Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon II - Drugi.



Tytuł: How to train your Dragon II - Drugi.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan, TaoRis, BaekYeol
Ostrzeżenia: brak
Długość: 3810 słów
Notka autorska: Mam Wam do powiedzenia tylko tyle: Jaram się, że w końcu ruszyłam z tym opowiadaniem. *U* Tak bardzo mi brakowało go, i bolało mnie też to, że nie miałam na niego weny. Wybaczcie ;___; Ale mówiąc krótko, rozdział jest, akcja się powoli rozwija, czarny charakter... hyyym. XD Jestem zadowolona. A teraz spadam spać, bo jutro szkoła, czego naprawdę nie chcę (a może jeszcze przed tym posłucham Gakupo, albo obejrzę anime...? XD) Przepraszam za błędy, proszę o wytknięcie. TuT.



Rozdział 2


W momencie, w którym Sehun zemdlał Jelonkowi w ramionach, biedny blondynek nie wiedział kompletnie, co miał zrobić. Nie posiadał przy sobie kostki, nie potrafił także latać, więc nie zaniósł przyjaciela do domu, tylko niemal pół nocy przesiedział pod drzewem, wyczekując osoby, jaka udzieliłaby mu pomocy. Co chwilę rozglądał się w każdą stronę, czy przypadkiem jakieś zło nie zbliżało się do niego, a słysząc najmniejszy szelest liści, drżał, dusząc w sobie wszelkie krzyki.
Głaskając tęczowe włosy kolegi nasłuchiwał najmniejszego dźwięku i martwił się, co stało się z Sehunem i Kaiem.
Bo przecież nienormalnym było, żeby po pierwsze, ot tak sobie zemdleć, a po drugie zniknąć z okropnym krzykiem. Coś na milion procent musiało się stać z Wilkiem!
Luhan, nie wiedząc kompletnie, co miał zrobić siedział przy drzewie, czekając na zbawienie, czy może Chanyeol czy Kris nie pojawiliby się w okolicy. Zdawać by się mogło, że nawet nie czuł zmęczenia, chociaż na niebie zaczęło już wschodzić słońce. Jelonek twierdził jednoznacznie, że nie może być zmęczony, jeżeli najpierw nie dowie się, co za dziwne rzeczy działy się w ich krainie.
Wciąż spoglądał na spokojną twarz Sehuna, który leżąc tak przez całą noc, nawet przy wschodzie słońca i promieniach padających mu na twarz, nie otworzył oczu.
- Sehunnie, co ci się stało...? Mogłem nie kazać ci mnie zabierać na podziwianie gwiazd.... Gdybyśmy zostali w domu nic złego by nas nie spotkało. To wszystko moja wina – wciąż pluł sobie z twarz i oskarżał za całą sytuację, a przecież to nie była jego wina.
Przesunął palcami wzdłuż twarzy nieprzytomnego Sehuna odgarniając mu nachodzącą na oczy grzywkę i spojrzał przed siebie.
Albo mu się wydawało, albo widział na wprost siebie szybko biegnącą postać i słyszał przy okazji jakieś dziwne krzyki. Przestraszony drgnął i przytulił do siebie nieprzytomnego wciąż przyjaciela, jakby bał się, że nadchodząca osoba chciała zrobić im krzywdę.
- Odejdź! - pisnął, kuląc się pod drzewem w postać kulki.
Uspokoił się dopiero, gdy okazało się, że przed nimi pojawił się Baekhyun, jednak wyraz jego twarzy uświadomił Jelonka, że wieści, jakie miał im do przekazania chyba nie wróżyły nic dobrego. Brązowowłosy podbiegł pędem do Luhana, obrzucił go zaskoczonym spojrzeniem, bo widok Sehuna nie wyglądał na normalny, więc od razu zadał pytanie, opierając się dłońmi na kolanach.
- Co się dzieje?
- Mógłbym zapytać o to samo ciebie – brew blondyna uniosła się sugestywnie w odpowiedzi, a Baekhyun zwątpił – Wyglądasz jak milion nieszczęść, a twoje oczy są straszne, mów, co się stało.
Byun mocniej zacisnął palce na spodniach, próbując złapać oddech, ale jego klatka piersiowa niemal skakała. Powietrze wpadało w jego pierś haustami, więc czując, że ciało odmawia mu posłuszeństwa, usiadł obok Luhana, z niepewnością patrząc na tęczowego.
- Sehun... - wyszeptał, a Jelonek położył mu dłoń na ramieniu.
- Żyje. Mów o co chodzi – odparł niezadowolony rosnącym między nimi napięciem.
Baekhyun zmęczony przetarł czoło i przełknął gulę niemocy w mowie, jaka siedziała mu w gardle.
- Byliśmy z Chanyeolem w nocy na spacerze. Odwiedzaliśmy krainę Tao, by sprawdzić, czy z Pandami wszystko w porządku, a kiedy wróciliśmy, okazało się, że ktoś włamał się do naszego domu – powiedział na jednym wydechu, a oczy Luhana poszerzyły się w szoku – Wszystkie rzeczy leżały do góry nogami, ktoś połamał krzesła i zapewne coś ukradł. Nie wiem kto to, ale czuję, że będziemy mieli niezłe kłopoty.
