Tytuł: Sing a song for you to say "I'm sorry"
Typ: One-shot
Gatunek: fluff, lekki angst
Paringi: XiuChen
Ostrzeżenia: Przekleństwa
Długość: 2681 słów
Notka autorska: Cześć i czołen oto nowa notka od Waszej Krisu. c:
Końcówka została napisana przeze mnie tak specjalnie, oraz jeszcze. Słowa piosenki jakie tam się pojawią, to EXO - My lady, ale równie specjalnie dałam je po angielsku.
Endżoj. :3
i znów nie komentujecie ;;' D:
Notka autorska: Cześć i czołen oto nowa notka od Waszej Krisu. c:
Końcówka została napisana przeze mnie tak specjalnie, oraz jeszcze. Słowa piosenki jakie tam się pojawią, to EXO - My lady, ale równie specjalnie dałam je po angielsku.
Endżoj. :3
Stałem
na tym cholernym chodniku chyba już dobre pół godziny, a on dalej
nie przychodził. A może serio nieco się zagalopowałem i teraz
miał mnie już dość? Nie wiedziałem co miałem o tym myśleć.
Przesadzałem? A może po prostu wtedy powiedziałem zbyt wiele, a to
tylko spowodowało, że on naprawdę uwierzył w moje słowa, których
zawsze tak bardzo bałem się powiedzieć? Westchnąłem cicho pod
nosem zerkając kątem oka na zegarek, którego nieubłagane minuty
dalej zmierzały ku przodowi, powodując, że coraz mocniej się
denerwowałem. Zagryzłem wargę, przeskakując w niepokoju z jednej
nogi na drugą, kiedy zza moich pleców odezwał się głos.
- Przepraszam, mogę już odjechać?
- Przepraszam, mogę już odjechać?
Słowa
usłyszałem z ust mojego szofera. Podrzucił mnie szybko pod tą
przemiłą kafejkę, bo go po prostu o to poprosiłem. Wiedziałem,
że w stanie umysłu, jakim byłem, nie dotarłbym tutaj na piechotę
w jednym kawałku, więc dziękowałem mu w duchu, że się zjawił,
chociaż dzisiaj miał wolny dzień od pracy.
Skinąłem
tylko głową w znaku, że mu pozwalam, więc ukłonił się, zamknął
szybę i zaraz za sobą słyszałem jedynie szum silnika
samochodowego, a ten zniknął pomiędzy innymi autami, tłoczącymi
się po ulicy. Czułem nieco przyśpieszone bicie serca, które
rozwalało mi klatkę piersiową, ale musiałem się uspokoić.
-Przecież to twój facet idioto, czego się denerwujesz? - pomyślałem i pokręciłem głową, podnosząc wzrok przed siebie.
I wtedy... wtedy oddech z moich płuc przestał się wydostawać. Moje oczy uchyliły w niemym szoku, a ręka zadrżała. On stał przy drzwiach. Wyglądał jakby także kogoś poszukiwał wzrokiem. Zrobiło mi się nieco przykro, ale te uczucia na obecny moment musiałem w sobie zdusić. Kiedy tylko wszedł do środka knajpy, od razu mi ulżyło i samemu oddaliłem się na tyły tego budynku.
Wiedziałem, że może nie spodobają mu się moje zamiary, ale nie miałem innego wyjścia. Musiałem ratować to, co zepsułem.
-Przecież to twój facet idioto, czego się denerwujesz? - pomyślałem i pokręciłem głową, podnosząc wzrok przed siebie.
I wtedy... wtedy oddech z moich płuc przestał się wydostawać. Moje oczy uchyliły w niemym szoku, a ręka zadrżała. On stał przy drzwiach. Wyglądał jakby także kogoś poszukiwał wzrokiem. Zrobiło mi się nieco przykro, ale te uczucia na obecny moment musiałem w sobie zdusić. Kiedy tylko wszedł do środka knajpy, od razu mi ulżyło i samemu oddaliłem się na tyły tego budynku.
Wiedziałem, że może nie spodobają mu się moje zamiary, ale nie miałem innego wyjścia. Musiałem ratować to, co zepsułem.
