Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon II - Siódmy.






Tytuł: How to train your Dragon II - Siódmy.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: SuTao, XiuHan
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4296 słów
Notka autorska: Dzień dobry! Dziś wiele nie mam do powiedzenia. Z rozdziałami, jak widać pruję jak burza, ale możecie być ze mnie dumni, to wszystko, to są wielkie pokłady weny, jakie we mnie siedzą, a poza tym, wiem, że po nowym roku, do ferii, raczej nic nowego nie dodam. Wiecie - matura i te sprawy - trzeba się kiedyś nauczyć, nie? 
Na prośbę Nicole Klepacz wplątałam małą "historię Chena i Kyungsoo" chociaż nie wiem czy ona tutaj aż tak bardzo pasuje. Jednak starałam się jakoś rozjaśnić sam całą tą sprawę. Jeżeli nie, to przykro mi, nie umiem inaczej. 
Jednak mam nadzieję, że się Wam to spodoba i będziecie aktywniej komentować <: 
I chyba mi wyjdzie dwanaście rozdziałów coś czuję... hm... 
no nic, zapraszam <:


Rozdział 7

Dzisiejszego dnia woda w jeziorze była wyjątkowo ciepła. Nawet sam Chen stwierdził, że dobrym będzie dla niego przepłynięcie się na powierzchnię i sprawdzenie, czy przypadkiem na brzegu jeziora nie znajdował się ktoś, kogo on wraz z Kyungsoo mógł poznać, i właśnie ten ktoś stałby się jego przyjacielem. Płynął, śmiejąc się w głos i mocno machając swoim ogonem, a tym samym uciekając przed goniącym go równie szybko przyjacielem.
Jego piękny głos i perlisty śmiech odbijały się w wodnej toni, a wraz z czarnowłosym nawet kilka rybek postanowiło wyruszyć w podróż.
Chen spojrzał na goniącego go Kyungsoo i podpłynął nieco wyżej i bardziej w prawo, uchylając się od jego ataku w postaci łapanki.
- Nie złapiesz mnie! – uśmiechnął się, uciekając, a Kyungsoo zatrzymał się, pozwalając Chenowi, by płynął tam, gdzie chce.
- Idziesz sprawdzić ląd? – krzyknął, a gdy przyjaciel pokiwał głową, zatrzymał się, zaczynając samemu podśpiewywać – Poczekam tu na ciebie!
Ciemnowłosy oddalił się, płynąc coraz wyżej, a gdy miał wrażenie, że zaraz się wynurzy, poczuł jakąś dziwną aurę dokoła. Zdawała się być gęsta i nieprzyjemna. Zaczął płynąć szybciej, a gdy już ostatecznie wynurzył się na powierzchnię, zaparło mu dech w piersiach.
Rozejrzał się, a jedyne, co zauważył, to czerń pomieszana z czerwienią ognia. Przestraszony nie mógł uwierzyć w ten widok, ale i tak gorzej było, gdy zauważył przed sobą stojącą tyłem, rudowłosą postać. Chciał się powoli wycofać, ale jej niski głos odruchowo go zatrzymał.
- Dokąd idziesz? – spytał cicho, a Chen otworzył szeroko oczy.
Zająknął się, gdy chłopak odwrócił się i dojrzał jego czerwone, nieco straszne tęczówki. Chciał uciec, ale ciekawość była zbyt wielka. Gdy jednak w pewnym momencie na plecach osobnika pojawiły się ogniste skrzydła, czarnowłosy myślał tylko o uciekaniu, lecz uderzyła go nagle krzywa czerwona poświata, powodując, że zemdlał i spłynął w dół jeziora.
Niestety gdy Kyungsoo zauważył stan Chena, sam również popłynął na górę i w takim samym stanie znajdował się później na samym dole.
Chłopak stojący na samej górze, tuż poza jeziorem uśmiechnął się jadowicie i podrzucił w dłoni kostkę, która zdawała się być okuta w dziwne, magiczne, elektryczne łańcuchy.
- Nie lubię, gdy mi ktoś przeszkadza. A kostka jak widać dalej próbuje się bronić, tylko jej to nie wychodzi. – osobnik uśmiechnął się wzleciał w górę, puszczając dokoła kolejne płomienie ze swoich skrzydeł.
Kyungsoo i Chen nieprzytomni padli na sam dół jeziora nie mogąc się poruszyć. Ich ciała zostały sparaliżowane przez czerwone światło, jednak niestety ich osobowości zamknięte w ciałach czynnie próbowały wydostać się na wolność, by odeprzeć atak obcego osobnika.
Ale nie nastąpi to, dopóki kolorowa kostka nie wróci do rąk swojego prawowitego posiadacza.        

