Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

Jestem kłamcą dla samego siebie.


Tytuł: Jestem kłamcą dla samego siebie
Typ: One-shot
Gatunek: angst
Paringi: LayHan, KrisHan
Ostrzeżenia: patrz 'gatunek', seks
Długość: 2733 słowa
Notka autorska: Nie wiem, co mam o tym powiedzieć, naprawdę.

Spoglądałem za okno z wyraźną niechęcią Nie miałem siły na cokolwiek. Denerwował mnie sam stukot kropel o szybę i parapet, tak bardzo, że moja irytacja szła na wyższy poziom. Boli? Pali? To nie do wytrzymania? A niby kto mógłby już tyle czasu wytrzymać ten natłok myśli, które kołatały umysłem od dobrego roku? Dlaczego byłem z tym sam? A może tylko mi się tak wydawało?
Pokręciłem głową siadając na fotelu i schowałem twarz w dłonie. Czułem, jak z każdą następną myślą moje serce bije znacznie szybciej, a do oczu napływają kolejne, słone, ciężkie łzy. Jeden oddech, a tak ciężko go złapać, jedno uderzenie w piersi, a tak ciężko je usłyszeć. Jedna miłość... a tak ciężko...
Byłem głupi, że pozwoliłem sobie na coś takiego. Co mną kierowało, by go tak traktować? Nie! Nie mogę obwiniać za to siebie. A może powinienem? Bo to nie ja zrobiłem... Prawda?

- Lay-di, bardzo tęskniłeś? - wpadłem do pokoju, w którym jasna lampka rozświetlała tylko wielkie łóżko młodszego ode mnie chłopaka, siedzącego w skupieniu na materacu z gitarą w dłoniach. 
Uśmiechał się. Kochałem ten uśmiech. Był tak nieśmiały i słodki, ale jednocześnie często potrafił jednym ruchem doprowadzić mnie do tego, bym zapomniał jak się nazywam i wpatrywał w niego bez możliwości złapania jednego, potrzebnego mi oddechu. Ale co mogłem poradzić, kochałem go. 
Zbliżyłem się nieco, a wtedy on podniósł głowę, którą ówcześnie trzymał niemalże przy instrumencie i wesoło kiwał się na boki, spoglądając na mnie tymi swoimi wielkimi, brązowymi oczami. Od razu wtedy poczułem, że mam rumieńce na policzkach.
- Hannie, za tobą zawsze. - powiedział to tak spokojnie, tak pewnie, że prawie serce mi stanęło w piersi.
Za to właśnie go kochałem.
Wtedy wstał, odkładając instrument na bok i złapał moje dłonie, przyciągając do siebie. Zaskoczony pisnąłem cicho, ale nie sprzeciwiałem się. Jemu nie potrafiłem. Usiadł z powrotem na łóżku, tym razem z moją głową ułożoną na kolanach i pieszczotliwie głaskał moje głosy, tak delikatnie przeczesując je między palcami. Od zawsze zastanawiałem się, dlaczego Lay potrafił wywołać we mnie tyle głupich emocji, tak naprawdę nie robiąc nic. Wprawa? Talent?
- Lay-di, nie zostawisz mnie, prawda? - nie miałem pojęcia, czemu o to spytałem.
A może miałem? Może specjalnie chciałem się tego jeszcze upewnić, chociaż i tak wiedziałem, co odpowie. Dziwny niepokój na dnie serca nie chciał mnie opuścić, więc może do dlatego. A to moja wina? Przecież ja nic nie...

