Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan, XiuTao, KrisChen
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4139 słówNotka autorska: Dzień dobry! Wyrobiłam się w niecały tydzień z nowym rozdziałem. Jak ja lubię, gdy dopisuje mi wena. I lubię, gdy tak ładnie komentujecie. Chciałam Wam podziękować za te 8 komentarzy, to jest naprawdę dużo, i zastanawiam się, czemu nie może być tak zawsze? (_ _ )'
Jednocześnie chcę też przeprosić, bo nie powinnam tak na Was naskakiwać z komentowaniem, ale musicie mnie zrozumieć. Dla Was ważne są ficzki, ale mnie komentarze - taka jakby zapłata za moją ciężką parcę w napisaniu kolejnego opowiadania.
No nic, mam nadzieję, że nie przestaniecie komentować, tak jak ostatnio, bo mi się morda cieszy cały czas! .3.
I jednocześnie, chcę życzyć wszystkim wesołych świąt, dużo prezentów, miłej atmosfery w te święta, bo nie wiem, czy z christmasowym ficzkiem, jaki planowałam się w tym roku wyrobię ;__;
Najwyżej, jak napiszę, opublikuję go później XD
No nic, zapraszam na rozdział, mam nadzieję, że się spodoba, a cóż, tu... wyjaśniło się parę rzeczy~.
Rozdział
5
- Jak się czujesz, Kyungsoo?
Czarnowłosy
obciął wzrokiem towarzysza, uśmiechając się w okropnie irytujący
sposób. W momencie, gdy pojawił się w grocie wraz z pojmaną
czwórką przyjaciół, widział jak Kyungsoo wciąż oddychał
płytko, ale jego skóra powróciła już do swojego normalnego
wyglądu. Siedział przy jednej ze skalnych ścian, opierając się o
nią plecami, a dłonie kurczowo zaciskał na koszuli, co i raz
rozluźniając je. Jego wzrok na wciąż dyszącym czerwonowłosym
był naprawdę obojętny, ale można powiedzieć, że Chen miał to
naprawdę gdzieś.
-
Kyungsoo... - powtórzył, podchodząc do chłopaka i machając mu
dłonią przed oczami – Odpowiedz.
Chłopak
zerknął na towarzysza kątem oka i odetchnął z trudem, starając
się unieść do góry dłoń i wytrzeć nią wodę spływającą mu
po wardze. Odkaszlnął, a ta woda wyleciała z jego ust w dość
dużej ilości, ściekając nawet po szyi. Co dziwne, w miejscach,
które były teraz wciąż mokre, wydawało się, jakby skóra
Kyungsoo stawała się nieco bielsza.
-
Przestań męczyć Wiewióra, Chen – odparł z trudem, dalej
powstrzymując silne ataki kaszlu – Powiedz temu Wilczurowi, żeby
się w końcu uspokoił.
-
Kai.
Czerwonowłosy
zaskoczony otworzył nieco szerzej, swoje i tak już duże oczy i
podparł się dłonią o skałę, próbując usiąść bardziej
prosto.
-
Kai?
-
To imię tego słodkiego pieska – stwierdził Syren, wskazując
głową na Wilka, który wciąż siedział zamknięty w klatce i
warczał w stronę wspomnianego wcześniej Wiewióra – A poza tym,
nic mu nie powiem, jest zbyt zabawny. Ty lepiej powiedz mi, co zrobić
z tą Pandą. Odkąd go przyprowadziłem dalej leży nieprzytomny w
klatce z Kaiem i ani go rusz. Coś ty mu zrobił, Kyungsoo?
Chłopak
w czerwonej koszuli spojrzał na leżącego na ziemi Tao, przy którym
cały czas siedział rudzielec i nieco bardziej zmarkotniał,
przygryzając swoje pełne usta. Nie miał ochoty odpowiadać na
pytanie Chena, bo wiedział, że chłopak zdenerwuje się jeszcze
bardziej, gdy usłyszy prawdziwy powód jego omdlenia, ale z drugiej
strony powinien mu w sumie powiedzieć, że jego śpiew, tym razem
zdał się na nic.
-
Nic... - wydukał, oczywiście niezgodnie z prawdą, ale co miał
innego zrobić?
Chen zmierzył go piorunującym spojrzeniem i
obrócił się na pięcie dokoła siebie. Dało się zauważyć, że
jego oczy cały czas, jakby w jakiś niewyjaśnionym szale zerkały w
stronę leżącego, wciąż niestety nieprzytomnego Tao. Prychnął
pod nosem, zanurzając się w swoim podwodnym świecie w grocie, a
Kyungsoo zwątpił, łapiąc się za bolące żebra.
Czasem miał dziwne wrażenie, że niedługo się wykończy cały czas trzymając z Chenem.
Czasem miał dziwne wrażenie, że niedługo się wykończy cały czas trzymając z Chenem.
*
Tao
jęknął, czując pulsujący ból w tylnej części głowy i
przekręcił się na plecy. Ból niestety nasilił się podwójnie,
bo w końcu udało mu się rozprostować kręgosłup, a zdrętwiałe
palce poczuły pod sobą dość zimną posadzkę. To go w pierwszej
chwili zmyliło, bo pierwszy raz spotykał się z czymś tak zimnym.
Pomasował sobie głowę, przecierając dłońmi twarz, bo lazur
odbijający się ze ścian był zbyt silny.
Zaraz.
Lazur?
Otworzył
szeroko oczy, rozglądając się bacznie dokoła i tym samym siadając
na wznak. Zdębiał, widząc przed sobą jeszcze dwie postaci, z
czego jedną był w stanie rozpoznać już za pierwszym razem. Jednak
i tak nie przejmował się długo tymi, co siedzieli z nim razem w
tym dziwnym miejscu. Bardziej właśnie wkurzał się na to miejsce.
Było
obślizłe, brzydkie, a do tego okropnie zimne. Niestety jednak tego
zimna Tao wytłumaczyć nie potrafił, skoro w jego domu zawsze
panowało ciepło i było przytulnie. Ściany odbijały się jasnym
turkusem niemal krzywdzącym oczy, a dokoła znajdowały się jedynie
kamienie.
-
Co do... - mruknął, już z nieco większym niepokojem patrząc na
to wszystko – Gdzie ja jestem?!
Dopiero
po chwili zdał sobie sprawę z tego, że powinien zacząć krzyczeć.
Otworzył usta, a z nich wydał się jedynie głuchy pisk, bardziej
podchodzący pod smutne i zdenerwowane jednocześnie skomlenie.
-
Wypuśćcie mnie stąd! To są chyba jakieś jaja, kto mnie tu
zamknął?!
-
Zamknij się wreszcie, głupia Pando.
Znał
ten głos. Ba, znał go nawet można powiedzieć, że bardzo dobrze
go znał. Tylko dlaczego wydawał mu się taki chrapliwy, ale
równocześnie pusty? Obrócił się w stronę, skąd dochodził
dźwięk, mrużąc swoje oczy i pędem wstał, uderzając plecami o
pręty ich więzienia. Warga mu zadrżała, gdy zdał sobie sprawę z
tego, kogo miał przed oczami, ale jednocześnie dziwił się
widokiem skulonego osobnika siedzącego pod ścianą.
-
Kai, co tu się dzieje?! - warknął widząc stojącego przed sobą
przyjaciela, którego głowa była opuszczona, a ręce swobodnie
zwisały w dole, nie ruszając się nawet o milimetr – Kai, mówię
do ciebie, co ty wyprawiasz, odezwij się!
Wilczur
w jednej chwili podniósł swoje oczy znad osłaniającej grzywki i
zawył donośnym głosem, przeszywając Pandę czerwonymi tęczówkami
na wskroś. Dla Tao było to coś kompletnie nowego, bo ten nigdy w
taki sposób się do niego nie zachowywał. Wyciągnął rękę,
jednak w tym samym momencie Kai rzucił się na czarnowłosego,
powalając na ziemię. Ten odruchowo krzyknął, zapierając się
rękoma, by wielkie, ostre kły napastnika nie zatopiły się w jego
ciele. Odchylał głowę, krzyczał, kopał nogami w przestrzeń, ale
Kai nie miał zamiaru się odsunąć. Zamiast tego warczał głośniej,
a Pandzie wydawało się jakby z ust ciemnowłosego sączyła się
piana. Wścieklizna...?
-
Kai, co ciężkiej choroby, porąbało cię?! - warknął, próbując
z całych sił zepchnąć go z siebie – Kai!
Przestraszył
się, widząc, że chłopak prawie, że ugryzł go w szyję, więc
zamknął oczy, ale kilka sekund później ogarnął go szok, gdy
jego ciało bezwładnie opadło na Tao, uspokajając się.
Czarnowłosy nie bardzo rozumiejąc, o co chodzi, zepchnął z siebie
Wilka, układając go pod ścianą, a swoje wielkie, czarne,
paciorkowe oczy, utkwił w stojącym naprzeciwko rudowłosym
chłopaku, który w trzęsących się nieco dłoniach trzymał dość
duży kamień.
Zmieszany
podrapał się po karku, nie bardzo wiedząc, czy miał mu dziękować,
czy nie, ale mimo wszystko uśmiechnął się do niego, oddychając
już ze spokojem.
-
Kim jesteś? - spytał, jak zwykle uprzejmie (co już w sumie miał
we krwi, bo prawie dla każdego był miły, ale to taki szczegół!),
mimo swojego kiepskiego położenia, starając się uśmiechnąć.
Nieznajomy
odłożył kamień na bok, próbując uspokoić trzęsące się
dłonie, po czym odsunął się pod ścianę, przytulając do niej
plecami tak mocno, jakby bał się, że i Tao będzie chciał zrobić
mu krzywdę. Ten zaskoczony jego zachowaniem nieco zmarkotniał,
odwracając lekko głowę w bok; przecież Tao nie był zły, ale w
sumie powinien chłopaka zrozumieć, skoro cały ten czas przebywał
z Kaiem, który zachowywał się dosłownie jak ostatni dekiel. Miał
prawo się bać, bo Wilk niestety nie miał bardzo pokojowych
zamiarów...
Ale
co mu się stało...?
-
O, patrzcie, wkurzająca Panda się w końcu obudziła... - jednak
niestety z tym głosem, który właśnie odbił mu się w uszach,
miał do czynienia po raz pierwszy... i chyba to go najbardziej
martwiło.
W
pierwszej chwili bał się nawet odwrócić, bo nie wiedział, czy
napotka kogoś gorszego niż Kaia w aktualnym stanie, ale niestety
ciekawość wzięła górę. Gdy tylko oczy Tao spotkały się z
posiadaczem usłyszanego przez niego chwilę temu głosu (który
nawet Pandzie wydał się zbyt delikatny, by był prawdziwy, ale
jednak rzeczywistość zdawała się nieco inna), chłopak ściągnął
swoje brwi, nie bardzo wierząc temu, co zobaczył.
-
Następny cudak, który uciekł z bajek rodem z Disneylandu –
mruknął, mierząc Chena nieprzychylnym wzrokiem.
Nie
miał zielonego pojęcia, dlaczego się tu znalazł, ale wkurzało
go, że siedział zamknięty w jakiejś kanciapie, a do tego, ten
głupio szczerzący się typek samym swoim stylem bycia wkurzał
biednego Pandę. No dobra, był jeszcze ogon, ale to się już Tao
kompletnie nie mieściło w głowie.
Zrozumiałby
wszystko, naprawdę, ale już na pewno nie gościa, który miał
syreni ogon – dobrze przynajmniej, że nie posiadał stanika z
muszelek. Chociaż to byłoby już co najmniej dziwne. Może i sam
jego turkusowy kolor był piękny, ale dla czarnowłosego to chyba
kobiety powinny być syrenami, przynajmniej, tak jak wynikało z
dawnych opowieści jego zmarłego dziadka.
-
Straciłeś głos, misiaczku? - dopytał Chen, siedzący na brzegu
jeziora i uśmiechający się szyderczo pod nosem, po czym pstryknął
palcami, a jego ogon natychmiast zniknął – A przed chwilą
jeszcze tak krzyczałeś, co się stało?
Wstał,
zapinając palcami swoją opiętą na klatce piersiowej białą
koszulę, na którą padało delikatne jasnoniebieskie światło
odbijające się od ścian, czyniąc ją tym samym dwukolorową, po
czym zerknął kątem oka na Tao. Ten najeżył się, marszcząc
swoje brwi i dłuższą chwilę nie odzywał się, bacznie obserwując,
co ten dziwak miał zamiar zrobić.
Kai niestety cały czas leżał nieprzytomny, ale to może i lepiej dla Tao i tego Wiewióra. A właśnie...!
Kai niestety cały czas leżał nieprzytomny, ale to może i lepiej dla Tao i tego Wiewióra. A właśnie...!
-
Wiesz co? Ty i ta cała banda twoich dziwnych przyjaciół jesteście
doprawdy naiwni – wtrącił się po chwili ciszy Chen, a Tao fuknął
nie mając zamiaru wdawać się z nim w dyskusję. Odwrócił się do
niego plecami, pokazując tym samym, że nie jest zainteresowany
rozmową. - Nawet nie sądziłem, że uda mi się was wszystkich
pojmać i sprawić, że będziecie należeli tylko do mnie. Jesteście
okropnie naiwni, ale jak widzisz, mi to wychodzi na dobre.
"Pojmać
nas...?" Ale przecież tylko Kai zaginął, więc jakim
cudem...?! Że niby Kris i...?! -
przeleciało Tao przez myśl i z przerażeniem odwrócił się,
opierając dłonie na kratach i ściskając je z całej siły. Zaczął
się z nimi siłować, ale nic mu to nie dało.
-
Co ty kombinujesz?! Gdzie jest Kris?! - warknął, desperacko nie
puszczając krat.
Czarnowłosy
Syren uniósł dłoń siadając na swój kamienny, lazurowy tron, a
kątem oka spojrzał na Tao uśmiechając się w ten swój
specyficzny, irytujący sposób.
-
Mówisz o nim? - zamachał palcami, i wraz z tym ruchem zza kamiennej
ściany groty wyszła trójka przyjaciół. Feniks, którego puste
oczy wbite były w nieznaną nikomu przestrzeń, trzymający także
Baekhyuna za rękę – Czy o tym brązowowłosym?
Głowa
Byuna była zaś zwieszona w dół, a koszula od szyi mocno rozerwana.
Wyglądało na to, jakby ten się z kimś siłował, lub ktoś też
próbował zrobić mu krzywdę.
-
Ach, a może jednak to ten...? - szerszy uśmieszek pojawił się na
twarzy Chena, gdy zza skały wyłoniła się postura Krisa. - No,
odpowiedz. Taki fajny blondyn, to pewnie on, bo pasujecie do siebie.
W
oczach Tao zaczęły zbierać się łzy. Nawet Kris...? Zacisnął
pięść, czując, że nie da rady pociągnąć dłużej tego
potwornego uczucia na widok, tego, co ten przeklęty rybo-podobny gość
zrobił z jego przyjaciółmi.
-
Coś ty mu zrobił? - powiedział przez zaciśnięte zęby, a grzywka
opadła mu na oczy.
-
E? - Chen był nim jednak mało zainteresowany. Przygarnął do
siebie Smoka, a ten przyklęknął mu przy nogach i zaczął bawić
się włosami chłopaka, jak jakąś lalką. Śmieszne, prawda?
- Nie wiem, o co ci chodzi, Pando.
Pstryknął
palcami, a w tym samym czasie Baekhyun z Chanyeolem także zaczęli
odstawiać na oczach Tao niezły teatrzyk. Brązowowłosy ponownie
wykonywał jakieś dziwne, a na dodatek krzywe tańce na kamieniach,
a Feniks kręcił się dokoła siebie jak zabawkowy bączek. Jednak
niestety Panda był zainteresowany tylko i wyłącznie swoim Smokiem,
który teraz tak naprawdę był bezsilny.
-
Coś ty mu zrobił, gadzie... - jego ton był już bardziej
stanowczy, ale można było wyczuć, jak drżał mu głos – Co
zrobiłeś z moim Smokiem?!
Tao
nie miał na to siły. Takie rzeczy były ponad jego wszelkie
możliwości. Nawet krzyk i fala łez, jaka zagościła między
ścianami groty, nie zmyła tego wrednego uśmieszku Chena, któremu
zabawa z Krisem, jak z jakimś psem, najwidoczniej sprawiała radość.
Jego głos rozbrzmiewał jeszcze długo w przestrzeni, póki
ponownie nie dorwał się do krat, tym razem na nie wskakując.
Zaparł się rękoma i nogami, nie przestając ciągnąć, a Chen
westchnął ciężko.
-
Nic ci to nie da, wiesz o tym?
-
Zamknij się, zamknij się! Mój Boże, jak ja cię nienawidzę, ty
przebrzydła syreno, czy czym ty tam sobie jesteś! Oddawaj mojego
Smoka, powiedziałem! Nie możesz mi go odebrać!!
-
Smok to twój słaby punkt, prawda? - skwitował go na koniec, gdy
Panda w końcu wstrzymał swoje działania, i bez siły opadł
plecami na ziemię kaszląc przy tym głośno. - To widać.
Tao
jęknął, nie mogąc pogodzić się z tym, co zobaczył. Starał się
powstrzymać swój płacz, jednak nie było to w tym momencie bardzo
możliwe. Dlaczego to wszystko się tak potoczyło? To wszystko wina
tego przebrzydłego czerwonego palanta, którego Tao spotkał z
Baekhyunem na grobie dziadka! A właśnie... Gdzie on jest? Jak Tao
go znajdzie, to nie będzie chyba już tak miło.
-
Wszystko w porzą- - usłyszał nad uchem głos tego chłopaka
wyglądającego jak wiewiórka, ale nie miał ochoty go słuchać.
Ponownie
podbiegł go krat, szukając zapłakanym wzrokiem tej osoby, przez
którą znalazł się w tej dziurze, i przez którą jego przyjaciele
zachowywali się tak, jak było widać. Znalazł go dopiero po
głębszym rozglądaniu się, jaka dłońmi podpierał się o ściany
groty, by wstać.
-
A ciebie – Tao wcisnął głowę między kraty, wskazując na niego
palcem i marszcząc brwi – A ciebie brzydalu to nienawidzę jeszcze
bardziej! To wszystko twoja wina! Że też ja byłem taki głupi i
czegoś ci nie zrobiłem! Teraz przynajmniej bym tutaj nie siedział,
tylko bym myślał, jak was pokonać!
Kyungsoo nie odpowiedział nic, tylko złapał głęboki oddech, ale zdawać by się mogło, że chyba zrobiło mu się przykro. Albo to tylko jakieś przewidzenia.
Kyungsoo nie odpowiedział nic, tylko złapał głęboki oddech, ale zdawać by się mogło, że chyba zrobiło mu się przykro. Albo to tylko jakieś przewidzenia.
Po
przemowie Tao w tle zabrzmiał donośny śmiech Chena i rozległy się
głośne oklaski.
- Co za nienawiść. No, no, jestem pod wrażeniem. Jednak muszę cię zmartwić, bo nas nie pokonasz. Nie ma tutaj takiej broni, która byłaby w stanie zrobić coś tak pięknie śpiewającym syrenom, jak my. Możesz jedynie sobie tutaj siedzieć i czekać, aż nastąpi twój koniec.
- Co za nienawiść. No, no, jestem pod wrażeniem. Jednak muszę cię zmartwić, bo nas nie pokonasz. Nie ma tutaj takiej broni, która byłaby w stanie zrobić coś tak pięknie śpiewającym syrenom, jak my. Możesz jedynie sobie tutaj siedzieć i czekać, aż nastąpi twój koniec.
-
Weź się wreszcie przymknij, bo twój głos mnie zaczyna wkurzać.
Chociaż samo patrzenie na twój krzywy ryj już sprawia, że
odechciewa mi się wszystkiego.
Chenowi
drgnęła brew na te słowa Pandy. Uniósł rękę, celując palcami
w ciało chłopaka i gestem uniósł go w powietrze, a po tym, cisnął
nim w ścianę, odbijając jego ciałem o nią jak jakąś piłką.
Tao głośno krzyknął, upadając prosto przed siedzącym przy
ścianie Wiewiórem, który niewiele myśląc położył go na swoje
kolana, machając w przerażeniu rękoma.
Chen
prychnął, mierząc obojga wkurzonym wzrokiem i dalej wdał się w
zabawę ze swoimi marionetkami.
-
Wszystko w porządku? - spytał w końcu Wiewiór, a Tao pomasował
sobie głowę i jęknął.
-
Bywało gorzej. Kim ty jesteś?
Rudowłosy
uśmiechnął się pocieszająco, poprawiając zmiętoszony kaptur
Pandy.
-
Jestem Xiumin.
-
Jak się tutaj znalazłeś? - westchnął, podnosząc się i siadając
naprzeciwko rudzielca, który głaskał palcami swój rudy ogon –
Co to w ogóle jest za dziwne miejsce?
Widać
było, że Kai musiał go nieźle poturbować, bo długa, puchata
kita chłopaka miała wyrwaną większość włosów, jedno rude ucho
zdawało się być przez niego nadgryzione. Miał też dość słodką,
pucołowatą buzię, ale to tylko dodawało mu pewnego rodzaju uroku.
Poza tym sam Xiumin był przerażony samą obecnością Tao, ale w
sumie nie ma co mu się dziwić, skoro przebywał tyle czasu z tym
Wilkiem. No właśnie... Ile?
Wiewiór
na podane przez czarnowłosego dwa pytania, zwątpił i skulił się
jeszcze bardziej, ale mimo wszystko pewnego rodzaju otuchy dodał mu
uprzejmy uśmiech Tao, z którym chłopak nie rozstawał się, pomimo
ich sytuacji. Westchnął cicho, prostując się w znaku, że chyba w
końcu czuł się 'bezpieczny'.
-
To długa, a nawet bardzo długa historia – mruknął wbijając
swój smutny wzrok z ziemię – I to miejsce... Jest głęboko pod
powierzchnią jeziora, do którego trafiliśmy przez tego nadętego,
rybiego bałwana – skwitował, patrząc nieprzychylnie kątem oka
na świetnie bawiącego się Chena.
-
Pod powierzchnią jeziora?! - krzyknął Panda w odpowiedzi, nie
mogąc w to uwierzyć – To są chyba jakieś kpiny!
Xiumin
pokręcił głową, drapiąc się za uchem.
-
To niestety prawda. I jak czegoś nie wymyślimy, to nie będzie już
tak fajnie...
-
Mów już, a może to coś nam pomoże! - Tao niecierpliwił się.
Musiał znaleźć sposób, by się jakoś stąd wydostać.
-
To wszystko zaczęło się bardzo dawny czas temu...
*
"Kolejny
słoneczny, piękny dzień zawitał w wszelki zakątek, każdej
magicznej krainy tego świata. Słońce grzało mocno, powodując, że
wszystkim chciało się żyć pełnią życia i uśmiechać się z
byle jakiego powodu. Pewna, rudowłosa wiewiórka, która w
rzeczywistości, jak sama nazwa wskazuje, była jednak zwierzęciem
płci męskiej – wiewiórem, postanowiła ponownie wyruszyć w
podróż, by odnaleźć nowe drzewa pełne brązowych, smacznych
orzechów.
Z
zarzuconym na plecy siatkowym workiem, szedł łąką, poszukując
wzrokiem swoich celów – drzew, które podobno w tym obrębie krain
rozsiały się na ogromnym obszarze. Przystanął dopiero w momencie,
gdy dotarł do jednego rozłożystego producenta swoich smakołyków
i z uśmiechem zaczął zbierać orzechy leżące na ziemi.
-
Mam chyba dziś więcej szczęścia niż bym się spodziewał –
uśmiechnął się szeroko, wrzucając kulki do worka.
Nucił
przy okazji jakąś wesołą melodię, przy której współgrały mu
ptaki siedzące na drzewach.
W
pewnym momencie jednak worek wypadł mu z rąk, gdy nieopodal
usłyszał czyjś krzyk. Był dość niski, ale wydawał się
przerażony. Mimo orzechów, jakie mu wypadły z dłoni, Xiumin niewiele myśląc
schował się za wielkim drzewem, nasłuchując coraz to
głośniejszych krzyków, gdy postać przed oczami zaczęła mu się
robić już bardziej wyraźna.
-
Pomocy! - krzyknęła, a Wiewiór uniósł brew, machając delikatnie
swoim ogonem.
Zastanawiał
się – wyjść, czy nie wyjść? Pomóc, czy może jednak nie? Miał
co do całej tej sprawy jakieś dziwne podejrzenia, ale ze względu
na swoje zbyt dobre serce, postanowił udzielić pomocniej dłoni
temu, kto o nią prosił.
Wysunął
się zza drzewa, a jego oczy w jednym momencie poszerzyły się
szeroko, jakby zaraz miały wypaść mu z orbit. Widział przed sobą
brodatego mężczyznę w podeszłym wieku, który uciekał, ledwo już
przebierając nogami, a nad jego głową szybował wielki,
biało-brązowy jastrząb, którego bystre, malutkie oczy, były
wbite w tyły uciekiniera.
- Ktokolwiek, proszę, pomocy! - ponowił swój krzyk, póki nie potknął się, plącząc we własne nogi i nie upadł na ziemię, odbijając się o nią z hukiem podobnym do łamania kości.
- Ktokolwiek, proszę, pomocy! - ponowił swój krzyk, póki nie potknął się, plącząc we własne nogi i nie upadł na ziemię, odbijając się o nią z hukiem podobnym do łamania kości.
Xiumin
przerażony widokiem jastrzębia szybującego prosto w stronę
poszkodowanego, niewiele myśląc sięgnął po wielki kamień leżący
mu tuż koło nóg i ruszył na pomoc. Kto wie, czy czasem i on nie
będzie jej potrzebował? Cisnął nim w głowę ptaka, znajdującego
się milimetry od głowy mężczyzny, a ten pod wpływem mocnego
uderzenia, z piskiem odleciał w kompletnie inną stronę,
zostawiając ich w świętym spokoju.
Mężczyzna
leżący na ziemi z rękoma założonymi na głowę, odetchnął
ciężko i podniósł głowę, gdy wydawało mu się, że nic go już
nie ścigało.
-
Dzięki Bogu! - z zaciekawieniem wbił swoje czarne oczy w Wiewióra
– Kim jesteś, chłopcze? - podniósł się, złapał jeszcze kilka
wdechów i ponownie utkwił oczy w rudzielcu, który zmieszał się i
patrzył w kompletnie inną stronę – To ty mi pomogłeś, prawda?
Dziękuję ci – mężczyzna skłonił się, ściskając dla
bezpieczeństwa swoją szarą marynarkę, by być pewnym, że jego
zdobyczy nic się nie stało.
-
To nic takiego – mruknął Xiumin; był nieco zażenowany tą
sytuacją, ale czuł się szczęśliwy, że pomógł temu
staruszkowi.
-
Wiesz, gdyby nie ty, ten jastrząb rozerwałby mnie. A co ja, stary,
spróchniały dziadek mogłem zrobić, skoro mojemu wnuczkowi
zachciało się jastrzębiego jaja? To moje oczko w głowie, i
dlatego chciałem mu je przynieść.
Xiumin
wiedział jedno – ten mężczyzna należał do stada Pand, co
potwierdzały też jego czarne uszy usytuowane pomiędzy siwizną na
głowie. Uśmiechnął się, mimo wszystko i chciał się już
oddalić, by wrócić do zbierania orzechów, kiedy zatrzymał go
głos tej starej Pandy.
-
Jak mogę ci się odwdzięczyć za uratowanie mi życia?
-
Oj nie, nie. To naprawdę nic takiego. Nie chcę od panda żadnych
rzeczy. Nauczono mnie, że mam pomagać bezinteresownie, więc
pomogłem – odparł rudowłosy, czując jak z całego tego wstydu
zrobił się czerwony na policzkach.
Mężczyzna
uśmiechnął się, bardziej uwidaczniając na twarzy swoje
zmarszczki i podszedł do Xiumina, wyciągając coś z małej,
wewnętrznej kieszeni swojej szarej marynarki. Wyciągnął rękę i
wsunął to w dłoń Wiewióra.
-
Nie mam przy sobie nic innego, ale mam nadzieję, że ci się
spodoba. Znalazłem go przypadkiem, gdy szukałem jaja – wskazał
na zawiniątko obwiązane sznurem w pasie – Wydaje mi się być
całkiem cenny, więc to będzie moja odpłata za przysługę. Bywaj,
wnuczek na mnie czeka!
Xiumin
jeszcze przez chwilę wpatrywał się w swoją dłoń ze
zmarszczonymi brwiami, ale zaraz na jego twarzy pojawił się szeroki
uśmiech. Chyba czasem warto pomagać obcym – pomyślał i wrócił
do zbierania orzeszków, jakie w znacznie większej ilości spadły
jeszcze z drzewa."
*
-
Ty spotkałeś wtedy mojego dziadka! - wtrącił się w opowieść
Panda, szeroko otwierając oczy – No nie wierzę!
Wiewiór
wybity z wątku swojej historii, uniósł brew, rozchylając w szoku
usta. Zamrugał kilka razy oczami, nie bardzo mogąc w to uwierzyć.
-
To był twój dziadek?!
-
Tak! Gdy byłem nieco młodszy poprosiłem go o przyniesienie mi
jastrzębiego jaja. Dziadek kiedyś opowiadał mi, że spotkał w
powrocie z podróży jakąś wiewiórkę, ale nie spodziewałbym się,
że to ty! - Tao zachwycony spotkaniem, podniósł się na równe
nogi i przytulił do siebie mocno Xiumina.
Ten
zwątpił, odwracając zażenowany wzrok, ale uśmiechnął się
niewidocznie.
-
Co ci dał? - spytał czarnowłosy.
-
Co?
-
Chodzi mi o to, co dał ci mój dziadek w ramach pomocy! Co to było?
Xiumin
odsłonił przydługi rękaw ciemnozielonej bluzy, a na jego
nadgarstku zajaśniała niebieska bransoletka mieniąca się pięknym
światełkiem kryształków. Tao zaskoczony tym, złapał Wiewióra
za rękę i pociągnął w swoją stronę, przyglądając się
biżuterii z szeroko otwartymi oczami.
-
Ej, uspokój się, co ty robisz! - bronił się Wiewiór, zaczynając
szarpać z Pandą.
-
Mógłbyś się przymknąć?! - warknął, mrużąc oczy, a rudzielec
zwątpił – Nie może być. Mam identyczny.
-
Co takiego? - spytał niepewnie Xiumin, gdy Tao odsunął się od
niego.
Zaczął
grzebać w swojej bluzie, niestety niczego nie znajdując w
kieszeniach, a pan z puchatym ogonem wciąż nie miał pojęcia o co
mu chodziło. Gdy jednak Tao wsunął dłonie za kołnierz bluzy, na
jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wyciągnął dłoń,
trzymając na niej, swój niebieski kryształ na rzemyku.
-
Znalazłem! - krzyknął uradowany i zwiesił rzemyk na palcu, tuż
przed oczami Xiumina – Kryształ jest identyczny. Tak samo
jaśniejący, tak samo niebieski.
Wiewiór
otworzył szeroko oczy, nie mogąc uwierzyć w to, co zobaczył.
-
Myślisz, że to przez niego nie zostaliśmy zaczarowani przez
Syrena? - wyszeptał Panda w ucho kolegi i zastanowił się chwilę.
-
Być może. Gdy spotkałem się z tym typkiem Chenem, miałem na
sobie tą bransoletkę. Gościu zaczął śpiewać, chcąc mnie
zaczarować, ale nagle te kryształki zaczęły jasno świecić, i
nic mi się nie stało – odparł, drapiąc się za uchem.
Panda
w jednej chwili podskoczył, pstrykając palcami.
-
Ja też nie zostałem zaczarowany, bo mam ten kryształ! Czyli to
może oznaczać, że jeżeli dam twoją bransoletkę albo naszyjnik
Krisowi, to on będzie mógł nas uratować! - powiedział z
zachwytem – Tylko musimy...
-
To nic nie da – Xiumin nie wykazywał radości nowym pomysłem Tao
– Ta biżuteria, którą mamy, można powiedzieć, że jest
kompatybilna tylko z jednym jej posiadaczem. Myślisz, że już nie
próbowałem czegoś zrobić w tym celu?
-
Co masz na myśli? - Panda uniósł brew, nie bardzo to rozumiejąc.
Wiewiór
westchnął cicho i zerknął kątem oka na Kyungsoo, który cały
czas zdawał się być dziwnie markotny. Tao zamrugał oczami, nie
mogąc w to uwierzyć.
-
Nie może być!
-
Nie wiem, co możemy zrobić, by się stąd wydostać, naprawdę.
*
Gorączka
Sehuna cały czas nie chciała opaść. Luhana zaczęło to już
bardzo poważnie martwić, bo nie wiedział kompletnie, co miał na
to poradzić, jak i na nasilające się drgawki chłopaka. Jedyne, co
mógł zrobić, zrobić, to siedzieć przy nim i trzymać go za rękę,
póki to wszystko mu nie przejdzie.
-
Sehunnie, co ja mam z tobą zrobić? Powiedz mi, proszę... -
mruknął, coraz bardziej wątpiąc w to, że wszystko niedługo
będzie dobrze.
No,
bo jak niby miało być? Nie dość, że najważniejsza dla niego
osoba leżała zemdlona, i Jelonek nie wiedział kompletnie, jak się
zachować, to jeszcze jego przyjaciele gdzieś mu zniknęli, co Luhan
obstawiał, że zapewne zostali porwani. Co go dziwiło, było już
zapewne grubo po północy, a jemu nadal nie chciało się spać.
Ale
kto by spał, wiedząc, że zaraz może przydarzyć się coś złego?
Ścisnął
mocniej bladą, drżącą rękę Sehuna, nie spodziewając się
kompletnie tego, co nadeszło potem.
Jego tęczowy przyjaciel zaczął jeszcze silniej drgać, aż Luhan spadł z przerażenia z łóżka, dopóki w pewnym momencie z krzykiem nie podniósł się na łóżku, jakby właśnie przeżywał jakiś koszmar. Krzyknął tak głośno, że biedny Lu aż podskoczył, po czym ze łzami w oczach, podkulił się na łóżku.
Jego tęczowy przyjaciel zaczął jeszcze silniej drgać, aż Luhan spadł z przerażenia z łóżka, dopóki w pewnym momencie z krzykiem nie podniósł się na łóżku, jakby właśnie przeżywał jakiś koszmar. Krzyknął tak głośno, że biedny Lu aż podskoczył, po czym ze łzami w oczach, podkulił się na łóżku.
-
Sehunnie! - krzyknął Jelonek, obejmując przestraszonego chłopaka
i spojrzał na niego z troską – Co się stało? Sehunnie, powiedz
proszę!
Okropnie
cieszył się, że jego przyjaciel w końcu się obudził, ale
przerażała go wizja tego, co mogło się stać ze wszystkimi ich
przyjaciółmi. Dalej tulił do siebie Sehuna, który ze strachu nie
potrafił uspokoić łez. Dopiero po dłuższej chwili, kiedy ciało
przestawały nawiedzać drgawki, tęczowo-włosy, uniósł głowę,
patrząc załzawionym, ale poważnym wzrokiem na Luhana.
-
Sehunnie, co się stało?
-
Wszyscy zostali pojmani. Jeżeli zaraz się nie pośpieszymy, może
być zdecydowanie za późno.
Ile akcji o.O w końcu coś się wyjaśniło i Sehun się obudził, ale martwi mnie o co mu chodziło z tym że "może być zdecydowanie za późno.". Czy Chen coś na nich szykuje? Nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. A jeśli chodzi o błędy, to zdarzyło się kilka, ale za bardzo nie utrudniały czytania, np. "... i chyba t go najbardziej martwiło." albo "i zaczął bawić się jego włosami chłopaka".
OdpowiedzUsuńA co do rozdziału, to cieszę się że Tao i Xiumin już wiedzą czemu nie zostali zaczarowani i mam nadzieję że wymyślą jak się wydostać z tej klatki. Dobrze też, że Luhan już ma jedna zmartwienie mniej.
Mam nadzieję że wena będzie Ci dopisywać nadal i że szybko dodasz jakąś kolejną notkę.
PS. Życzę Ci wesołych i spokojnych świąt ^__^
~ Wyimaginowany Kicuś
O no to wszystko się pięknie wyjaśniło :D Nareszcie. Sehunnie wstał :D ♥ Mam nadzieję, że teraz to już dadzą rade tej mendzie Chenowi :D Weny Kochana ♥
OdpowiedzUsuńWoah ~! Ile tu się działo ! Nareszcie się Sehun obudził ! Będzie pomoc ~ ^w^ Xiumin taki biedny wystraszony ;__; wiedziałam, że kiedy opowiadał o pandzie to będzie, to dziadek Tao ^ ^ Woo jak dobrze, że mają te kryształy ;3 coś mi się wydaje, że jak Kyungsoo dojdzie do siebie, to pomoże im się wydostać ;3 Chen jest potworem O.o xD biedni skrzydlaci i Baek T.T Ciekawe co zrobią Chenowi żeby się wydostać O.o tak łatwo to im się nie uda, tak sądzę. Waa tyyyle się działo i jeszcze dziać będzie, a do tego taki ekspres, że aż się zdziwiłam ^ ^ super to wszystko opisałaś ;33
OdpowiedzUsuńJia yo ~! oraz ... Wesołych świąt - Sheng Dan Kuai Le ~! *w*
Kolejny fajny rozdział :)
OdpowiedzUsuńBardzo spodobała mi się historia Xiumina o spotkaniu dziadka Tao~
Kryształy ochronne - bardzo ciekawy pomysł. Ciekawa jestem jak to się dzieje, że ta ozdoba pełni taką funkcję. Jest zaczarowana? A może ma coś z tym wspólnego posiadacz?
Sehun się w końcu wybudził.
Fabuła rozwija się coraz bardziej~ Czekam z niecierpliwością na kolejny rozdział :)
Za czerwony ten Kyungsoo; włosy czerwone, ciuchy... Lubisz czerwony, prawda? Przyznaj się. Nie musisz tego ukrywać >D
OdpowiedzUsuń***
Moja Wiewiórka kochana, malutka, przestraszona ;___; Gdyby Kajtek nie był pod hipnozą, to by Cię palcem nie tknął. To jest przyjazny piesio, ale oczywiście na waszej planecie żyje taki kretyn pojebany zwany potocznie Chenem, który jest syrenką i myśli, że jest panem świata, myślący, że ma prawo czarować swoim głosem każdego, kto mu się nawinie... Niestety, na takich tępaków nie ma recepty ani leku :c
Wytrzymaj jeszcze troszeczkę... Hwaiting~ <3
***
//Wciąż shippuję XiuChena... XD//
***
Było przynieść ze sobą paralizator, smycz, uprząż, kaganiec lub cokolwiek innego. Może kajdanki by na piesia podziałały...
***
Kocham Cię Xiu~ <3
Oboje z Pandzią jesteśmy Ci wdzięczni :3
***
Ciekawość to pierwszy stopień do piekła.
***
Jestem głodna... i mi zimno.
*idzie zamknąć okno*
***
,,Następny cudak, który uciekł z bajek rodem z Disneylandu'' - *wstaje, obsypując Pandę gromkimi brawami*
***
,,dobrze, że nie posiadał stanika z muszelek'' - *brawa x2, bije pokłony + roll like a buffalo*
***
*hi5* Tao
***
chyba dobiegł ''do'' krat, a nie ''go'' ._____. !!FAIL!!
***
Zamiast ,,nas nie pokonasz'' przeczytałam: nas niedogoniat XDD
***
Xiumin zaczyna opowiastkę... *idzie po kocyk, ciasteczka i mleczko... brak kocyka, ciasteczek, a zamiast mleczka jest piwo...*
***
Wnuczkowi? Czyżby to był dziadek Tao? Wnuczek Tao? Taosiowi zachciało się jastrzębiego jaja? ... Czemu mnie to śmieszy? >DDD
***
,,nie chcę od panda żadnych rzeczy'' - serio? chyba pana...
***
DUMNA Z XIUMINA <3
DUMNA Z XIUMINA <3
DUMNA Z XIUMINA <3
***
Wiedziałam, że Taośkowi się jajek zachciało...
***
No i gdzie Ty mi tu ich parujesz? To była bezinteresowna pomoc, nie ma nic ciekawego tu, czemu wyjeżdżasz mi tu z pairingiem? -_- *wali Krisusa po głowie* //masz się czuć pobita ._.
***
*okrzyk radości, że Sehun jednak nie umrze!*
***
Good luck, HunHan! <3
Słodki rozdział ;w;
OdpowiedzUsuńWgl, zachwycam się tak bardzo zachwycam się Xiu ostatnio ;www;
Xiumin słodka wiewiórka <3
Cieszę się, że Sehun w końcu się obudził ;w;
Reakcja Tao na Chena była genialna XD do tego cieszę się, że przestałaś maltretować Xiu Jonginem, ale Kai dostał w głowię ;---;
Jestem zrozpaczona tym jak traktujesz mojego biednego Kaia ;____;
Wybacz, ale na lepszy komenatrz mnie teraz nie stać, skoro co chwilę ktoś mnie rozprasza i piszę ;__;
Może przy następnym rozdziale :3
~Baek