Spazm strachu odbił się w ciele Luhana wraz ze słowami jego przyjaciela. Czyli jednak nie wydawało mu się, że ktoś ich straszył i postanowił zniszczyć. W tej krainie dalej przebywało zło, a oni nie mogli nic zrobić!
Bezwładnie opuścił głowę w dół, nie przestając głaskać włosów Sehuna, a Baekhyun zdawał się wyczuć, że to nie był koniec złych wiadomości. Przysunął się do Jelonka jeszcze bliżej chcąc oprzeć mu głowę na ramieniu, a ten wyszeptał słabym głosem.
- Coś porwało Kaia. Jest źle, jest bardzo źle. Baekhyun, grozi nam wielkie niebezpieczeństwo, a ja nie wiem, co mam zrobić. Boję się, że kostka może sobie z tym nie poradzić, a nade wszystko boję się o Sehuna – mówił, patrząc się z przerażeniem w oczach na spokojną twarz pomiędzy nogami, jak w jeden konkretny punkt, aż zaciął się i z jego oczu poleciały łzy. Zacisnął palce na trawie a kryształki smutku Jelonka skapnęły powoli jedna po drugiej na twarz tęczowowłosego – Nie ma i Kaia. On zniknął. Baekhyun, proszę, powiedz, co mam zrobić?!
Brązowowłosy westchnął z przekąsem i objął ramieniem dygoczącego Jelonka, przyciągając go bliżej do siebie. Utkwił oczy w świeżo wschodzącym słońcu, którego promienie padały centralnie na postać drzewa za nimi, a cienie liści wirujących na wietrze zostawiały ciemne ślady na ciałach dwójki przyjaciół.
- Nie możesz podchodzić do tego tak pochopnie, chodź, pójdziemy do twojego domu i należycie zajmiesz się Sehunem i w tym czasie poczekamy na Tao i Krisa – mruknął, powoli podnosząc się do pionu i spojrzał wymownie na Jelonka, który nie wykazywał żadnych chęci ruszenia się stamtąd – No dawaj. Nie będziesz przecież siedział tutaj całą wieczność. Poza tym Chanyeol już wyruszył na poszukiwania Krisa i Tao, więc niedługo powinni się tutaj pojawić.
Luhan zerknął na niego kątem oka i uśmiechnął się złowieszczo.
- To nie bałeś się sam tutaj przychodzić? Słyszałem, że podobno skomlałeś Chanyeolowi, że ma nie ruszać się od ciebie chociaż na krok – zdarzało się, że blondyn był nieco wredny, ale to tylko w nagłych przypadkach.
Jęknął jednak, gdy oberwał od Baekhyuna z pięści w łeb.
- Jeszcze jedno słowo, a przerobię cię na dziczyznę!
Jasnowłosy nadął policzki i spojrzał z wyrzutem na przyjaciela, który już uśmiechał się od ucha do ucha i wyciągał dłonie, by pomóc mu z przeniesieniem omdlałego wciąż Sehuna do domu. Baekhyun wiedział, że Luhan mógł nie mieć tyle siły w swoich chudych rękach, więc niewiele myśląc zagarnął tęczowowłosego na swoje barki, uśmiechając się przy tym z troską do Jelonka.
Ten tylko pokiwał ze zrozumieniem głową i jeszcze po raz ostatni odwrócił się w stronę północy, skąd właśnie kilka chwil temu dobiegał głośny skowyt Kaia.
Znajdowało się tam jezioro. Czyżby to ono było sprawcą całego tego zamieszania? Nie, to niedorzeczne. Jednak młody chłopak był pewien, że będą musieli je sprawdzić. Im szybciej, tym lepiej, bo prędzej uda im się uratować Wilka, który w głowie Luhana cały czas pozostawał żywym.
A przynajmniej on miał taką nadzieję w głębi samego siebie.
- Luhan, idziesz w końcu?! - drgnął, wyrwany z zamyślenia, na głos poirytowanego Baekhyuna i nie zastanawiając się dłużej, pognał za przyjacielem, sapiącym ze zmęczenia przez niemałą wagę ich zemdlonego Sehuna – Może być mi łaskawie pomógł?!
- Radź sobie sam, mi wystarczy, że tyle go przetrzymałem na kolanach.
- Nienawidzę cię – odburknął Baekhyun, czując, że za kilka sekund nabawi się niezłej przepukliny.
Nie był oczywiście zły na Luhana. Po prostu ta dwójka czasem lubiła się ze sobą pokłócić, zresztą, jak prawie każdy z ich paczki. Byli przyjaciółmi, do tego najlepszymi.
*
Chanyeol stwierdził ostatnio, że latanie w przestworzach należało chyba do jego ulubionych zajęć. Już nie zwracał uwagi, że gdy rozkładał skrzydła, palił niemal połowę lasu, bo z reguły chodził wraz z Baekhyunem na opuszczoną część krainy w której nie rosły wysokie, rozłożyste drzewa, albo wspinał się na kamienie i z nich wzbijał się w górę. Może i było to nieco monotonne, jednak Feniksowi jakoś nie widziało się znów wszystkiego spalać. I tak narobił już wcześniej dużej krzywdy, dlatego wolał jej teraz, paradoksalnie, unikać, jak ognia.
W nocy wyruszył wraz z Baekhyunem na patrol, by sprawdzić, czy wszystko było w porządku z mieszkającymi w krainie obok Pandami (bo cała siódemka nie chcąc się od siebie oddzielać, zadomowiła się w krainie Krisa, która powróciła w końcu do normalnego stanu, dzięki magicznej mocy kostki Luhana), jednak ich powrót tuż przed wschodem słońca nie należał już do najprzyjemniejszych. A raczej nie sam powrót, tylko to, w jakim stanie ich oczy ujrzały dom, w którym mieszkali we dwójkę.
Wszystkie meble były wywrócone do góry nogami, większość nawet połamana, a na dywanie zrobionym z trawy, ciągnęła się długa, rozłożysta krecha, stworzona z czegoś na podobieństwo smoły. Delikatne, turkusowe firanki, jakie Baekhyun przybił przy oknie na gwóźdź, zostały ściągnięte i rozerwane na pół, a materiał leżał niemal w każdym miejscu w pokoju. Gdzieniegdzie widać było rozsypane owoce, podeptane kwiaty, a największy ból sprawiło Baekhyunowi to, że ktoś rozbił jego ukochane lustro, które stworzył mu Luhan dzięki połączeniu w drewnie szklistej, zimnej wody. Po wejściu w drewno, woda zamiast wsiąknąć, zmieniła się w ciało stałe, formułując właśnie w lustro, które Baekhyun powiesił sobie naprzeciwko głównego wejścia, a to, ot tak po prosto zostało zbite przez jakiegoś wandala.
Brązowowłosy spojrzał na to z przerażeniem i upadł na ziemię, łapiąc się palcami ze włosy. Kto... Kto mógł tak okropnie zbezcześcić jego piękny dom, który sam sobie stworzył?! No kto?! Nie wiedział, i to go bolało najbardziej.
Jego ciało w jednej chwili wpadło w atak nieopanowanego drżenia, ale czując po kilku sekundach na swoim ramieniu ciepłą dłoń Chanyeola, Baekhyun złapał głęboki wdech i uniósł głowę, by spojrzeć na przyjaciela z, mimo wszystko bólem.
- Co... Tu się stało... Channie...? - wymamrotał półgłosem dusząc się od płaczu, a Feniks pokręcił tylko głową, samemu spoglądając na to wszystko z niemałym szokiem.
Przykucnął przy chłopaku, obejmując go opiekuńczo ramieniem, a jego brwi w jednej chwili zwęziły się. Baekhyun za to wyczuł, jakby skrzydła, znajdujące się na plecach Chanyeola, chciały wyjść na wolność. Często, gdy rudowłosy się denerwował, one często niekontrolowanie wydostawały się na zewnątrz i paliły wszystko dokoła, ale teraz, Baekhyun ujrzał jedynie czerwień złości przejawiającą się kolorem w pięknych oczach Feniksa.
- Channie...? - wydukał, gdy chłopak nie reagował na jego pytanie.
- Idź pędem do domu Luhana, gdzie pewnie jest razem z Kaiem i Sehunem, a ja zaraz wrócę – odparł rażąco poważnym głosem, przez co ciało Baekhyuna przeszły dreszcze.
- Ale dokąd ty idziesz?! Chanyeol!
Rudowłosy zatrzymał się tuż przed samym wyjściem ze swojego domu i odwrócił na dosłowną sekundę w stronę przyjaciela. Na jego ustach wymalował się delikatny uśmiech.
- Szukać Krisa. On na pewno będzie wiedział, co zrobić z tym wszystkim – odparł i jak powiedział, tak zrobił.
Najbardziej lubił poranki w tym świecie. Zawsze w jego oczach były niewinne, a wesoło wschodzące, czerwone słońce zdawało się do niego uśmiechać, gdy jego skrzydła rozpościerały się szerokim ogniem w niebiosach, a on wzbijał się jak najwyżej tylko mógł. Czasem miał wrażenie, że był jakoś powiązany ze słońcem, bo ciepło ognistej kuli zdawało się współgrać z jego własnym. Uśmiechnął się szeroko i przemierzając kolejne metry krainy poszukiwał Krisa wzrokiem. Jego loki dyndały na wietrze, w parze z lekko rozpiętą koszulą.
- Smoku, smoku, gdzie jesteś? - powiedział wesoło i zaczął szybować w dół, jednak, gdy przed jego oczami ukazały się tylko drzewa, zwątpił.
Jak widać, będzie musiał się cofnąć do krainy Tao. Ona jako pierwsza przyszła mu na myśl, bo Chanyeol widział po tej dwójce, że łączyło ich jakieś silne uczucie i z reguły zawsze wszędzie chodzili razem.
Zawrócił swój lot na zachód, ponownie rozpoczynając pogawędkę ze słońcem, jakie współgrało mu ciepłem swoich promieni i wschodziło jeszcze wyżej.
*
- Długo będziemy tu jeszcze siedzieć? - Kris wywrócił oczami, siadając pod drzewem, kilka metrów dalej od grobu dziadka Tao – Siedzisz tu i siedzisz, i końca nie ma! Wszystko jest pięknie, ale ty poprawiasz te kwiatki po milion razy! I tak pewnie jutro będziemy musieli tu przyjść!
- Skąd wiedziałeś? - odparł mu najzwyczajniej w świecie Panda, wzruszając obojętnie ramionami i dalej układając kwiaty na grobie, którym była kupka ułożonego piachu z oliwną lampką postawioną w środku – I tak byś tu ze mną przyszedł.
Kris uderzył się z całej siły głową o drzewną korę, by chociaż uświadomić samemu sobie (co i tak w rzeczywistości nie było prawdą), że nie siedzi tu od godziny z Tao, tylko już śpi w swoim łóżku w domu, owinięty w ciepły koc.
- Nie miałbym innego wyjścia – mruknął ze zrezygnowaniem, ale powoli ruszył się spod drzewa, przesuwając te kilka metrów w stronę czarnowłosego – Ale wolałbym już wrócić, bo zaczynam się nieco martwić, czy aby na pewno z resztą jest wszystko w porządku.
Tao uśmiechnął się pocieszająco, patrząc na przyjaciela wzrokiem pełnym troski.
- Nie przejmuj się Kris, na pewno wszystko jest w porządku.
Smok zamachał lekko skrzydłami, wbijając zamyślony wzrok przed siebie, a jego blond grzywka lekko powiewała łaskotana przez delikatny wiatr. Przyłożył dwa palce (kciuk i wskazujący) do brody, by podeprzeć się na nich i usiadł po turecku. Do tego jeszcze wprawił swoje skrzydła w nieco mocniejsze uderzenia, że wiatr, jaki powodował, zaczął nieco denerwować Tao.
Ten odwrócił się w bok do Smoka i zmarszczył brwi.
- Mógłbyś przestać?!
Kris wzruszył ramionami.
- To zainteresuj się mną w końcu!
- Nie dasz mi jeszcze pięciu minut? Skończę układać kwiaty i będziemy mogli odejść – odparł spokojnie Panda, a Smok wywrócił oczami.
- Robisz tak od pół godziny!
Gdy jednak nie otrzymał odpowiedzi od Tao, odpuścił, kładąc się na trawie, tuż w cieniu rozłożystego dębu. Przymknął powieki, łapiąc w płuca mocny oddech świeżego powietrza. Wsłuchiwał się w spokojny szum liści i ciche ćwierkanie ptaków znajdujących się na gałęziach. Stwierdził, że nie chyba nie miał ochoty się stąd ruszać, ale wzywały go obowiązki. Gdy ponownie uchylił powieki, zdawało się, że coś mignęło mu przed jego brązowymi oczami. Coś, jakby jasne, nieco pomarańczowe światło, które sprawiało wrażenie, zbliżać się do nich. Kris niewiele myśląc, podniósł się do pionu i nastroszył swoje skrzydła.
Tao natomiast skończył układać kwiaty.
- Smoku, możemy już... - jednak jasnowłosy nie miał zamiaru go chyba słuchać – Hej, wracaj tu! Dokąd lecisz?! Zostawiasz mnie tu?!
Zamachał mocno skrzydłami, atakując przy okazji Tao wiatrem przez nie stworzonym i pofrunął prosto w stronę punktu, który pojawił się chwilę temu przed jego oczami, zwinnie wymijając znajdujące się mu na drodze drzewa. Wbił poważne spojrzenie przed siebie, a jego mięśnie odruchowo napięły się. Miał wrażenie, że ktoś chciał im zrobić krzywdę, a na to nie mógł pozwolić. Slalomem wydostał się z lasu, wybijając na czystą powierzchnię błękitnego nieba, tuż koło tego świecącego punktu i zdziwił się, gdy okazało się, że był to... Chanyeol.
Dobrze, że w odpowiednim momencie zdążył się zatrzymać tuż nad jego głową i dwójka chłopaków nie zderzyła się. A pewnie byłoby to nieco bolesne. Zatrzymał się, w miejscu machając skrzydłami, a to samo właściwie robił Feniks, patrząc na Krisa z wielkimi oczami.
- Chanyeol, co ty...
- Kris, jak dobrze, że cię znalazłem! - powiedział nieco przejętym głosem i wskoczył na Smoka uwieszając się na nim.
Oplótł go mocno nogami w pasie, a Smok w tym samym czasie zwątpił. Chanyeol nie ważył przecież tyle, co piórko, tylko nieco więcej. Westchnął z przekąsem, starając się utrzymać na sobie chłopaka i zmarszczył brwi. Feniks spojrzał na twarz przyjaciela z szeroko otwartymi oczami, ale nie uśmiechał się. To już powiedziało Smokowi, że coś było nie tak.
- Czemu tu jesteś, co z Baekhyunem i resztą?
- Ktośwłamałsiędonaszegodomuiniewiemycorobić... - odparł Feniks na jednym wydechu, że blondyn niewiele zrozumiał, ale starał się tego po sobie nie pokazać.
Smok westchnął ciężko i zepchnął z siebie uwieszonego wciąż Feniksa, po czym wystawił rękę do przodu i zaczął nią powoli machać w górę i w dół. Nie spuszczał przy tym z niego zaskoczonego wzroku.
- Wolniej. Nic nie rozumiem. Co się dzieje?
- Mamy kłopoty – odparł bez ogródek, a Kris niewiele myśląc zmarszczył brwi i pociągnął Chanyeola za rękaw szarej marynarki w dół, do miejsca, gdzie wciąż przebywał Tao.
Pan Płomienisty krzyknął głośno, a jego ogniste skrzydła w jednej chwili zniknęły, a w oczach pozostał jedynie strach, o jaki przyprawił go Kris. Gdy znaleźli się już na dole, Feniks masował sobie obolały ramię, a Kris wyjaśniał wszystko zaskoczonemu czarnowłosemu, który pozostawił już w spokoju grób swojego dziadka.
- Musimy wracać! - powiedział Panda, podnosząc się do pionu i przyjmując waleczną pozę.
- No nareszcie... - w odpowiedzi otrzymał tylko pomruk ulgi z ust Krisa, więc prychnął.
- Siadaj – powiedział, przez chwilę z poważnym wyrazem twarzy, więc jasnowłosy zwątpił, ale posłusznie wykonał polecenie (chociaż i tak był pchany przez rękę Tao w dół).
Panda bez żadnego słowa usiadł smokowi na kolanach uśmiechając się w dość uroczy sposób, na co wyższy parsknął śmiechem. Poklepał go kilka razy po głowie, po czym zaczął machać skrzydłami i wzbił się do góry, trzymając mocno swoją Pandę, który oplątał go ramionami dokoła szyi.
- Chanyeol, wracamy – zakomunikował Kris, a rudowłosy, uspokajając się po wciąż przeżytym szoku, spojrzał na nich z przerażeniem.
- Ej, nie zostawiajcie mnie! - krzyknął i zaczął machać rękoma na wszystkie strony, gdy dwójka przyjaciół zaczęła się oddalać w górze.
Jego skrzydła w jednym, szybkim momencie zapłonęły wielkim, gorącym ogniem i Feniks wzbił się w niebo doganiając swoich kompanów. Uśmiechnął się szeroko, zastępując im drogę. Kris natomiast spojrzał na niego z podniesioną brwią.
- Chanyeol, nie masz mi czegoś może do powiedzenia?
Rudzielec spojrzał na niego z głupim wyrazem twarzy, a Tao westchnął.
- Spójrz w dół.
- Pożar?! Ja... las... co... czemu... PRZEPRASZAM!
- CHANYEOL!
*
Baekhyun krzątał się z kąta w kąt, przeskakując z jednej nogi na drugą, gdy wraz z Luhanem wyczekiwali w nerwach na powrót reszty. Rękoma obejmował swoją głowę a jego ciało lekko drżało, nie mogąc się już doczekać. Jelonek natomiast cały czas siedział na brzegu łóżka, w którym położył Sehuna i delikatnie obejmował jego rękę palcami, w skupieniu obserwując jego spokojną twarz. Tęczowo-włosy nie uchylił powiek choćby na sekundę odkąd wrócili do domu, co zaczęło nieco martwić dwójkę i w jeszcze większym strachu wyczekiwali na powrót Chanyeola.
Bo przecież wiadomo było, że Sehun zemdlał za sprawą Kaia, a co za tym idzie, coś złego musiało się jednak dziać z Wilkiem.
- Sehunnie, co się z tobą dzieje? Proszę, obudź się, martwię się – powiedział pełnym żalu głosem Luhan opuszczając głowę.
- Jeżeli oni zaraz nie wrócą, to osobiście pójdę ich poszukać, ale jak już ich znajdę, to obiecuję, że nie będzie to miłe spotkanie! - warknął Baekhyun, bezsilnie opadając na znajdujące się przy drzwiach krzesło.
Jęknął pod nosem z widoczną irytacją w tonie swojego głosu i zacisnął palce na materiale i tak już nieco wytartych i do tego dziurawych jeansów. Spojrzał z wyczekiwaniem na drzwi wejściowe, jakby samym wzrokiem chciał przyśpieszyć ich otwarcie się, gdy nagle te trzasnęły z ogromną siłą i w środku pojawili się nie kto inny jak Chanyeol, Kris oraz Tao. Baekhyun odruchowo podskoczył i uczepił się od razu Feniksa, szarpiąc go za ramiona.
- Dłużej się nie dało?! - zaczął wrzeszczeć, a rudowłosy aż zamknął oczy w strachu.
- Myślisz, że łatwo było ich znaleźć?! - jednak i tak bronił się.
Baekhyun westchnął z przekąsem i puścił biednego Chanyeola, który usiadł zmęczony na jego miejscu. Nie patrząc na nic, podszedł do Pandy i Smoka, którzy dawno znajdowali się przy Luhanie i biednym panie zemdlonym.
Westchnął i zaczepił Tao, lekkim kuksańcem w bok.
- Co zrobimy?
Tao wzruszył ramionami, kompletnie nie wiedząc, co odpowiedzieć. Ta cała sytuacja zaczęła go przytłaczać, plus jeszcze zemdlony Sehun nie dawał wielkich nadziei, że wszystko rzeczywiście będzie dobrze.
- Luhan, co się stało? - spytał po chwili milczenia Kris, siadając na podłodze.
Wszyscy poszli za jego przykładem, dosiadając się do Smoka, a Jelonek posmutniał jeszcze bardziej. Wstał powoli, rozpychając się między nimi i odwrócił sięgając pod łóżko w poszukiwaniu szkatułki. Wyciągnął ze środka swoją kostkę i przyjrzał się jej ze smutkiem. Bał się, że może ona sobie z tym wszystkim nie poradzić. Przyjaciele za to siedzieli w ciszy, czekając, co zrobi blondyn i wydawało się, że bali się nawet oddychać.
Luhan natomiast ułożył kostkę w odpowiedni szyk, ale kiedy nic się nie stało, co mogło za sprawą jej mocy, schował ją z powrotem do środka, dalej świecącą złotym światłem i spojrzał na przyjaciół z większym smutkiem.
- Bo chodzi o Kaia... - zaczął, kontynuując przez dłuższy czas historię sprzed nocy.
Mówił jak nakręcona laleczka, wszystko, co mu ślina na język przyniosła, ale widać było, że jego głos załamywał się. To żal i ból, jaki siedział w jego małym sercu, powodował, że zaczął opadać z sił, by udźwignąć to wszystko. Gdy skończył, z jego oczu ciurkiem poleciało mnóstwo łez, ale tylko Kris i Chanyeol podnieśli się, by podejść do niego i położyć mu ręce na obu ramionach.
Smok uśmiechnął się tylko kącikami ust, stojąc w ciszy, a Feniks pokiwał z przekonaniem głową, przechylając ją kilka razy na boki.
- Nie martw się! Jestem pewien, że Kai jest cały i zdrowy! Obiecuję, że wraz z Krisem dopilnujemy tego, by odnaleźć go jak najszybciej – powiedział pełnym przekonania głosem, a reszta przyjaciół zgodziła się z tym tylko, posyłając szerokie uśmiechy w stronę Jelonka.
- Masz nas, a jeżeli będziemy trzymać się razem, na pewno sobie poradzimy! - dopowiedział z radością w głosie Tao, opierając głowę o ramię Baekhyuna, który podzielił ich pełen zapału entuzjazm.
Luhan poczuł, jak zrobiło mu się miło na sercu, więc jego smutek połączony ze łzami bólu, zamienił się w szeroki uśmiech nadziei, który szedł w parze ze łzami niesamowitego szczęścia. Cała czwórka podeszła do chłopaka i przytulili go do siebie, a Jelonek wciąż nie puszczał dłoni Sehuna. Wtulił się w nich i pociągnął nosem.
- Będę walczył. Za Kaia, i za Sehuna – powiedział wesoło i wszyscy zaśmali się.
Kris wysunął się po chwili z kręgu przytulających.
- Koniec marudzenia. Wyruszamy, gdy tylko się ściemni. Bądźcie przygotowani.
Wszyscy pokiwali głowami, a Baekhyun spojrzał na nich kątem oka.
- Tylko niech ktoś nas pilnuje przez ten czas...
- A co, boisz się? - dogryzł mu Luhan, odgarniając grzywkę z czoła Sehuna.
I jak się okazało, nie otrzymał odpowiedzi, tylko kolejny cios z pięści swojego ludzkiego przyjaciela.
*
Potworny ból głowy atakował każdy jego nerw, więc koniec końców otworzył z niechęcią oczy i chciał złapać się za głowę, jednak okazało się, że nie miał takiej możliwości. Czuł potworne zimno na całym ciele, więc zatrząsł się, gdy dotarło do niego, że został unieruchomiony. Szarpnął się, ale jego ręce były zniewolone. Chciał coś krzyknąć, ale miał zakneblowane usta. Przekręcił się jedynie z pozycji siedzącej do leżącej, robiąc przy tym niezły hałas.
"Kto mnie do jasnej ciasnej związał, auu?!" - pomyślał, ale wnet zbiły go z tropu dwa męskie głosy, jakie usłyszał nieopodal. Podniósł głowę i w jednej chwili zamarł.
- Myślisz, że to dobry pomysł? Nie sądzisz, że będą go szukać?
- Nie przesadzaj, właśnie o to mi chodziło, żeby zwabić ich tutaj wszystkich i zrobić z nich swoje osobiste laleczki. Tyle na to czekałem, tyle się ukrywałem i teraz mam szansę! Mam szansę zawładnąć światem!
- Jak uważasz, ale ja nie jestem co do tego pewny.
Kai szarpnął się, wywołując tym samym głośny hałas dokoła, a dwie męskie głowy zerknęły na niego. Jedna nieco opiekuńczo, a druga z chęcią zabicia w ciemnych tęczówkach.
- O patrz, nasz piesek się obudził... Myślisz, żeby zaśpiewać mu kołysankę? - postać uśmiechnęła się złowieszczo pod nosem, a zaraz z jej ust wydał się tak piękny śpiew, że omamił biednego Wilka, a jego oczy w jednej chwili stały się puste i bez wyrazu – Dobranoc, piesku. Dzień dobry, laleczko.
Śpiew trwał jeszcze bardzo długo, bo było to jego ulubione zajęcie.

