Tytuł: Kissing in the rain
Typ: One-shot
Gatunek: fluff
Paringi: HunHan
Ostrzeżenia: Brak
Długość: 2276 słówNotka autorska: W ogłoszeniach napisałam, że nowy fanfick pojawi się dopiero w maju, no cóż, nie wyszło. XDUdało mi się skończyć mój daaaaawno temu zaczęty HunHan, tylko, że musiałam go nieco przerobić (boże, czemu ja piszę HunHan? ._.). Mam nadzieję, że się podoba i przepraszam za ewentualne błędy w wątku, ale tutaj bardziej chodzi mi o sam pocałunek, a nie o tło. Chociaż przyznam szczerze, że takie mi się nawet podoba. c:
Ale ocenę zostawiam już Wam.
Chcieliście słodycz. Macie aż jej nadmiar... chyba.
Także nie przeciągając, enjoy. c:
Luhan spoglądał za okno znudzonym,
nieco pogardliwym wzrokiem, podpierając się szczupłymi dłońmi o
brodę na parapecie, i tylko leniwie przewracał oczami za każdym
przejeżdżającym chińską ulicą samochodem, oraz co następnym
przechodniem przemykającym pomiędzy innymi wśród tłumu. Stukot
kropel deszczu, delikatnie uderzających o szybę i zewnętrzny
parapet tylko doprowadzał go do jeszcze większej melancholii, niż
z samego rana. Dlaczego on? Czemu to akurat na niego spada wszystko,
co najgorsze, kiedy to właśnie czuje, że rozpiera do mocniejszy
nadmiar energii, niż dotychczas? Nie pojmował tego, jakim cholernym
cudem musiał złapać tą ostrą grypę w takim, a nie innym
momencie?
Westchnął tylko cicho i pociągnął
nosem, drżąc nieznacznie z zimna, które niestety jego ciało, pod
wpływem choroby, odczuwało jeszcze wyraźniej.
- Że też musiało się to przytrafić
akurat mnie. - mruknął cicho, za chwilę zaś podnosząc się lekko
na dłoniach i jednak opadając na materac.
Był jeszcze słaby, więc raczej nie
mógł wykonywać żadnych gwałtownych i niepożądanych ruchów.
Przymknął w spokoju oczy i jęknął cicho pod nosem. Nienawidził
chorować.
Zaś w głębi siebie miał nadzieję,
że Sehun wyciągnąłby go z tych nudnych, białych, czterech ścian.
Jasne, o tym mógł tylko pomarzyć, przecież on siedział tam w
Korei. I że niby co? Nagle dostanie skrzydeł, albo zachce mu się
wsiadać w samolot i lecieć specjalnie do niego do Chin? Przecież
ma swoje własne sprawy, a poza tym, widzieli się ze sobą jakiś
tydzień temu.
Wiadomo, że teraz wyjdzie to nieco
rzadziej niż dotychczas, bo wszystkie koncerty, wywiady, czy typowe
show, były urządzane coraz mniej razy, ze względu na to, że
wytwórnia nareszcie dała wszystkim gwiazdom SMent. aż całe dwa
tygodnie wolnego! To niemożliwe co? W końcu nawet najgorsza bestia
musi czasem pokazać się od tej swojej dobrej strony, nie?
Jednak dla Luhana cała ta wolność
była potwornie męcząca. Czuł się przytłoczony, tak bardzo, tak
cholernie mocno tęsknił za swoim kochanym Sehunem. Już nawet co
nocne sny o nim mu nie pomagały; czuł jak z tęsknoty wariował, a
do tego cała ta choroba, tylko pogłębiała jego stan.
- Sehun-ah, dlaczego cię tu nie ma? -
pomyślał i zakrył twarz poduszką, w którą westchnął głęboko.
Dało się tylko słyszeć, jak chłopak
kaszlnął kilka razy w materiał, aż w końcu musiał się
podnieść, bo inaczej by się udusił. Ale jednak równie szybko
ruszył się z miejsca jakby miał ochotę zaraz gdzieś schować.
Poczuł, jak serce prawie, że stanęło mu w piersi.
Usłyszał kroki, kroki, które zaczęły
rozchodzić się po podłodze w jego domu. Nie zamknął drzwi? Od
razu automatycznie podkulił się, aż pod sam parapet przy łóżku,
nasłuchując. Czuł pot spływający mu po czole, i to, jak jego
oczy nagle zwęziły się do rozmiarów malutkich punkcików.
Serce zabiło mu jeszcze mocniej.
Ręka wraz z wargą zadrżały w
strachu.
A przeszywający ból przeszedł go
gdzieś tam w głębi.
Nie wiedział dlaczego. Jednak, mimo
wszystko bał się tego kogoś, kto był w jego domu.
Zamknął mocno oczy, przygryzając
wargę i zakneblował sobie usta własnym językiem, byleby nie wydać
z nich, choćby najmniejszego pisku.
Sekundy były dla niego, niczym
godziny, a każda kolejna doprowadzała jego serce do małego zawału.
Nawet nie pisnął....
...dopóki drzwi do jego pokoju nie
otworzyły się z łoskotem, i nie wpadła do nich owa postać.
Ciemnawe włosy mężczyzny w dosłownej sekundzie rozwiały się w
pomieszczeniu, kiedy podbiegał do łóżka Luhana, pozostawiając na
podłodze niewidoczne z daleka krople. Na jego ustach malował się
uśmiech, przykryty delikatnymi rumieńcami ze względu zimna na
zewnątrz, a oczy lekko zabłysnęły w świetle lampki jarzącej się
przy łóżku starszego chłopaka, który... Ledwo co na nim
siedział.
Wpatrywał się w postać naprzeciw,
ale z gardła nie wydał się nawet najmniejszy szept.
- Luhan...? - usłyszał niski głos i
oniemiał.
Poczuł pociągnięcie tak mocne, że
nawet nie wiedział, jak szybko wstał, i jak prędko również
został zaciągnięty na korytarz. Pisnął cicho, próbując
wybronić się z nagłego szarpnięcia (który niemal był atakiem),
jednak osoba, która nieproszona wpadła mu do domu nie miała
najmniejszego zamiaru puścić go wolno. Xiaolu skrzywił się lekko,
marszcząc nos i zakaszlał kilka razy w taki sposób, jakby można
było u niego zdiagnozować gruźlicę. Wciąż wyrywał swoją rękę
z uścisku napastnika i zaczął nawet głośno krzyczeć, starając
się wezwać pomoc, ale na daremno.
- Heeej, ehe..ehh..hej! - zakrztusił się kaszlem, nawołując chłopaka, który zdawał się nie przejmować tym, że był on chory, tylko jedyne czego chciał, to porwać go z własnego domu. - Zostaw mnie, debilu jeden!!
Omal nie potknął się o pałętające na podłodze wodne plamy z kropel naniesionego mu do domu deszczu i nie obił sobie żadnej części ciała o twardą posadzkę. Wbił swój przerażony wzrok w postać przed sobą, która właśnie ciągnęła go do drzwi wyjściowych. On był jakiś chory psychicznie czy co? - pomyślał Xiaolu.
Przecież normalni ludzie nie wpadają innym do domów i nie wyciągają na przymus na zimny, okropny deszcz za zewnątrz. Do tego nie ubierają się niczym mafiozy z typowych amerykańskich filmów akcji – ciemne płaszcze podchodzące niemal pod motyw Shelocka Holmesa (to nie takie amerykańskie, ale co z tego?!), pod którymi zapewne ukryte były rewolwery mogące z łatwością jednym przestrzałem zabić człowieka, oraz ciężkie, czarne buty, wiązane na miliard supłów.
Westchnął cicho, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że ów włamywacz (bo tylko tak mógł to w tym momencie określić) zdążył go już wyciągnąć na dwór. Zatrząsł się z zimna, kichając kilka razy pod nosem, kiedy tylko poczuł krople deszczu z łomotem wtapiające się w bawełniany materiał jego przydużego swetra, który dostał od Sehuna, i próbował wmówić sobie, że to wszystko mu się tylko i wyłącznie śni.
W sumie nie narzekałby tak bardzo na wszystko, co się dokoła niego działo, gdyby nie fakt, że jakiś debil wyciągnął go z jego własnego domu pod przymusem, gdyby nie to, że był cholernie chory i ledwo co trzymał się na nogach i po trzecie, gdyby kurde Sehun tutaj był...
Zadrżał niczym zmoczony pies, który chciał właśnie otrzepać się w prysznicowej wody, bo jego panu zachciało się sprawiać mu kąpiel i odgarnął palcami swoje blond kosmyki, okropnie, wręcz natrętnie klejące się mu do czoła.
- Heeej, ehe..ehh..hej! - zakrztusił się kaszlem, nawołując chłopaka, który zdawał się nie przejmować tym, że był on chory, tylko jedyne czego chciał, to porwać go z własnego domu. - Zostaw mnie, debilu jeden!!
Omal nie potknął się o pałętające na podłodze wodne plamy z kropel naniesionego mu do domu deszczu i nie obił sobie żadnej części ciała o twardą posadzkę. Wbił swój przerażony wzrok w postać przed sobą, która właśnie ciągnęła go do drzwi wyjściowych. On był jakiś chory psychicznie czy co? - pomyślał Xiaolu.
Przecież normalni ludzie nie wpadają innym do domów i nie wyciągają na przymus na zimny, okropny deszcz za zewnątrz. Do tego nie ubierają się niczym mafiozy z typowych amerykańskich filmów akcji – ciemne płaszcze podchodzące niemal pod motyw Shelocka Holmesa (to nie takie amerykańskie, ale co z tego?!), pod którymi zapewne ukryte były rewolwery mogące z łatwością jednym przestrzałem zabić człowieka, oraz ciężkie, czarne buty, wiązane na miliard supłów.
Westchnął cicho, nie zdając sobie nawet sprawy z tego, że ów włamywacz (bo tylko tak mógł to w tym momencie określić) zdążył go już wyciągnąć na dwór. Zatrząsł się z zimna, kichając kilka razy pod nosem, kiedy tylko poczuł krople deszczu z łomotem wtapiające się w bawełniany materiał jego przydużego swetra, który dostał od Sehuna, i próbował wmówić sobie, że to wszystko mu się tylko i wyłącznie śni.
W sumie nie narzekałby tak bardzo na wszystko, co się dokoła niego działo, gdyby nie fakt, że jakiś debil wyciągnął go z jego własnego domu pod przymusem, gdyby nie to, że był cholernie chory i ledwo co trzymał się na nogach i po trzecie, gdyby kurde Sehun tutaj był...
Zadrżał niczym zmoczony pies, który chciał właśnie otrzepać się w prysznicowej wody, bo jego panu zachciało się sprawiać mu kąpiel i odgarnął palcami swoje blond kosmyki, okropnie, wręcz natrętnie klejące się mu do czoła.
- Po co mnie tu wyciągnąłeś,
palancie? - spytał po chwili, widząc, że ten idiota, co mu
nieproszony do pokoju wpadł, spoglądał na niego w skupieniu, jakby
chciał go swoim wzrokiem niemal zabić. - Huh?
Kiedy nie otrzymał żadnej konkretnej odpowiedzi z ust nieznajomego, uniósł brew do góry, zastanawiając się, po jaką cholerę on tu jeszcze stoi i marznie. Próbował obrócić się na pięcie, by w spokoju odejść do domu, a temu pajacowi zamknąć drzwi przed nosem, jednak niestety okazało się, że został zatrzymany przez dość stanowczy uścisk na nadgarstku. Otworzył oczy nieco szerzej, w większym szoku i szarpnął się ponownie, by wyswobodzić się z rąk włamywacza, ale był on znacznie silniejszy, niż biedny Luhan.
Kiedy nie otrzymał żadnej konkretnej odpowiedzi z ust nieznajomego, uniósł brew do góry, zastanawiając się, po jaką cholerę on tu jeszcze stoi i marznie. Próbował obrócić się na pięcie, by w spokoju odejść do domu, a temu pajacowi zamknąć drzwi przed nosem, jednak niestety okazało się, że został zatrzymany przez dość stanowczy uścisk na nadgarstku. Otworzył oczy nieco szerzej, w większym szoku i szarpnął się ponownie, by wyswobodzić się z rąk włamywacza, ale był on znacznie silniejszy, niż biedny Luhan.
Ani śmiał go puścić.
Chińczyk zmarszczył lekko swoje brwi, z jękiem trudu próbując przegonić ów idiotę, ale nic z tego.
W końcu jednak nie wytrzymał i uniósł z zamachem drugą z dłoni, by zadać mu nią porządny cios w twarz, ale jak się okazało, nieznajomy dobrze przewidział jego ruch i zablokował uderzenie, więżąc kolejną z jego dłoni w uścisku.
I mimo wszystko dalej milczał.
Luhana w tamtym momencie przeszedł po plecach dziwny dreszcz. Poczuł się... zagrożony? Przełknął nerwowo ślinę, ale nie poruszył się więcej. Spoglądał ze strachem w oczach na chłopaka stojącego przed nim. Ten ciemny kaptur od płaszcza, który zarzucony miał na głowę zasłaniał niemal całą jego twarz, bo jedyne co nie uszło uwadze Luhana, to były usta. Jakby nieco małe, wywinięte w cienką linię – zdawało mu się, że chyba gdzieś już je widział. Zilustrował dokładnie wzrokiem posturę nieznajomego, po czym jedynie poruszył ustami, jak ryba, a żadne słowa więcej nie chciały wyjść na zewnątrz z jego gardła. To było tak, jakby jakaś wielka gula utknęła mu w przełyku i żadna obca siła nie mogła się jej stamtąd pozbyć.
- Luhan... - usłyszał nagle szept chłopaka.
TEN SZEPT.
Zamrugał zaskoczony, kiedy poczuł na swoim policzku dłoń. Znał ten dotyk. Tak dobrze, tak idealnie znał osobę, która jako jedyna miała tak delikatną skórę.
Nie... nie wierzył.
Z szoku przez chwilę przestał nawet oddychać, tylko patrzył się w osłoniętą kapturem twarz nieznajomego, jakby właśnie zobaczył ducha. Deszcz wciąż z łomotem uderzał o jego ciało i powodował, że robiło mu się coraz bardziej zimno, ale nie mógł się teraz poruszyć. Nie potrafił.
Czuł przyśpieszone bicie serca, a świat wydawał mu się zatrzymać w jednym miejscu. Jego oddech był niemal niesłyszalny w tym dudniącym mu w uszach szumie deszczu. W sumie nie słyszał nic. Widział tylko tą postać. Jego postać.
Chińczyk zmarszczył lekko swoje brwi, z jękiem trudu próbując przegonić ów idiotę, ale nic z tego.
W końcu jednak nie wytrzymał i uniósł z zamachem drugą z dłoni, by zadać mu nią porządny cios w twarz, ale jak się okazało, nieznajomy dobrze przewidział jego ruch i zablokował uderzenie, więżąc kolejną z jego dłoni w uścisku.
I mimo wszystko dalej milczał.
Luhana w tamtym momencie przeszedł po plecach dziwny dreszcz. Poczuł się... zagrożony? Przełknął nerwowo ślinę, ale nie poruszył się więcej. Spoglądał ze strachem w oczach na chłopaka stojącego przed nim. Ten ciemny kaptur od płaszcza, który zarzucony miał na głowę zasłaniał niemal całą jego twarz, bo jedyne co nie uszło uwadze Luhana, to były usta. Jakby nieco małe, wywinięte w cienką linię – zdawało mu się, że chyba gdzieś już je widział. Zilustrował dokładnie wzrokiem posturę nieznajomego, po czym jedynie poruszył ustami, jak ryba, a żadne słowa więcej nie chciały wyjść na zewnątrz z jego gardła. To było tak, jakby jakaś wielka gula utknęła mu w przełyku i żadna obca siła nie mogła się jej stamtąd pozbyć.
- Luhan... - usłyszał nagle szept chłopaka.
TEN SZEPT.
Zamrugał zaskoczony, kiedy poczuł na swoim policzku dłoń. Znał ten dotyk. Tak dobrze, tak idealnie znał osobę, która jako jedyna miała tak delikatną skórę.
Nie... nie wierzył.
Z szoku przez chwilę przestał nawet oddychać, tylko patrzył się w osłoniętą kapturem twarz nieznajomego, jakby właśnie zobaczył ducha. Deszcz wciąż z łomotem uderzał o jego ciało i powodował, że robiło mu się coraz bardziej zimno, ale nie mógł się teraz poruszyć. Nie potrafił.
Czuł przyśpieszone bicie serca, a świat wydawał mu się zatrzymać w jednym miejscu. Jego oddech był niemal niesłyszalny w tym dudniącym mu w uszach szumie deszczu. W sumie nie słyszał nic. Widział tylko tą postać. Jego postać.
- Sehunnie... - wydusił z siebie w
końcu, a potem przygryzł wargę.
A może mu się tylko zdawało? Może to tylko głupia intuicja, która wewnętrznie podpowiadała mu, że postacią naprzeciw niego był właśnie on. On – Sehun. Sehun, który zdawał się być dla Luhana w tym momencie jedynie głupim wytworem jego wyobraźni, a tak naprawdę chłopak przed nim zaraz wyciągnie nóż, czy inną zabójczą rzecz, odbierze mu życie, a potem na dodatek jeszcze okradnie.
Wypuścił powoli powietrze z ust i zaczerpnąwszy go na nowo z cichym westchnieniem, ponownie utkwił swój zagubiony wzrok w twarzy chłopaka.
I wtedy łzy pociekły po jego policzkach, a serce podskoczyło mu do gardła. Ich krystaliczny wygląd zmieszał się idealnie z kroplami deszczu, jakie w spokoju spływały mu po twarzy.
To on... To Sehun... Tylko dlaczego milczał? Dlaczego Luhan w głębi siebie czuł, że coś jest nie tak?
Uścisk na jego ręce zelżał, za to ponownie chłopak poczuł go na swoich policzkach. Uwolnione dłonie Luhan uniósł ku górze, powolnym, niemym ruchem odsuwając kaptur z twarzy stojącego przed nim chłopaka. Wpatrywał się w niego jak w obraz, ale nic prócz nieskładnych jęków nie mógł z siebie wydobyć.
A może mu się tylko zdawało? Może to tylko głupia intuicja, która wewnętrznie podpowiadała mu, że postacią naprzeciw niego był właśnie on. On – Sehun. Sehun, który zdawał się być dla Luhana w tym momencie jedynie głupim wytworem jego wyobraźni, a tak naprawdę chłopak przed nim zaraz wyciągnie nóż, czy inną zabójczą rzecz, odbierze mu życie, a potem na dodatek jeszcze okradnie.
Wypuścił powoli powietrze z ust i zaczerpnąwszy go na nowo z cichym westchnieniem, ponownie utkwił swój zagubiony wzrok w twarzy chłopaka.
I wtedy łzy pociekły po jego policzkach, a serce podskoczyło mu do gardła. Ich krystaliczny wygląd zmieszał się idealnie z kroplami deszczu, jakie w spokoju spływały mu po twarzy.
To on... To Sehun... Tylko dlaczego milczał? Dlaczego Luhan w głębi siebie czuł, że coś jest nie tak?
Uścisk na jego ręce zelżał, za to ponownie chłopak poczuł go na swoich policzkach. Uwolnione dłonie Luhan uniósł ku górze, powolnym, niemym ruchem odsuwając kaptur z twarzy stojącego przed nim chłopaka. Wpatrywał się w niego jak w obraz, ale nic prócz nieskładnych jęków nie mógł z siebie wydobyć.
- Xiaolu... Nie płacz... - dotarło do
jego uszu, przez co miał wrażenie, jakby jakiś ogień zapalił się
w środku jego ciała. - To ja... Ja...
- Sehunnie... - wydusił na wpół wydechu i odchylił głowę, patrząc teraz prosto w ciemne oczy swojego przyjaciela. - Co ty...
- Tęskniłem, Xiaolu...
Przybycia do nas ukochanej osoby możemy spodziewać się w najmniej oczekiwanym momencie. Nikt nie wie, jaką porę wybierze sobie ona, by złożyć w naszych progach nieoczekiwaną wizytę i wywrócić cały świat do góry nogami. Jednak, mimo wszystko każde spotkanie z nią, będzie wydawać się, jak to ostatnie. Dlatego, że nikt nie wie, co nastąpi jutro, nikt nie wie, co przyniosą nowe dni... Ale najważniejsze nikt nie wie, do czego ludzie będą zdolni, by mimo wszystko zobaczyć się z ukochanym, nawet jeżeli mieszkałby na drugim końcu świata.
Miłość to miłość.
Jej definicji nie ma.
Ona po prostu jest.
- Nie wierzę... - wydukał Chińczyk, zaciskając powoli dłonie na ramionach młodszego chłopaka – Nie wierzę, że tu jesteś... Myślałem...
- … że jestem włamywaczem, nie? - przerwał mu Koreańczyk i uśmiechnął się w dość słodki sposób.
- Sehunnie... - wydusił na wpół wydechu i odchylił głowę, patrząc teraz prosto w ciemne oczy swojego przyjaciela. - Co ty...
- Tęskniłem, Xiaolu...
Przybycia do nas ukochanej osoby możemy spodziewać się w najmniej oczekiwanym momencie. Nikt nie wie, jaką porę wybierze sobie ona, by złożyć w naszych progach nieoczekiwaną wizytę i wywrócić cały świat do góry nogami. Jednak, mimo wszystko każde spotkanie z nią, będzie wydawać się, jak to ostatnie. Dlatego, że nikt nie wie, co nastąpi jutro, nikt nie wie, co przyniosą nowe dni... Ale najważniejsze nikt nie wie, do czego ludzie będą zdolni, by mimo wszystko zobaczyć się z ukochanym, nawet jeżeli mieszkałby na drugim końcu świata.
Miłość to miłość.
Jej definicji nie ma.
Ona po prostu jest.
- Nie wierzę... - wydukał Chińczyk, zaciskając powoli dłonie na ramionach młodszego chłopaka – Nie wierzę, że tu jesteś... Myślałem...
- … że jestem włamywaczem, nie? - przerwał mu Koreańczyk i uśmiechnął się w dość słodki sposób.
Luhan
spojrzał mu w oczy z lekkim zmieszaniem, zupełnie nie wiedząc, co
miał powiedzieć. Jakim cudem on się tutaj znalazł...? Nie miał
odpowiedzi na to pytanie. On po prostu był.
- Nie... - jęknął Luhan, próbując powstrzymać swoje łzy.
- Cśś... - a zaś Sehun coraz bardziej minimalizował odległość między ich wargami.
Musiałem do ciebie przylecieć Luhan-hyung.
W końcu jednak żadnego miejsca między nimi nie było. Ciała splotły się ze sobą w uścisku nieopisanej tęsknoty, a usta połączone w pocałunku jednym, małym gestem mogły wyrazić wszystko. Luhan zacisnął mocno ramiona na karku swojego kochanka, próbując mimo wszystko powstrzymać płacz. Deszcz zalewał ich ciała swoimi kroplami, ale to teraz było mało ważne. Teraz liczyli się tylko oni. Oni i ich pocałunek w deszczu.
Przepraszam, że cię wystraszyłem, hyung...
- Nie... - jęknął Luhan, próbując powstrzymać swoje łzy.
- Cśś... - a zaś Sehun coraz bardziej minimalizował odległość między ich wargami.
Musiałem do ciebie przylecieć Luhan-hyung.
W końcu jednak żadnego miejsca między nimi nie było. Ciała splotły się ze sobą w uścisku nieopisanej tęsknoty, a usta połączone w pocałunku jednym, małym gestem mogły wyrazić wszystko. Luhan zacisnął mocno ramiona na karku swojego kochanka, próbując mimo wszystko powstrzymać płacz. Deszcz zalewał ich ciała swoimi kroplami, ale to teraz było mało ważne. Teraz liczyli się tylko oni. Oni i ich pocałunek w deszczu.
Przepraszam, że cię wystraszyłem, hyung...
Sehun oplótł
mocno dłońmi pas swojego ukochanego, przyciągając go bliżej
siebie i z rozkoszą smakował jego ust. Tak mu go bardzo brakowało.
Tak mocno pragnął go mieć przy sobie, że posunął się do
najgorszego z czynów, jakie mógł tylko zrobić...
…ale ja musiałem się z tobą
zobaczyć.
W przestworzach
zabrzmiał głośny huk rozdzierających przestrzeń grzmotów, a
deszcz wydawał się teraz zamieniać w jedną, wielką ulewę. Luhan
nie czuł już zimna, gorące ciało niemal przyszpilonego do niego
Sehuna dawało mu niewyobrażalne gorąco. Niewyobrażalną radość.
I nieopisane szczęście.
Słodycz roznosiła się po jego wargach... Prawdziwa słodycz, jaką były właśnie usta Sehuna. Idealne, dopasowane, wytęsknione i należące tylko do niego. Zamruczał rozkosznie, niemal zachłannie odwzajemniając każde najmniejsze muśnięcie, tak, jakby to miał być ich ostatni pocałunek.
Zatracił się zupełnie.
Zatracił się w miłości.
Słodycz roznosiła się po jego wargach... Prawdziwa słodycz, jaką były właśnie usta Sehuna. Idealne, dopasowane, wytęsknione i należące tylko do niego. Zamruczał rozkosznie, niemal zachłannie odwzajemniając każde najmniejsze muśnięcie, tak, jakby to miał być ich ostatni pocałunek.
Zatracił się zupełnie.
Zatracił się w miłości.
I wanna kiss you in the rain, like
the last time in my life.
I only wanna feel your lips, your touch, your breath, your smile.
Only wanna know, that you're mine.
Forever mine.
I only wanna feel your lips, your touch, your breath, your smile.
Only wanna know, that you're mine.
Forever mine.
*
- Sehun...?
- Hm?
- Dlaczego mnie wtedy tak wystraszyłeś...?
- Hm?
- Dlaczego mnie wtedy tak wystraszyłeś...?
Młodszy chłopak
spojrzał na swojego hyunga z lekkim uśmiechem na ustach.
- Nie chciałem, przepraszam. Myślałem, że wyciągając się na pocałunek w deszczu będę romantyczny.
- Romantyczne to będzie nasze wspólne przesiadywanie w łóżku.
Sehun wywrócił oczami i pogładził włosy Luhana.
- Nie chciałem, przepraszam. Myślałem, że wyciągając się na pocałunek w deszczu będę romantyczny.
- Romantyczne to będzie nasze wspólne przesiadywanie w łóżku.
Sehun wywrócił oczami i pogładził włosy Luhana.
- Wiesz, że
uciekłem z Korei?
- Huh, jak to?
- No normalnie. Suho nie chciał mnie do ciebie puścić, więc przyleciałem sam.
Luhan prychnął.
- Jesteś głupi.
- I tak mnie kochasz.
Jednak tym razem się uśmiechnął.
- Nie ma innego wyjścia... ale wiesz...
- Tak, wiem, co chcesz powiedzieć. Że jestem nieodpowiedzialnym smarkaczem, który nie wie co robi, nie umie się zachowywać i jest dziecinny... - mruknął Sehun.
- Nie. Muszę zadzwonić do Suho, żeby się nie martwił.
- Nie będzie. Bardziej ty musisz się martwić.
- Jak to?
Sehun zaśmiał się dźwięcznie.
- Bo teraz kolejne dni razem spędzimy w łóżku.
Luhan zaczerwienił się na słowa Sehuna i opuścił głowę, a młodszy chłopak zaś pokręcił swoją rozbawiony i zarzuciwszy materiał na ich własne twarze powalił starszego na materac.
- SEEEEEEEEEHUN!!
- Huh, jak to?
- No normalnie. Suho nie chciał mnie do ciebie puścić, więc przyleciałem sam.
Luhan prychnął.
- Jesteś głupi.
- I tak mnie kochasz.
Jednak tym razem się uśmiechnął.
- Nie ma innego wyjścia... ale wiesz...
- Tak, wiem, co chcesz powiedzieć. Że jestem nieodpowiedzialnym smarkaczem, który nie wie co robi, nie umie się zachowywać i jest dziecinny... - mruknął Sehun.
- Nie. Muszę zadzwonić do Suho, żeby się nie martwił.
- Nie będzie. Bardziej ty musisz się martwić.
- Jak to?
Sehun zaśmiał się dźwięcznie.
- Bo teraz kolejne dni razem spędzimy w łóżku.
Luhan zaczerwienił się na słowa Sehuna i opuścił głowę, a młodszy chłopak zaś pokręcił swoją rozbawiony i zarzuciwszy materiał na ich własne twarze powalił starszego na materac.
- SEEEEEEEEEHUN!!
- Cicho, chcę
włamać się tym razem do twoich spodni, hyung, a nie do domu~
AAAA włam się, włam się ;D hahahha
OdpowiedzUsuńSłodycz. To słowo jest wystarczająco zachęcające w każdej odmianie. Ale nie tylko dla tego przeczytałam tego one shota. Przeczytałam go dla tego, że jest to HunHan a ja HunHan'a ubóstwiam. Miałaś go dodać dopiero w maju?! Boże, kobieto. Ale żeś sobie termin wybrała. Przecież maj jest aż za 3 dni! Rozumiesz?! 3 dni. Jestem taka niecierpliwa. Dlatego cieszę się, że jednak dodałaś go dzisiaj, moja królowo. Ale szkoda, że było to takie krótkie. Myślę, że fajnie by było gdybyś się więcej opisała lub chociaż zrobiła kontynuację. Wiem. Jestem nienasycona. Ale gdy coś jest wystarczająco zachwycające, bardzo uzależnia. Na początku trochę nie ogarniałam. Luhan siedzi w domu ponieważ jest chory. Ok. Tęskni za Sehun'em. Ok. Nagle wchodzi jakiś koleś (z pewnością gwałciciel - pedofil lub niewyżyty sąsiad) i wydziera go na pole. Na moją twarz wstąpił istny 'loading'. Po kij wydziera go na pole? Skoro to gwałciciel uważam, że lepiej czuł by się otoczony czterema ścianami, gdyby miał załatwić to, po co przylazł. Myślę, że gwałt na oczach ludzi nie jest zbyt...komfortowy. A tu okazało się, że to Sehun. I wszystko się wyjaśniło. Powinnam się domyślić wcześniej. Jestem troszkę przyciemniona. Muszę zapytać się mamy czy faktycznie nie paliła w ciąży. Wracając do tematu. Okazało się, że Sehun'owi zachciało się pocałunku w deszczu, który swoją drogą był naprawdę uroczy. I to, że Lulu jest chory i mógł się nabawić zapalenia płuc nie było ważne. Zrealizowanie chwilowej zachcianki stawione było na pierwsze miejsce. Ale ta radość Luhan'a była taka cudowna, że dłużej nad tym nie myślałam. Wrócili do domku i fajnie by było, gdybyś rozwinęła tą końcową akcje. Jam chęm wiedzieć co tam się działo dalej! I to pozostawia ogromny niedosyt sprawiający, że usycham z przygnębienia i pokładam się na klawiaturze a przez nacisk na klawisze tworze bardzo ciekawe zdania w bardzo interesujący sposób przeciągając literkę 'h'. Chciałabym byś napisała coś jeszcze. Coś co również będzie uroczę, ale i no wiesz...zawarte będą pewne sceny. Wiesz co mam na myśli? Heeh. Wiem, że wiesz i wiem, że coś takiego napiszesz, bo ja Cię kocham za tego shota a ty mnie NIE. A smutek tym spowodowany musisz zrekompensować mi jakimś fanfikiem. xD
OdpowiedzUsuńPierwszy błąd jaki zauważyłam, to taki, że piszesz, że Lulu jest w Chinach a patrzy na seulskie uliczki :D
OdpowiedzUsuńA tak poza tym, jaaakie słodkie *.*
Uwielbiam takie ff, nie za mocne, nie za słabe w sam raz ;p
Przepraszam, że tak rzadko wchodzę, ale mam straszne zaległości,a twój shot przeczytałam jako drugi :). Od dziś postaram się to robić częściej <3
Pozdrawiam i ślę całusy :*
Jezu, dziękuję! ;-;'''
UsuńWiedziałam, że jakiś błąd na pewno jest, dziękuję naprawdę za wytknięcie, jestem chyba ślepa. XD
Ja mam tak samo, że mało kiedy komentuję, bo zwyczajnie mam wielki zapierdol D:
Ale dziękuję bardzo, że się podoba. <33
jakie to było urocze ^^ pewnie sama bym się wystraszyła, gdyby ktoś łaził po moim domu i znając moje szczęście byłby to psychopata z siekierą, a nie jakiś przystojniak >< już widzę takiego małego jelonka wystraszonego, gdy słyszy czyjeś kroki. szkoda, że nie napisałaś więcej, bo czuję niedosyt po tej końcówce :c ale włamanie się do spodni Luhana to idealny pomysł ^^
OdpowiedzUsuńDziękuję, dziękuję, dziękuję! Nawet nie wiecie, jak ja się tymi komentarzami jaram. ;-;''
UsuńPójdę sobie ładnie pofruwać w niebie z radości. ;-;'
...nie wiem, czy pisać drugi part tego, bo nie wiem, czy się opłaca.
Mogę zrobić oddzielny seks hunhan, jako nowy łan szot, czy coś. c:
O matko. Słodycz mi wyszła bokiem i nie chce przestać lecieć ;; . Bardzo urocze, chociaż jakoś na początku coś mi się nie chciało przeczytać, lecz przemogłam się i jest dobrze. Wprost sie zasłodziłam i przez tą słodkość nie wiem co mam inteligentnego napisać :3 . Błędów jako takich nie widzę chyba, że ślepa jestem, a to bardzo możliwe XD
OdpowiedzUsuńNajlepsza była końcówka ♥
Masz cudowny nagłówek - tak na marginesie....
OdpowiedzUsuńAwww ta historia. Rzygam tęczą takie to słodkie !!!!
Weź nie mogę się pozbierać...
fydrgcnpiyredsh <333
Poozdrawiam IU ;f
awwww, dziękuję z całego serduszka, co już pisałam Ci na blogu. Naprawdę jestem szczęśliwa, że wszystko się podoba *-*'''
UsuńUrocze i to bardzo. Też sama na początku myślałam, że to jakiś gwałciciel wszedł do domu Lulu, albo jakiś słodziej, mogłam się wcześniej zorientować, że to Sehun.
OdpowiedzUsuńTen pocałunek w deszczu był taki słodki i w ogóle. Końcówka bardzo mi się podobała.
Jirayia
*____________*
OdpowiedzUsuńJakie to było słodkie!
Trochę się zdziwiłam, że Sehun zachowywał się jak włamywacz, ale to było fajne xD
I to, że Sehun wyciągnął Luhana na zewnątrz, by pocałować go w deszczu...
Ojej *.*
J.
To opowiadanie było w miarę fajne...Fabuła ok,ale HunHan to najmniej lubiany przeze mnie paring(bez obrazy).Po prostu bardziej pasował by mi tu hmmm...może LayHan?Ale było dobrze :)
OdpowiedzUsuńGya! <3
OdpowiedzUsuń