-
Cholera jasna, Xiumin, ile razy mam ci powtarzać, żebyś mi robił
takie omlety, jakie ja chcę? Bez tej cholernej, czekoladowej mazi,
którą teraz obsmarowałeś to całe durne ciasto...! - warknąłem,
uderzając pięścią w stół, a zaraz po tym w kuchni pojawił się
starszy.
Uniosłem brew, kiedy patrzył się na mnie niemal ze
stoickim spokojem, ale nie zakończyłem swojego użalania się na
temat jego nieudanej roboty w kuchni.
- Minseok, no zobacz tylko mówiłem, ci to już chyba osiem milionów razy, żebyś dodawał do omletów więcej żółtek, bo ciasto nie będzie wtedy takie miękkie jak zawsze! - ująłem w palce omlet i uniósłszy go, ponownie rzuciłem go na talerz, wbijając wzrok w chłopaka.
Spojrzałem na niego spod byka, prychając pod nosem, ale on ponownie nie zareagował. Zmrużyłem podejrzliwie powieki, tak, by mój wzrok przeszył jego ciało jeszcze bardziej i starszy zrozumiał, że jeżeli nadal będzie tak gotował, to się pogniewamy.
To nie pierwszy raz jak coś spieprzył, ale wtedy jeszcze przymykałem na to oko. A teraz? Teraz miałem dość.
- Nie chcesz, nie musisz jeść, możesz sobie sam robić kanapki, Jongdae. - powiedział, spoglądając mi w oczy, po czym bez kolejnych słów wyszedł.
Otworzyłem szeroko usta jak i oczy ze zdziwienia, on mnie olał. Bezczelnie mnie olał! Nie mogąc nic z siebie wykrztusić, szarpnąłem dłonią po blacie, uderzając dłonią w stojący talerz, który niefortunnie rozbił się na podłodze. Oj, przykre.
- Minseok, no zobacz tylko mówiłem, ci to już chyba osiem milionów razy, żebyś dodawał do omletów więcej żółtek, bo ciasto nie będzie wtedy takie miękkie jak zawsze! - ująłem w palce omlet i uniósłszy go, ponownie rzuciłem go na talerz, wbijając wzrok w chłopaka.
Spojrzałem na niego spod byka, prychając pod nosem, ale on ponownie nie zareagował. Zmrużyłem podejrzliwie powieki, tak, by mój wzrok przeszył jego ciało jeszcze bardziej i starszy zrozumiał, że jeżeli nadal będzie tak gotował, to się pogniewamy.
To nie pierwszy raz jak coś spieprzył, ale wtedy jeszcze przymykałem na to oko. A teraz? Teraz miałem dość.
- Nie chcesz, nie musisz jeść, możesz sobie sam robić kanapki, Jongdae. - powiedział, spoglądając mi w oczy, po czym bez kolejnych słów wyszedł.
Otworzyłem szeroko usta jak i oczy ze zdziwienia, on mnie olał. Bezczelnie mnie olał! Nie mogąc nic z siebie wykrztusić, szarpnąłem dłonią po blacie, uderzając dłonią w stojący talerz, który niefortunnie rozbił się na podłodze. Oj, przykre.
*
- Jongdae, chodź tu na chwilę! - uchyliłem leniwie oko, wzdychając pod nosem z politowaniem, po czym niechętnie wygramoliłem się z łóżka, próbując najpierw wyplątać z kołdry, która otoczyła moje ciało niczym jakiś wąż, a potem rozprostowałem kręgosłup i poszedłem do pokoju Minseoka, który mnie nawoływał.
Ciekawe, o co mu znów chodziło, skoro wiedział, że właśnie robiłem sobie drzemkę, bo ostatni nasz wywiad w telewizji mnie strasznie wymęczył. Wsunąłem głowę do pokoju, wyglądając na starszego zza ściany i ziewnąłem pod nosem, przecierając pięścią zaspane oczy. Siedział na kanapie, spoglądając zamyślonym wzrokiem za okno, a kiedy nagle mnie zauważył, uniósł brew i wstał.
- Co się stało, hyung? - spytałem, opierając plecy o framugę drzwi, po czym wbiłem w niego swój wzrok.
Patrzył na mnie z dziwnie poważnym wyrazem twarzy, przez co przez chwilę poczułem ciarki na ciele i nie wiedziałem, jak mam się przy nim zachować. Acz kiedy znalazł się koło mnie i przechodził obok moich ramion, dziwny chłód emanujący od niego owiał mnie z każdej strony. Nieświadomie zadrżałem, otwierając oczy z zaskoczenia jeszcze szerzej.
- O co ci....
- Pamiętasz, jaki dziś dzień? - spytał.
Co? Zamrugałem oczami, odwracając się zaraz za odchodzącym Minseokiem i rozchyliłem jedynie usta, ukazując mu swoje nierozgarnięcie. O czym ja mam kurwa pamiętać?!
- Nie. - powiedziałem pewnie, podchodząc do niego i łapiąc za rękę, by odwrócił się w moją stronę.
- Oczywiście, bo to ja muszę o wszystkim pamiętać! A o rocznicy naszego związku, to już chyba na pierwszym miejscu, a ty jak zwykle o tym nie wiesz, debilu! - zmarszczył brwi, patrząc na mnie gniewnie i wyrwał rękę, zakładając kurtkę i wychodząc z domu. - Idę, nie mam ochoty z tobą gadać!
Kiedy tylko usłyszałem huk od zamykanych drzwi, przekląłem parę razy pod nosem i z trzaskiem zamknąłem się w siebie.
Usiadłem
wkurwiony na łóżko, chowając twarz w dłonie i zacząłem wyzywać
samego siebie. Przecież dobrze wiedziałem, jak bardzo mu zależało
na tej durnej dacie! Jak mogłem być takim idiotą?! Pokręciłem
głową i położyłem się na łóżko, wzdychając żałośnie. No
tak, znów moja wina.
*
Do pokoju Minseoka wpadłem niemalże w trybie natychmiastowym. Spojrzałem wesołym wzrokiem na chłopaka stojącego tuż przy parapecie i wyglądającego za okno, więc podszedłem prędzej ku niemu i przytuliłem się do jego pleców, opierając brodę na ramieniu niższego. Rękoma objąłem go w pasie i uśmiechnąłem się szeroko.
- Mimi, mam do ciebie biznes.
Wtedy obrócił głowę, więc bez pohamowania wpiłem się w jego usta, przytwierdzając go do parapetu dłonią za nadgarstek i od razu pogłębiłem pocałunek. Sprzeciwiał mi się, co mnie w tamtym momencie okropnie dziwiło, ale nie umiałem przestać. To był czas, kiedy cholernie go pragnąłem i nieważne, że on nie chciał. Liczyłem się ja.
- J-Jong... Jongdae, kurwa! - warknął starszy pomiędzy moje wargi wgryzając się w nie boleśnie, przez co odsunąłem się od niego ze zdezorientowaną miną i patrzyłem w oczy zawiedziony.
Ocierał usta wierzchem dłoni, patrząc na mnie wzrokiem, jakby chciał mnie zabić, a jego policzki jednakowoż nabrały bardzo rumianego wyrazu.
- Nie mam ochoty. - burknął i od razu odszedł ode mnie, kierując się w stronę wyjścia, ale zdążyłem jeszcze złapać go za dłoń i odwrócić twarzą do mnie. - Idę do Luhana, puść mnie.
I nie wiem, co we mnie wtedy wstąpiło; może to po prostu dlatego, że odmówił mi zwykłego seksu, a ja miałem ochotę? Spojrzałem mu w oczy, mrużąc bardzo mocno swoje i prychnąłem, z gadzim uśmiechem, przysuwając się do jego ucha, w które bez skrępowania zacząłem mruczeć.
- Luhanka się woli ode mnie, no brawo, brawo, hyung. Jasne, leć do niego, będzie ci z nim lepiej.
- O czym ty pieprzysz, Jongdae?!
- O tym, że kurwa wolisz iść sobie to tej dziwki, niż spędzić ze mną czas! A może ty mnie zdradzasz, co Minseok? Przyznaj się!
Pociągnąłem go za rękę, przez co zachwiał się, ale w jego oczach pojawiło się zupełnie co innego niż strach, ale nie mogłem tego odczytać.
- Czyś ty doszczętnie oszalał?! Sperma ci do mózgu naleciała, czy co?!
Wtedy nie wytrzymałem i pchnąłem go na łóżku, pochylając się nad nim i patrzyłem mu w nienawiścią w oczy. A on wręcz ze stoickim spokojem, ale nie zwracałem na to uwagi. Dopóki nie zrobił czegoś, czego bym się po nim nigdy nie spodziewał. Grzywka z jego czoła w nieładzie opadła mu na oczy, a jego wzrok zmienił się. Nie patrzył na mnie, lecz w dół.
- Puść mnie, Jongdae.
- Nie. - i wtedy jego ręka z głośnym hukiem opiła się o mój policzek.
Uderzył mnie.
On naprawdę to zrobił. Przez chwilę patrzyłem na niego z niemym
wyrazem twarzy, a on mnie odepchnął i wstał. Moja twarz piekła.
Czułem się podle, ale nie dlatego, że to moja wina, tylko przez
to, co on zrobił.
- Spierdalaj. Nienawidzę cię Kim Minseok. Nienawidzę, rozumiesz?! Mam cię serdecznie dość! - warknąłem i złapałem go za koszulkę by jeszcze spojrzeć mu prosto w oczy.
Ale on o dziwo nie zareagował. Obrócił głowę w bok i westchnął tylko cicho, przez co ja uniosłem brew, ale zaraz poczułem, jak dziwne uczucie roznosi się po całym moim ciele. Zrobiło mi się... głupio? Chyba powiedziałem o kilka słów za dużo.
- Mimi... ja... - szepnąłem cicho, ale on dalej spoglądał w bok, więc sobie darowałem.
Odsunąłem się od niego i usiadłem ze spuszczoną głową tuż koło chłopaka. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo zagalopowałem się w słowach. A jeszcze Xiumin wszystko brał zbytnio do siebie, więc przesadziłem. Wyciągnąłem ręce, by go przytulić, jednak, nic z tego nie wyszło. Starszy po prostu wstał i wyszedł z pokoju.
- Mogę spierdalać, jeśli chcesz, Jongdae. Skoro tak bardzo ci już na mnie nie zależy, że posądzasz mnie o jakąś debilną zdradę. - mruknął na odchodnym, jednak czułem, jak bardzo głos mu się łamał.
I wtedy pojawiła się pustka. Byłem sam. Przegrałem. Straciłem go.
Dłonie mi się trzęsły, nie mogłem unormować oddechu. Co ja zrobiłem?!
Ale teraz było już za późno.
- Spierdalaj. Nienawidzę cię Kim Minseok. Nienawidzę, rozumiesz?! Mam cię serdecznie dość! - warknąłem i złapałem go za koszulkę by jeszcze spojrzeć mu prosto w oczy.
Ale on o dziwo nie zareagował. Obrócił głowę w bok i westchnął tylko cicho, przez co ja uniosłem brew, ale zaraz poczułem, jak dziwne uczucie roznosi się po całym moim ciele. Zrobiło mi się... głupio? Chyba powiedziałem o kilka słów za dużo.
- Mimi... ja... - szepnąłem cicho, ale on dalej spoglądał w bok, więc sobie darowałem.
Odsunąłem się od niego i usiadłem ze spuszczoną głową tuż koło chłopaka. Teraz dopiero zdałem sobie sprawę z tego, jak bardzo zagalopowałem się w słowach. A jeszcze Xiumin wszystko brał zbytnio do siebie, więc przesadziłem. Wyciągnąłem ręce, by go przytulić, jednak, nic z tego nie wyszło. Starszy po prostu wstał i wyszedł z pokoju.
- Mogę spierdalać, jeśli chcesz, Jongdae. Skoro tak bardzo ci już na mnie nie zależy, że posądzasz mnie o jakąś debilną zdradę. - mruknął na odchodnym, jednak czułem, jak bardzo głos mu się łamał.
I wtedy pojawiła się pustka. Byłem sam. Przegrałem. Straciłem go.
Dłonie mi się trzęsły, nie mogłem unormować oddechu. Co ja zrobiłem?!
Ale teraz było już za późno.
*
Wiedziałem
bardzo dobrze, że w tamtym momencie zrobiłem coś, czego Xiumin
mógł mi nigdy nie wybaczyć, ale przecież ja nie chciałem tego
powiedzieć. To wszystko było spowodowane moją złością i chyba
właśnie tym, że sperma jednak uderzyła mi do głowy. Przecież ja
nigdy... nie odważyłbym się wręcz wykrzyczeć mu, że go
nienawidzę. Zbyt mocno go kochałem. A tak łatwo mogłem go
stracić, o ile już tego nie zrobiłem.
Chociaż nie. Przyjął to anonimowe zaproszenie, jakie wysłałem do niego, kiedy wyniósł się zupełnie z mojego życia; to był przecież jedyny sposób, by go odzyskać, albo jak ja to uważałem, zatrzymać przy sobie.
Westchnąłem cicho i wzruszywszy ramionami z geście, którym samemu sobie miałem jeszcze przetłumaczyć, jakim wielkim debilem byłem, rozejrzałem się po tyłach knajpy.
- Jeżeli ci się to nie uda, to nie wiem, co ja ci zrobię, Jongdae. - usłyszałem za sobą głos szefa tego lokalu.
Był on dobrym znajomym mojego ojca, a poza tym dobrze wiedział o tym, że już długi czas siedziałem w związku z Minseokiem. Nie żebym mu się jakoś tym chwalił, no, ale zdarzyło się pewnego razu, że się o tym dowiedział. Z początku myślałem, że jakoś nie przyjmie tego za specjalnie, ale, jak się okazało, równy był z niego gość i nawet pozwolił mi, bym w spokoju załatwił swój tak długo zamierzony plan.
Bo... z Xiu nie odzywaliśmy się od tamtego wydarzenia jakiś tydzień, więc miałem wiele, ba, bardzo wiele czasu, by wymyślić, jakby tu chłopaka przeprosić. Głowiłem się niemal nad każdym pomysłem; od zdurniałych kwiatów, po jakiś inny bardziej badziewny list z przeprosinami, aż pewnego wieczora do mózgu wpadła mi zupełnie inna myśl. Kim ja jestem? Kim Jongdae, pseudonim Chen. Skąd jestem? Z Korei, należę do EXO. Co umiem robić? Śpiewać, kurwa, śpiewać!
I wtedy tylko to było w mojej głowie.
Chociaż nie. Przyjął to anonimowe zaproszenie, jakie wysłałem do niego, kiedy wyniósł się zupełnie z mojego życia; to był przecież jedyny sposób, by go odzyskać, albo jak ja to uważałem, zatrzymać przy sobie.
Westchnąłem cicho i wzruszywszy ramionami z geście, którym samemu sobie miałem jeszcze przetłumaczyć, jakim wielkim debilem byłem, rozejrzałem się po tyłach knajpy.
- Jeżeli ci się to nie uda, to nie wiem, co ja ci zrobię, Jongdae. - usłyszałem za sobą głos szefa tego lokalu.
Był on dobrym znajomym mojego ojca, a poza tym dobrze wiedział o tym, że już długi czas siedziałem w związku z Minseokiem. Nie żebym mu się jakoś tym chwalił, no, ale zdarzyło się pewnego razu, że się o tym dowiedział. Z początku myślałem, że jakoś nie przyjmie tego za specjalnie, ale, jak się okazało, równy był z niego gość i nawet pozwolił mi, bym w spokoju załatwił swój tak długo zamierzony plan.
Bo... z Xiu nie odzywaliśmy się od tamtego wydarzenia jakiś tydzień, więc miałem wiele, ba, bardzo wiele czasu, by wymyślić, jakby tu chłopaka przeprosić. Głowiłem się niemal nad każdym pomysłem; od zdurniałych kwiatów, po jakiś inny bardziej badziewny list z przeprosinami, aż pewnego wieczora do mózgu wpadła mi zupełnie inna myśl. Kim ja jestem? Kim Jongdae, pseudonim Chen. Skąd jestem? Z Korei, należę do EXO. Co umiem robić? Śpiewać, kurwa, śpiewać!
I wtedy tylko to było w mojej głowie.
Teraz
Minseok był już w tej restauracji, a ja powoli traciłem pewność
siebie. A co jeżeli mi się nie uda? Zaraz! Czemu ja w ogóle
dopuszczam do siebie taki myśli?!
- Uda mi się, uda, hyung. Tylko musisz mi pomóc.
- Na mnie zawsze możesz liczyć. Jongdae-ah. - uśmiechnął się do mnie promieniście, przez co dziwne uczucie skumulowało się w moim brzuchu.
- Uda mi się, uda, hyung. Tylko musisz mi pomóc.
- Na mnie zawsze możesz liczyć. Jongdae-ah. - uśmiechnął się do mnie promieniście, przez co dziwne uczucie skumulowało się w moim brzuchu.
Ale ono nie było
złe. Wręcz pozwalało mi, bym czuł się jeszcze silniejszy niż
dotychczas. Bo przecież jestem, prawda?
Koniec gadania, Chen masz
robotę do zrobienia.
*
Czułem,
jak w momencie, kiedy wyszedłem na scenę w tej knajpie, serce
podskoczyło mi do gardła. Ludzie się na mnie gapili jak na głupka,
ale co mnie to... właśnie. Obróciłem szybko głową na
wszystkie strony sali, w poszukiwaniu Minseoka, tym samym zakrywając
twarz czarnym, nieco jakby zamszowym kapeluszem, by mnie nie
zauważył. Siedział tam, gdzie go prosiłem w zaproszeniu, jednak
przyszedł, co mnie tak bardzo cieszyło. Uniosłem kącik ust ku
górze, po czym złapałem za mikrofon i obróciłem się na pięcie.
Chciałem tego. Musiałem go przeprosić. A tylko takim występem dałem radę.
Westchnąłem cicho, acz byłem pewny siebie. Może dlatego, że on tam był?
- Mimi, wiesz, że to dla ciebie. - mruknąłem prosto do mikrofonu, a dalsza część tej szopki to było już niczym jak karuzela.
Chciałem tego. Musiałem go przeprosić. A tylko takim występem dałem radę.
Westchnąłem cicho, acz byłem pewny siebie. Może dlatego, że on tam był?
- Mimi, wiesz, że to dla ciebie. - mruknąłem prosto do mikrofonu, a dalsza część tej szopki to było już niczym jak karuzela.
Z
moich ust leciały tylko słowa, wybijane w rytm jednej z naszych
piosenek, Co z tego, że nieco pozmieniałem w niej słowa i
śpiewałem ją po angielsku; stwierdziłem po prostu, że tak będzie
lepiej. Przynajmniej w większości tylko my zrozumiemy.
„He's
ma babe
At the end of the innocent, white hand - melted chocolate latte
You're walking into my door”
Jeden krok w przód, kilka zaś w tył, ukradkowe spojrzenie prosto w jego oczy, cicha, zgrana wraz z moimi słowami melodia lecąca w przestrzeni i te spojrzenia ludzi – to wszystko spowodowało, że chyba wygrałem. Obróciłem kapeluszem w mojej dłoni, zdejmując go i uśmiechnąłem się kącikiem ust, wydostając z ust kolejne słowa piosenki.
Widziałem, jak na mnie patrzył.
At the end of the innocent, white hand - melted chocolate latte
You're walking into my door”
Jeden krok w przód, kilka zaś w tył, ukradkowe spojrzenie prosto w jego oczy, cicha, zgrana wraz z moimi słowami melodia lecąca w przestrzeni i te spojrzenia ludzi – to wszystko spowodowało, że chyba wygrałem. Obróciłem kapeluszem w mojej dłoni, zdejmując go i uśmiechnąłem się kącikiem ust, wydostając z ust kolejne słowa piosenki.
Widziałem, jak na mnie patrzył.
A
ja teraz czułem się jak w domu. Robiłem to dla niego, śpiewałem
jak ten skończony błaznen tylko po to, żeby przeprosić swojego
hyunga. Tak, tak, wiem pojebało mnie, ale cóż. To właśnie nazywa
się miłość.
Kolejne spojrzenie. Nasz wzrok się spotkał. On
– zupełnie nie wiedział, co miał zrobić, jak się zachować,
czy uciec stąd, czy zostać. A ja – ruszający się niczym czarny
kot, pełen gracji, czarowałem go sobą jak zabawkę. Widziałem, że
nie mógł się ode mnie oderwać. Usta uchylone, oczy zamglone, a
policzki....
„I want to
show you more me ~don't lie~ if I can be honest ~gonna be easy~
Not once, I
have never experienced this sweet harmony”
Tak, to było
właśnie to. Kolejne kilka moich ruchów, a jego ręce zaciskające
się mocno na własnym materiale spodni. Wtedy... na moją twarz
wystąpił przebiegły uśmiech. Zacząłem powolnym, acz zgodnym z
muzyką ruchem schodzić z tej sceny i odpiąwszy guzik przy
uciskającym moją szyję kołnierzu koszulki, rozrzuciłem na boki
również i marynarkę. Ani na sekundę nie spuściłem z niego
wzroku. Gdy byłem coraz bliżej – zaczął się szamotać,
odwracał wzrok, chował twarz w dłoniach, próbując mnie nie
przekonać, że nie patrzył się ani na moje ciało, ruszające się
tak idealnie, ani na spojrzenie, którym wmawiałem mu, że należy
tylko do mnie.
W końcu
podszedłem już bliżej stolika przy którym siedział, bez
pohamowania oparłem dłoń na jego rogu tak, by spotkać się blisko
ze wzrokiem Minseoka i ująłem jego podbródek w palce.
„Co ty robisz, kurwa Jongdae, puść mnie, odpierdoliło ci już do końca?!” - krzyczał, ale ja teraz miałem to gdzieś.
„Co ty robisz, kurwa Jongdae, puść mnie, odpierdoliło ci już do końca?!” - krzyczał, ale ja teraz miałem to gdzieś.
Drugą
dłonią złapałem policzek chłopaka i uniosłem zwycięsko kącik
ust do góry. Jedno głębsze spojrzenie prosto w te ciemne,
przestraszone oczy, jeden ciepły, zaczepny oddech na jego wargach i
mała chwila zapomnienia.
„Don't be
too late”
Usta
przyłączone do ust w pocałunku. Ciepłe oddechy mieszające się
ze sobą, drżąca dłoń Xiumina, próbująca mnie odsunąć, ale
ja.. zapalczywy, ale tak bardzo delikatny zarazem robię mu mętlik w
głowie. Przykładam mocniej wargi do tych jego tak spierzchniętych
i pragnących moich, nie patrząc na to, że ogrom ludzi się na nas
gapi. Pogłębiam go, przytrzymując kark starszego... a on wtedy...
zarzuca mi dłonie na szyję. Czuję, jak wszystko we mnie skacze,
ale nie puszczam go. Tym pocałunkiem pokazuję mu, jak bardzo go
kocham i jak bardzo również mi zależy. Cichy pomruk z jego ust, a
w moim brzuchu tysiące motyli. Tak bardzo się cieszę. Po chwili
odrywam się od niego, zostając jednak na minimalną odległość
między naszymi wargami i szepczę:
- Kocham cię, Mimi.
Wpatruje
się we mnie, a potem po raz kolejny dostaję w twarz. Uśmiecham
się, jednak to było już znacznie lżej niż wcześniej. Czuję
jego ciepły oddech na obojczyku i dłonie ciągnące mnie za
marynarkę. I słyszę:
- Nienawidzę cię, Jongdae.
- Nienawidzę cię, Jongdae.
Po czym
czuję, jak wstaje i przytula się do mnie. Oddycham już spokojnie,
moje serce bije równo.
Wplątuję mu dłoń we włosy, mierzwiąc tą
uroczą grzywkę, po czym składając pocałunek na środku jego
czoła wydobywam z siebie jedynie ciche, ale szczęśliwe:
-
Przepraszam.
A resztę pewnie już znacie.
Nie będę nic
mówił.
Chociaż
nie.
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - tak, i więcej nie potrzeba.
Jestem najszczęśliwszym człowiekiem na ziemi. - tak, i więcej nie potrzeba.
Aww, nie mogłam się przestać uśmiechać przy tej końcówce. Całość przeurocza <3
OdpowiedzUsuńA Chen powinien dostać dziesięć razy tyle w twarz za takie traktowanie biednego Xiu ;_;
Omo, przepraszam za ten krótki i banalny komentarz, ale najtrudniej napisać jakąś fajną opinie o czymś, co ci się podoba, a ja dzisiaj nie myślę. Poza tym bardzo dobrze radzisz sobie z interpunkcją i tym wszystkim, bo chyba żadnego błędu nie zauważyłam.
Życzę weny!
Omoooo, końcówka była taka słodka ;__;
OdpowiedzUsuńTylko jak pisałaś w pierwszej osobie, jako Chen... No po prostu, opisywałaś to jakby był zakochanym w sobie dupkiem xd
Ale i tak super ;_;
Tak, w końcu przeczytałam >D
I bardzo, bardzo mi się podobało :3
~Di
Zaprosiłaś mnie, więc wpadłam. Na początku chciałabym przeprosić za to, że tak późno, ale jakoś tak wyszło. Obiecuję, że będę się zjawiać częściej i zostawiać pod notami komentarze. : )
OdpowiedzUsuńWracając do one-shotu - był wspaniały, a końcówka po prostu słodka - "- Kocham cię, Mimi." Oj tak. <3 Genialnie to wszystko opisałaś i ta sytuacja, a dokładniej fragment "Otworzyłem szeroko usta jak i oczy ze zdziwienia, on mnie olał. Bezczelnie mnie olał! Nie mogąc nic z siebie wykrztusić, szarpnąłem dłonią po blacie, uderzając dłonią w stojący talerz, który niefortunnie rozbił się na podłodze. Oj, przykre." - no po prostu kocham, to co piszesz. Zawsze ma to jakiś sens i to mi się naprawdę podoba.
Pozdrawiam,
Blackey.
Zostałaś nominowana ^^
OdpowiedzUsuńhttp://miyo-world.blogspot.com/2013/02/the-versatile-blogger.html
Zapraszam =D
Wyobraź sobie Emocjonalną Kalekę siedzącą przed komputerem i jak zwykle ryczącą na części kłótni małżeńskiej ChenMina. Wyobraź sobie, że na tej części zbierają jej się łzy w oczach, a na wyznaniu miłości w klubie spływają po policzkach by zginąć gdzieś w dole. I co teraz ma taka Emocjonalna Kaleka zrobić? Jak siedzi i płacze. Bo ja nie wiem.
OdpowiedzUsuńTo jest tak cudowne, tak piękne i wspaniałe. Tak kochany Xiumin i tak wkurwiający Chen. Tak bardzo tą dwójkę kocham, że nie wiem co mam teraz ze sobą zrobić. Za każdym razem jak czytam tego ff to płaczę. Płaczę lub powstrzymuję się przed płakaniem, co oczywiście nie wychodzi, bo i tak płyną łzy.
Powiem Ci jedno, więc słuchaj uważnie Krisusie...
KOCHAM CIĘ ♥
A teraz daj mi chusteczki ;-;
To było takie...Awww...Fajny pomysł a całość przesłodka.Przepraszam,że tak krótko,jednak bardzo mi się podobało,a i tak nie wiem co napisać ^u^
OdpowiedzUsuńHVASWFAYHRGS SKRĘCAM SIE JAK MAKARON ŚWIDEREK!
OdpowiedzUsuńUwielbiam XiuChen...uwielbiam wszystkie coś-tam-Cheny! XD
A ten był na początku taki smutny, miałam ochotę dac mu w morde bo kurwa jongdae jebańcu!
Co za...co za debil no na serio. Boże dzięki Bogu sie pogodzili bo bym umarła chyba. Świetne ff dzięki za podesłanie bloga ^^
G.G