6 komentarzy:

  1. Super!~~ ja już chcę następny xd Kim są te 'dwa męskie głosy'? Nic mi nie przychodzi do głowy... Weny przy pisaniu kolejnych rozdziałów <3
    Hwaiting!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ranyranyrany!
    Jestem taka rozemocjonowana! Przeczytałam dzisiaj wszystko co dotychczas udało Ci się napisać w drugiej części i po prostu dostałam ciarek. Biedny Sehun, co się z nim stało?
    W ogóle, na początku czułam się okropnie, bo te gwiazdy nie spadały i nie spadały i zaczęłam myśleć, że Sehun gdzieś wywlókł Luhana żeby go wydać ciemnym mocom. Tak podejrzewałam go. Przepraszam, Sehunnie...
    Biedny Kai, serce się kraje, jestem przerażona O.o
    Ten ładnie śpiewający kolo to pewnie Chen. Albo D.O. Albo obaj. Co nie zmienia faktu, że są palantami!
    Życzę Ci bardzo wielkiej weny i żebyś pisała jeszcze masę części tego opowiadania, bo je UWIELBIAM.
    No i czekam z niecierpliwością na kolejny fantastyczny rozdział. Tylko nie zabijaj Kaia, błagam... ;;

    Co do błędów, nie zauważyłam dużych, na początku było tylko zdanie "chyba wieści jakie miał im do przekazania chyba nie wróżyły nic dobrego".

    Pozdrawiam Cię serdecznie i trzymam kciuki za wspaniałą siódemkę ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. OMO ! Naaaareszcie nowy rozdział ! A dzień wcześniej zastanawiałam się ze smutkiem kiedy się go doczekam *--* Woah~ akcja się powoli rozkręca, a ja już czytałam z zapartym tchem O.o *w* Kim są ci mężczyźni ? Jak mi któryś uszkodzi Taosia to się do nich przejdę >< xD Biedny Sehun ! ;__; jeżeli Kai się obudził … chociaż na tą chwilę to i on powinien, prawda ? ;_; uwielbiam relacje Luhana z Baekiem xD Ach ten wiecznie kłócący się TaoRis *w* Rozdział świetny ! Chcę już kolejny ;__; *płacze jak dziecko* ale wiem, że doczekam się go wkrótce ! ^w^ + Kocham Cię za tą akcje i za całe to opowiadanie <3
    Jia Yo w pisaniu dalszych świetnych rozdziałów~ ! *__*

    OdpowiedzUsuń
  4. Nominowałyśmy Cię do "The Versatile Blogger" <3

    OdpowiedzUsuń

  5. Błędy:
    - powtórzenie niepotrzbne: nawet (wschód słońca, promienie padające na twarz)
    - ,,słyszał przy okazji jakie krzyki'' - zabrakło ''ś''
    - ,,jednak wyraz jego twarzy uświadomił Jelonka, że chyba wieści, jakie miał im do przekazania chyba nie wróżyły nic dobrego'' - niepotrzebne ''chyba'' przy wieściach
    - Chanyeol stwierdził osTatnio <- czemu ''T'' z dużej? XD / firanki rozerWane <- znowu z dużej :<

    Dobra, już wiem, a raczej się domyślam, że skoro Kai został omamiony śpiewem, to znaczy że pojawi się w niedługim czasie nasza kochana Chenrielka - no nie ma innego wyjścia z tej sytuacji ♥
    Wyczuwam zbliżającego się Krisyeola, co średnio mi się podoba, ale no niech już będzie. Lepsze to sto razy od Kraya :x

    - Jeszcze jedno słowo, a przerobię cię na dziczyznę ♥

    OdpowiedzUsuń
  6. Ayya, nic mi nie mówiłaś odnośnie tego co będzie się działo, a ja już nawet nie pamiętał kto miał być kim xD
    Jednak jestem prawie pewna, że to Czen :c To Czen mówił " Dobranoc, piesku. Dzień dobry, laleczko." :CC

    Nie wiem czemu, ale miewam takie momenty, że mam wrażenie, że zdania są okropnie chaotycznie zbudowane, a potem tak odrobinę mocniej się wręcam i już tego nie czuję .w.

    Zastanawiam się o co Ci wczoraj chodziło z 6 shotami, skoro mówiłam, że do każdej parki .. xd Ja tu na razie widzę TaoRisa, HunHana i BaekYeola, a skoro dojdzie nam dwóch to będą cztery.... Czyżbyś jakoś to później zagmatwała? xd
    Ej, teraz jestem ciekawa bardziej! xD

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu