Typ: Seria [Rozdział 2]
Gatunek: fluff, fairytale
Paringi: TaoRis, BaekYeol
Ostrzeżenia: Brak Długość: 2934 słowa [część 3 z 8]
Notka autorska: Tak, wiem, kochacie mnie, że tyle publikuję, ale staram się wykorzystać ferie, póki je mam, bo wiem, że potem będzie nieco trudniej z dodawaniem notek. C:
Rozdział nawet mi się udał, chociaż koniec nie jest taki, jaki bym chciała. Ale oczywiście, Wy to ocenicie! <:Tak więc nie przeciągam, tylko endżojujcie Smoczka. :3
Tao nie zdał sobie nawet sprawy z tego, jak szybko dotarł wraz z Chanyeolem do miejsca, w którym rzekomo miał spotkać Smoka. Może z początku ta ich wspólna podróż wydawała się nudna, żmudna, a on coraz bardziej zaczął tracić nadzieję, że kiedyś się skończy, ale jak się okazało znalazł się tam, gdzie chciał o wiele wcześniej. Powinien chyba podziękować rudowłosemu za to, że miał w ogóle ochotę, by okazać mu swoją pomoc i zaprowadzić na szczyt wielkiej góry, gdzie znajdował się Smok, bo przecież rzadko kiedy spotyka się tutaj tak bardzo miłe osoby, prawda?
Kiedy tylko ciemnowłosy o tym pomyślał, na jego twarz
wyskoczył lekki, radosny uśmiech i zerknął tym samym kątem oka w
stronę wyższego od niego chłopaka, który wpatrywał się z
dziwnym spokojem przed siebie. Trochę może i to Tao zaskoczyło,
ale starał się nie przejmować tym za bardzo. Teraz jego jednym
pragnieniem był Smok. On i kostka. Chciał znaleźć obojga.
A
ten człowiek był jego jedyną wskazówką.
-
Słodka Panda z ciebie. - mruknął niskim głosem rudowłosy,
uśmiechając się jadowicie wrednym uśmieszkiem i klepnął Tao
lekko z otwartej dłoni w ramię.
Tao
nieznacznie zadrżał i przełknął ślinę, starając się zrobić
to jak najciszej, ale próbował też nie wydać z siebie żadnego
dziwnego dźwięku. Ten cały Chanyeol był dziwny, a do tego jego
uśmiech... Panda miał wrażenie, jakby był trochę za spokojny.
Wydawało mu się, że pod tym słodkim, nieco roztrzepanym wyrazem
twarzy, kryło się zupełnie co innego, niż pozornie wyglądający
słodki chłopczyk.
W ogóle to był z nim równy wzrostem! No
dobra, może nieco niższy... Ale! Tao, po co ty myślisz o takich
rzeczach?
- Gdzie jest Smok? - nie zwróciwszy w ogóle uwagi na
zaczepki Chanyeola, Tao od razu zmienił temat i wbił w niego
zdeterminowany, aczkolwiek nieco speszony wzrok.
- Chodź ze mną,
Pando.
Nie
rozumiał. Dlaczego ten ktoś samym swoim stylem bycia wywoływał u
niego dziwny niepokój? On miał zbyt pewny siebie wyraz twarzy,
przez co nawet jedno, ukradkowe spojrzenie, nawet kątem oka na tego
osobnika, powodowało, że serce Pandy chciało jak najszybciej
załomotać, a mózg pozwolić nogom uciec od tego kogoś jak
najdalej.
Jednak, mimo wszystko poszedł za nim.
On chciał Smoka. I nieważne, co się stanie, on go odnajdzie!
Jednak, mimo wszystko poszedł za nim.
On chciał Smoka. I nieważne, co się stanie, on go odnajdzie!
*
Widok
z góry był dla niego tylko dostrzegalny przez chwilę, ponieważ
prosto ze szczytu Tao udał się wraz z towarzyszem nieco niżej.
Znaleźli się oni nagle w czymś, co przypominało jaskinię.
Wszędzie dokoła znajdowały się ciemne skały, błyszczące od
jaśniejącego po prawej stronie groty małego jeziora, które
niestety było zimne. Dlaczego zimne? Mimo że Tao nie wszedł do
niego, powietrze wewnątrz wydawało się takie ciężkie, ale
jednocześnie bardzo nieprzyjemne, a wiatr niewdzięcznie muskał
jego gołą skórę szyi, której nie skrył pod bluzą, to wiedział,
że był on spowodowany właśnie owym jeziorem. Zadrżał
nieznacznie rozglądając się w zamyśleniu po korytarzach wyrytych
w skałach, coraz bardziej podniecał go fakt, że spotka tego
legendarnego Smoka.
- „Legendarnego?” - i od razu, kiedy o tym pomyślał, dziwny dreszcz.
A co jeżeli ten cały Chanyeol kłamał, a on, że był głupią, nawiną Pandą, dał mu się omotać? Od razu jego serce podskoczyło mu do gardła, ale starał się opanować nagły strach o samego siebie. A może... przesadzał?
- Chcę już Smoka, ile jeszcze? - burknął Tao, specjalnie poirytowanym głosem, żeby zwrócić na siebie uwagę chłopaka, i żeby ten się pośpieszył, bo nie widziało mu się, by jakoś tak w nieskończoność chodzić z nim tymi skalnymi korytarzami.
- Coś ty taki niecierpliwy, co? - zamiast odpowiedzi dostał tylko dziwny uśmiech z jego strony, więc zmrużył podejrzliwie swoje ciemne oczy i prychnął.
Jaki on był denerwujący!
Westchnął cicho i spojrzał po raz kolejny na rudowłosego, chcąc po raz kolejny zadać to samo pytanie, ale jak się okazało, on już skręcił w pierwszą, boczną, od strony prawej, skalistą alejkę.
- Ej, gdzie idziesz?! - krzyknął Panda i przyśpieszywszy korku zrównał go z chłopakiem, posyłając mu tylko jedno, mordercze spojrzenie.
- Nie ociągaj się, tylko chodź. - usłyszał jego śmiech, więc pokręcił głową i po prostu się za nim udał.
- „Legendarnego?” - i od razu, kiedy o tym pomyślał, dziwny dreszcz.
A co jeżeli ten cały Chanyeol kłamał, a on, że był głupią, nawiną Pandą, dał mu się omotać? Od razu jego serce podskoczyło mu do gardła, ale starał się opanować nagły strach o samego siebie. A może... przesadzał?
- Chcę już Smoka, ile jeszcze? - burknął Tao, specjalnie poirytowanym głosem, żeby zwrócić na siebie uwagę chłopaka, i żeby ten się pośpieszył, bo nie widziało mu się, by jakoś tak w nieskończoność chodzić z nim tymi skalnymi korytarzami.
- Coś ty taki niecierpliwy, co? - zamiast odpowiedzi dostał tylko dziwny uśmiech z jego strony, więc zmrużył podejrzliwie swoje ciemne oczy i prychnął.
Jaki on był denerwujący!
Westchnął cicho i spojrzał po raz kolejny na rudowłosego, chcąc po raz kolejny zadać to samo pytanie, ale jak się okazało, on już skręcił w pierwszą, boczną, od strony prawej, skalistą alejkę.
- Ej, gdzie idziesz?! - krzyknął Panda i przyśpieszywszy korku zrównał go z chłopakiem, posyłając mu tylko jedno, mordercze spojrzenie.
- Nie ociągaj się, tylko chodź. - usłyszał jego śmiech, więc pokręcił głową i po prostu się za nim udał.
*
-
Chodź Tao, przedstawię ci kogoś.
Słysząc głos Chanyeola, Panda zaprzestał natarczywego rozglądania się po wysokim wzniesieniu w jaskini, które wydawało mu się nieco dziwne i zerknął w jego stronę. Rozglądał się tak, bowiem jego wzrok, umysł i wszystko inne już dawno, dawno było zaabsorbowane tylko faktem, że właśnie gdzieś tutaj był Smok, więc nawet nie reagował bardzo na obecność tego dziwnego gościa, tuż koło siebie.
- Kogo, Smoka? - spytał wesoło, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
Chanyeol zaśmiał się tylko cicho pod nosem i spojrzał na Pandę.
- Nie, nie. Smok jeszcze nie jest tutaj... - po tych słowach wsunął dwa palce w usta i zagwizdał głośno – Byun!
….Byun? Tao przez chwilę nie rozumiał. Przecież on przyszedł tu po Smoka! A skoro ów dziwny Byun to nie był on, to już sam nie wiedział, o co w tym wszystkim chodziło. Zmarszczył lekko swoje brwi i podsunąwszy się plecami pod ścianę, oparł się na niej, nie spuszczając wzroku z Chanyeola.
I wtem usłyszał kroki, które poprzez echo roznoszące się w jaskini wydały się jeszcze bardziej donośne, niż zwykle. Rozejrzał się zamyślony, nie rezygnując jednak z obserwowania rudowłosego. Coś mu zaczęło w nim przeszkadzać, i teraz to już bardzo mocno.
Nie minęła nawet minuta, a tuż koło Chanyeola pojawiła się inna postać. Był to chłopak o jasnobrązowych włosach, może nieco niższy od rudzielca, ale za to bardzo chudy. Oczy miał duże, ciemnobrązowe, jakby trochę smutne, a na twarzy parę zadrapań. Tao nie wiedział dlaczego, ale w pierwszym momencie zrobiło mu się go strasznie żal. Przymknął oczy, i już miał utworzyć usta, żeby się przywitać, kiedy uprzedził go Chanyeol.
- Poznaj... Tao, to Baekhyun. - i uśmiechnąwszy się podszedł bliżej wspomnianego chłopaka, po czym ułożył dłoń na jego policzku i przejechał po nim, o dziwo delikatnie.
Panda wybałuszył tylko oczy, nie rozumiał, dlaczego Chanyeol to robił, ale po zachowaniu Baekhyuna mógł stwierdzić, że mu się to nie podobało. Nagle jakby spiął swoje wszystkie mięśnie i zamknął mocno oczy, próbując wybronić się z dotyku chłopaka, ale nie zrobił nic więcej.
Czyżby nie mógł?
Ta myśl przeleciała Tao w głowie i spowodowała tylko to, że coraz bardziej zaczął on obawiać się Chanyeola. Jednak musiał przynajmniej się uśmiechnąć, żeby nie stracić możliwości spotkania Smoka.
Tak, to Smok był teraz dla niego najważniejszy, a nie jakiś tam Baekhyun.
- Cześć. - powiedział nieśmiało, wczepiając wzrok w Baekhyuna, który jednak go nie odwzajemnił, tylko pokiwał głową na znak, że go słyszy i też się wita.
Tao, widząc takie zachowanie, nie zareagował już, tylko spojrzał w bok i przygryzł wargę.
- Pando, słuchaj. Poznasz Smoka.... - na te słowa znów na twarzy ciemnowłosego pojawiło się rozpromienienie i wbił swoje oczy w twarz Chanyeola, który uśmiechał się pod nosem w nieco dziwny sposób - …ale tylko pod jednym warunkiem.
I w tym momencie serce Tao załomotało, a w jego oczy wstąpił mały zawód. Uchylił usta, żeby powiedzieć cokolwiek, ale nie umiał. Jak zwykle, przecież nic za darmo się nigdy nie dostanie.
Wtedy nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewał.
Słysząc głos Chanyeola, Panda zaprzestał natarczywego rozglądania się po wysokim wzniesieniu w jaskini, które wydawało mu się nieco dziwne i zerknął w jego stronę. Rozglądał się tak, bowiem jego wzrok, umysł i wszystko inne już dawno, dawno było zaabsorbowane tylko faktem, że właśnie gdzieś tutaj był Smok, więc nawet nie reagował bardzo na obecność tego dziwnego gościa, tuż koło siebie.
- Kogo, Smoka? - spytał wesoło, a w jego oczach pojawiły się iskierki.
Chanyeol zaśmiał się tylko cicho pod nosem i spojrzał na Pandę.
- Nie, nie. Smok jeszcze nie jest tutaj... - po tych słowach wsunął dwa palce w usta i zagwizdał głośno – Byun!
….Byun? Tao przez chwilę nie rozumiał. Przecież on przyszedł tu po Smoka! A skoro ów dziwny Byun to nie był on, to już sam nie wiedział, o co w tym wszystkim chodziło. Zmarszczył lekko swoje brwi i podsunąwszy się plecami pod ścianę, oparł się na niej, nie spuszczając wzroku z Chanyeola.
I wtem usłyszał kroki, które poprzez echo roznoszące się w jaskini wydały się jeszcze bardziej donośne, niż zwykle. Rozejrzał się zamyślony, nie rezygnując jednak z obserwowania rudowłosego. Coś mu zaczęło w nim przeszkadzać, i teraz to już bardzo mocno.
Nie minęła nawet minuta, a tuż koło Chanyeola pojawiła się inna postać. Był to chłopak o jasnobrązowych włosach, może nieco niższy od rudzielca, ale za to bardzo chudy. Oczy miał duże, ciemnobrązowe, jakby trochę smutne, a na twarzy parę zadrapań. Tao nie wiedział dlaczego, ale w pierwszym momencie zrobiło mu się go strasznie żal. Przymknął oczy, i już miał utworzyć usta, żeby się przywitać, kiedy uprzedził go Chanyeol.
- Poznaj... Tao, to Baekhyun. - i uśmiechnąwszy się podszedł bliżej wspomnianego chłopaka, po czym ułożył dłoń na jego policzku i przejechał po nim, o dziwo delikatnie.
Panda wybałuszył tylko oczy, nie rozumiał, dlaczego Chanyeol to robił, ale po zachowaniu Baekhyuna mógł stwierdzić, że mu się to nie podobało. Nagle jakby spiął swoje wszystkie mięśnie i zamknął mocno oczy, próbując wybronić się z dotyku chłopaka, ale nie zrobił nic więcej.
Czyżby nie mógł?
Ta myśl przeleciała Tao w głowie i spowodowała tylko to, że coraz bardziej zaczął on obawiać się Chanyeola. Jednak musiał przynajmniej się uśmiechnąć, żeby nie stracić możliwości spotkania Smoka.
Tak, to Smok był teraz dla niego najważniejszy, a nie jakiś tam Baekhyun.
- Cześć. - powiedział nieśmiało, wczepiając wzrok w Baekhyuna, który jednak go nie odwzajemnił, tylko pokiwał głową na znak, że go słyszy i też się wita.
Tao, widząc takie zachowanie, nie zareagował już, tylko spojrzał w bok i przygryzł wargę.
- Pando, słuchaj. Poznasz Smoka.... - na te słowa znów na twarzy ciemnowłosego pojawiło się rozpromienienie i wbił swoje oczy w twarz Chanyeola, który uśmiechał się pod nosem w nieco dziwny sposób - …ale tylko pod jednym warunkiem.
I w tym momencie serce Tao załomotało, a w jego oczy wstąpił mały zawód. Uchylił usta, żeby powiedzieć cokolwiek, ale nie umiał. Jak zwykle, przecież nic za darmo się nigdy nie dostanie.
Wtedy nastąpiło coś, czego się w ogóle nie spodziewał.
Chanyeol
skulił wszystkie swoje mięśnie, zwijając się jak gdyby w cienki
kokon, a zaraz wyprostował się z tak ogromnym hukiem, że skała
znajdująca się naprzeciwko niego nagle rozłamała się na kawałki,
które odleciały we wszystkie strony jaskini, a jego włosy tylko
powiały w spokoju, delikatnie bawiąc się z wiatrem. Ale jego mina
była nadzwyczaj spokojna. Uśmiechał się patrząc prosto w
przerażone oczy Tao, który nieznacznie zaczął drżeć, próbując
zagryźć wargę to krwi, by nie szczękał zębami.
- C-co to za warunek...?
Chanyeol mu nie odpowiedział, tylko przechyliwszy głowę na bok zmrużył oczy i wysunąwszy koniuszek języka, przesunął nim po swoim spierzchniętych, aczkolwiek uśmiechających się jadowicie wargach. Potem zaś prychnął cicho i przymknął powieki, by móc zaraz na nowo spojrzeć na Pandę.
Ale te oczy....
- C-co to za warunek...?
Chanyeol mu nie odpowiedział, tylko przechyliwszy głowę na bok zmrużył oczy i wysunąwszy koniuszek języka, przesunął nim po swoim spierzchniętych, aczkolwiek uśmiechających się jadowicie wargach. Potem zaś prychnął cicho i przymknął powieki, by móc zaraz na nowo spojrzeć na Pandę.
Ale te oczy....
Kiedy
pierwszy raz spotkał się twarzą w twarz z tym rudzielcem, miały
one kolor niczym ciemna, gorzka czekolada, jaśniejące w słońcu, a
teraz? Wbił w Tao krwistoczerwone tęczówki, wyglądające tak,
jakby chciały Pandę zabić.
A on tak się czuł.
Pot spływał mu po skroni, oddech bębnił w piersi, a dłonie trzęsły. Wiedział, że źle zrobił, a teraz będzie już po nim.
Wtem Chanyeol po raz kolejny odchylił się, lecz w tył, prostując swój kręgosłup, a Tao oniemiał. Wpatrywał się z zachwytem połączonym w dużej części z przerażeniem w chłopaka, kiedy tuż za jego plecami wyrosły dwa, ogniste skrzydła. Odblask, jaki od nich emanował pozwolił, by w całej jaskini nagle zrobiło się jasno, jak w piękny dzień, a do tego gorąco, jak w piekarniku, czy ognisku. Skrzydła nie były tylko z ognia, to pióra żarzyły się w płomieniach, których echo spalania brzmiało w każdej komórce Tao.
Zerknął on też kątem oka na Baekhyuna. Nie uciekał. Nie robił nic. Spoglądał na rudowłosego chłopaka spokojnie, jedynie mrużąc oczy poprzez nasilające się gorąco.
Ale Tao...
I wtedy zrozumiał. Jego umysł otworzył się na myśl, że ten osobnik to był Feniks. Miał krzyknąć z przerażenia, ale zdusił w sobie wszelaki głos, osuwając się powoli po głazowej ścianie, lecz jego serce mocno biło. Ze strachu. Ze strachu o samego siebie. Ale nie mógł się ruszyć. Wydawało mu się, jakby był sparaliżowany, a wszelka najmniejsza komórka działająca w jego ciele zaprzestała współpracy zmuszając tym samym jego kończyny do odmówienia posłuszeństwa.
- Wiesz jaki jestem silny, wiesz dobrze kim jestem i równie dobrze wiesz co mogę ci zrobić, prawda...? - w tym momencie Chanyeol zbliżył się do roztrzęsionego ze strachu Tao i pochylając się nad jego drobnym ciałem, ujął w dłoń materiał jego bluzy, by jednym, mocnym, nieco brutalnym ruchem podciągnąć go do góry i pchnąć na ścianę.
A on tak się czuł.
Pot spływał mu po skroni, oddech bębnił w piersi, a dłonie trzęsły. Wiedział, że źle zrobił, a teraz będzie już po nim.
Wtem Chanyeol po raz kolejny odchylił się, lecz w tył, prostując swój kręgosłup, a Tao oniemiał. Wpatrywał się z zachwytem połączonym w dużej części z przerażeniem w chłopaka, kiedy tuż za jego plecami wyrosły dwa, ogniste skrzydła. Odblask, jaki od nich emanował pozwolił, by w całej jaskini nagle zrobiło się jasno, jak w piękny dzień, a do tego gorąco, jak w piekarniku, czy ognisku. Skrzydła nie były tylko z ognia, to pióra żarzyły się w płomieniach, których echo spalania brzmiało w każdej komórce Tao.
Zerknął on też kątem oka na Baekhyuna. Nie uciekał. Nie robił nic. Spoglądał na rudowłosego chłopaka spokojnie, jedynie mrużąc oczy poprzez nasilające się gorąco.
Ale Tao...
I wtedy zrozumiał. Jego umysł otworzył się na myśl, że ten osobnik to był Feniks. Miał krzyknąć z przerażenia, ale zdusił w sobie wszelaki głos, osuwając się powoli po głazowej ścianie, lecz jego serce mocno biło. Ze strachu. Ze strachu o samego siebie. Ale nie mógł się ruszyć. Wydawało mu się, jakby był sparaliżowany, a wszelka najmniejsza komórka działająca w jego ciele zaprzestała współpracy zmuszając tym samym jego kończyny do odmówienia posłuszeństwa.
- Wiesz jaki jestem silny, wiesz dobrze kim jestem i równie dobrze wiesz co mogę ci zrobić, prawda...? - w tym momencie Chanyeol zbliżył się do roztrzęsionego ze strachu Tao i pochylając się nad jego drobnym ciałem, ujął w dłoń materiał jego bluzy, by jednym, mocnym, nieco brutalnym ruchem podciągnąć go do góry i pchnąć na ścianę.
Wtedy
też przysunął swoją twarz bliżej ciemnowłosego i chuchnął mu
w ucho jadowicie palącym oddechem, mrucząc przy okazji niskim
tonem.
-...więc układ jest taki. Dołączysz do mnie i nie wrócisz do miejsca, z którego przyszedłeś, będziesz wraz z Baekhyunem strażnikiem kostki, a co najważniejsze, nie powiesz nikomu, że mnie tu spotkałeś. Zrozumiałeś?
Panda mu nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej zadrżał. Kiedy jednak dalej nie wydawał z siebie żadnego głosu, czy nie poruszył się chociażby o milimetr, Feniks puścił jego ciało i uśmiechając się sarkastycznie pod nosem, odsunął od niego, podchodząc do Baekhyuna.
Przykucnąwszy tuż koło chłopaka wyciągnął dłoń i wplątując mu ją we włosy zaczął je zaczepnie głaskać, specjalnie zaczepiając opuszkami palców o jego małżowinę.
- Baekhyunnie... - szepnął melodyjnie Feniks, machając lekko swoimi skrzydłami – Zajmij się tą Pandą. Jak nie będzie chciał współpracować to możesz mu zrobić krzywdę, dobrze?
Kiedy tylko brązowowłosy chłopak pokiwał głową, Tao poczuł dreszcze na ciele. Jego małe, jednak bardzo wyostrzone na dźwięk uszy usłyszały każde słowo padające z ust Feniksa. Szybko rozejrzał się dokoła, ażeby to znaleźć jakąkolwiek drogę ucieczki, jednak nic z tego. Zupełnie nie wiedział, dokąd miał się udać, by nie zostać zabitym przez tą dwójkę. Przełknął głucho ślinę, kiedy Chanyeol obrócił się na pięcie i spojrzał na Pandę.
- No to co? Jaka jest twoja decyzja?
Przypomniał sobie historię dziadka i swój cel. Nawet bez pomocy Chanyeola będzie w stanie odnaleźć Smoka, poza tym, nie mógłby zdradzić samego siebie.
Spojrzał Feniksowi w oczy i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Chociaż miałbym zginąć w piekle, to nigdy, przenigdy nie będę się z tobą zadawać głupi, piórzasty wybryku! - powiedział walecznie i pewnie, podnosząc się do pionu.
Złapał szybko za jeden z odłamków skalnych i rzucił prosto w głowę Feniksa. Celnie, a to dało mu tylko czas, by znaleźć drogę ucieczki. Wszędzie walały się odłamki skał, topniejące powoli w płomieniach, ale Tao nie zwracał na to uwagi. Był zwinny, więc szybko zaczął uciekać przed siebie.
- Wiesz, że mi nie uciekniesz?! - usłyszał, a jego serce załomotało.
Chyba mocno rozwścieczył Chanyeola. Zacisnął mocno wargę, by nie krzyczeć i biegł, ile miał sił w nogach. Czuł, jak powoli tracił oddech, ale wciąż uciekał. Niczym na ślepo rozglądał się, czy przypadkiem nie ma tu chociaż jakiegoś korytarza, by mógł wynieść się pędem z tego miejsca. Coraz bardziej miał dość, widział już śmierć. Jej obraz przejawiał się przed oczami chłopaka w postaci rozwścieczonej twarzy Chanyeola. Zakrztusił się własnym oddechem i upadł. Upadł na ziemię, potykając się o wystający z głazów, po czym zapłakał. Uniósł głowę, kiedy nagle kątem oka zauważył wybrzuszenie w ścianie. Nie przejmując się krwią cieknącą mu ze skroni, podniósł się, podpierając na obolałych, zakrwawionych i pełnych zadrapań dłoniach, po czym niewiele myśląc wskoczył w ów otwór w ścianie. Był on dość wąski, ale na tyle spory, by tak chuda Panda, jak on, mógł się tam zmieścić. Jednak nie spodziewał się jednej rzeczy. Ten otwór, przypominał stromą górę, więc chłopak z krzykiem zjechał nim w dół, jakby spadał. Grzywka przysłoniła mu oczy, ciało ocierało boleśnie o skały, ale uciekał dalej. Nie wiedział, dokąd, ale robił to.
A przy okazji bił się w pierś, że dał tak bardzo omotać temu rudzielcowi. Gdzie on miał oczy?
Westchnął żałośnie, kiedy nagle zdał sobie sprawę, że jego podróż się zakończyła. A koniec oznaczył upadkiem na ziemię prosto w mnóstwo szarawych głazów. Poruszył się niespokojnie, wzdychając cicho pod nosem, kiedy nagle usłyszał głośny szelest i jakby huk łańcucha. Podniósł głowę w górę i zaparło mu dech w piersiach.
-...więc układ jest taki. Dołączysz do mnie i nie wrócisz do miejsca, z którego przyszedłeś, będziesz wraz z Baekhyunem strażnikiem kostki, a co najważniejsze, nie powiesz nikomu, że mnie tu spotkałeś. Zrozumiałeś?
Panda mu nie odpowiedział, tylko jeszcze mocniej zadrżał. Kiedy jednak dalej nie wydawał z siebie żadnego głosu, czy nie poruszył się chociażby o milimetr, Feniks puścił jego ciało i uśmiechając się sarkastycznie pod nosem, odsunął od niego, podchodząc do Baekhyuna.
Przykucnąwszy tuż koło chłopaka wyciągnął dłoń i wplątując mu ją we włosy zaczął je zaczepnie głaskać, specjalnie zaczepiając opuszkami palców o jego małżowinę.
- Baekhyunnie... - szepnął melodyjnie Feniks, machając lekko swoimi skrzydłami – Zajmij się tą Pandą. Jak nie będzie chciał współpracować to możesz mu zrobić krzywdę, dobrze?
Kiedy tylko brązowowłosy chłopak pokiwał głową, Tao poczuł dreszcze na ciele. Jego małe, jednak bardzo wyostrzone na dźwięk uszy usłyszały każde słowo padające z ust Feniksa. Szybko rozejrzał się dokoła, ażeby to znaleźć jakąkolwiek drogę ucieczki, jednak nic z tego. Zupełnie nie wiedział, dokąd miał się udać, by nie zostać zabitym przez tą dwójkę. Przełknął głucho ślinę, kiedy Chanyeol obrócił się na pięcie i spojrzał na Pandę.
- No to co? Jaka jest twoja decyzja?
Przypomniał sobie historię dziadka i swój cel. Nawet bez pomocy Chanyeola będzie w stanie odnaleźć Smoka, poza tym, nie mógłby zdradzić samego siebie.
Spojrzał Feniksowi w oczy i uśmiechnął się kącikiem ust.
- Chociaż miałbym zginąć w piekle, to nigdy, przenigdy nie będę się z tobą zadawać głupi, piórzasty wybryku! - powiedział walecznie i pewnie, podnosząc się do pionu.
Złapał szybko za jeden z odłamków skalnych i rzucił prosto w głowę Feniksa. Celnie, a to dało mu tylko czas, by znaleźć drogę ucieczki. Wszędzie walały się odłamki skał, topniejące powoli w płomieniach, ale Tao nie zwracał na to uwagi. Był zwinny, więc szybko zaczął uciekać przed siebie.
- Wiesz, że mi nie uciekniesz?! - usłyszał, a jego serce załomotało.
Chyba mocno rozwścieczył Chanyeola. Zacisnął mocno wargę, by nie krzyczeć i biegł, ile miał sił w nogach. Czuł, jak powoli tracił oddech, ale wciąż uciekał. Niczym na ślepo rozglądał się, czy przypadkiem nie ma tu chociaż jakiegoś korytarza, by mógł wynieść się pędem z tego miejsca. Coraz bardziej miał dość, widział już śmierć. Jej obraz przejawiał się przed oczami chłopaka w postaci rozwścieczonej twarzy Chanyeola. Zakrztusił się własnym oddechem i upadł. Upadł na ziemię, potykając się o wystający z głazów, po czym zapłakał. Uniósł głowę, kiedy nagle kątem oka zauważył wybrzuszenie w ścianie. Nie przejmując się krwią cieknącą mu ze skroni, podniósł się, podpierając na obolałych, zakrwawionych i pełnych zadrapań dłoniach, po czym niewiele myśląc wskoczył w ów otwór w ścianie. Był on dość wąski, ale na tyle spory, by tak chuda Panda, jak on, mógł się tam zmieścić. Jednak nie spodziewał się jednej rzeczy. Ten otwór, przypominał stromą górę, więc chłopak z krzykiem zjechał nim w dół, jakby spadał. Grzywka przysłoniła mu oczy, ciało ocierało boleśnie o skały, ale uciekał dalej. Nie wiedział, dokąd, ale robił to.
A przy okazji bił się w pierś, że dał tak bardzo omotać temu rudzielcowi. Gdzie on miał oczy?
Westchnął żałośnie, kiedy nagle zdał sobie sprawę, że jego podróż się zakończyła. A koniec oznaczył upadkiem na ziemię prosto w mnóstwo szarawych głazów. Poruszył się niespokojnie, wzdychając cicho pod nosem, kiedy nagle usłyszał głośny szelest i jakby huk łańcucha. Podniósł głowę w górę i zaparło mu dech w piersiach.
*
-
Yeollie, gdzie jest ta Panda?
- Uciekł mi, skurwiel mały...
- A co jeżeli on go odnalazł?
Chanyeol spojrzał na Baekhyuna z przerażeniem i wydał z ust głośny, bardzo podenerwowany ryk. Uderzył dłonią w głazy, przeklinając pod nosem i upadł na ziemię, opierając plecy o skalisty mur.
A może, wcale tak się nie stało...?
- Uciekł mi, skurwiel mały...
- A co jeżeli on go odnalazł?
Chanyeol spojrzał na Baekhyuna z przerażeniem i wydał z ust głośny, bardzo podenerwowany ryk. Uderzył dłonią w głazy, przeklinając pod nosem i upadł na ziemię, opierając plecy o skalisty mur.
A może, wcale tak się nie stało...?
*
Tao
czuł, jak bardzo mocno pulsowała mu głowa, jakby coś w środku mu
ją rozsadzało, więc tylko jęknął pod nosem, powoli próbując
się podnieść. Pomasował sobie piekącą skórę na niej i
przetarł oczy. Upadek był nieco bolesny, ale na obecną chwilę
starał się tym nie przejmować. Musiał się stąd wydostać, bo w
każdej chwili Chanyeol mógłby go złapać i zabić.
Na samą
myśl o tym westchnął głucho i powoli podniósł się z miejsca.
- Kim ty jesteś?
Nagle
zdał sobie sprawę, że nie jest sam. Nastroszył w przerażeniu
ucho i zerknął w stronę dochodzącego dźwięku. I właśnie wtedy
jego oczy zamarły w jeszcze większej trwodze, niż
wcześniej.- Kim ty jesteś?
Ohydne, czarne łańcuchy brzęczały pod niemrawymi
ruchami okutych w nie dłoni. Płytki oddech odbijał się echem
między ścianami, a kroki stawiane na ziemi odrzucały kopnięciami
kilka, różnej wielkości kamienie. A ciało było tak bardzo
poranione, jakby ktoś je spalał ogniem. Ironia?
Wtedy Tao zauważył go.
Naga klatka piersiowa pełna zadrapań i zaschniętej krwi na mięśniach, mimo że dobrze wyrzeźbiona, to jednak tak bardzo zraniona i sponiewierana. Ramiona i ręce tak samo. Kiedy tylko Panda przenosił zaskoczony wzrok wyżej, ujrzał jego twarz. Brudna, zasmolona, ciemna, a oczy tak bardzo zmęczone i puste. Mimo że tak pięknie brązowe i duże, to pełne pustki i wyczerpane z życia. Usta miał małe. Bardzo małe, ale one tylko dodawały mu pewnego siebie uroku. A włosy? Jasne, niczym słońce, krótkie, poczochrane, ułożone w nieładzie. Był chyba idealny. Ale tak bardzo zmęczony.
A co najważniejsze.... Był on Smokiem! Tym Smokiem, którego poszukiwał Tao.
Zauważył to po skrzydłach z tyłu jego pleców.
Wtedy Tao zauważył go.
Naga klatka piersiowa pełna zadrapań i zaschniętej krwi na mięśniach, mimo że dobrze wyrzeźbiona, to jednak tak bardzo zraniona i sponiewierana. Ramiona i ręce tak samo. Kiedy tylko Panda przenosił zaskoczony wzrok wyżej, ujrzał jego twarz. Brudna, zasmolona, ciemna, a oczy tak bardzo zmęczone i puste. Mimo że tak pięknie brązowe i duże, to pełne pustki i wyczerpane z życia. Usta miał małe. Bardzo małe, ale one tylko dodawały mu pewnego siebie uroku. A włosy? Jasne, niczym słońce, krótkie, poczochrane, ułożone w nieładzie. Był chyba idealny. Ale tak bardzo zmęczony.
A co najważniejsze.... Był on Smokiem! Tym Smokiem, którego poszukiwał Tao.
Zauważył to po skrzydłach z tyłu jego pleców.
Zapatrzył
się. Nie mógł odlepić od niego swojego wzroku. Nie mógł.
- Pytam się, kim jesteś?! On cię tu przysłał?!
- Pytam się, kim jesteś?! On cię tu przysłał?!
Słysząc
poirytowany głos chłopaka, Tao ocknął się i pędem podbiegł do
Smoka, przyglądając mu się w zmartwieniu. Już chciał wyciągnąć
dłoń, by go dotknąć, ale kiedy usłyszał ryk z jego ust, szybko
tego zaniechał.
- Nie. Ja przed nim uciekałem. Dlaczego cię uwięził? - spytał bez namysłu Panda, wpatrując się prosto w oczy chłopaka.
- Przestań tyle gadać, tylko mnie uwolnij! - warknął Smok, napinając swoje mięśnie - Zbyt długo już tu przesiadywałem, mam dość....
- Ale... jak...? - powiedział cicho speszony Tao, acz zaraz sobie o czymś przypomniał.
O słowach swojego dziadka, jakie kiedyś mu powiedział.
„- Pamiętasz ten niebieski amulet, który dałem ci na piąte urodziny? Znalazłem go kiedyś, jak spacerowałem nieopodal. Myślę, że będzie on dla ciebie cenny...”
- Nie. Ja przed nim uciekałem. Dlaczego cię uwięził? - spytał bez namysłu Panda, wpatrując się prosto w oczy chłopaka.
- Przestań tyle gadać, tylko mnie uwolnij! - warknął Smok, napinając swoje mięśnie - Zbyt długo już tu przesiadywałem, mam dość....
- Ale... jak...? - powiedział cicho speszony Tao, acz zaraz sobie o czymś przypomniał.
O słowach swojego dziadka, jakie kiedyś mu powiedział.
„- Pamiętasz ten niebieski amulet, który dałem ci na piąte urodziny? Znalazłem go kiedyś, jak spacerowałem nieopodal. Myślę, że będzie on dla ciebie cenny...”
Właśnie! Co może być
cenniejszego od tego amuletu! A podobno rzeczy cenne są najbardziej
pożądane.
*
Oni
uciekali. Uciekali razem z tej wielkiej góry. Smok rozprostował
swoje plecy wraz z jednym skrzydłem i spojrzał na zaskoczonego Tao,
który nie mógł oderwać od niego wzroku. A co się stało z
drugim....?
- Chodź szybciej, nie chcę, żeby ten głupi pióropusz nas znalazł! - warknął na Pandę, a ten tylko lekko zadrżał.
- Chodź szybciej, nie chcę, żeby ten głupi pióropusz nas znalazł! - warknął na Pandę, a ten tylko lekko zadrżał.
Wydostali się na górę. Jak? Ów Smok znał kilka
tajemnych przejść, więc łatwo znaleźli się na szczycie, a tam
Tao przyjrzał mu się z miną, która wyrażała jedynie strach.
- Jak masz zamiar uciec? - spytał, ale potem nie mógł już nic z siebie wydukać.
- Jak masz zamiar uciec? - spytał, ale potem nie mógł już nic z siebie wydukać.
Poczuł, jak silne ramiona oplatają go w pasie,
a sam unoszony jest ku górze. Zapiszczał od razu, ten Smok go
zachwycał! Przecież on mu pomógł! Jak można aż tak bardzo? I potem wiatr bawił się jego włosami. Poczuł silne dłonie, które go trzymały, a nosem wciągał
taki męski zapach tego chłopaka. Przymknął powieki, nie sądził,
że kiedykolwiek przeżyje coś takiego. Wtulił się w niego mocno,
nie chciał spaść.
- Jak ci na imię? - usłyszał zaraz.
- Jak ci na imię? - usłyszał zaraz.
Uniósł
głowę, by spojrzeć Smokowi na twarz; był spokojny, ale widać, że
grymas na niej wskazywał, jak bardzo wyczerpany.
I wtedy po raz kolejny zakręciła się karuzela. Karuzela w głowie Tao, a potem już zamknął oczy. Nie wiedział, co się z nim działo, jak długo leciał w ramionach Smoka, ale był szczęśliwy.
I wtedy po raz kolejny zakręciła się karuzela. Karuzela w głowie Tao, a potem już zamknął oczy. Nie wiedział, co się z nim działo, jak długo leciał w ramionach Smoka, ale był szczęśliwy.
Nie miał
pojęcia kiedy wylądowali, ale usłyszał jedynie głośny huk.
I wtedy zamarł.
Smok był już bez sił.
„- Zabrałem cię w bezpieczne miejsce, a teraz odejdź.”
I wtedy zamarł.
Smok był już bez sił.
„- Zabrałem cię w bezpieczne miejsce, a teraz odejdź.”
Oniemiał
i od razu pokręcił głową.
„- Nie mam zamiaru, jesteś ranny, Smoku.”
„- Nie mam zamiaru, jesteś ranny, Smoku.”
„-
Mów mi Kris.”
Tylko dlaczego potem przed jego oczami pojawiła się ciemność?
Tylko dlaczego potem przed jego oczami pojawiła się ciemność?
Jejku.... Jak Ty to szybko napisałaś...
OdpowiedzUsuńAle dobrze, bo było co czytać!
Chanyeol... Hahaha! Typowy czarny charakter. Podoba mi się. Ach, zawsze mnie ciągnęło do tych przesączonych złem postaci...
Zrobiło mi się jakoś szkoda Bacona... * płacze*
Ok, podoba mi się i czekam na nexta, bo jestem ciekawa , co wyjdzie z tej ich ucieczki itp i jak poprowadzisz ten wątek!
CZEKAM!!!
ŻYCZĘ WENY!!! <3
Jeeejjjjjaaaa : O
OdpowiedzUsuńCo się stało Pandzie na koniec? :C
Taki sponiewierany Kris... Me gusta >D
Ten rozdział bardzo, ale to baaaardzoo mi się podobał i to coś, coś co mi przeszkadza, chyba przestaje przeszkadzać xd
Nie mogę się doczekać następnej części :33
Taki to fluff, że aż maltretujesz tam postacie xd
Weeny Kriisu :3
~Di
A stało się Pandzie coś, ale nie powiem co. XD
UsuńNie mój się, to nic złego. c:
Podobał Ci się? ;-;'''' Czemu? :3
No wybacz, musiałam tam dać trochę złych motywów, by by było za słodko. XD
Czemu nie ma mi się podobać? D:
UsuńWybaczam, złe motywy są fajne xd
jeszcze źle piszę. ;;' Nie bój się* XD
UsuńA bo ja nie wiem, czy to nie nudne, czy coś, nie wiem ;;;;;''
UsuńWiem, że są fajne, co mnie obchodzi, że to miał być fluff XD
*evil Krisu* oy tam, oy tam, czasem można trochę pozmieniać >D
UsuńJak nudne? D: Nie D:
Jakby to był sam fluff to ludzie by tu rzygali tęczą, a tak chociaż jakaś akcja się dzieje XD
UsuńBo ja nie wiem, dlatego się pytam D:
Dobrze, dobrze xd
Usuń*.*
OdpowiedzUsuńTao i Kris..
To tak na wstępie.
Chanyeol... moc ognia w EXO... trzeba było się spodziewać, ale... Ten cały epizod z Baconem gdzie pyta się, gdzie jest Panda i zastanawia się, czy ON go nie znalazł...
Nie no... GUBIĘ SIĘ
Juliette zamiast jeść śniadanie, to czyta bajkę swojej Krisu-unni... nawet myłam przed monitorem zęby O.o
A gdzie MÓJ JEDNOROŻEC LAY?
Doczekam się go? xD
Chudy Bacon...
I ten cholerny Feniks, którego chcę zabić...
(czy w każdym opo będę miała charakter, który chciałabym zabić? O.o ) xD
No w każdym razie lecę dalej... :D
J.