*
Kula, jaką wytworzyła magiczna siła kostki Jelonka, przeniosła Tao jedynie poza grotę Syrenów, prosto do jeziora, gdzie niestety zniknęła, wybuchając. Odległość Luhana od złotej kuli była niestety zbyt duża, więc świecący przedmiot rozbryznął się na kilkanaście mniejszych, migoczących świetlików, pozostawiając zaskoczonego Pandę jedynie na pastwę wodnej toni. Chłopak, przestraszony nagłą zmianą sytuacji zaczął nerwowo machać rękoma i nogami, dławiąc się od wpadającej mu w usta wody. Miał  tyle szczęścia, że zdążył złapać wystarczająco powietrza, by nie zniszczyć płuc, płynięciem na powierzchnię. Zimna woda uderzała z impetem w jego ciało, gdy starał się wzbić w górę, zasłaniając również jakąkolwiek widoczność.
Jak się nie pośpieszę, to prędzej będę martwy, niż wydostanę się na wolność – przeszło Tao przez myśl, więc przyśpieszył machanie rękoma i nogami, niestety opijając się mnóstwa jeziornej wody.
Czuł, jak zaczęło brakować mu sił, a sprawę pogarszał tylko fakt wlewanej wody do płuc. Jęknął, gdy bezradność swojej sytuacji odrzuciła go z impetem w dół, ale nie mógł się poddać. Odchylił z przerażenia głowę, widząc, jak zza mgły jedynie mocną czerń. Gdy jeszcze większy strach zagościł w ciele Pandy, ten poczuł, jak na nowo odzyskuje siły. Cóż, adrenalina robiła swoje.
Woda chlupnęła z głośnym hukiem. Tao poczuł, że w jego płucach na nowo zagościło powietrze. Przed jego oczami pojawiła się jedynie srebrna poświata padająca od odpoczywającego na niebie księżyca.
- Luhan… jak wrócę… jesteś, khe khe, martwy – mruknął, pomiędzy atakiem kaszlu, drżącą dłonią łapiąc się najbliższego trawiastego brzegu.
Ledwo przytomny, prawie, że bezsilny wyłonił się z jeziora, na oślep szukając czegoś do podpory. Okazała się tym być przydługa trawa, która pozwoliła wysunąć swoje zmarznięte i obolałe ciało z wody. Ułożył się bez słów na trawie, oddychając ciężko. Jego klatka piersiowa skakała, a woda wylewała się z ust czarnowłosego niemal hektolitrami. Zmęczony i zziębnięty przymknął powieki, czując, jak drętwieje mu całe ciało.
- Muszę coś zrobić… - wyszeptał, a jego oczy stały się ciężkie – Nie mogę ich tak zostawić… Nie teraz.
Zamknął je w momencie, gdy koło niego mignął mu szeroki, ciemny cień jakiejś postaci. Tao go jednak nie zauważył. Nie poczuł również tego, że ta osoba, podniosła go i zabrała z tamtego zimnego miejsca.

*
- Tao, obudź się, obudź się, proszę – zdawało mu się, że słyszał jakiś dziwny, ale znajomy mu głos – Tao…
Skrzywił się, a, od razu pierwszym odruchem, na jaki pozwoliło sobie jego ciało, był głośny kaszel, póki resztka wody nie wydostała się z jego płuc. Jęknął, zaskoczony czując, że leżał na czymś miękkim, co na pewno nie było tą kłującą trawą, z jaką spotkał się wcześniej. Gdy otworzył oczy zdał sobie sprawę z tego, że było to łóżko, a na dodatek łóżko jego zmarłego dziadka! Krzyknął przerażony i podniósł się pędem na łóżku, a po jego ciele spłynął gorący pot.
- Luhan! Kai! Boże, Kris! – krzyknął, póki nie zdał sobie sprawy z tego, że ktoś go trzymał za ramiona.
- Tao, uspokój się! – usłyszał stanowczy głos, więc podniósł oczy i zamarł.
- C-co ty tutaj robisz… Yao?
Mężczyzna spojrzał swoim starym, zmęczonym wzrokiem na młodzieńca i podał mu drewnianą miskę z jakimś gorącym płynem. Ten niepewnie zaczął go popijać, nie bardzo kontaktując jeszcze z rzeczywistością.
- Powinienem spytać ciebie o to samo, Tao.
Brodata Panda zmierzył czarnowłosego przenikliwym wzrokiem tak, że ten aż skulił się, opuszczając mocno głowę. Dalej nieco się go obawiał, po tym, co stało się, kiedyś między nimi, ale zastanawiało go, co Yao robił tutaj, i do tego z nim? Słysząc jednak jego pytanie, chwilę wahał się od odpowiedzi. Odstawił na wpół opróżnioną miskę na szafkę i mocno opadł na poduszkę, obficie wypełnioną orlim pierzem. Była miękka i przyjemnie się na niej leżało. Młodzieniec zamknął powieki, przytulając się do poduszki, najciaśniej, jak umiał; dalej okropnie wahał się od odpowiedzi, bo wiedział, że Yao i tak mu nie uwierzy.
- Powiedz, co się stało? W wiosce wszyscy już wiedzą, że coś stało się z Wilkiem, ale ja dalej nie pojmuję, czemu znalazłem cię mokrego w środku nocy! – nalegał starszy, siadając przy nim na zielonej, trawiastej pufie – No dalej, chcemy ci pomóc.
Pomóc? Niby jak? A poza tym, zaraz! Czemu ten staruch był dla niego taki miły?!
Nie chciał się nad tym jakoś dłużej zastanawiać. Otworzył zmęczone oczy, wpatrując się we wpadające do środka, poranne promienie słońca. Uchylił delikatnie usta, a z nich słowo po słowie w stronę Yao została opowiedziana historia, jaka przydarzyła mu się już na samym początku. O śpiewających Syrenach-facetach, porwaniu dwójki Ognistych, nieprzytomnym Sehunie i krysztale, który obronił Tao.
- Nie może być! – skwitował go na koniec Yao, unosząc z zaskoczenia ręce ku górze.
Czarnowłosy westchnął smutno, zaciskając mocno palce na pościeli. Przestał mocno przygryzać wargę i zerknął kątem oka na leżący na ubraniach na szafeczce niebieski kryształ. Jego błękit delikatnie jaśniał w słońcu, którego promienie odbijały się, rażąc przy tym Pandę w oczy.
Zamknął je, łapiąc głęboki i ciężki oddech.
- Niestety takie są realia. A ja nie wiem, co mam zrobić, Yao, nie wiem, jestem bezsilny – w głosie Tao słychać było jedynie przygnębienie.
Starszy spojrzał na młodzieńca w zamyśleniu, drapiąc się po ciemnej brodzie, milcząc dłuższą chwilę. Kalkulował każdą opcję, póki nie stwierdził, że to Tao zadecyduje, co tak naprawdę powinien zrobić. Bo tak szczerze, tylko on znał powagę sytuacji, a Yao i inne Pandy mogły być tylko wspomagaczami. Spojrzał na chłopaka, podnosząc się z pufy i lekko przeczesał dłonią jego czarne włosy.
- Wiem, że na pewno coś wymyślisz Tao, masz umysł i inteligencję po dziadku, więc wiem, że sobie poradzisz – mruknął, a Tao na jego słowa aż poskoczył na łóżku, a na jego twarzy pojawił się szeroki uśmiech. Wbił swoje wielkie oczy w starszego mężczyznę, a ten uniósł nieco brew do góry – Co się stało? Mam coś na twarzy?
Ten pokręcił głową.
- Wiem, co możecie dla mnie zrobić. Zanieście mnie jak najszybciej na grób mojego dziadka.

*
Dla Luhana były to dosłownie ułamki sekund, gdy ten czerwono-włosy Syren zaczął śpiewać, tym samym dziwnie oddziałując na jego kochanego Sehuna. Jelonek widział, jak w momencie, gdy z jego ust uciekły słowa jakiejś nieznanej mu piosenki, Sehun w jednej chwili stanął jak wryty i opuścił głowę. Przestraszony chciał podbiec do niego i pomóc mu, jednak nagle uprzedził go Chen.
- O nie, nie. Kolejny szkodnik, którego nasz śpiew nie czaruje? – czarnowłosy wstał i powolnym krokiem podszedł do trzęsącego się ze strachu Jelonka – No ja już naprawdę nie wiem, co mam z wami zrobić, jesteście tacy denerwujący – schylił się, spoglądając z góry na jasnowłosego i wykrzywił usta we wrednym uśmiechu – Zabiłbym was wszystkich już dawno temu, ale wtedy, kto mi będzie służył? Siedzenie samemu w tej grocie, nie jest zabawne, prawda, Kyungsoo?
Spojrzał też kątem oka na swojego towarzysza, który nawet tego spojrzenia nie odwzajemnił. Zdawał się mocno zaciskać palce w pięści i bawić się nimi, a jego ciało drżało, zwieszone bezwładnie jak marionetka. Chen uśmiechnął się tylko na to jeszcze szerzej i w jednej chwili przeszył Luhana swoimi pięknymi, brązowymi oczami na wskroś.
- Nie wiem dlaczego się nie przemieniłeś, ale mnie to wkurza – stwierdził i szybkim ruchem dłoni zamachnął się, unosząc Luhana w powietrze – Okropnie mnie to wkurza, a ja nie lubię, kiedy coś, co mnie irytuje może sobie tak bezkarnie łazić po ziemi!
Jelonek jęknął czując potworny, niewidzialny uścisk na szyi, który z każdą chwilą zaciskał się na nim coraz mocniej. Zaczął się szarpać, z przerażeniem patrząc na spacerującego nieopodal Sehuna. Zachowywał się jak lalka, nie reagował na jego nawoływania, ale to nie tylko on. Luhan widział w takim samym stanie nawet Krisa z Chanyeolem i Baekhyunem.
Nie rozumiał, a nawet nie chciał rozumieć tego, że wszystkich spotkał taki los, jak jego Sehuna. To po prostu nie mieściło mu się w głowie.
Skrzywił się, czując braki powietrza, a z oczu wypłynęły mu łzy, rysując mokre ścieżki na policzkach.
- Puść… - wyjęczał, zamykając oczy, powoli tracąc powietrze – Puść mnie, ty potworze…
Chen uśmiechnął się, odchylając do tyłu i zamachał kilka razy dłonią, tym samym rzucając Luhanem w powietrzu jak jakimś workiem. Jelonek krzyczał, machając rękoma, ale nikt na to nie reagował. Cała zaczarowana czwórka była na posługach Chena, więc nie mogli mu pomóc. Poczuł, jakby cały świat nagle mu się zawalił – ta niemożność pomocy innym – to było najgorsze ze wszystkiego, co dotychczas spotkało Jelonka.
- Och, chcesz, żeby cię puścić? Nie ma problemu. Ale najpierw – warknął w odpowiedzi Chen i drugą dłonią otworzył klatkę – Połamię ci kręgosłup! Będzie zabawniej! – po tym, jedynie cisnął Luhanem do środka, a ten uderzył z całej siły plecami o ścianę.
Jednak jemu w tamtym momencie nie stało się nic złego. Mogło wydać się to dziwne, bo uderzenie, jakie wykonał Chen było niesamowicie mocne, a Luhan mimo wszystko delikatnie, niczym płatek opadł na ręce, znajdującego się pod nim Xiumina. Kolorowa kostka Rubika, wysunęła się z jego kieszeni na bluzie, turlając się nieco w prawą stronę koło kamieni, tuż do leżącego nieprzytomnie Kaia.
- Um, przepraszam, wszystko w porządku? – spytał Wiewiór, a Luhan zamrugał nieprzytomnie oczami.
- Co się… - syknął, masując sobie głowę i naraz podskoczył, rzucając się do swojej leżącej na ziemi kostki – Muszę uratować Sehuna! – krzyknął, chcąc ująć w dłonie kostkę, jednak te odepchnęła go mocno rażącym, złotym prądem.
Nie było to silne uderzenie, jednak na tyle mocne, by Luhana zabolała ręka, i nie podsuwał się do niej więcej. Zaskoczony otworzył szeroko oczy, nie mogąc za bardzo w to uwierzyć. Jego własna kostka go odepchnęła?! Zacisnął mocno drobne ręce w pięści i spuścił głowę.
- SEHUN!!!! – wydarł się całą mocą swoich płuc, jednak na nic się to nie zdało. Ponownie poczuł łzy napływające do oczu – Sehun…
Dopiero po chwili ze strony Jelonka uciekł tak głośny krzyk, że aż z tej złości zaczął się rzucać. Łzy leciały mu z oczu ciurkiem, a całe ciało drżało. Spojrzał załzawionym wzrokiem na leżącą kostkę, która tliła się delikatnym, złotym światłem i zagryzł wargę.
- Zrób coś! Zrób coś, mówię! Nienawidzę cię, bo akurat w tej sytuacji, kiedy jesteś mi najbardziej potrzebna, ty mi odwalasz coś takiego?! Jesteś tylko rzeczą, więc to to ma znaczyć?! Ja… - krzyczał, jednak tą czynność przerwał mu huk – Co…
I potem kolejny i kolejny.
Kostka zaczęła poskakiwać w jednym miejscu, a wraz z jej odgłosem odbijania, dokoła pojawiały się małe, złote światełka, które w jednej chwili skumulowały się dokoła Luhana i Xiumina,
Chen też patrzył na to z szeroko otwartymi oczami, mrugając co i raz z niedowierzaniem. Nie rozumiał tego, dlaczego wkoło Jelonka i Wiewióra pojawiło się to światło. W jednej chwili podbiegł jednak do ich klatki, nie przejmując się, że coś może mu się stać i przeliczył się.
Złote światło dokoła trójki znajdującej się w środku uformowało wielką, tęczową barierę, która, jakby czując, że nadciągał w ich stronę Syren, wyrzuciła od bariery wiązkę tęczowego światła, a ta uderzyła z siłą w Chena. Chłopak z krzykiem odepchnięty został w tył. Miał wiele szczęścia, że Kris oraz Chanyeol byli obok, to w trymiga na rozkaz wrzucili czarnowłosego do jeziora, by mógł zregenerować siły.
Kyungsoo, który wciąż był na siebie zły za to, że musiał zmienić Sehuna w ich lalkę, spojrzał na to z przerażeniem, i mimo wszystko, gdy Chen wynurzył się z jeziora w swojej prawdziwej postaci z ogonem, pomógł mu wydostać się na brzeg.
- Co to było…? – spytał cicho, a Chen prychnął, odpychając go od siebie z zamachem.
- Nie wiem, odsuń się! – warknął, opierając się rękoma o skałki.
Zmrużył podejrzliwie oczy, zerkając na przebywających w klatce, po czym prychnął i na nowo zanurzył się w wodzie, nie przejmując się, że zachlapał Kyungsoo. Spłynął głęboko w dół, a jego głos, jak i głośny śmiech rozbrzmiały zaraz w ich uszach echem.
- Nie wiem, co to jest za światło, ale nie przeszkadza mi to. I tak znajdę sposób, by was zniszczyć.
Te słowa wywołały u Luhana gęsią skórkę. Przytulił się mocno do Xiumina, który ze zmarszczonymi brwiami spoglądał na kostkę leżącą obok Kaia. Z jej środka wydobywało się tęczowe światło, które tworząc wiązankę, pnącą się w górę, utworzyło wspomnianą wcześniej barierę w postaci grzyba.
Jelonek westchnął.
- On jest straszny. Co możemy zrobić, Xiumin? – jęknął, opierając głowę na ramieniu Wiewióra, który nieco skrzywił się, gdy poroże Luhana omal nie wlazło mu w oko.
- Nie mam pojęcia. Możemy chyba jedynie ufać Tao i mieć nadzieję, że on coś wymyśli.   
- Nie musisz się o to martwić. To Tao. On zawsze wie, co zrobić – uśmiechnął się Jelonek i ze współczuciem spojrzał na leżącego koło kostki Kaia.
Zaskoczyło go jednak to, że Wilk w pewnym momencie zaczął się poruszać, bo przecież, gdy był tutaj wrzucony, leżał nieprzytomny. Nie pytał Xiumina, co się stało, bo raczej to wszystko wina tego Syrena.
Uśmiechnął się szczęśliwy i wyciągnął dłonie, chcąc objąć Kaia, jednak ten nie poruszał się. Głowa ciemnowłosego zwieszona była, jak u szmacianej lalki, a gdy Luhan zaczął go nawoływać, ten nie reagował. Dopiero, gdy Wilk rzucił się na niego z zębami, do Jelonka dotarło, że i on został zamieniony w lalkę Chena. Przestraszony zaczął bronić się przed Kaiem, ale nie musiał robić tego długo. Jako, że był panem swojej kolorowej kostki, a jej moc posłuszna była tylko jemu, został przez nią obroniony. Tęczowa smuga światła w jednej chwili okręciła się dokoła atakującego Wilka i z impetem odrzuciła go poza barierę, uderzając nim o kraty.
Ten, z psim skomleniem na ustach upadł na ziemię i wbił puste oczy w ziemię. Luhan natomiast drżąc ze strachu, nie wiedział kompletnie, co to miało oznaczać. Wyglądało na to, że kostka broniła go, bez względu na wszystko.
- Kai… - wyszeptał i skulił się w ramionach Xiumina – Czyli on to samo zrobił z moim Sehunem?! 
Wiewiór skinął głową, co i tak szło mu z wielką trudnością. Nie chciał patrzeć na to, co działo się dokoła. Ale co mieli zrobić, jedynie czekać na zbawienie, które nie wiadomo, kiedy nadejdzie.
Kyungsoo zerknął na nich kątem oka, odsuwając się od brzegu jeziora w grocie. Był cholernie zły na Chena za to, jak traktował wszystkich, ale, tak, jak powiedział wcześniej, on nie mógł tutaj zrobić nic, jak tylko śpiewać, nawet jeżeli w głębi siebie chciał pomóc wszystkim.

*
Tao siedział tuż koło grobu swojego dziadka, oparty plecami o wielkie drzewo dębu i rozmyślał. Kilka minut temu poszły od niego dwie inne Pandy, dzięki którym dostał się do tego miejsca znacznie szybciej, więc teraz sam został ze swoim problemem – uratowaniem swoich przyjaciół.
Nadal był okropnie zły na tego Syrena z czerwonymi włosami, bo gdyby on nie zaniósł go do tej ich groty pod wodą, już dawno, na pewno znalazłby rozwiązanie tej sytuacji. Pamiętał, jak przez mgłę, wszystko, co działo się dość niedawno. I najbardziej z tego wszystkiego wkurzało go to, że ten głupi Syren zbezcześcił grób jego dziadka, zrzucając z niego lampę.
Chyba dobre dziesięć minut zeszło mu się na poprawianiu wszystkiego.
Westchnął cicho i podniósł się, podpierając o ręce, po czym ponownie znalazł się przy kupce piachu, nad którą się pochylił. Złożył delikatnie ręce w pięści w geście jakby do modlitwy i pokornie zgiął się w pół.
- Dziadku, wiem, że mimo że cię tu nie ma, to i tak mnie wysłuchasz, zawsze to robisz. Proszę, spraw, będąc tam u góry, by coś, niczym grom z jasnego nieba na mnie spadło i pozwoliło mi znaleźć rozwiązanie – mówił tak cichym i przestraszonym głosem, że nikt raczej nie usłyszałby go – Pomóż mi pokonać te Syreny i zaprowadzić spokój. Zawsze we mnie wierzyłeś, i teraz, będąc tam na górze też nie przestałeś, prawda? Proszę, pomóż mi  - ucichł, a w jednej chwile liście z drzewa zaczęły spadać i wirować na wietrze, tuż koło twarzy Tao.
Jednak nie były to zwykłe liście. Wielki, stary dąb zaczął świecić się złotym światłem, a to samo tyczyło się też jego owoców. Złote płatki liści spadały na ziemię błyszcząc się jeszcze bardziej w gorącym słońcu poranka, a delikatny wiatr szumiał w głowie Pandy, który w przerażeniu aż upadł na plecy, i zaczął cofać się w jak najbezpieczniejszą odległość.
Ten stary dąb, pod który zawsze przychodził z Krisem, nigdy nie wydawał mu się aż tak dziwny i wyjątkowy, ale chyba jednak się przeliczył. Z szoku nie umiał wydusić z siebie słowa, więc jedynie z otwartymi szeroko oczami siedział i czekał na dalszy rozwój wydarzeń.
W jednej chwili świecące się na złoto drzewo zgasło, a jego kora otworzyła się, rozdzielając a pół. Tao nie uznałby tego za dziwne, bo już nie takie rzeczy miał przed oczami, gdyby nie fakt, że ze środka po prostu wyszedł sobie jakiś człowiek (chyba) ubrany na biało.
Miał długi, śnieżny płaszcz ciągnący się długo, długo po ziemi, równie białą marynarkę z srebrnymi akcentami oraz odbijające swoje jaskrawe światło w oczach, dopasowane, białe spodnie z paskiem.
Panda aż musiał zakryć sobie oczy ręką, bo oślepiająca biel nie pozwalała mu się długo patrzeć w postać. Zmrużył powieki, i jedyne, co widział, to fakt, jak wiatr rozwiewa brązowe, nieco przydługie z przodu włosy postaci – chłopaka, a grzywka po chwili zakrywa mu jedno, prawe oko.
Wciąż milczał, bojąc się cokolwiek z siebie wydusić, uspokajając się dopiero w momencie, jak całe to złote światło zniknęło, a otwarte wciąż drzewo na nowo zakleszczyło się do swojej pierwotnej postaci.
- Ktoś tu chyba miał jakieś życzenie, prawda? – w uszach Tao odbił się delikatny, prawie anielski głos mężczyzny, a gdy podniósł głowę, spotkał się z jego wielkimi, ciemnymi, błyszczącymi oczami – Powiedz, co cię gryzie, Pando?
Mężczyzna schylił się do niego, wciąż uśmiechając się, do tego dziwnie pogodnie i wyciągnął rękę, ale ten fuknął, strosząc uszy, by już tego gościa ugryźć.  
- Nie bój się mnie. Nie chcę zrobić ci krzywdy, Tao…
- Skąd ty znasz moje imię, dziwaku?! – przerwał mu czarnowłosy, zdobywając się na odwagę, by cokolwiek powiedzieć, a raczej warknąć – Co to ma wszystko znaczyć?! Z choinki ty się urwałeś, czy co?!
Stanął w bojowej pozie, zaciskając pięści i wystawiając je do przodu oraz przy tym zmarszczył mocno swoje brwi. Mężczyzna spojrzał na niego z rozbawieniem i zamachał dłonią w pokojowym geście, poprawiając drugą z nich swoje brązowe włosy.
- Z choinki może i nie, ale za to wyszedłem z drzewa, co sam zresztą widziałeś – uśmiechnął się, a Panda fuknął – Powiedz więc raz jeszcze, jakie jest o twoje życzenie?
Panda prychnął i uśmiechnął się krzywo.
- Powiem, jak ty, do jasnej anielki przestaniesz zgrywać takiego dziwaka! Kim ty w ogóle jesteś?!
Mężczyzna zarzucił swoim białym płaszczem, a dokoła w jednej chwili pojawiły się równie śnieżne motyle. Tao na ten gest otworzył tylko szeroko usta, mrugając oczami.
- Suho. Zostałem przysłany od wyższej mocy, bo pomóc ci pokonać zło. Bo jak mniemam, o to prosiłeś przed chwilą pochylając się nad tą kupą piasku.
Kupa piasku?! Co za tupet! Najpierw tak pojawiać się znikąd, by później jeszcze obrażać coś, co jest najdroższą rzeczą dla Tao.
- Kupa piasku?! Ej, ty! Zważaj sobie! – warknął i rzucił się z rękoma w stronę Suho, chcąc go uderzyć – Jak ty w ogóle śmiesz?! Ej, co ty wyprawiasz?!
Niestety to się Pandzie nie udało, bo nawet nie drasnął Suho swoją ręką, bo ten bez żadnego, specjalnego wysiłku uchylił się, wciąż uśmiechając się pod nosem w dość irytujący sposób. Gdy Tao upadł na drzewo, Suho przemknął obok niego, szybkim i stanowczym ruchem łapiąc jego dłonie za nadgarstki. Wyciągnął je w górę, a Tao jęknął, gdy poczuł, jak został pchnięty przez niższego, ale (o dziwo) silniejszego mężczyznę na drzewo i przygwożdżony do niego. Chłopak w białej szacie uśmiechnął się od ucha do ucha i zbliżył się na dostateczną odległość do Pandy.
- Masz charakterek, ale ja, jak powiedziałem, jestem tu, by ci pomóc – powiedział swoim delikatnym głosem, a Tao zaczął się ponownie szarpać. Jednak nadaremno. Mimo że kopał nogami, warczał, krzyczał, to nic nie pomogło mu odczepić od siebie tego dziwnego gościa. – Wiem, że chcesz im wszystkim pomóc, powiedziano mi o tym stamtąd – uśmiechnął się i wskazał palcem na niebo – Jednak – ścisnął mocniej uścisk swojej dłoni na nadgarstkach Pandy, gdy ten dalej się szamotał – Muszę wiedzieć, jak bardzo tego pragniesz.
Tao prychnął, uspokajając się nieco, ale dalej był zły.
- A co ty, spowiednik jakiś jesteś, że muszę ci wszystko mówić?! – jednak spuścił głowę w dół, opanowując emocje – Oni wszyscy są uziemieni pod powierzchnią jeziora, a ja zostałem uwolniony stamtąd przez Luhana i muszę coś zrobić – Mój Smok, to boli dalej, jak mnie uderzył, ale muszę mu pomóc! On jest dla mnie najcenniejszą, najważniejszą, rzeczą – brzydkie określenie, osobą na świecie. A jeżeli oni wszyscy są nie dość, że moimi, ale i jego przyjaciółmi – urwał na chwilę, czując, jak zbierają mu się w oczach łzy – to muszę im pomóc. Muszę, bo zależy mi na nich, jak na nikim innym.
Zamilkł, próbując uspokoić płacz, gdy nagle uścisk na jego nadgarstkach zniknął. Opuścił wolno ręce i spojrzał załzawionymi oczami na uśmiechającego się już nieco delikatniej „białego mężczyznę”.
Suho zaklaskał w dłonie i poklepał Tao po ramieniu.
- Takiej odpowiedzi oczekiwałem. Otóż, wiem, jak ci pomóc – skinął na niego głową, odsuwając się – Tam w górze – uniósł rękę łapiąc w nią jeden ze spadających złotych liści – Jest ktoś, kto pomoże ci rozwiązać zagadkę, co stało się z twoim Krisem.     
- Ale ja wiem, co mu się stało! Został zaczarowany przez Syrenów! – bąknął, krzyżując dłonie na piersi.
Suho puścił Pandzie oczko.
- Wiem, tylko cię sprawdzałem. Ale wracając… - zaczął kroczyć w przód, a tym samym Tao, wciąż stojąc czujnie, odskakiwał jak piłka w tył, nie spuszczając wzroku z tego dziwnego gościa – Pomogę ci dostać się tam na górę, a tam jest ktoś, kto na pewno będzie wiedział, jak ci pomóc, Tao.
- Na górę?! – wykrzyknął, stając sztywno – Chodzi ci, że do nieba?!
Brązowowłosy skinął głową i ujął jeden z końców swojego płaszcza w dłonie, gdy był już wystarczająco daleko od grobu i od drzewa. W jednej chwili zaczęły prószyć z niego delikatne, jakby śnieżne płatki, a gdy Suho zamachnął nim, przed oczami Tao pojawiła się tęcza wyrastająca z ziemi i pnąca się wysoko po same chmury.
- Wow… ale super! – stwierdził mało inteligentnie Tao, a gdy Suho spojrzał na niego, lekko nadął policzki jak dzieciak – I mówisz… że mam tam teraz wejść, tak?
Na skinięcie głowy Suho, Tao nieco zwątpił. To nie tak, że miał lęk wysokości, tylko po prostu nigdy nie znalazł się w takiej sytuacji i było mu zwyczajnie głupio. Zerknął na niego kątem oka, delikatnie przygryzając wargę.
- No idziesz? – spytał, po chwili czekania Suho, zakładając dłonie na tors.
- Ale… - burknął, łapiąc go za jedną część jego płaszcza – Mógłbyś wejść tam ze mną. Głupio mi…
Chłopak parsknął śmiechem.
- Masz lęk wysokości, prawda?
Tao natychmiastowo poczerwieniał i opuścił głowę.
- To nie tak, ja…!
Jednak w jednej chwili poczuł, jak Suho splątuje z nim place swojej dłoni i ciągnie go na zrobioną przez siebie tęczę. Nie odpowiedział mu już nic, ale na twarzy pojawił mu się szeroki uśmiech. Uniósł oczy ku niebu mając wrażenie, jakby przed sobą w górze widział coś w rodzaju srebrnej, czy błyszczącej bramy, która z każdym jego krokiem do przodu po tęczy robiła się coraz większa.
- Myślę, że będziesz szczęśliwy, gdy już się tam znajdziesz – powiedział w pewnym momencie Suho, ale Tao zdawał się go już nie słuchać.
Mocno ściskał jego rękę, patrząc z szeroko otwartymi oczami z podziwu w górę, a wolną ręką dotykał białych obłoków, które pływając po niebie sprawiały wrażenie deseru z bitą śmietaną. Głęboko w środku siebie cieszył się z tego, że spotkał Suho, ale jednak wewnętrznie miał wrażenie, że z tego chłopaka było całkiem niezłe ziółko. Nie chciał się jednak nad tym zastanawiać, bo miał teraz znacznie ważniejszy cel – uratowanie swoich przyjaciół.               

2 komentarze:

  1. Ooo, zaraz po przeczytaniu słówek od Ciebie uśmiechnęłam się. No, nareszcie mój Krisus (pamiętaj, dla dobra fan ficków XD) postanowił cokolwiek wyjaśnić :D
    Taak, nareszcie wyjaśniłaś, czemu właściwie Chen i D.O padli przez kostkę...boże, oni szukali sobie przyjaciół a tu coś takiego...serce mi się kraje </333
    NIE NIE NIE NIE LUHAN :(((((((
    Nareszcie coś się dzieje w związku z tą kostką, uff :D wciąż żal mi Chena ale z drugiej strony dobrze mu tak, bo jest okrutny.
    Szkoda że ta kostka nie mogła odczarować Kaia ;/ biedny Wilczek ;//
    Hahaha, wejście Suho zajebiste :D DZIWAKU, uśmiałam się :D
    Taak, wydaje mi się że spotka tam dziadka ♥ i może Laya bo oprócz małej wzmianki o Jednorożcu na początku pierwszej części, to go tu nie było XD
    Ojej, cieszę się że masz wenę, więc daj mi jej trochę bo mnie opuściła ;;
    ♥♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Na wstępie chciałam Ci podziękować za 2013 rok. Dziękuje za wszystkie ff jakie w nim napisałaś, a najbardziej za ten, który właśnie kontynuujesz, za to, że miałam co czytać, za to, że masz tego bloga i cały czas, nawet gdy masz chwilową przerwę można czytać 63378 razy twoje ff, a one się nie nudzą, za to, że mogłam sb wyobrażać jak najróżniejsze ff się skończą, co w nich będzie lub sama sb kontynuowałam w myśli, co mogłoby się stać. Jeszcze raz dziękuje za HTTYD, bo to moje ulubione ff na tym blogu do, którego na pewno jeszcze kiedyś wrócę ;3 Ahh i jeszcze za to, że pomimo małej ilości komentarzy nadal piszesz niebywałe historie i udowadniasz innym, że masz talent *w*
    A teraz się pochwale, że (tam tarara tam taaam) moim pierwszym blogiem w 2014 roku był ten oto właśnie blooog ~ *^ ^* było też w nim pierwsze rozdziałowe ff *^ ^*
    Wracając do rozdziału … Wae, wae Suho wyszedł z drzewa ?! Nie mógł przyjechać na Jednorożcu ? Musiał wyjść z drzewa ? xDDD Ale ważne, że jest *--* i pomoże Tao ~ przyznam, że robi się dziwnie z tym niebem xDD Może tam nauczy się zatrzymywać czas, czy coś ? Nie wiem, nie wiem, się okarze >D Xiumin~ jak dobrze, że złapałeś biednego Lulu *w* D.O weź coś zrób z tym swoim przyjacielem, noo ~ TT TT On mi tu wszystkich krzywdzi… jednak to nie dziwne skoro przydarzyła im się taka historia x...x
    Jia Yo w tym roku ! Niech to będzie twój rok ~! Mam nadzieję, że przyniesie Ci ogrom szczęścia … tyle ile masz odwiedzin ~ Dużo dram i anime w tym roku ^ ^ Jeszcze raz Jia Yo~~ oraz Xie Xie ~ <33

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu