemym wyrazem twarzy.
-
Chanyeol... - wyszeptał próbując wyzbyć się z siebie tego
dziwnego szoku.
-
Smoku, czy dalej masz mi za złe to, co ci kiedyś zrobiłem? -
mruknął w odpowiedzi Płomienisty, zaciskając z całej siły
dłonie na trawie i wyrywając z niej kilka strzępków – Dalej
jesteś zły na to, jak cię potraktowałem? Ja nie chciałem, ja nie
byłem wtedy sobą! - zarzucił rękami na boki, krzycząc, a Kris
uderzył się dłonią w czoło – Smoku...?
Wstał,
odsuwając się od Chanyeola i, mimo wszystko, z całej siły
pociągnął go za rękę w swoją stronę. Ten krzyknął tracąc
równowagę i można powiedzieć, że wpadł prosto w ramiona Krisa.
Ten przerzucił go sobie przez ramię i wzbił się w powietrze,
lecąc prosto w stronę wspominanego przez siebie wcześniej jeziora.
-
Co ty robisz, Kris?! - krzyknął przestraszony i mocno złapał się
bandażów na klatce piersiowej Smoka. Tak, nadal ich nie zdjął.
Stwierdził, że będą dla niego ładną ozdobą. Poza tym, czuł
się w nich dość "męski".
-
Ostrzegałem, że wrzucę cię do jeziora, Channie – odparł
spokojnie i zawisnął z ciałem Chanyeola na swoim, tuż nad
jeziorem.
Feniks,
z przerażenia aż zapalił swoje skrzydła i coraz mocniej zaczął
się szarpać, ale Krisowi to nie przeszkadzało. Przytrzymywał
Płomyczka na swoim ramieniu drugą ręką, powoli machając swoimi,
smoczymi skrzydłami. Uśmiechnął się, widząc strach w oczach
przyjaciela.
-
Twój ogień mi nic nie zrobi, nie łudź się – prychnął z
rozbawieniem i zniżył się nieco ze swoim lotem, by nie zrobić
Chanyeolowi wielkiej krzywdy.
-
Co ty knujesz, głupi gadzie?!
Wtem
uścisk Smoka na jego biodrach zrobił się nieco lżejszy, a
skrzydła Chanyeola zgasły. Okazało się, że jasnowłosy puścił
chłopaka, a jego wystające smocze uszy (przypominające nieco jakby
elfie) usłyszały tylko charakterystyczne chlupnięcie i urwany
krzyk Woda rozbryzła się na wszystkie możliwe strony, a Kris
pochylił się w powietrzu, przykładając do ust jeden z palców,
który z wrednym uśmieszkiem oblizał.
Po
tym na nowo wyprostował się i odgarnął dłonią swoje jasne
włosy, opadające mu wrednie na oczy.
-
Nic, bawię się z tobą – odparł i poleciał w dół, szukając
wzrokiem rudzielca – To za to, jakie przed chwilą gadałeś
głupoty. Nie lubię czegoś takiego, Channie – wzruszył ramionami
jakby sam do siebie, nie odwracając wzrok od miejsca w wodzie, gdzie
chwilę temu spadł Płomyk.
Wpatrywał
się zacięcie na wodną taflę, czekając aż ten przeklęty
ptaszysko powróci na powierzchnię i uśmiechnął się szeroko, gdy
przed jego oczami pojawiła się ręka chłopaka, a potem jego głowa.
Odchylał się do tyłu, próbując złapać oddech, a jego grube
loki stały się teraz jednym wielkim ciągiem ciemnych nici, które
oklapły mu na oczy i dawały Chanyeolowi wygląd jeszcze większego
głupka, niż postrzegał go Kris.
Zaczął machać rękoma starając się wypłynąć na brzeg jeziora, a Kris uśmiechając się zwycięsko pod nosem zatrzymał się tuż na skraju trawy, wyczekując przyjaciela.
Zaczął machać rękoma starając się wypłynąć na brzeg jeziora, a Kris uśmiechając się zwycięsko pod nosem zatrzymał się tuż na skraju trawy, wyczekując przyjaciela.
-
Channie, w porządku? - spytał bardzo uprzejmym głosem, a rudzielec
nawet nie drgnął – No Płomyczku... Co, aż tak ci zimno? Chodź,
a może cię ogrzeję? Co ty na to, Chanyeollie?
-
Ty... - warknął pod nosem rudowłosy i zacisnął pięść.
-
E? - Smok zaś spojrzał na niego z podniesioną brwią.
-
ZAPŁACISZ ZA TO PRZEBRZYDŁY GADZIE!! - warknął i rzucił się na
przyjaciela z pięściami, zwalając go z nóg.
-
Chanyeol!
Płomyczek
jednak go nie słuchał. Okładał go pięściami, warczał,
krzyczał, ale zamiast bójki, ich zachowanie wyglądało teraz na
kompletnie inne. Zaczęli staczać się z niewielkiego pagórka,
obijając sobie przy tym nawzajem każdą część ciała, niczym
dwie, wielkie, ciężkie kule. Zatrzymali się dopiero, gdy jeden z
nich uderzył głową w znajdujące się naprzeciw drzewo i jęknął.
Oczywiście tym poszkodowanym był nikt inny, jak Kris.
-
CO CI STRZELIŁO DO GŁOWY, DURNIU?! - warknął, odrzucając od
siebie Feniksa, a ten położył się na ziemi i wybuchnął głośnym
śmiechem.
Złapał
się za brzuch, turlając po trawie, a Kris zwątpił. Czyli to
wszystko było jedynie żartem? No dobra, wszystko, prócz jego
smutnego wywodu na temat przeszłości.
-
Chanyeol, czy z tobą aby wszystko w porządku? - spytał Smok dla
upewnienia, a Feniks przestał się śmiać i skoczył na
przyjaciela, kładąc się na jego klatce piersiowej.
-
W najlepszym! - powiedział entuzjastycznie, jednak jasnowłosy nie
był co do tego taki pewien.
-
Chyba jednak wolałem, gdy byłeś w swojej poprzedniej formie.
Przynajmniej nie wyglądałeś na takiego głupka – mruknął w
odpowiedzi, ręką delikatne uderzając Chana po mokrych włosach.
Ten
przymknął powieki i uśmiechnął się szeroko, zapalając swoje
skrzydła, by móc szybciej wyschnąć. Smok jedynie przymknął
jedno oko, nie przejmując się ciepłem z jego skrzydeł. Nie
przeszkadzało mu.
- Ty też jesteś głupi, Kris.
- Ty też jesteś głupi, Kris.
*
-
Powiedziałem ci, że wypuszczanie tego głupiego Smoka na robienie
czegoś samemu, to naprawdę zły pomysł. Powiedziałem! I teraz
kurczę, nie wiadomo, kiedy wróci!
Baekhyun
zerknął kątem oka na Tao siedzącego przy oknie i opartego o
parapet (a raczej z twarzą przyklejoną do szyby), który od dobrych
dwóch godzin wypatrywał Krisa. Co z tego, że Smok poszedł tam z
Chanyeolem, oni obaj byli tak głupi, że na pewno już dawno nie dali
sobie rady i leżą do teraz gdzieś w jakimś rowie. Westchnął
ciężko i przerwał rozmowę z Luhanem, jaką ciągnął już długi
czas i podszedł do Pandy.
-
Nie przejmuj się, oni sobie dadzą świetnie radę sami. Pewnie
dalej patrolują krainy, niedługo powinni wrócić – powiedział
ciepłym głosem i położył dłoń na jego ramieniu.
Tao
westchnął z przekąsem i położył się na parapecie, jęcząc coś
pod nosem. Poczochrał dłońmi swoje włosy, a Baekhyun uniósł
brew zaskoczony.
-
Nie o to chodzi – odparł i odwrócił się do przyjaciół –
Baekhuyna, który stał przy nim i Luhana siedzącego przy łóżku z
dłonią Sehuna w swojej – Chciałem po prostu pójść jeszcze raz
dzisiaj na grób dziadka, bo... po prostu czuję taką potrzebę.
Luhan
wstał i zmienił opatrunek z chłodną wodą na czole Sehuna. Choć
nie miał on gorączki, Jelonek wolał przysłowiowo dmuchać na
zimne. Baekhyun natomiast posłał w stronę Tao wesoły uśmiech i
wyciągnął do przodu rękę.
-
Jeżeli chcesz, mogę pójść tam z tobą, Tao.
-
Naprawdę?! - Panda na te słowa aż podskoczył i zamachał wesoło
uszkami, łapiąc chłopaka za szyję, jednak tą miłą atmosferę
przerwał im głos Luhana.
-
Jesteście pewni, że dotrzecie tam bezpiecznie? Widzieliście, co
stało się z Kaiem. Może nie powinniście...
Tao machnął ręką i wybuchnął śmiechem.
- Nic nam nie będzie. To wszystko przecież stało się wieczorem. Nie musisz się martwić, Jelonku.
Tao machnął ręką i wybuchnął śmiechem.
- Nic nam nie będzie. To wszystko przecież stało się wieczorem. Nie musisz się martwić, Jelonku.
Brązowowłosy
tylko skinął głową i posłał w stronę Luhana wesoły uśmiech,
po czym złapał Pandę pod rękę i razem wyszli z domku Lu,
machając na pożegnanie.
-
Nie martw się! Lepiej będzie, jak zajmiesz się Sehunem. On teraz
cię bardziej potrzebuje niż my – powiedział radośnie Tao i
pomachał do jasnowłosego ręką, po czym zamknął drzwi.
Luhan
westchnął ciężko i pogłaskał Sehuna po policzku.
- Sehunnie, powinienem się wciąż tak zamartwiać, czy nie...?
- Sehunnie, powinienem się wciąż tak zamartwiać, czy nie...?
*
Trochę
im zajęło, zanim po długim spacerze razem dotarli do miejsca grobu
dziadka Tao. Z Krisem Tao znajdował się tam w dobre kilka minut,
których ilość mogło się policzyć na palcach jednej ręki,
jednak wraz z Baekhyunem zeszło się im nieco dłużej. Jednak im to
nie przeszkadzało, bo całą drogę śmiali się wesoło i
przekomarzali ze sobą.
Gdy
już znaleźli się przy grobie dziadka, Tao podszedł do usypanej
kupki piasku i zaczął poprawiać na niej kwiaty, jakie zdmuchnął
z niej wcześniej wiatr. Baekhyun natomiast usiadł przy drzewie i w
ciszy spoglądał na Pandę, zajętego swoją pracą.
Widać,
że był w tym pochłonięty, że zwykłe ułożenie kwiatów na
grobie rodzinnym było dla niego czymś ważnym, ale za to właśnie
Baekhyun go podziwiał. Uśmiechnął się i wcisnął w drzewo,
kiedy Tao skierował na niego swój wzrok.
-
Chcesz mi pomóc? - spytał, uśmiechając się szeroko, a ten tylko
wstał i zbliżył się do Pandy.
Przyklęknął
obok i zaczął zbierać kwiaty z grobu, a Tao zastępował je
nowymi, jakie rosły obok, więc nawet nie musiał się wysilać, by
je zrywać.
-
Był dla ciebie bardzo ważny, prawda? - zagadnął go w którym
momencie, a Tao skinął głową.
-
Najważniejszy, dopóki nie poznałem Smoka.
Domyślał
się, że mu tak odpowie. W sumie to widział między nimi tą więź
i z drugiej strony go rozumiał, bo on sam posiadał podobną więź
z Chanyeolem. Po prostu... dla nich obojga, to oni byli pierwszymi
osobami, jakie poznali tutaj w swoim życiu
Uśmiechnął
się, ale nagle, nie wiadomo skąd poczuł, jak ciężki, zimny wiatr
owiewa go dokoła, więc zwątpił i zbliżył się do Pandy.
-
Też to czułeś? - spytał, a Tao w jednym, szybkim momencie
pociągnął Baekhyuna za rękę tuż za korę drzewa, by się tam
ukryli i przy okazji zatkał dłonią usta brązowowłosego.
Przyłożył
palec do ust, a Byun pokiwał głową. Tao wyjrzał zza kory drzewa.
Przed
ich oczami nagle pojawiła się postać. Jej czerwone, prawie
bordowe, krótkie włosy szły idealnie w parze z równie czerwoną
koszulą i czarnymi spodniami, przeplatanymi w biodrach turkusowym
pasem.
Tao
od razu zdał sobie sprawę z tego, że był to chłopak. Szedł w
ich stronę, więc niewiele myśląc schował się z powrotem za
drzewo. Baekhyun spojrzał na niego z niemym wyrazem twarzy, ale ten
pokręcił głową.
Wspomniany
wcześniej chłopak zatrzymał się tuż przy drzewie, chyba nie
zwracając uwagi, że tuż po drugiej stronie chowali się Tao z
Byunem. No tak, kora drzewa była tak duża, że mogli się za nim
schować w sposób, że nikt ich nie zauważył.
-
No i co ja mam zrobić...? - jęknął pod nosem przybysz, siadając
pod drzewem i chowając twarz w dłonie.
Panda
zmarszczył brwi. Wiedział, że musiał pozbyć się tego kogoś z
miejsca grobu dziadka. Nikt nie miał prawda tutaj przebywać, nikt
prócz Tao.
-
Co? Może najlepiej się stąd wynieść, co ty na to? - warknął w
pewnym momencie czarnowłosy wychylając się zza drzewa, a gość
zaskoczony aż podskoczył.
Odchylił
się z przerażeniem, nie mogąc uwierzyć, że ktoś inny prócz
niego tutaj był. Przecież! Przecież...
-
Kim jesteś...?
Chłopak
cofnął się, ale w jednej chwili został przyparty do ziemi przez
dłonie czarnowłosego. Zaczął się wyrywać, ale na niewiele mu
się to zdało.
-
Odpowiedz... Natychmiast! - warknął Panda, a Baekhyun z przerażenia
aż się przewrócił, upadając na kolana.
Chłopak
jęknął, zamykając oczy.
-
Kyungsoo. Kyung- Kyungsoo – wychrypał, odchylając głowę do
tyłu.
Tao
zmarszczył brwi. Nie widział tego gościa tutaj wcześniej, dlatego
właśnie wydawał on się mu podejrzany. Ścisnął mocniej jego
nadgarstki, nie spodziewając się tego, co nadeszło potem.
Jestem
w niebezpieczeństwie, nie mam wyboru – spotkany
chłopak po prostu zaczął śpiewać.
Z
jego lekko uchylonych ust wydobyła się piękna melodia połączona
z dziwnymi słowami, których sam Tao w pierwszej chwili nie
rozumiał. Ale... Co to miało wszystko wspólnego z miłością?
I lost my mind, at the first moment I saw you
Execpt
you, everything get in slow motion.
Tell
me if this is love.
Gdy ten skończył śpiewać, Panda rozejrzał się dokoła. Nic dziwnego się nie stało, więc, jakim prawem on...?
Dlaczego
on się nie przemienił?!
-
Kim ty jesteś?! - spytał już bardziej podenerwowany, a ten
imieniem Kyungsoo, wyrwał się z jego objęć.
Niewiele
myśląc, czerwonowłosy sięgnął ręką po znajdującą się obok
niego na grobie oliwną lampkę i uderzył nią prosto w głowę Tao,
a ten padł, ogłuszony od silnego ciosu. Kyungsoo mógł wtedy
odetchnąć z ulgą, ale jedne co zrobił, to odsunął się i
przygryzł wargę.
Zwrócił
swoje ciemne oczy w stronę spokojnie stojącego Baehyuna, który
jednak miał dość nisko opuszczoną głowę i wstał. Podszedł do
niego, wymijając posturę chłopaka z lewej strony i wyszeptał
łamiącym się głosem:
-
Zabierz go i chodź za mną.
On
naprawdę nie chciał tego robić, ale nie miał wyboru, poza tym
Chen...
Westchnął
ciężko, to było za dużo, jak na niego. A przecież on tego nie
chciał. Miał tego nie zrobić, a zrobił to. Ale... pewnie Chen
będzie zadowolony.
Woooo~ *o* już się zaczyna akcja ~(^o^)~ Słodkie były zachowania Krisa i Yeolla *w* Biedny Luhan sam został, a te dwa bez mózgi (xD) poszły sobie na grób. Tao weź ty nie chodź tam cały czas, no~ Baek powinieneś nie iść ;___; Mwahaha Taosiek odporny na syreni śpiew *--* Serio ? Dałeś się ogłuszyć, serio ? Kris to ci chyba da porządną nauczkę, oczywiście jak uprzednio cię uratuje, a ty i inni mu tym pomożecie *w* niech tylko Pan Syrena Chen nie poszczuje Kaiem Tao ;____; ciekawe jaką będzie miał minę gdy Kyung przyprowadzi mu tą dwójkę, a jeden nie będzie reagował na jego moc >D dobrze mu tak ! Zuuuuy Chen *--* Proszę Cię nie przestawaj pisać tego ff, bo go uwielbiam <33
OdpowiedzUsuńJia Yo w nauce i pisaniu kolejnych rozdziałów ~!
O Mój Boże, zgadłam :D
OdpowiedzUsuńChen i D.O, nono, jestem dumna z siebie :3
Ale w najśmielszych snach nie nie pomyślałam o tym, że... CHEN SYREN <3 Boże XD
Mój biedny Jongin, zniewolony ;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;;; kurde, albo moje biasy giną w opowiadaniach albo mi się serce krajać zaczyna :(
Boże, co się tu dzieje :o
Kiedy Kris wrąbał Chanyeola do wody miałam obawy, że Channie już nie wypłynie. Czy Wiewiór to Xiumin? XD
a w ogóle to mam paskudne wrażenie, że Sehuna też Chen zaczarował i dlatego jest nieprzytomny.... biedny Kyungsoo, ma takie dobre serduszko, a takie brzydkie rzeczy musi robić. CHEN, TY MENDO!
Oby ktoś pomógł Baekkiemu i Tao ♥
Kocham Cię za to opowiadanie :*
Ja także, jak koleżanka wyżej uwielbiam to czytać i chętnie czytałabym nawet i siódmą część. NIE PRZESTAWAJ PISAĆ, NAWET O TYM NIE MYŚL!
OMO *w*. Wreszcie nowy rozdzialik ^^. Więc, ja czytam i po prostu kocham <3 MASZ TALENT, NIE MARNUJ GO TYLKO POKAZUJ NAM TWOJE DZIEŁA, ABYŚMY MOGLI JE PODZIWIAĆ *.* Opowiadanie kocham, z resztą wszystko co wyszło z pod twojej ręki. No, mam nadzieję, że przekazałam Ci to, że masz nie przestawać nigdy pisać i to, że ja też czytam*macha grabią w powietrzu, aż ta więdnie* się nie ujawniałam, ale tak jakoś, chyba muszę się wtrącić, aby uświadomić Ci jaki ty wielki talent posiadasz*.* No, chyba będę kończyć ten komentarz bez ładu i składu, ale sens mam nadzieję jest^^ Dużo czasu i weny życzę ^^
OdpowiedzUsuńJak to się mówi do trzech razy sztuka i mam nadzieję, że tym razem JAKIMŚ CUDEM nie usunie mi się cały komentarz X''D
OdpowiedzUsuńZacznę od tego... Wow kocham tą bajkę <3 Zawsze poprawia mi humor nawet w najgorszy dzień.
Co do fabuły... Chen ty cholero jesteś zły X'D Ale ChenChen jako syren brzmi na prawdę kusząco X'D A tak na poważnie, to jego postać się zapowiada na prawdę ciekawie. Przypomina mi trochę Chanyeola za czasów pierwszej części. D.O... Boże biedny musiał porwać Baeka i Tao :/ A wushu Pandy poszło na spacer... Teraz się zacznie!
Życzę ci dużo, dużo weny i lecę czytać kolejny rozdział!
Kris~
Eeeeeejjjjjj! Ja nazwałam Chana "Płomykiem" u siebie, Krisusie 눈_눈 Gdzie prawa autorsie? 눈_눈 xd I ogólnie ta sytuacja z wrzucaniem do jeziora :C KRISU PLAGIATOR XDD
OdpowiedzUsuńAh i nie mam czasem pojęcia o co chodzi ze "zwiątpił", takie nagle wpier** za przeproszeniem na koniec zdania. Zwiątpił... no dobrze, ale w co? XD Precyzuj D:
I torchę zbyt delikatne opisy może... _^_ Wiem, że nie lubisz krzywdzić postaci, ale wtedy opowiadanie na tym traci, skoro Kai masakrował Wiewióra, to opisz to tak, abyśmy odebrali to w ten sposób, a nie jakby, hm.... znęcał się nad nim łaskotkami....? _^_
Nawet z Krisa zrobiłaś idiotę w ich przekonaniu? No nie spodziewałąbym się XD
Chenrenka jest po prostu perfekcyjna, nie mogłabym wymyślić sobie lepszej Chenrenki XD
Gubisz kropki. Nie jestem w stanie powiedzieć Ci dokładnie gdzie, ale co chwilę widziałam, że ich brakuję .w.
Do tego, Baek jest no... "zahipnotyzowany", tak? D: Biedny Tao;;;;;;;
Matulu kochana, Dyo taka kruszyna nie dająca sobie rady z przeniesieniem Wilczka. Trochę dziwne wyobrazić sobie, a dokładniej czytać o Kaiu, będącym marionetką w rękach Chenrielki. Dał się podrapać za uszkiem~ <3
OdpowiedzUsuń~ Chwilę później rzuca w Krisusa czym popadnie; pluszakami, książkami, pudłami. ~
Ja Ci dam krzywdzić Wiewióra! Biedny Xiumin ;_; Zły pies! Akysz od niego! >3<
~ Wkurwiony Arbuz ~
NIENAWIDZĘ CIĘ CHEN. IDŹ SIĘ KURWA UTOP W TYCH SWOICH WODACH, A NIE CISKASZ BIEDNĄ DYOSZKĄ O ŚCIANY, TĘPA DZIDO! >3<
~ Ultrawkurwiony Arbuz ~
Walnął Cię ktoś kiedyś głazem, Chen?
Dyo takie dziecko kochane ratuje Wiewiórkę~ <3
~ Wzruszony Arbuz ~
***
Kris i Chanyeol... Smok i Feniks... Przepraszam bardzo, ale Kraina Ogoniastego... Nie wiem czy zauważyłaś, ale obaj mieli ogony >3<
***
Dobra, doczytałam dalej... Nic nie mówiłam.
***
Widzę, że w tym rozdziale jezioro jest tematem tabu~
Chodź Kris, Ty utopisz Chana, ja utopie Chena. Wszyscy będą szczęśliwi...
***
,,charakterystyczne chlupnięcie i urwany krzyk Woda...'' - ktoś się nie bał i kropkę zajebał ._.
***
,,czekając aż ten przeklęty ptaszysko...'' - ktoś się nie bał i przecinek zajebał? ;_; przeczytaj na głos i zgadnij co jeszcze nie pasuje...
***
Kris wjebał Chana... T_T
Teraz moja kolej wjebać Chena! (marzenie ściętej głowy...)
***
Dobrze Ci tak Krisu... *szyderczy śmiech*
***
Nie żeby coś, ale też chcę mieć taki bajer! Mieć skrzydła, które się zapalają tylko po to, by komuś przygrzac, bądź szybciej się wysuszyć! Chcę to! Give me please, now! .3.
***
Pandzia machająca uszkami... asdfghjkl <3
***
COOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOOO?!
Dyo... jak mogłeś przypierdzielić Pandzie w łeb i zaczarować Baeka... A miałam Cię za dobrą Dyoszkę... (XD)
Swoją drogą, Dyo miałby być syrenem, który czaruje swoim śpiewem jak Chen? Chena w roli syrena jeszcze da się wyobrazić (+ pewien fanart na fb również na to wskazywał...), ale Dyo? Dyo z ogonem... Pfff. Nie XD
Hejcę Cię, Chen~!