- Hannie, co się stało? Coś cię martwi, że o to pytasz? - dało się wyczuć w głosie młodszego nutę niepewności, ale dlaczego to bolało aż tak?
Przecież ja nie chciałem go ranić. 
- Nic, didi, po prostu czasem boję się, że przestaniesz mnie kochać. - szepnąłem niesłyszalnie zaciskając palce w pięści.
Ja nie przestałem...prawda?
Wtem, on już nic nie odpowiedział na moje stwierdzenie, tylko szarpnięciem podniósł mnie do siadu i wtulił w siebie bardzo mocno. Jego spokojne bicie serca powodowało, że do oczu cisnęły mi się łzy. Jeśli z mojego powodu przestałoby bić... to nie wiem, co bym sobie zrobił. Tak czułego, kochanego i opiekuńczego chłopaka nie miałem nigdy w swoim życiu; dziękowałem więc losowi, że postawił nas na tej drodze zwanej życiem. 
Te ciche, słodkie szepty do mojego ucha za każdym razem sprawiały, że serce w piersi tak bardzo mi płonęło z miłości do Yixinga, aż nie wiedziałem, jak miałbym opisać to uczucie, jakie kłębiło się we mnie w tamtych momentach, kiedy on po prostu był blisko. 
Westchnąłem cicho i uniosłem głowę, przyglądając się Chińczykowi z lekkim uśmiechem, ale i wstydem na policzkach. Nie powinienem był pytać o to tyle razy. Przecież on zawsze, kiedy tylko miał okazję, zapewniał mnie o swojej miłości.  
- Hannie, wiesz dobrze, że jesteś dla mnie wszystkim. Nie zniósłbym momentu, gdybym musiał cię zostawić, lub ty chciałbyś odejść ode mnie. 
I łzy spłynęły mi wtedy po policzkach bez żadnego pohamowania. To boli... tak boli.
- I nie płacz proszę, kocham cię, gege. - a pocałunek jaki złożył na moich ustach, by mnie tylko mnie zapewnić o swojej miłości, ale i uspokoić od zbliżającej się histerii, tylko jeszcze bardziej upewnił mnie, co do jego uczuć. 
Odwzajemniłem go z upragnioną tęsknotą, wtulając się całkowicie w młodszego chłopaka. Nie był natarczywy, wręcz sprawiał, że pod tak delikatnymi gestami moje ciało płonęło i błagało go, by nie odsuwał się ode mnie chociażby na milimetr.
Był moim narkotykiem, cudowną używką, od której nie potrafiłem się uwolnić.

Ile jeszcze będę tak kłamać? Tu już nie chodzi o mnie, i o to co ja czuję, tylko o to, co robię z jego biednym sercem. Jak mogłem być tak cholernym skurwysynem, że pozwoliłem sobie, by on mnie omotał? By ten szalony diabeł zawładnął moim sercem, odsuwając mnie od anioła, który był dla mnie jedyny. Pokusa? Zakazany owoc, w końcu kiedyś musiał zostać zerwany. A ja zrywając go, skrzywdziłem anioła.

I do teraz nie mogę sobie tego wybaczyć.
Po co w ogóle się w to wplątałem? Jak mówiłem, to była pokusa. Chęć odkrycia zła i spróbowania jego gorzkiego smaku. A ten był wyjątkowo gorzki. Piekący, przeszywający i okropny. Ale ja, jak ten głupek lgnąłem do niego, tym bardziej, jak dalej, zatracając się we własnej marności i głupocie.
Ale nie umiałem tego powstrzymać. I to był mój błąd.
W domu było cicho, ale huk, który słyszałem nie wiadomo skąd, w moich uszach sprawiał, że mózg mi się palił. Wszystkie emocje zaczęły szaleć, a łzy ciekły po policzkach. Jestem własną destrukcją. Co ja najlepszego wyprawiam?
Powoli wstałem. Wolnym, acz chwiejnym krokiem podszedłem do kominka, który słabym ogniem jarzył się w środku. Płomień przygasał. Tak jak moje życie i moja cholerna ludzka wartość. Koniec... koniec był bliski. Ale czy mój? Nie. Skąd. W ogóle.
... Po co ja cię poznałem ty choleryny wytworze szatana?!

Dziś znów tam poszedłem. Zresztą, jak za każdym razem od dobrego roku. Dwa lata byłem już z Lay. To po chuja przez te trzysta sześćdziesiąt pięć dni chodziłem tam? Bo byłem ciekawy, bo mnie ciągnęło, bo oszalałem?
- Coś ci się długo zeszło, nie, Lulu? - kiedy przekraczałem próg tego domu, czułem jak serce podchodzi mi do gardła, a organizm oznajmia swoim zachowaniem, że zbliża mi się na wymioty. - Co, nie chciało się odejść od chłopaczka?
Kris... Gdybym ja go nie spotkał ten cholerny rok temu, nie miałbym sobie za złe. Jednak teraz byłem tak nim zaabsorbowany, że nie umiałem go pozostawić. Nie potrafiłem powiedzieć nie. Podniecał mnie, pragnąłem go. Pożądałem, chociaż wiedziałem, że mnie to niszczyło, a on bluzgał mi prosto w twarz. Nie umiałem.
- Zamknij się. - burknąłem cicho, przekraczając próg jego domu. 
Rzuciłem kurtkę w kąt, od razu podchodząc go łóżka i siadając na nie. Wtedy on do mnie podszedł, zamachnął się i uderzył mnie w twarz. Mocno, boleśnie. Potem złapał moją głowę i odchylił w tył, patrząc w pogardą w moje oczy. 
- Jak ty się do mnie odzywasz, co Lulu? - spytał, uśmiechając się do mnie w cholernie obrzydliwy sposób. - Wiesz dobrze, do kogo mówisz...
Nie odpowiedziałem mu, tylko patrzyłem prosto w oczy, bez żadnego zbytniego wyrazu, czy uczucia, prócz pożądania. Byłem jego osobistą dziwką, ale sam sobie przecież wybrałem taki los. 
Szarpnął mnie zaraz tak, że odchyliłem się w tył i pisnąłem. Drugą ręką zaczął odpinać spodnie, opuszczając je bardzo szybko na dół. 
Poczułem jedynie, jak zadrżałem. Wiedziałem, co będę musiał zrobić. 
- No i co się jeszcze na mnie patrzysz? 
Kolejny szybszy stukot mojego serca i chwila słabości, jaka ogarnęła moje ciało. Ale w końcu przecież mi się to podobało, nie? Gdyby tak nie było, nie pojawiłbym się w jego domu. 
Bez zastanowienia, ująłem jego męskość w dłoń i z początku przesuwałem po niej tylko palcami, ale nie trwało to długo. Kris widać chciał czegoś innego. Szybko, wręcz brutalnie zatopił swojego członka w moich ustach, nie dając mi nawet złapać oddechu. Nie protestowałem. Dlaczego? Nie dlatego, że nie chciałem, ale dlatego, że mi się to podobało, chociaż robił to tak zapalczywie i mocno. 
Ale ja... 
 - Nhm... - wydało się z moich ust, kiedy bez opamiętania Kris je pieprzył. 
To nie było delikatne, on nie wiedział, co znaczy to słowo.
Jego członek z niezwykłą siłą i bólem obijał się o ścianki mojego gardła prawie doprowadzając mnie do utraty tchu, ale ja nie zwracałem na to uwagi. Przymknąłem oczy i po prostu robiłem to, co do mnie należało.
Taki byłem w jego oczach.
Głupia, tania dziwka, lecąca do jakiegoś zdurniałego Chińczyka, bo potrafił mi zaoferować to, czego nie potrafił Lay. Co...? Nie. On mi oferował zupełnie co innego, niż didi. Ale... co było lepsze.
Trzymał mocno moje włosy, poruszając głową w swoim, niestety szybkim tempie, a je nie mogłem nic zrobić. To bolało, ale jednocześnie mnie podniecało. 
 - Lulu... kochanie... wiesz, że ja... 
I wszystko prysnęło. Kris spuścił się w moich ustach z krzykiem, a ja tylko upadłem na ziemię dysząc głośno i krztusząc. Założył spodnie, patrząc mi bezczelnie w oczy, po czym podszedł do mnie i złapał za podbródek. 
- To co? Może zostaniesz? Chodź, Lulu, zrobię ci herbatki, będzie bardzo miło... - przesunął palcami po moim policzku i brodzie, zabierając na opuszek resztkę jego spermy. - ...chociaż nie. Pewnie twój kochaś się martwi. Idź do niego, i powiedz, jak ci ze mną dobrze.
Nie. Nie mogłem go już słuchać. 
Szybko wstałem, zabrałem kurtkę i wybiegłem z tego domu. 
"- I tak do mnie wrócisz, nie zaprzeczaj sobie." - usłyszałem, a po moich oczach znów pociekły łzy.
Boli... tak bardzo boli to, co ja robię. 
Dlaczego?
Po co?
Jaki był w tym sens?
... po prostu. Bo ja byłem głupi.

Kiedy już wstałem do kominka, oparłem na nim rękę, przymykając powieki. Na murowanej obudowie leżała mała, brązowa szkatułka, którą od razu pochwyciłem w dłoń i na powrót usiadłem na fotelu. Uśmiechnąłem się, krztusząc w gardle wszystkie swoje łzy. Nadal mnie bolało, na samo wspomnienie tego, jak wielki chuj Chińczyka rozwalał moje usta.
Zamknąłem na chwilę powieki, otwierając szkatułkę.
Mniejsze, lepsze pudełeczko, kolorowe, jakby zabawne. Spojrzałem na nie z dziecięcym wyrazem twarzy i podrzuciłem w dłoni. Tak ładnie zagrzechotało, jak zabawka.
I wtedy przez mój umysł przeszła kolejna fala wspomnień.
Lay...
Pamiętam, jak to zrobiliśmy. Do teraz czuję ten dotyk. Był taki delikatny, tak bardzo czuły. Sprawił jednym ruchem, że moje ciało zapłonęło.
Jak on mógł być taki idealny...?

- Hannie... ty naprawdę tego chcesz? - pochylił się na de mną, spoglądając ze spokojem w moje oczy. 
Nie wiedziałem, co on robił, że tak bardzo na mnie działał. Odchyliłem lekko głowę w tył przyciągając go do siebie za szyję i westchnąłem przeciągle do ucha. Pragnąłem go, kochałem go, był tylko mój. 
- Tak, Lay-di, kocham cię. 
Kolejne minuty, były dla mnie niczym milisekundy, to wszystko działo się zdecydowanie za szybko. Ale patrząc na to z drugiej strony Yixing w ogóle się nie śpieszył. Każdy kolejny krok wykonywał powoli, tak subtelnie, bym mógł wyczuć jego obecność jeszcze bardziej. Kochałem to, jego uwielbiałem. 
Przycisnął mnie do siebie bardzo mocno, zawisają nade mnę z wargami połączonymi w pocałunku. Serce mi szybko biło, kołatało, skakało, błagało go o więcej. 
Kiedy ściągnął ze mnie koszulkę, ja tylko wygiąłem plecy z pomrukiem, a zaś kiedy jego ręka wsunęła się do moich bokserek, zachłysnąłem się powietrzem, dodając do tego rozkoszny jęk.
- Lay-di... - czułem, jak moje ciało drży, a on łapie tak cholerną satysfakcję z kochania ze mną.
- Hannie, uwielbiam cię... - szepnął tuż przy moim uchu i po prostu się we mnie wsunął. 
Przez to z moich ust wydobył się kolejny rozkoszny jęk, a swoje dłonie zacisnąłem na ramionach młodszego. Nie wiedziałem, jak on to robił, ale to było cudowne. A jeszcze kiedy szeptał mi te słodkie słówka do ucha, wiłem się pod nim, mrucząc jego imię w dość seksowny, jak na mnie sposób.
Widziałem troskę na jego twarzy, która pomieszana była z podnieceniem. Tak cholernie mi się to podobało.
- Hannie, jesteś taki... ciasny... - ten jęk nad moim uchem sprawił, że odjechałem totalnie. 
Jeszcze chwila. Sekunda. Dosłowny moment... Z pocałunkiem między naszymi ustami, zdusiłem w sobie swój krzyk, a drżące ciało Lay opadło na mnie. Spojrzał mi w oczy i przeczesał grzywkę klejącą się do mojego czoła. Zamruczałem tylko, układając mu dłonie na plecach i przymknąłem oczy.
- Kocham cię, Yinxing...
- Ja ciebie też, Luhan...

Zapłakałem rzewnie, zrzucając szkatułkę z kolan na podłogę. To wszystko w jednym momencie się ze mnie ulotniło. Ten piękny obraz zastąpił mi zupełnie kto inny. Odwinąłem rękaw bluzy od prawego ramienia. Wciąż tam była, wciąż pulsowała. A ta na szyi... skrywam ją do dziś pod plastrem.

Diable, co ty mi zrobiłeś?
Zerknąłem w bok. Na komodzie obok fotela stała szklanka z wodą. Przyjrzałem chwilę odbijającej się we szkle małej, wodnej toni i pochwyciłem ją do drżącej dłoni.. Łzy z moich policzków skapywały prosto w zawartość
Po co...
Pytam... po co?

- A już myślałem, że dziś nie przyjdziesz, wiesz Lulu, widać, że swój do swego ciągnie, co? - usłyszałem jego ohydny szept tuż nad uchem, ale nie zareagowałem.
Z biegiem czasu zacząłem się do tego przyzwyczajać. 

Co z tego, że bolało?
Nie umiałem przestać.
- Przestań pierdolić, tylko rób co masz robić, Kris. 
- Pierdolić, to ja zaraz będę, ale ciebie. - zaśmiał się jadowicie i wciągnął mnie za rękaw koszulki do pokoju. 
Opadłem bezwładnie na podłogę tuż koło jego łóżka, a on w tym czasie już zdążył zerwać ze mnie koszulkę. Nawet nie pisnąłem, tylko zacisnąłem usta w cienką linię. I tak nie ma już odwrotu, to po co?
Nie miałem odwagi by spojrzeć mu w oczy. Bałem się go? Nie wiem. Ale coś mnie do tego diabła ciągnęło . 
I tu chyba był mój błąd. 
Złapał moje włosy w dłoń i uniósł za nie do góry tak, że jednym szarpnięciem opadłem na jego łóżko klatką piersiową, wypinając przy tym swoje pośladki. Poczułem jak perfidnie przesuwa palcami wzdłuż mojego kręgosłupa, by potem z całej siły zadać porządny, mocny cios w pośladek. Ale nie jeden. Trzy albo nawet pięć. Nie liczyłem. 
Co z tego, że krzyczałem, skoro on się śmiał? Śmiał się ze mnie, ale w sumie miał rację.
Moje ciało paliło z bólu. On mnie krzywdził, ale ja go pożądałem. 
- Mm, Lulu, myślę, czy moja wielkość cię nie rozerwie, ale wiesz... wydaje mi się, że raczej to lubisz, nie? - przełknąłem tylko ślinę, zaciskając powieki, a dłonie mocno na jego prześcieradle.
Wtem poczułem, jak naprawdę mnie coś rozerwało. W środku krzyczałem z bólu, kiedy swoim wielkim penisem wdzierał się we mnie, bez żadnego przygotowania, a co najważniejsze bez poszanowania.
Ale przecież dziwek się nie szanuje. 
Nie krzyczałem. No dobra, z początku wydałem z siebie niemiłosierny skowyt, a z moich oczu poleciały łzy, ale potem już nie czułem nic. 
Szarpał moje ciało, rozrywał mnie na części, a ja jak ten idiota pozwalałem sobie na to, bo byłem zbyt słaby by mu się sprzeciwić.  
Dla niego to był czysty seks, podniecenie, a dla mnie najgorsza rzecz jaką mogłem zrobić w swoim pierdolonym życiu.

Jak ja mogłem być taki ślepy? Teraz było już za późno, żeby to wszystko cofnąć. Nie miałem wyboru. Otworzyłem pudełko, które wcześniej wyciągnąłem ze szkatułki i odchylając głowę pochłonąłem parę pastylek do ust, od razu zapijając je wodą. Krztusiłem się. Płakałem. Ale kogo to obchodzi?
Potem zrobiłem tak jeszcze raz.
Wszystko zwróciłem tuż przed siebie.
Byłem zerem. Nicością. Stoczyłem się niżej niż robactwo.
Pytam... po co?
Miałem mroczki przed oczami, ale nie zwracałem na to uwagi, znów się odchyliłem, łapiąc do żołądka zawartość pudełka i popiłem to resztką wody. Upadłem. Zsuwając się z fotela, wylądowałem na dywanie tuż koło drzwi wejściowych.
"- Wiesz, że cię nigdy nie kochałem, głupia dziwko, to po co ci to było?"
On... Kris... pojawił się drzwiach. Co kurwa? Chyba mnie popierdoliło.
"- Hannie, gdzie jesteś, tęsknię za tobą, kocham cię..."
Lay... dlaczego patrzył się na mnie takim smutnym, zadufanym wzrokiem? Dlaczego on płakał?!
Wyciągnąłem przed siebie dłoń, chcąc przyciągnąć ich bliżej siebie. Co ja wyprawiam? Zakrztusiłem się własnymi wymiocinami, które po raz kolejny chciały wyjść na wolność. Dlaczego przyciągam ich obu w swoją stronę?
Jestem tylko kłamcą dla samego siebie, nie można kochać dwóch osób jednocześnie.
Przymknąłem powieki, cicha melodia zaszumiała w moich uszach, a potem pojawiła się tylko.... nicość.
~*~
"Cicha melodia szumiała pośród drzew, to mały chłopiec na gitarze grał. Grał melodię piękną, ale smutną tak, dla swej miłości, której był mu brak. Bo ten drugi chłopczyk opuścił go tak już, że nawet łzy nie przywróciły go tu. On był teraz sam, wśród całego tego zła, choć ten drugi chłopczyk odpuszczone grzechy ma. Tęsknota wraca codziennie silniej, cóż, ale on wie, że spotka chłopca tuż, tuż." 

12 komentarzy:

  1. Dosyć ciekawie przestawiać osobowość Krisa.... Ciekawie piszesz.....

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję! W sumie specjalnie go tak przedstawiłam, bo jednak dla mnie to Kris jest takim lekkim skurwielem, no.
      Ale naprawdę dziękuję! (:

      Usuń
  2. Jaa... Nie ogarniam, nie potrafię...
    To było za cudowne... Za bardzo rozdarło moje biedne serce.
    Piękne.


    Unni, pisz takich więcej.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przepraszam.... tak po prostu wyszło, że napisałam angsta, ale bardzo, bardzo dziękuję. ;;'
    Płakałam na nim przez godzinę, więc dobrze wiem, co czujesz.
    Moje biedne serce też.

    OdpowiedzUsuń
  4. ;~~~~~; Luuuuhan~~
    To było takie smutne, a zarazem takie piękne :c
    Ni umiem napisać nic więcej, bo łzy mi wszystko zasłaniają!

    OdpowiedzUsuń
  5. Przepraszam! ;;'
    Sama na tym płakałam godzine, jak to pisałam, więc dobrze wiem, co czujesz. :C
    Ale o tym pisałam w odpowiedzi wyżej, jednak często lubię się powtarzać. D:

    OdpowiedzUsuń
  6. TO JEST TAKIE PIĘKNE. ;;
    Nawet bym na tym płakała, gdyby nie był to Ruchanek, którego nie znoszę tak bardzo XD Ale jezu, Ty tyle emocji wlewasz w opowiadania, podziwiam. ;; Też chcę tak pisac, sjdhejk. POZA TYM KRIS. KOCHAM GO TUTAJ, KRIS SKURWIEL. <333333333 *in love*
    Dziękuję, dobranoc XD

    OdpowiedzUsuń
  7. TAKIE PIĘKNE, OMO, MÓJ LUHAN, NIE WIERZĘ, ŻAŁUJĘ, ŻE NIE ZAJRZAŁAM TU WCZEŚNIEJ ;;
    BOSZ, BRAK MI SŁÓW..........

    OdpowiedzUsuń
  8. To było pierwsze opowiadanie, które rano przeczytałam i wahałam się od komentowania. Dlaczego mi nie powiedziałaś, że napisałaś o nich skoro mówiłam Ci, że chcę coś o nich przeczytać, a to było piękne chociaż kris mnie zaczął irytować to ty lepiej czekaj a coś zrobię. XD

    OdpowiedzUsuń
  9. popłakałam się, czasami jestem wdzięczna swojej wyobraźni za tak dobre odgrywanie przed moimi oczyma scen, ale są momenty kiedy te sceny mnie dobijają jak teraz T-T
    `W

    OdpowiedzUsuń
  10. Na Twojego bloga trafiłam bodajże miesiąc temu,i to opowiadanie przeczytałam jako pierwsze i doprowadziło mnie do łez.Przekonałaś mnie do siebie i mam zamiar skomentować wszystkie opowiadania na blogu czytając je jeszcze raz.Te smutne opowiadania w twoim wykonaniu są wspaniałe.Kocham cię ♥

    OdpowiedzUsuń
  11. to....brak mi na to słów. Poczułem, jakby to wszystko dotyczyło mnie. Każde uczucie, myśl..... Jakby łączyły się ze mną w jedno...... Tak cholernie targały mną uczucia, a ja nie potrafiłem się mu przeciwstawić... Wczułem się w to, choć to dziwnie brzmi...Ale odebrałęm wszystko co chciałaś przekazać. To było piękne.






    podoba mi się to jak piszesz. Powodzenia przy następnych.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu