Tytuł: How to train your Dragon
Typ: Seria [Rozdział 1]
Gatunek: fluff, fairytale
Paringi: TaoRis,
Ostrzeżenia: Brak Długość: 2424 słowa [część 2 z 8]
Notka autorska: Nie spodziewałam się, że w jeden dzień uda mi się to napisać, ale wiecie co? Możecie być ze mnie dumne! Jestem bardzo zadowolona z tego rozdziału, więc powiem, że będziecie miały co czytać. Cóż, Krisa tu jeszcze nie ma, ale pojawi się już w następnej części. Mam nadzieję, że się Wam spodoba i będziecie tak chętnie komentować! I dziękuję bardzo za opinie, uwielbiam Was, moje serce aż skacze słysząc takie słowa.No i już nie przeciągając, proszę bardzo. C:
-
Jaką? - uniósł brew, przesuwając kciukiem po swojej pandziej
brodzie i poczochrał czule włosy wnuczka, wciskając swój stary,
nieco może już zmęczony kręgosłup w oparcie jasnego, wytartego
fotela.
Małe paciorkowe, ciemne oczy dziecka zwróciły się teraz w stronę starca w wyrazie jakby lekkiego niezrozumienia. Bo on nie wiedział, o jaką historię chodziło. Przypadkowo tylko przechodził pomiędzy innymi przyjaciółmi, którzy niby to w skupieniu, niby w ukryciu przed młodym, opowiadali sobie o czymś, o czym Panda słyszał po raz pierwszy w swoim życiu. I właśnie dlatego postanowił, że z tą sprawą zwróci się do swojego dziadka
- Nie wiem, Słyszałem, jak inni rozmawiali o jakimś smoku. - powiedział głupio z dziecięcym urokiem w głosie, zaczepiając palce na
ramionach starca, jakby tym gestem chciał ponaglić jego opowieść.
Senior
przechyliwszy głowę, westchnął głucho, wydając z ust niemy,
nieco cichy ryk i pokręcił głową w znaku, który miał pokazać
Pandzie, że powinien się nieco od niego odsunąć. Potem zaś
przetarłszy dłońmi twarz, zwrócił swój zmęczony wzrok na
żywego chłopaczka, unosząc nieznacznie kącik ust do góry.
-
Tao, miałem ci ją opowiadać, jak nieco dorośniesz, ale skoro już
tak bardzo chcesz się dowiedzieć, to...
-
Dziadku, ale ja przecież jestem dorosły! - na twarzy chłopca
pojawiło się tylko urocze niezadowolenie, które okazał starszemu
poprzez nadęcie swoich różowych policzków połączone z małym
dzióbkiem utworzonym z drobnych ust.
-
Jasne, jesteś bardzo dorosły, Tao~ - zaśmiał się starszy i po
raz kolejny jego wielka ręka wylądowała na włosach malucha,
przecierając lekko opuszkiem palca jego ciemne, drżące w geście
oznaczającym słuchanie, pandzie ucho.
Widząc
jednak, że młodszy nie da mu za wygraną, westchnął zrezygnowany
uchylił usta spoglądając przez chwilę za okno, by za moment móc
zacząć opowiadać to, czego chłopiec tak bardzo wyczekiwał. W
końcu, kiedyś i tak musiał się o tym dowiedzieć, prawda?
-
A zaczęło się to tak...
*
„Legenda
głosi, że w wielkiej Smoczej Krainie przebywa coś, czego pożądają
wszystkie stworzenia na ziemi. Nie tylko Pandy, ale także istoty
ludzkie i te innego gatunku. Jest to bowiem kostka. Mała, kolorowa
kostka, której potężnej mocy boi się każdy. Lęk opiewa ich
nawet wtedy, gdy pomyślą o owej rzeczy, czy po prostu spytają, po
co ona w ogóle jest tak wszystkim potrzebna.
Kostka
zaś posiada niesamowicie potężną moc, o sile tak nieopisanej, że
jednym ruchem zmiotłaby wszystkie istoty żyjące na świecie wraz z
ich krainą. Została stworzona do czynienia dobra, ale odkąd Krainą
Smoków zawładnęła ciemność, jej moc wygasła. Czasem tylko tlił
się w niej zalążek dobrej energii, jednak niestety będąc pod
władaniem złego Feniksa nie mogła zaświecić swoim dobrym
światłem i ukazać światu potężną moc. Okuta w niewidzialne,
elektryczne łańcuchy, unosząc się nad ziemią we wnętrzu jednej
z jaskiń, błagała o ratunek. Ale błagała nie tylko ona, a i cała
kraina doszczętnie zniszczona przez ognistego dyktatora.
Smoki, dopóki to wydarzenie nie nastąpiło, żyły w szczęściu, zgodzie i harmonii, a wraz z nimi był także jednorożec imieniem Lay. Zawsze powiadamiał ich o nadchodzącej grozie, ale tym razem, nic nie udało mu się zrobić, by ostrzec smoki. Zło nadeszło bardzo szybko, niszcząc doszczętnie wszystko, co znajdowało się na jego drodze, a po sobie zostawiając jedynie krwiste ślady bólu na zielonej trawie.
Smoki, dopóki to wydarzenie nie nastąpiło, żyły w szczęściu, zgodzie i harmonii, a wraz z nimi był także jednorożec imieniem Lay. Zawsze powiadamiał ich o nadchodzącej grozie, ale tym razem, nic nie udało mu się zrobić, by ostrzec smoki. Zło nadeszło bardzo szybko, niszcząc doszczętnie wszystko, co znajdowało się na jego drodze, a po sobie zostawiając jedynie krwiste ślady bólu na zielonej trawie.
Kraina
bardzo szybko opustoszała, a jedynym jej mieszkańcem był Feniks,
przesiadujący całe dnie na szczycie wysokiej góry i z zapałem
pilnujący kostki, by nikt nie dostał jej w swoje władanie.
Ale!
Druga zagadka legendy mówiła, że był jeden smok, który mógł pokonać złego feniksa, i na nowo zaprowadzić spokój w swojej krainie. Ale co się z nim stało? Tego nie wie nikt.
Tamtego dnia, kiedy zło zakryło płachtą świat, nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Mówiono, że smok ten został pokonany, chociaż druga wersja twierdziła też, że dopiero miał się on narodzić i odratować swój dom.
Druga zagadka legendy mówiła, że był jeden smok, który mógł pokonać złego feniksa, i na nowo zaprowadzić spokój w swojej krainie. Ale co się z nim stało? Tego nie wie nikt.
Tamtego dnia, kiedy zło zakryło płachtą świat, nikt nie wiedział, co się wydarzyło. Mówiono, że smok ten został pokonany, chociaż druga wersja twierdziła też, że dopiero miał się on narodzić i odratować swój dom.
Czy
to smok silny? Czy da on sobie radę pokonać feniksa? Czy on w
ogóle żyje?
A może ta legenda to zwykła bujda wyssana z palca? (...)”
A może ta legenda to zwykła bujda wyssana z palca? (...)”
Tao
z przechyloną głową wpatrywał się w starszego mężczyznę,
który z dziwnym błyskiem w oczach chwiał się na boki i wymachując
rękami wypuszczał z ust kolejne słowa prastarej legendy o kostce i
mitycznym smoku, który miał rzekomo odratować świat, jak i
wszelkie inne krainy.
-
Chcę odnaleźć smoka. - powiedział w końcu młody, a w jego
oczach zabłysnęła zawziętość.
Podniósł
się pędem z kolan swojego dziadka i zeskoczył na ziemię. Jego
uszy nastroszyły się w wielkim, wewnętrznie pochodzącym zapale, a
na małe usta wystąpił słodki, aczkolwiek pewny siebie uśmiech.
Starzec spojrzał na wnuka z nieukrywanym podziwem, nie sądził, że
to małe, młode serce aż tak zaabsorbuje się w odnalezienie
legendarnego skarbu. Podniósł się z fotela, podszedł do chłopaka
i po prostu go mocno do siebie przytulił. Tao z początku nie
zareagował dość normalnie na ten gest dziadka, bo się
zaczerwienił, a to tylko dlatego, bo starzec nigdy go tak nie
przytulał i zdało mu się to być naprawdę miłe.
Zaraz zaś uniósł wysoko głowę, by spojrzeć na mężczyznę i uśmiechnął się do niego uroczo.
- Masz marzenia, dziecko. Rób wszystko, by je spełnić, a ja, uwierz mi, mocno pragnę, byś tego dokonał.
Zaraz zaś uniósł wysoko głowę, by spojrzeć na mężczyznę i uśmiechnął się do niego uroczo.
- Masz marzenia, dziecko. Rób wszystko, by je spełnić, a ja, uwierz mi, mocno pragnę, byś tego dokonał.
Tao
skinął tylko głową na słowa starca i ponownie się w niego
wtulił.
On
miał marzenie. Wiedział, co chciał zrobić.
I
wiedział również to, że tego dokona.
*
-
Tao, dziadek cię do siebie prosi! - dało się słyszeć krzyk
dobiegający tuż zza drzwi domu Pandy.Chłopak tylko odwrócił się w stronę głosu, unosząc w zaskoczeniu brew i szybkim ruchem podskoczył, podnosząc się z łóżka. Nawet się nie spodziewał, że te kilka lat już tak szybko minęło i teraz był dorosłą pandą, a jeszcze tak niedawno siedział staruszkowi na kolanach i latał po lesie, bawiąc się z innymi pandami. A teraz? Teraz wydoroślał, zmężniał, i co najważniejsze, jego marzenie z dzieciństwa dalej przesiadywało w jego umyśle, ale nie miał go czasu nigdy zrealizować.
A teraz? Czego staruszek może od niego chcieć?
Wyszedł powolnym krokiem ze swojego domku, i kiedy przeszedł połowę lasu, jaki obrastał w większej części krainę Pand, znalazł się przy posiadłości swojego dziadka. Zwinnymi ruchami wskoczył po schodach i poręczy na samą górę, oczywiście, jak zwykle wchodząc do jego pokoju przez okno, którego staruszek miał zwyczaj nigdy nie zamykać.
-
Tao, to ty, prawda? - usłyszał Panda, więc uśmiechnął się
lekko i zszedł z parapetu, rozglądając się w zamyśleniu po
pokoju mężczyzny, w poszukiwaniu go. - Chodź tutaj.
Chłopak obrócił się na pięcie i widząc dziwne wybrzuszenie w miejscu łóżka od razu tam podszedł, napotykając dziadka, leżącego na wznak. Jego wzrok był dziwnie jakby pusty, chociaż bardziej przypominał on coś w rodzaju przygasającej lampki.
Lampki, której światło zaczęło się już oddalać prosto w ciemność nocy.
Przysunął się więc bliżej niemal stykając się twarzą z seniorem i czuł, jak jego serce zaczęło łomotać. Wiedział, co to znaczyło, domyślał się, po co staruszek kazał go tu przywołać. Czuł, jak do jego oczu cisnęły się powoli łzy, a jego ciemne, okrągłe uszy nagle oklapły, pokazując tym samym kształtem, że było mu cholernie smutno i przykro.
- No i dlaczego płaczesz? - spytał miłym głosem starszy, dotykając dłonią policzka swojego wnuka. - Przecież...
- Tak, ale... - Tao usiadł na krześle, które stało obok łóżka seniora i spoglądał ze smutkiem na jego twarz.
- Nie ma „ale”, tak już musi być. - dopowiedział starszy i uśmiechnął się do młodego – Wiesz... Zastanawia mnie tylko jedno, kiedy w końcu zaczniesz realizować swoje marzenie...
- Ja... - powiedział niepewnie, przechylając przy tym głowę na bok i przygryzł wargę.
- Nie jąkaj się. Musisz wyruszyć jak najszybciej, jeżeli nie tylko chcesz ocalić świat przed zniszczeniem, ale też odnaleźć upragnionego, legendarnego smoka. - starszy zmierzył go kątem oka, łapiąc mocno powietrze do płuc i kaszlnął kilka razy – Feniks nie może posiadać już tej kostki, musisz ją odszukać. To jest moje ostatnie życzenie dla ciebie, Pando.
Tao już chciał uchylić usta, by coś odpowiedzieć, jednak teraz do jego oczu po raz kolejny wleciały łzy. Widząc, że staruszek już zamknął swoje powieki, a jego klatka piersiowa nie unosiła się, sam pędem wstał z krzesła i pochylił nad nim, łapiąc dłoń seniora w swoje. Pochylił się do nich i przymykając powieki wyszeptał kilka słów modlitwy, która znana była tylko jemu, po czym odsunął się i zaciskając mocno rękę w pięść, uniósł mężnie wzrok przed siebie, wyskakując ponownie z okna.
- Zrobię to dla ciebie dziadku. Dla ciebie przede wszystkim, jednak dla siebie również.
I obróciwszy się w stronę słońca ruszył przed siebie, ówcześnie zajmując się jeszcze drobnymi przygotowaniami.
Chłopak obrócił się na pięcie i widząc dziwne wybrzuszenie w miejscu łóżka od razu tam podszedł, napotykając dziadka, leżącego na wznak. Jego wzrok był dziwnie jakby pusty, chociaż bardziej przypominał on coś w rodzaju przygasającej lampki.
Lampki, której światło zaczęło się już oddalać prosto w ciemność nocy.
Przysunął się więc bliżej niemal stykając się twarzą z seniorem i czuł, jak jego serce zaczęło łomotać. Wiedział, co to znaczyło, domyślał się, po co staruszek kazał go tu przywołać. Czuł, jak do jego oczu cisnęły się powoli łzy, a jego ciemne, okrągłe uszy nagle oklapły, pokazując tym samym kształtem, że było mu cholernie smutno i przykro.
- No i dlaczego płaczesz? - spytał miłym głosem starszy, dotykając dłonią policzka swojego wnuka. - Przecież...
- Tak, ale... - Tao usiadł na krześle, które stało obok łóżka seniora i spoglądał ze smutkiem na jego twarz.
- Nie ma „ale”, tak już musi być. - dopowiedział starszy i uśmiechnął się do młodego – Wiesz... Zastanawia mnie tylko jedno, kiedy w końcu zaczniesz realizować swoje marzenie...
- Ja... - powiedział niepewnie, przechylając przy tym głowę na bok i przygryzł wargę.
- Nie jąkaj się. Musisz wyruszyć jak najszybciej, jeżeli nie tylko chcesz ocalić świat przed zniszczeniem, ale też odnaleźć upragnionego, legendarnego smoka. - starszy zmierzył go kątem oka, łapiąc mocno powietrze do płuc i kaszlnął kilka razy – Feniks nie może posiadać już tej kostki, musisz ją odszukać. To jest moje ostatnie życzenie dla ciebie, Pando.
Tao już chciał uchylić usta, by coś odpowiedzieć, jednak teraz do jego oczu po raz kolejny wleciały łzy. Widząc, że staruszek już zamknął swoje powieki, a jego klatka piersiowa nie unosiła się, sam pędem wstał z krzesła i pochylił nad nim, łapiąc dłoń seniora w swoje. Pochylił się do nich i przymykając powieki wyszeptał kilka słów modlitwy, która znana była tylko jemu, po czym odsunął się i zaciskając mocno rękę w pięść, uniósł mężnie wzrok przed siebie, wyskakując ponownie z okna.
- Zrobię to dla ciebie dziadku. Dla ciebie przede wszystkim, jednak dla siebie również.
I obróciwszy się w stronę słońca ruszył przed siebie, ówcześnie zajmując się jeszcze drobnymi przygotowaniami.
Musiał.
Musiał i chciał odnaleźć smoka wraz z kostką, skoro to on miał być tym, który odratuje świat.
Musiał i chciał odnaleźć smoka wraz z kostką, skoro to on miał być tym, który odratuje świat.
*
Stał
na wielkim, zielonym wzgórzu, które było tuż za jego wioską.
Właśnie to miejsce wyznaczało granicę pomiędzy domem Pand, a
innymi krainami. Ta, którą rzekomo miał dotrzeć do wioski smoczej
nie miała nazwy. Była pusta, ale piękna. Nie żyły tu jakieś
istoty o jakiś nadprzyrodzonych zdolnościach, czy inne stwory, lecz
zwykłe zwierzęta. Miejsce to było typowo piękne, uważane chyba
za taką małą arkadię. Ale gdzie tu szczęście, skoro on nie
znalazł jeszcze Smoka?
-
Dobra Tao, nie marudź, musisz zacząć działać.
Zbiegł szybko z góry, na której wcześniej się znajdował, rozprostowując kości o powoli ruszył przed siebie. Odgarnął jeszcze tylko włosy, które w nieładzie opadały mu na oczy i poprawiwszy plecak na ramionach, zaczął nucić pod nosem jakąś piosenkę.
Nigdy by się w ogóle nie spodziewał, że jego dziadek pozwoli mu wykonać tak trudne, a jednocześnie męczące zadanie. Bo powiedzmy sobie szczerze, że tylko szaleńcy braliby się za taki wyczyn, bo innym raczej nie chciałoby się narażać życia, na jakieś głupie bujdy. Ale on... to było jego marzenie i tak bardzo pragnął, by chociaż z daleka ujrzeć legendarnego smoka. Nie musi go dotykać, ani nic z tych rzeczy. On po prostu chce żyć w przekonaniu, że on żyje.
Zbiegł szybko z góry, na której wcześniej się znajdował, rozprostowując kości o powoli ruszył przed siebie. Odgarnął jeszcze tylko włosy, które w nieładzie opadały mu na oczy i poprawiwszy plecak na ramionach, zaczął nucić pod nosem jakąś piosenkę.
Nigdy by się w ogóle nie spodziewał, że jego dziadek pozwoli mu wykonać tak trudne, a jednocześnie męczące zadanie. Bo powiedzmy sobie szczerze, że tylko szaleńcy braliby się za taki wyczyn, bo innym raczej nie chciałoby się narażać życia, na jakieś głupie bujdy. Ale on... to było jego marzenie i tak bardzo pragnął, by chociaż z daleka ujrzeć legendarnego smoka. Nie musi go dotykać, ani nic z tych rzeczy. On po prostu chce żyć w przekonaniu, że on żyje.
Pokręcił
zaraz głową, po co on w ogóle o czymś takim myśli? Nie. Nie
powinien się od razu poddawać!
„Tao, uwierz w siebie, jeżeli będziesz chciał, spotkasz Smoka”. - pomyślał, a na jego usta od razu wyłonił się uśmiech, który tylko pozwolił mu bardziej zagłębić się i właśnie uwierzyć w swoje przekonania.
Przesunąwszy palcem za uchem, skrył dłonie w przydużych kieszeniach, długiej bluzy, z której wyciągnął, wcześniej zerwane poziomki. Zaśmiał się pod nosem, acz zaraz jego serce ogarnął niepokój. Dopadł go dziwny strach, gdy tylko coraz bardziej przemierzał drogę tej prawie pustej w życie łąki.
Dlaczego pustej?
Nie było tu Pand, nie było Smoków, tylko czasem jakiś motyl przeleciał pomiędzy drzewami, których kora i tak zaczęła powoli próchnieć i odpadać. Im przechodził dalej, tym było tylko gorzej.
Słońce zaczęło zanikać wśród coraz bardziej rozprzestrzeniających się cienkich gałęzi nad sklepieniem, a krajobraz przybrał na szarości. Zieleń zanikała, pozostawiając za sobą ślady popiołu, jak gdyby ktoś ją spalił i stworzył sobie z tego miejsca jedno wielkie ognisko. Wszystko wydawało się dla Tao takie mroczne, straszne, ale jednocześnie tajemnicze, był pewien bardzo dobrze, że natrafił już na Krainę Smoków.
Westchnął przeciągle przymykając powieki i przetarł dłońmi twarz. To był dopiero początek, aż bał się, co napotka dalej, kiedy przedostanie się przez pierwszą część tego miejsca. Wszystko tutaj było tak potwornie smutne, a jednocześnie straszne, że chłopak czuł, jak po jego ciele przechodzą ciarki, a serce przyśpiesza pompowanie krwi, powodując efekt, jakby chciało wyskoczyć mu z piersi.
Wtem usłyszał huk, jakby jakaś ognista kula wystrzeliła z procy i uderzyła z łomotem o skałę, czy inną rzecz, przez co podskoczył zdenerwowany. Jego oczy rozchyliły się w strachu, a na czole pojawiła mała kropelka potu. To miejsce było coraz gorsze.
- Po co ja się w to pakowałem? - mruknął pod nosem Tao, zaciskając mocno dłonie na bluzie.
„Tao, uwierz w siebie, jeżeli będziesz chciał, spotkasz Smoka”. - pomyślał, a na jego usta od razu wyłonił się uśmiech, który tylko pozwolił mu bardziej zagłębić się i właśnie uwierzyć w swoje przekonania.
Przesunąwszy palcem za uchem, skrył dłonie w przydużych kieszeniach, długiej bluzy, z której wyciągnął, wcześniej zerwane poziomki. Zaśmiał się pod nosem, acz zaraz jego serce ogarnął niepokój. Dopadł go dziwny strach, gdy tylko coraz bardziej przemierzał drogę tej prawie pustej w życie łąki.
Dlaczego pustej?
Nie było tu Pand, nie było Smoków, tylko czasem jakiś motyl przeleciał pomiędzy drzewami, których kora i tak zaczęła powoli próchnieć i odpadać. Im przechodził dalej, tym było tylko gorzej.
Słońce zaczęło zanikać wśród coraz bardziej rozprzestrzeniających się cienkich gałęzi nad sklepieniem, a krajobraz przybrał na szarości. Zieleń zanikała, pozostawiając za sobą ślady popiołu, jak gdyby ktoś ją spalił i stworzył sobie z tego miejsca jedno wielkie ognisko. Wszystko wydawało się dla Tao takie mroczne, straszne, ale jednocześnie tajemnicze, był pewien bardzo dobrze, że natrafił już na Krainę Smoków.
Westchnął przeciągle przymykając powieki i przetarł dłońmi twarz. To był dopiero początek, aż bał się, co napotka dalej, kiedy przedostanie się przez pierwszą część tego miejsca. Wszystko tutaj było tak potwornie smutne, a jednocześnie straszne, że chłopak czuł, jak po jego ciele przechodzą ciarki, a serce przyśpiesza pompowanie krwi, powodując efekt, jakby chciało wyskoczyć mu z piersi.
Wtem usłyszał huk, jakby jakaś ognista kula wystrzeliła z procy i uderzyła z łomotem o skałę, czy inną rzecz, przez co podskoczył zdenerwowany. Jego oczy rozchyliły się w strachu, a na czole pojawiła mała kropelka potu. To miejsce było coraz gorsze.
- Po co ja się w to pakowałem? - mruknął pod nosem Tao, zaciskając mocno dłonie na bluzie.
Przymknął
na sekundę oczy, chcąc uspokoić serce błagające go o ratunek
przed małym zawałem, kiedy jego zwinne, pandzie, acz tak małe ucho
nastroszyło się, a on tylko obrócił się dokoła siebie. Stąpał
dalej, jednak nagle coś tym razem zaszeleściło pod jego nogami.
Jego kroki były słabe, ciche i tak jakby nieco bezradne. W końcu
przecież był sam w tym wielkim, strasznym miejscu, więc nie
wiadomo, co mogłoby mu się tutaj gorszego przytrafić. Nieświadomie
zadrżał, powodując, że gorąc zalał jego ciało, a w głowie mu
się zakręciło.
I to był ten impuls, by upadł na ziemię.
Wtedy... wtedy naprawdę myślał, że ze strachu umrze.
Pod nim, pod jego ręką leżało skrzydło. Delikatne smocze skrzydło, zakrwawione, choć krew była już zaschnięta i tak bardzo okrutnie poszarpane jakimiś szponami. Oczy Tao rozszerzyły się z wielkiej trwodze. Czyli jednak legenda o Smoczej Krainie to była prawda! Szybko podniósł się z ziemi i próbując powstrzymać atak nagłej chęci na wymioty, pobiegł pędem przed siebie. Nie wiedział dokąd. On po prostu nie chciał już na to patrzeć. Na te cząstki ciał leżące na brudnej ziemi i tak bardzo sponiewierane. Gdzieniegdzie ogon, smocze łuski, kolejne skrzydło. Czuł, jak cały drga, jak jego mózg jest wręcz spalany tym okropnym widokiem. Nie wierzył, jak może było być aż tak okrutnym?
I to był ten impuls, by upadł na ziemię.
Wtedy... wtedy naprawdę myślał, że ze strachu umrze.
Pod nim, pod jego ręką leżało skrzydło. Delikatne smocze skrzydło, zakrwawione, choć krew była już zaschnięta i tak bardzo okrutnie poszarpane jakimiś szponami. Oczy Tao rozszerzyły się z wielkiej trwodze. Czyli jednak legenda o Smoczej Krainie to była prawda! Szybko podniósł się z ziemi i próbując powstrzymać atak nagłej chęci na wymioty, pobiegł pędem przed siebie. Nie wiedział dokąd. On po prostu nie chciał już na to patrzeć. Na te cząstki ciał leżące na brudnej ziemi i tak bardzo sponiewierane. Gdzieniegdzie ogon, smocze łuski, kolejne skrzydło. Czuł, jak cały drga, jak jego mózg jest wręcz spalany tym okropnym widokiem. Nie wierzył, jak może było być aż tak okrutnym?
- Co tu robisz,
intruzie?
Serce mu zamarło. Rozejrzał się w popłochu, przykładając dłoń do mocno łomoczącego w piersi serca, by chociaż na chwilę spowolnić jego bicie. Bez skutku. Usta miał suche, w oczach przerażenie, czuł, jakby widział przed oczami śmierć.
Ale pobiegł dalej. Oparł się plecami o najbliższe drzewo, podkulając ku sobie.
- Szukasz Smoka?
Serce mu zamarło. Rozejrzał się w popłochu, przykładając dłoń do mocno łomoczącego w piersi serca, by chociaż na chwilę spowolnić jego bicie. Bez skutku. Usta miał suche, w oczach przerażenie, czuł, jakby widział przed oczami śmierć.
Ale pobiegł dalej. Oparł się plecami o najbliższe drzewo, podkulając ku sobie.
- Szukasz Smoka?
On
chyba oszalał! Co to za głosy?!
I wtedy tuż przed nim pojawiła się postać.
Wysoki, nieco może roztrzepany mężczyzna, którego rudawe nieco loki opadały w nieładzie na kark i policzki. Uśmiechał się, ale był spokojny. Tao zmrużył oczy nadal z niepokojem patrząc, jak postać zaczęła się do niego zbliżać.
- Pytam, szukasz Smoka?
Teraz było jeszcze gorzej, Tao był pewien, że ta osoba go zabije. Podkulił się i zaczął oddychać ciężko, kiedy nagle poczuł dłoń na ramieniu. Otworzył szeroko oczy, nie mogąc z siebie wykrztusić żadnego słowa, więc tylko pokiwał głową, przełykając ze strachu głośno ślinę.
- W takim razie chodź ze mną, pokażę ci, gdzie jest Smok.
I wtedy tuż przed nim pojawiła się postać.
Wysoki, nieco może roztrzepany mężczyzna, którego rudawe nieco loki opadały w nieładzie na kark i policzki. Uśmiechał się, ale był spokojny. Tao zmrużył oczy nadal z niepokojem patrząc, jak postać zaczęła się do niego zbliżać.
- Pytam, szukasz Smoka?
Teraz było jeszcze gorzej, Tao był pewien, że ta osoba go zabije. Podkulił się i zaczął oddychać ciężko, kiedy nagle poczuł dłoń na ramieniu. Otworzył szeroko oczy, nie mogąc z siebie wykrztusić żadnego słowa, więc tylko pokiwał głową, przełykając ze strachu głośno ślinę.
- W takim razie chodź ze mną, pokażę ci, gdzie jest Smok.
Wtedy
wszystko działo się za szybko. Czuł, jakby był na jakieś
karuzeli. Posłusznie poszedł za obcym, chociaż nie wiedział
dlaczego. Po prostu poszedł, ale nie chciał się zastanawiać nad
tym, kim on był. Miał wrażenie, że to nie feniks, bo co z jego
skrzydłami. Ten ktoś wyglądał całkiem normalnie. Ale... padała
od niego dziwna aura.
- Jak ci na imię? - spytał Panda, zaciskając mocno dłonie na bluzie.
Postać uśmiechnęła się pod nosem, wykrzywiając mocno ku górze kącik ust.
- Chanyeol. I ja dobrze wiem, gdzie jest smok. Wystarczy, że ze mną pójdziesz...
- Jak ci na imię? - spytał Panda, zaciskając mocno dłonie na bluzie.
Postać uśmiechnęła się pod nosem, wykrzywiając mocno ku górze kącik ust.
- Chanyeol. I ja dobrze wiem, gdzie jest smok. Wystarczy, że ze mną pójdziesz...
Oh nie musiałam (na szczęście) długo czekać na pierwszą część opowiadania~~
OdpowiedzUsuńBardzo spodobał mi się ten rozdział i już nie mogę się doczekać następnej części w której pojawi się Smok :>
Kiedy czytałam to wyobraziłam sobie Tao z uszkami Pandy...Awwww słodziak *_*
Pozdrawiam,czekam na następnom część i życzę weny :*
/Nuke~
A Smoczek się pojawi, pojawi, i myślę, że chyba dam mu dobry pomysł na to pojawienie się. c:
UsuńTao z uszkami Pandy, cóż, przesłodki widok, wiem. ;;'
I dziękuję, dziękuję, że się tak to opowiadanie, chociaż je dopiero zaczynam, podoba~ <3
NIIIEEECHEEHEHE OoO
OdpowiedzUsuńTao spotkał Chanyeola i co teraz? >o<
Przecież Chanyeol jest zły Q______________Q
Tao gupku :C
I tak wiem, że nic mu nie zrobi >D
Tylko co Ty dalej wymyśliłaś? *Hmmm*
I to fluff to tym bardziej nic mu nie będzie :3
Pisz, pisz, piiisz dalej :3
~Di
Ano spotkał~~~ 8DD
UsuńA co dalej, to się przekonasz później.
I tak, tak, rozkmniaj sobie, co może być w następnym rozdziale, i tak Ci nie powiem! *huehuehuehuhe* <3
...
OdpowiedzUsuń...
...
I co ja ci mogę powiedzieć?
Ogólnie przeczytałam to wcześniej, ale dopiero teraz piszę jakikolwiek komentarz, bo na kompie jestem, a z fona ciężko mi się pisze xD
Nie umiem pisać pięknych, pełnych emocji komentarzy, więc nie zabłysnę tutaj. Mam nadzieję, że okażesz mi wyrozumiałość w tej kwestii... xD
Lubię to jak budujesz zdania i to, że rozdział, który wyszedł spod Twojej dłoni jest delikatny, subtelny. Taka twórczość mi się podoba. W tym rozdziale wprowadzasz mnie w taki magiczny stan i to jest po prostu PIĘKNE. Wiedz, że ja tu niespokojnie siedzę i dręczę się, bo męczę się tym, co będzie w następnym rozdziale i czekam na resztę! <3
Życzę Ci ogromnych pokładów weny! <3
Tao z pandzimi uszkami, no ja zdycham ze słodkości. *o* Co ty ze mną robisz, unni <3
OdpowiedzUsuńI nie podoba mi się to, że Tao spotkał ZŁEGO Chanyeol'a. To nie może się dobrze skończyć, biedna pandzia D: Mam same najgorsze scenariusze w moim łbie Oo.
Pisz, pisz, kochanie, bo Lotus zdycha z niecierpliwości <3
[komentarz jak zawsze nieogarnięty]
^^
OdpowiedzUsuńA propos Chanyeola...
Udało mi się nauczyć pisania jego imienia xD
No i dzięki twojej opowieści pokochałam Tao *_*
Tao-Panda jest taka słodka *.*
Tylko, szczerze mówiąc, trochę trudno mi go sobie wyobrazić jako Pandę, szczególnie, że opisałaś jak poprawia grzywkę O.o .
^^
Chanyeol jest człowiekiem? Ciekawie, ciekawie...
Rozumiem, że pojawi się tu więcej członków Exo, więc jestem ciekawa, jak Park poradzi sobie z resztą chłopców-zwierząt xD
JEDNOROŻEC LAY !!!
O ranyranyrany!
On pasuje idealnie *.*
...
CZYTAM DALEJ ...
J.