Tytuł: Nie z tego świata
Typ: Seria. [Rozdział 2]
Gatunek: AU
Paringi: OT12 [LaySoo, LuKai]
Ostrzeżenia: Przekleństwa, lekkie shounen-ai.
Długość: 5152 słów
Notka autorska: Cześć wszystkim! Na początku powiem Wam jedno: Dziękuję za te piękne siedem komentarzy pod ostatnim postem! <3 Jesteście cudowne! Mam nadzieję, że z każdą notką będzie komentarzy coraz więcej. :3
Cieszę się niezmiernie, że podoba się Wam ta wieloczęściówka, jestem taka dumna, że mi coś wychodzi. *^*. Teraz są wakacje, więc pewnie będę publikowała częściej o ile uda mi się wszystko codziennie spisywać. Weny mam multum, pomysłów na to opowiadanie także, więc możecie spodziewać się spamu tą serią. Macie już KrisYeol oraz SuChen, więc teraz kolejne, inne paringi.
Endżoj moje kochane i komentujcie tak pięknie, jak zawsze. <3
Krisus Was kocha całym swoim, wielgachnym serduszkiem. :*
Długość: 5152 słów
Notka autorska: Cześć wszystkim! Na początku powiem Wam jedno: Dziękuję za te piękne siedem komentarzy pod ostatnim postem! <3 Jesteście cudowne! Mam nadzieję, że z każdą notką będzie komentarzy coraz więcej. :3
Cieszę się niezmiernie, że podoba się Wam ta wieloczęściówka, jestem taka dumna, że mi coś wychodzi. *^*. Teraz są wakacje, więc pewnie będę publikowała częściej o ile uda mi się wszystko codziennie spisywać. Weny mam multum, pomysłów na to opowiadanie także, więc możecie spodziewać się spamu tą serią. Macie już KrisYeol oraz SuChen, więc teraz kolejne, inne paringi.
Endżoj moje kochane i komentujcie tak pięknie, jak zawsze. <3
Krisus Was kocha całym swoim, wielgachnym serduszkiem. :*
Nudny, trwający już
dobre dwadzieścia pięć minut program kulinarny był jedyną,
przyzwoitą rzeczą, jaką Yixing mógł zająć sobie czas, w
oczekiwaniu na otwarcie sklepu. Zapomniał on bowiem o tym, że
najbliższy spożywczak otwierają dopiero punktualnie o godzinie
jedenastej, a jego elektroniczny zegarek stojący na brązowej,
drewnianej szafeczce tuż nad kuchenką, wskazywał dopiero dziesiątą
czterdzieści. Chłopak żałował strasznie, że nie zrobił zakupów
wczoraj, kiedy wszystkie sklepy czynne były od samego rana, czasem
trwając w otwarciu przez całe dwadzieścia cztery
godziny.
Westchnął ciężko. No tak, przez to swoje roztargnienie i częsty nawyk straty poczucia czasu, zapominał o wielu rzeczach. Jednak nie miał co płakać nad rozlanym mlekiem, zawsze można zrobić wszystko inne następnego dnia! I właśnie to postawił sobie dzisiaj za swój cel. Że w końcu pójdzie do tego cholernego sklepu (a przy tym nie zapomni zabrać swojego tyłka z domu) i kupi to, co było mu potrzebne nie dość, że do zrobienia obiadu, to i na kolejne, nadchodzące dni.
Uśmiechnął się lekko i kiedy podniósł się z kanapy, ruszył powolnym krokiem w stronę sklepu.
Jak to w sobotę dość wczesną godziną, chińskie, ulice, uliczki i wszelkie dzielnice były nieźle zatłoczone. Jednak dla Xinga nie stanowiło to jakoś żadnego problemu; idealnie wtopił się w tłum, zamykając w swoim szarym nudnym świecie amatorskiego kucharza, który z domu wychodził tylko wtedy, kiedy musiał, albo naprawdę miał do załatwienia sprawę godną życia i śmierci. Mówiąc jednak najogólniej, nie wychodził prawie nigdy, bowiem jego życie było nudne i szare, a co najlepsze nic nie zapowiadało się na to, żeby coś mogło się w nim kiedykolwiek zmienić.
Uniósł lekko głowę, narzucając na ramiona swoją szarą, dresową bluzę i na chwilę zamknął oczy. Próbował wyłączyć się chociaż na chwilę z tego głupiego świata, który wcale a wcale mu się nie podobał. Bo co jest fajnego w ciągłym siedzeniu w śmierdzącym, zapyziałym i ciągle niepotrafiącym znaleźć swojego prawdziwego, odpowiedniego miejsca świecie, w którym ludzie byli niczym stado wrednych, łakomych na pieniądze i sławę wilków? Nic. Po prostu nic.
Yixing wiedział, że wszystko dokoła niego było jednym, wielkim bagnem, ale starał się tym nie przejmować i żyć, tak, by chociaż sam z siebie był zadowolony, a nie po to, by przypodobać się innym ludziom, którzy i tak za miesiąc albo dwa wypięliby się do niego tyłkami, ze słodkim „spierdalaj” na ustach. Tak było zawsze, dlatego Lay (jak niegdyś został nazwany w szkole przez swoich znajomych i zostało mu to do dzisiaj) przestał się przejmować czymkolwiek i po prostu stał się typowym samotnikiem, dla którego rozmowa z kimkolwiek była udręczeniem, a wychodzenie na imprezy, czy gdziekolwiek indziej do miejsc pełnych ludzi zwykłą, niepotrzebną drobnostką.
Mówiąc najprościej: nienawidził ludzi, i z chęcią zamknąłby się sam w swoich czterech ścianach, by nie mieć z nimi nic do czynienia.
Jednak niestety wiedział, że z czasem będzie musiał wychylić nos zza drzwi i po prostu wyjść.
Chociażby na te pięć minut.
Nawet jego matka wyrzuciła go z domu, kiedy miał piętnaście lat, bo już wtedy zaczął kojarzyć pierwsze fakty, jacy ludzie w jego oczach byli naprawdę. Jednak co tu się dziwić, skoro kochana mamusia Yixinga po śmierci jego ojca znalazła sobie nowego lowelasa i za każdym możliwym razem sprowadzała go do domu, dając mu dupy za to, by udawał on ojca chłopaka. Lay nie raz przyłapał ich na przygodnym seksie, jak nie w łazience, to w kuchni, czy chociażby w nocy w łóżku (ha, bo jak się okazało, kochany ojczymek sypiał sobie w jego domu, no proszę, proszę!) i za każdym razem robił im o to awanturę. Bez krzyku i kilku siarczystych policzków się nie obeszło, ale to mało ważne. Yixing umiał to przetrzymać, bo był bardzo dzielny. Szkoda tylko, że tak szybko stracił dzieciństwo i wiarę w dobro ludzkie. Ale skoro w młodości nie mógł go doświadczyć, to co się dziwić? Ważniejsze jednak było bardziej to, co stało się z chłopakiem później.
Kiedy tylko mamusia od siedmiu boleści wyrzuciła go pewnego dnia z domu, zostawiając pod nogami jedynie walizkę z najpotrzebniejszymi mu rzeczami, Lay nie mając co ze sobą zrobić udał się do swojej babci od strony ojca, u której zamieszkał. Widział się z nią może dwa czy trzy razy odkąd się urodził, bowiem MeiMei (ach ta kochana mama!) nigdy nie pozwalała mu się z nią widywać, jednak chłopak był na tyle mądry, że idealnie zapamiętał drogę do domu staruszki. Oczywiście babcia, żywiąc do kobiety skrytą nienawiść od razu przyjęła Lay z otwartymi ramionami pod swój dach. Załatwiła dalszy rozwój pod względem nauki, wyprowadziła na należytą drogę w życiu, a nawet nauczyła go gotować, bowiem dobrze wiedziała, że kiedyś będzie on musiał nauczyć się żyć bez niej.
Mówiła:
Westchnął ciężko. No tak, przez to swoje roztargnienie i częsty nawyk straty poczucia czasu, zapominał o wielu rzeczach. Jednak nie miał co płakać nad rozlanym mlekiem, zawsze można zrobić wszystko inne następnego dnia! I właśnie to postawił sobie dzisiaj za swój cel. Że w końcu pójdzie do tego cholernego sklepu (a przy tym nie zapomni zabrać swojego tyłka z domu) i kupi to, co było mu potrzebne nie dość, że do zrobienia obiadu, to i na kolejne, nadchodzące dni.
Uśmiechnął się lekko i kiedy podniósł się z kanapy, ruszył powolnym krokiem w stronę sklepu.
Jak to w sobotę dość wczesną godziną, chińskie, ulice, uliczki i wszelkie dzielnice były nieźle zatłoczone. Jednak dla Xinga nie stanowiło to jakoś żadnego problemu; idealnie wtopił się w tłum, zamykając w swoim szarym nudnym świecie amatorskiego kucharza, który z domu wychodził tylko wtedy, kiedy musiał, albo naprawdę miał do załatwienia sprawę godną życia i śmierci. Mówiąc jednak najogólniej, nie wychodził prawie nigdy, bowiem jego życie było nudne i szare, a co najlepsze nic nie zapowiadało się na to, żeby coś mogło się w nim kiedykolwiek zmienić.
Uniósł lekko głowę, narzucając na ramiona swoją szarą, dresową bluzę i na chwilę zamknął oczy. Próbował wyłączyć się chociaż na chwilę z tego głupiego świata, który wcale a wcale mu się nie podobał. Bo co jest fajnego w ciągłym siedzeniu w śmierdzącym, zapyziałym i ciągle niepotrafiącym znaleźć swojego prawdziwego, odpowiedniego miejsca świecie, w którym ludzie byli niczym stado wrednych, łakomych na pieniądze i sławę wilków? Nic. Po prostu nic.
Yixing wiedział, że wszystko dokoła niego było jednym, wielkim bagnem, ale starał się tym nie przejmować i żyć, tak, by chociaż sam z siebie był zadowolony, a nie po to, by przypodobać się innym ludziom, którzy i tak za miesiąc albo dwa wypięliby się do niego tyłkami, ze słodkim „spierdalaj” na ustach. Tak było zawsze, dlatego Lay (jak niegdyś został nazwany w szkole przez swoich znajomych i zostało mu to do dzisiaj) przestał się przejmować czymkolwiek i po prostu stał się typowym samotnikiem, dla którego rozmowa z kimkolwiek była udręczeniem, a wychodzenie na imprezy, czy gdziekolwiek indziej do miejsc pełnych ludzi zwykłą, niepotrzebną drobnostką.
Mówiąc najprościej: nienawidził ludzi, i z chęcią zamknąłby się sam w swoich czterech ścianach, by nie mieć z nimi nic do czynienia.
Jednak niestety wiedział, że z czasem będzie musiał wychylić nos zza drzwi i po prostu wyjść.
Chociażby na te pięć minut.
Nawet jego matka wyrzuciła go z domu, kiedy miał piętnaście lat, bo już wtedy zaczął kojarzyć pierwsze fakty, jacy ludzie w jego oczach byli naprawdę. Jednak co tu się dziwić, skoro kochana mamusia Yixinga po śmierci jego ojca znalazła sobie nowego lowelasa i za każdym możliwym razem sprowadzała go do domu, dając mu dupy za to, by udawał on ojca chłopaka. Lay nie raz przyłapał ich na przygodnym seksie, jak nie w łazience, to w kuchni, czy chociażby w nocy w łóżku (ha, bo jak się okazało, kochany ojczymek sypiał sobie w jego domu, no proszę, proszę!) i za każdym razem robił im o to awanturę. Bez krzyku i kilku siarczystych policzków się nie obeszło, ale to mało ważne. Yixing umiał to przetrzymać, bo był bardzo dzielny. Szkoda tylko, że tak szybko stracił dzieciństwo i wiarę w dobro ludzkie. Ale skoro w młodości nie mógł go doświadczyć, to co się dziwić? Ważniejsze jednak było bardziej to, co stało się z chłopakiem później.
Kiedy tylko mamusia od siedmiu boleści wyrzuciła go pewnego dnia z domu, zostawiając pod nogami jedynie walizkę z najpotrzebniejszymi mu rzeczami, Lay nie mając co ze sobą zrobić udał się do swojej babci od strony ojca, u której zamieszkał. Widział się z nią może dwa czy trzy razy odkąd się urodził, bowiem MeiMei (ach ta kochana mama!) nigdy nie pozwalała mu się z nią widywać, jednak chłopak był na tyle mądry, że idealnie zapamiętał drogę do domu staruszki. Oczywiście babcia, żywiąc do kobiety skrytą nienawiść od razu przyjęła Lay z otwartymi ramionami pod swój dach. Załatwiła dalszy rozwój pod względem nauki, wyprowadziła na należytą drogę w życiu, a nawet nauczyła go gotować, bowiem dobrze wiedziała, że kiedyś będzie on musiał nauczyć się żyć bez niej.
Mówiła:
Musisz wiedzieć
kochanie, że ludzie to istoty dobitnie wredne i zakłamane. Nie
możesz nikomu wierzyć, a żeby to zrobić, potrzebujesz najpierw
dobrze poznać osobę, z którą się zadajesz. Nie wolno ci oceniać
ich po wyglądzie, czy tym, jak się zachowują. Pierwsze wrażenie
często bywa mylne, więc poznaj ich najpierw, a później przyklej
na czoło karteczkę z napisem „wart przyjaźni” lub „kompletny
palant”.
Na twarzy Yixinga
pojawił się lekki zalążek uśmiechu, kiedy tylko pomyślał o
swojej babci (bo powiedzmy sobie szczerze, że była ona jedyną
osobą, jakiej Lay potrafił zaufać, ale odkąd umarła i musiał on
sobie radzić sam, trochę czuł się tym wszystkim, co działo się
dokoła niego przytłoczony) i w czas potem skręcił w główną
alejkę, w której zaczynały się wszelkie sklepy, żeby zrobić
zakupy. Już miał wejść do pierwszego spożywczaka z brzegu kiedy,
po chwili stanął w półkroku jak wryty, czując, że chyba zaraz
wybuchnie. Właśnie sobie coś uświadomił. Do jego mózgu poprzez
komórki nerwowe dotarł fakt, że zapomniał zamknąć własnego
domu! Poczuł, jak woda w jego ciele ze złości niemal zaczęła
wrzeć, a w nogach dostał tyle siły, że mógłby skakać po
czubkach wysokich gór i do tego jeszcze nie dość, że nie spaść,
to i się nie zmęczyć. A co jeżeli się okaże, że jakiś oprych
wpadnie mu do mieszkania, ukradnie wszystko i jeszcze zrobi z niego
typową melinę, czy jak kto woli – burdel?!
A to wszystko wina tego jego cholernego zabiegania i powolnego kojarzenia wszelkich faktów. Chyba kiedyś przez to strzeli sobie kulkę w łeb. Bogu i tak nie będzie smutno na wieść o jego śmierci, bowiem Lay nie wierzył w Niego, odkąd jego życie tak diametralnie się zmieniło, bo po co miał niby to robić? Gdyby Bóg naprawdę istniał, dałby mu trochę tego szczęścia, albo chociaż poczucia, że ludziom naprawdę można ufać. A jak nic się nie zmieniło od tych sześciu lat, to po co?
Westchnął, kręcąc głową z lekkim przekąsem i szybko pobiegł w stronę drogi powrotnej do swojego domu. Musiał się trochę naczekać na przejściu dla pieszych, bo to cholerne czerwone światło, jak na złość nie chciało się zmienić, a do tego jeszcze na chodniku utworzyła się taka gromada ludzi, że Yixing musiał się przez nią przepychać, bo inaczej w życiu by się nie dostał do domu prędzej niż w to pięć minut.
Oparł zmęczony rękę na klamce od drzwi, złapał mocny wdech i wpadł do mieszkania niczym burza, a widząc, to co nagle znalazło się przed jego oczami, o mało co nie przewrócił się o leżący
pod jego nogami, czerwony dywan z naszytym, wielkim smokiem.
Przy jego kuchni stał nieco niższy od niego chłopak z brązową czupryną, która nie dość, że była niechlujnie ułożona, to jeszcze ten ktoś przewiązał sobie na czole chustkę, przez co wydał się dla Yixinga jeszcze bardziej dziwny niż w rzeczywistości był. A do tego te oczy... Może i Lay nie widział ich dokładnie tak z daleka, no ale jednak osoba przed nim posiadała niezły wytrzeszcz.
Skrzywił się lekko, zakładając ręce na biodrach i spojrzał zawistnym wzrokiem w stronę chłopaka, który w najlepsze stał sobie przy jego kuchni, i jak gdyby nigdy nic, coś gotował. Widział, jak trzymał w ręku łyżkę i mieszał coś w wielkim garnku, który stał na palniku. Przez to aż rozdziawił swoje usta w szoku; no dobra, zrozumiałby wszystko, że ten włamywacz chciał zabrać jego pieniądze, biżuterię, jaką Lay dostał po babci, telewizor, laptop, no ale do cholery ciężkiej, nie to, ze on po prostu stał sobie i JEGO kuchni i gotował. Tylko ciekaw był, co on tam wynalazł, skoro Yixing miał prawie pustą lodówkę?!
Ale chwila...
Czemu on w ogóle o tym myślał?
- Kim ty jesteś do jasnej anielki?! - spytał przytłumionym ze złości głosem i zmrużył oczy.
Obcy chłopak zerknął na niego kątem oka, ale z jego twarzy nie zniknął ten leciutki uśmiech, przez który Lay miał wrażenie, że popadnie zaraz w jakąś głupią depresję. Wsuniętą do garnka łyżką, lekko pomieszał zawartość, znajdującą się w środku i potem od razu zbliżył się do Yixinga, a ten tylko spojrzał na niego i wyciągniętą w swoją stronę rękę z niesmakiem i dziwną odrazą.
- Cześć, mam na imię Kyungsoo i pewnie teraz zastanawiasz się, jak się tutaj znalazłem, prawda?
Lay spojrzał na niego z jeszcze większymi oczami, niż te posiadał sam chłopak. O mało co z wrażenia nie upadłby na dywan, no ale jeszcze aż taką niezdarą to chyba nie był.
- Jakbyś mi kurwa czytał w myślach... - mruknął pod nosem, wbijając w niego pełen irytacji, ale również ciekawski wzrok.
Dziwił się, ale nie wyczuwał od niego jakiejś specjalnie złowrogiej aury, no ale jak mówiła babcia, lepiej uważać na ludzi. Przechylił ze znużeniem głowę, patrząc na Kyungsoo, tak przeszywająco morderczym wzrokiem, że nawet nie uścisnął jego dłoni. Obszedł tylko chłopaka dokoła, przyglądając mu dokładnie, po czym usiadł na kanapie z założoną nogą na drugą.
Kyngsoo zaś uśmiechnął się delikatnie i posłał Lay pełne uprzejmości spojrzenie.
- Wiesz... Nie lubię nikomu wpakowywać się do domu tak bez zapowiedzi, ale tak się składa, że spadłem z nieba pod twoje drzwi, i że nie miałem dokąd pójść, to pomyślałem, że może ruszę za klamkę i bum! Drzwi mi się otworzyły! Ale... Ciebie nie było, to potem pomyślałem sobie, że może poczekam i tak proszę, jesteś! - a temu drugiemu szczęka opadła na dół.
A to wszystko wina tego jego cholernego zabiegania i powolnego kojarzenia wszelkich faktów. Chyba kiedyś przez to strzeli sobie kulkę w łeb. Bogu i tak nie będzie smutno na wieść o jego śmierci, bowiem Lay nie wierzył w Niego, odkąd jego życie tak diametralnie się zmieniło, bo po co miał niby to robić? Gdyby Bóg naprawdę istniał, dałby mu trochę tego szczęścia, albo chociaż poczucia, że ludziom naprawdę można ufać. A jak nic się nie zmieniło od tych sześciu lat, to po co?
Westchnął, kręcąc głową z lekkim przekąsem i szybko pobiegł w stronę drogi powrotnej do swojego domu. Musiał się trochę naczekać na przejściu dla pieszych, bo to cholerne czerwone światło, jak na złość nie chciało się zmienić, a do tego jeszcze na chodniku utworzyła się taka gromada ludzi, że Yixing musiał się przez nią przepychać, bo inaczej w życiu by się nie dostał do domu prędzej niż w to pięć minut.
Oparł zmęczony rękę na klamce od drzwi, złapał mocny wdech i wpadł do mieszkania niczym burza, a widząc, to co nagle znalazło się przed jego oczami, o mało co nie przewrócił się o leżący
pod jego nogami, czerwony dywan z naszytym, wielkim smokiem.
Przy jego kuchni stał nieco niższy od niego chłopak z brązową czupryną, która nie dość, że była niechlujnie ułożona, to jeszcze ten ktoś przewiązał sobie na czole chustkę, przez co wydał się dla Yixinga jeszcze bardziej dziwny niż w rzeczywistości był. A do tego te oczy... Może i Lay nie widział ich dokładnie tak z daleka, no ale jednak osoba przed nim posiadała niezły wytrzeszcz.
Skrzywił się lekko, zakładając ręce na biodrach i spojrzał zawistnym wzrokiem w stronę chłopaka, który w najlepsze stał sobie przy jego kuchni, i jak gdyby nigdy nic, coś gotował. Widział, jak trzymał w ręku łyżkę i mieszał coś w wielkim garnku, który stał na palniku. Przez to aż rozdziawił swoje usta w szoku; no dobra, zrozumiałby wszystko, że ten włamywacz chciał zabrać jego pieniądze, biżuterię, jaką Lay dostał po babci, telewizor, laptop, no ale do cholery ciężkiej, nie to, ze on po prostu stał sobie i JEGO kuchni i gotował. Tylko ciekaw był, co on tam wynalazł, skoro Yixing miał prawie pustą lodówkę?!
Ale chwila...
Czemu on w ogóle o tym myślał?
- Kim ty jesteś do jasnej anielki?! - spytał przytłumionym ze złości głosem i zmrużył oczy.
Obcy chłopak zerknął na niego kątem oka, ale z jego twarzy nie zniknął ten leciutki uśmiech, przez który Lay miał wrażenie, że popadnie zaraz w jakąś głupią depresję. Wsuniętą do garnka łyżką, lekko pomieszał zawartość, znajdującą się w środku i potem od razu zbliżył się do Yixinga, a ten tylko spojrzał na niego i wyciągniętą w swoją stronę rękę z niesmakiem i dziwną odrazą.
- Cześć, mam na imię Kyungsoo i pewnie teraz zastanawiasz się, jak się tutaj znalazłem, prawda?
Lay spojrzał na niego z jeszcze większymi oczami, niż te posiadał sam chłopak. O mało co z wrażenia nie upadłby na dywan, no ale jeszcze aż taką niezdarą to chyba nie był.
- Jakbyś mi kurwa czytał w myślach... - mruknął pod nosem, wbijając w niego pełen irytacji, ale również ciekawski wzrok.
Dziwił się, ale nie wyczuwał od niego jakiejś specjalnie złowrogiej aury, no ale jak mówiła babcia, lepiej uważać na ludzi. Przechylił ze znużeniem głowę, patrząc na Kyungsoo, tak przeszywająco morderczym wzrokiem, że nawet nie uścisnął jego dłoni. Obszedł tylko chłopaka dokoła, przyglądając mu dokładnie, po czym usiadł na kanapie z założoną nogą na drugą.
Kyngsoo zaś uśmiechnął się delikatnie i posłał Lay pełne uprzejmości spojrzenie.
- Wiesz... Nie lubię nikomu wpakowywać się do domu tak bez zapowiedzi, ale tak się składa, że spadłem z nieba pod twoje drzwi, i że nie miałem dokąd pójść, to pomyślałem, że może ruszę za klamkę i bum! Drzwi mi się otworzyły! Ale... Ciebie nie było, to potem pomyślałem sobie, że może poczekam i tak proszę, jesteś! - a temu drugiemu szczęka opadła na dół.
- Czy ty sobie ze
mnie żartujesz?! - warknął, unosząc głos i już miał zadzwonić
po policję, żeby mu tego kogoś z domu wyrzucili, ale stwierdził,
że raczej to i tak by mu nic nie dało, a poza tym, ten gość
naprawdę nie wydawał się jakoś specjalnie groźny.
Tylko wkurwiało go, że był tak bardzo spokojny.
- Nie, jestem całkowicie poważny, dobra, mogłem nie mówić, że spadłem z nieba, ale wiesz... Masz całkiem ładny dom, taki przytulny i w ogóle, normalnie czuję się tutaj tak, jak na EXO Planet – twój dom bowiem wydaje mi się być tak bardzo moim. - Kyungsoo od razu zmienił temat, przez co Yixing aż otworzył szeroko usta.
Jakie kurwa EXO Planet?!
- Yixing, lubisz gotować? - zagadnął go Kyungsoo, a ten o mało co z szoku nie ześliznął się z kanapy.
Tylko wkurwiało go, że był tak bardzo spokojny.
- Nie, jestem całkowicie poważny, dobra, mogłem nie mówić, że spadłem z nieba, ale wiesz... Masz całkiem ładny dom, taki przytulny i w ogóle, normalnie czuję się tutaj tak, jak na EXO Planet – twój dom bowiem wydaje mi się być tak bardzo moim. - Kyungsoo od razu zmienił temat, przez co Yixing aż otworzył szeroko usta.
Jakie kurwa EXO Planet?!
- Yixing, lubisz gotować? - zagadnął go Kyungsoo, a ten o mało co z szoku nie ześliznął się z kanapy.
- Skąd ty znasz
moje imię?!
- Na jakimś ekranie miałeś napisane swoje dane, kiedy grzebałem w tym dziwnym urządzeniu, które stoi o tam... - i w tym momencie D.O wskazał swoim smukłym palcem na laptopa chłopaka, który włączony stał sobie w spokoju na dużym, brązowym stoliku. -...więc tak cię...
- Grzebałeś w moim laptopie?! - warknął jeszcze głośniej niż wcześniej Lay przerywając mu, i prawie, że przewracając się o własne nogi, kiedy podbiegał pędem do włączonego urządzenia.
I znów to samo!
Znów zapomniał o najważniejszych rzeczach, takich jak na przykład wyłączenie laptopa.
Westchnął ciężko, patrząc się wciąż nieprzychylnie na uśmiechającego się wesoło, ale dość dziwnie chłopaka. Dziwnie, bowiem jego usta były dość krzywe, ale Lay nie zwracał na to jakoś uwagi.
Bardziej zastanawiało go to, co gorszego mu się dzisiaj przytrafi.
- Tak, lubię... To moje ulubione zajęcie. - mruknął, odpowiadając w końcu na poprzednie pytanie chłopaka.
- To w takim razie spróbuj.
- Co?!
Widząc, jak Kyungsoo właśnie wyłączył garnek na kuchni i podszedł do niego z wielką chochlą, w której była jakaś niezidentyfikowana substancja (aczkolwiek pachnąca dość fajnie), spojrzał na niego, jak na jakiegoś błazna, ale mimo wszystko spróbował tego, co dał mu chłopak i musiał przyznać, że było to całkiem dobre.
- Jak to zrobiłeś tak szybko?
D.O uśmiechnął się lekko.
- Poszperałem trochę w twoich szafkach i udało mi się znaleźć coś, co chyba nadawało się do zjedzenia, więc pomyślałem sobie, że może to ugotuję. Wiesz... mam taki fetysz. Strasznie lubię gotować!
- A wiesz, ile mnie to obchodzi? - mruknął mu cicho Lay, patrząc na nowo na zegarek, po czym złapał się za głowę. - Kurwa, przez ciebie musiałem wracać się do domu, a miałem pójść do sklepu po coś do jedzenia! Jak widzę, raczej się teraz ode mnie nie odczepisz, to może z łaski swojej poszedłbyś ze mną na zakupy, bo nie będziesz miał z czego gotować?
Widząc ponownie uśmiechającego się w jego stronę chłopaka, Chińczyk tylko westchnął ciężko i pociągnął go za rękaw wyprowadzając z domu. I tym razem już nie zapomniał zamknąć mieszkania na klucz. Cały czas cholernie wkurwiał go ten dziwny uśmiech tego chłopaka, ale co miał zrobić? Opuścił głowę, kopiąc butem jakiś mały kamyk i zagryzł wargę.
Boże, który nie istniejesz, czemu zsyłasz na niego takich debili?!
Westchnął z bezradnością w głosie i zerknął przed siebie. Zapowiadał się chyba długi dzień. Długi i nudny.
- Ej, Yixing. Widziałem, że na tym urządzeniu wyświetlił mi się napis konkurs gotowania. Powiesz mi, o co chodzi? To twoje? Co chcesz z tym zrobić?
Lay zerknął kątem oka na pogrążonego w zadawaniu mu pytań D.O, po czym wzruszył ramionami i pociągnął go mocniej za rękaw.
- Później ci powiem, teraz proszę, zamknij dziób.
Wkurwiał go, ale chyba w końcu znalazł kogoś o podobnych zainteresowaniach.
Świętej pamięci babciu, chroń go, bo jeżeli ten cały Kyungsoo okaże się być zupełnie inny niż jest, to Lay chyba dostanie szału. Miał nie oceniać ludzi za pierwszym poznaniem, ale co do tego chłopaka, opinia aż się prosiła, żeby ją wystawić, i chyba była całkowicie pozytywna.
- Na jakimś ekranie miałeś napisane swoje dane, kiedy grzebałem w tym dziwnym urządzeniu, które stoi o tam... - i w tym momencie D.O wskazał swoim smukłym palcem na laptopa chłopaka, który włączony stał sobie w spokoju na dużym, brązowym stoliku. -...więc tak cię...
- Grzebałeś w moim laptopie?! - warknął jeszcze głośniej niż wcześniej Lay przerywając mu, i prawie, że przewracając się o własne nogi, kiedy podbiegał pędem do włączonego urządzenia.
I znów to samo!
Znów zapomniał o najważniejszych rzeczach, takich jak na przykład wyłączenie laptopa.
Westchnął ciężko, patrząc się wciąż nieprzychylnie na uśmiechającego się wesoło, ale dość dziwnie chłopaka. Dziwnie, bowiem jego usta były dość krzywe, ale Lay nie zwracał na to jakoś uwagi.
Bardziej zastanawiało go to, co gorszego mu się dzisiaj przytrafi.
- Tak, lubię... To moje ulubione zajęcie. - mruknął, odpowiadając w końcu na poprzednie pytanie chłopaka.
- To w takim razie spróbuj.
- Co?!
Widząc, jak Kyungsoo właśnie wyłączył garnek na kuchni i podszedł do niego z wielką chochlą, w której była jakaś niezidentyfikowana substancja (aczkolwiek pachnąca dość fajnie), spojrzał na niego, jak na jakiegoś błazna, ale mimo wszystko spróbował tego, co dał mu chłopak i musiał przyznać, że było to całkiem dobre.
- Jak to zrobiłeś tak szybko?
D.O uśmiechnął się lekko.
- Poszperałem trochę w twoich szafkach i udało mi się znaleźć coś, co chyba nadawało się do zjedzenia, więc pomyślałem sobie, że może to ugotuję. Wiesz... mam taki fetysz. Strasznie lubię gotować!
- A wiesz, ile mnie to obchodzi? - mruknął mu cicho Lay, patrząc na nowo na zegarek, po czym złapał się za głowę. - Kurwa, przez ciebie musiałem wracać się do domu, a miałem pójść do sklepu po coś do jedzenia! Jak widzę, raczej się teraz ode mnie nie odczepisz, to może z łaski swojej poszedłbyś ze mną na zakupy, bo nie będziesz miał z czego gotować?
Widząc ponownie uśmiechającego się w jego stronę chłopaka, Chińczyk tylko westchnął ciężko i pociągnął go za rękaw wyprowadzając z domu. I tym razem już nie zapomniał zamknąć mieszkania na klucz. Cały czas cholernie wkurwiał go ten dziwny uśmiech tego chłopaka, ale co miał zrobić? Opuścił głowę, kopiąc butem jakiś mały kamyk i zagryzł wargę.
Boże, który nie istniejesz, czemu zsyłasz na niego takich debili?!
Westchnął z bezradnością w głosie i zerknął przed siebie. Zapowiadał się chyba długi dzień. Długi i nudny.
- Ej, Yixing. Widziałem, że na tym urządzeniu wyświetlił mi się napis konkurs gotowania. Powiesz mi, o co chodzi? To twoje? Co chcesz z tym zrobić?
Lay zerknął kątem oka na pogrążonego w zadawaniu mu pytań D.O, po czym wzruszył ramionami i pociągnął go mocniej za rękaw.
- Później ci powiem, teraz proszę, zamknij dziób.
Wkurwiał go, ale chyba w końcu znalazł kogoś o podobnych zainteresowaniach.
Świętej pamięci babciu, chroń go, bo jeżeli ten cały Kyungsoo okaże się być zupełnie inny niż jest, to Lay chyba dostanie szału. Miał nie oceniać ludzi za pierwszym poznaniem, ale co do tego chłopaka, opinia aż się prosiła, żeby ją wystawić, i chyba była całkowicie pozytywna.
*
Ostatni z jego
klientów właśnie opuścił lokal, więc Luhan zmęczony niemalże
rzucił się na kanapę, rozwalając się na niej, jakby był w swoim
domu, po czym odetchnął głęboko i ciężko. Przetarł dłonią
zmęczone czoło, odgarniając klejącą się niesfornie do niego
grzywkę i spojrzał w górę wzrokiem pełnym zatroskania i
bezsilności. Jednak uśmiechnął się lekko. Lubił bowiem w czasie
wolnym między studiami dorabiać sobie na życie w jednej z
kawiarenek jako kelner, jednak była jedna rzecz, jaka z czasem
zaczęła doprowadzać go do białej gorączki.
Był ogólnie bardzo uroczym chłopcem. Z wyglądu może przypominał nieco zniewieściałego, jednak miał nieco inny charakter. Ale my tu na razie o jego wyglądzie. Miał śliczne, jasne, podchodzące pod kolor cytryny włosy, które idealnie pasowały do jasnej, dziewczęcej cery i wielkich, brązowych oczu, właśnie dlatego z twarzy mógł się wydawać zupełnie kimś innym. A na dodatek jeszcze jego ciało mówiło sam za siebie. Był strasznie chudy, przez co koledzy z kawiarni mówili, że wyglądał na anorektyka, jednak jakoś specjalnych problemów ze zdrowiem nie miał, a jego jędrne pośladki idealnie pasowały do opinających nogi, ciemnych spodni. Wysoki, chudy, ładny, normalnie ideał. No ale, niestety to diabeł wcielony!
Jednak wracając do Luhana i jego pracy w knajpie, bo o charakterze kiedy indziej.
Do kawiarenki przychodziło mnóstwo różnych ludzi, jednak bardzo często okazali się nimi być mężczyźni po trzydziestym, czy czterdziestym roku życia. Jak wiadomo, klient – nasz pan, jednak dla Luhana praca z takimi była okropnie męcząca. Dawała mu się we znaki szczególnie dlatego, że większość z tych staruchów interesowała się takimi ślicznymi, młodymi chłopaczkami i to pod każdym względem – nie tylko cudnej buźki, ale i ładniutkiego ciałka.
Był ogólnie bardzo uroczym chłopcem. Z wyglądu może przypominał nieco zniewieściałego, jednak miał nieco inny charakter. Ale my tu na razie o jego wyglądzie. Miał śliczne, jasne, podchodzące pod kolor cytryny włosy, które idealnie pasowały do jasnej, dziewczęcej cery i wielkich, brązowych oczu, właśnie dlatego z twarzy mógł się wydawać zupełnie kimś innym. A na dodatek jeszcze jego ciało mówiło sam za siebie. Był strasznie chudy, przez co koledzy z kawiarni mówili, że wyglądał na anorektyka, jednak jakoś specjalnych problemów ze zdrowiem nie miał, a jego jędrne pośladki idealnie pasowały do opinających nogi, ciemnych spodni. Wysoki, chudy, ładny, normalnie ideał. No ale, niestety to diabeł wcielony!
Jednak wracając do Luhana i jego pracy w knajpie, bo o charakterze kiedy indziej.
Do kawiarenki przychodziło mnóstwo różnych ludzi, jednak bardzo często okazali się nimi być mężczyźni po trzydziestym, czy czterdziestym roku życia. Jak wiadomo, klient – nasz pan, jednak dla Luhana praca z takimi była okropnie męcząca. Dawała mu się we znaki szczególnie dlatego, że większość z tych staruchów interesowała się takimi ślicznymi, młodymi chłopaczkami i to pod każdym względem – nie tylko cudnej buźki, ale i ładniutkiego ciałka.
W pierwszych dniach
swojej pracy tutaj może czuł się nieco niezręcznie, kiedy
podchodził, by przyjąć zamówienie, i dziwnym trafem poczuł jakąś
łapę na swoim tyłku, czy innej partii ciała, jednak z biegiem
czasu zaczęło go to po prostu wkurzać.
Raz czy drugi odpyskował, ukazując na twarzy nie anielski uśmiech, a wredny wzrok zapyziałej, oziębłej suki. Mimo że szef tej kawiarenki kazał mu być dla klientów miły, to jednak Luhan nie potrafił, bowiem wszystko miało swoje granice, a on za dziwkę uważany być nie chciał.
Wywrócił oczami na samą myśl o tym i kątem oka zauważył, jak przysiadł się do niego jego kolega po fachu Jongki – Koreańczyk zatrudniony tu z zachcianki szefa, bo był synkiem jego przyjaciela z dzieciństwa. A to już samo na to wskazywało, że takich większość nie lubiła i Luhan był jedną z tych osób. Po prostu ten cały Jongki nieźle grał mu na nerwach, ale starał się powstrzymać od pyskowania chociaż w jego stronę, bo wiedział, że na pewno wyleciałby za to. A jakoś nie widziało mu się, żeby nie mieć na utrzymanie, bo jak wiadomo nawet w Chinach życie studenta jest bardzo biedne i polegające na jedzeniu jedynie zupek chińskich. Paradoks, co?
- Co Luhan-hyung, koniec na dzisiaj? - zagadnął go wesołym głosem, opierając dłonie na jego ramieniu i patrząc radosnym spojrzeniem na starszego od siebie o trzy lata chłopaka. - Nie jesteś zmęczony? A może mam ci w czymś jeszcze pomóc?
Lu popatrzył na niego w pierwszej chwili dość obojętnie, ale z całej siły starał się powstrzymać od tego, by mu tej słodkiej buźki nie obić przy pomocy swoich cudnych pięści. No i jeszcze to 'hyung' na końcu... Jak on nienawidził, jak ktoś gadał do niego po koreańsku!
Wymusił na twarzy uroczy uśmiech i pokręcił głową.
- Już skończyłem. Teraz mam chwilę wolnego, chyba zrobię sobie drzemkę. Ostatnio dużo się uczyłem, wiesz... Kolokwia, bla bla, zaliczanie, nadmiar nauki mnie przygniótł...
- Rozumiem cię, hyung. Ale wiesz, jeżeli masz problem, mogę cię zawsze zastąpić, od czego się ma znajomych z pracy~ - zaśmiał się Jongki i oparł na kanapie plecami.
- No tak, i może jeszcze zagarnąć sobie przy tym moje wynagrodzenie, co? - mruknął w myślach Luhan, przeszywając młodszego spojrzeniem niemal na wskroś.
Nie to, żeby coś do niego miał, w końcu specjalnej krzywdy mu nie zrobił, po prostu uważał, że Jongki nie powinien mieć wszystkiego ot tak sobie. Że tylko pstryknie palcami i proszę, pieniążki, robota, a nawet studia w najlepszych uczelniach się załatwi! Bo co? Bo ma bogatych, kąpiących się w mamonie rodziców, co rozpieszczają swojego synalka?
Raz czy drugi odpyskował, ukazując na twarzy nie anielski uśmiech, a wredny wzrok zapyziałej, oziębłej suki. Mimo że szef tej kawiarenki kazał mu być dla klientów miły, to jednak Luhan nie potrafił, bowiem wszystko miało swoje granice, a on za dziwkę uważany być nie chciał.
Wywrócił oczami na samą myśl o tym i kątem oka zauważył, jak przysiadł się do niego jego kolega po fachu Jongki – Koreańczyk zatrudniony tu z zachcianki szefa, bo był synkiem jego przyjaciela z dzieciństwa. A to już samo na to wskazywało, że takich większość nie lubiła i Luhan był jedną z tych osób. Po prostu ten cały Jongki nieźle grał mu na nerwach, ale starał się powstrzymać od pyskowania chociaż w jego stronę, bo wiedział, że na pewno wyleciałby za to. A jakoś nie widziało mu się, żeby nie mieć na utrzymanie, bo jak wiadomo nawet w Chinach życie studenta jest bardzo biedne i polegające na jedzeniu jedynie zupek chińskich. Paradoks, co?
- Co Luhan-hyung, koniec na dzisiaj? - zagadnął go wesołym głosem, opierając dłonie na jego ramieniu i patrząc radosnym spojrzeniem na starszego od siebie o trzy lata chłopaka. - Nie jesteś zmęczony? A może mam ci w czymś jeszcze pomóc?
Lu popatrzył na niego w pierwszej chwili dość obojętnie, ale z całej siły starał się powstrzymać od tego, by mu tej słodkiej buźki nie obić przy pomocy swoich cudnych pięści. No i jeszcze to 'hyung' na końcu... Jak on nienawidził, jak ktoś gadał do niego po koreańsku!
Wymusił na twarzy uroczy uśmiech i pokręcił głową.
- Już skończyłem. Teraz mam chwilę wolnego, chyba zrobię sobie drzemkę. Ostatnio dużo się uczyłem, wiesz... Kolokwia, bla bla, zaliczanie, nadmiar nauki mnie przygniótł...
- Rozumiem cię, hyung. Ale wiesz, jeżeli masz problem, mogę cię zawsze zastąpić, od czego się ma znajomych z pracy~ - zaśmiał się Jongki i oparł na kanapie plecami.
- No tak, i może jeszcze zagarnąć sobie przy tym moje wynagrodzenie, co? - mruknął w myślach Luhan, przeszywając młodszego spojrzeniem niemal na wskroś.
Nie to, żeby coś do niego miał, w końcu specjalnej krzywdy mu nie zrobił, po prostu uważał, że Jongki nie powinien mieć wszystkiego ot tak sobie. Że tylko pstryknie palcami i proszę, pieniążki, robota, a nawet studia w najlepszych uczelniach się załatwi! Bo co? Bo ma bogatych, kąpiących się w mamonie rodziców, co rozpieszczają swojego synalka?
Pokręcił głową,
ale z jego rozmyślań wyrwał go dźwięk dzwonka oraz otwieranych
drzwi kawiarni. Teraz ludzi nie było tutaj w ogóle, więc panowała
dokoła niemalże grobowa cisza. Luhan westchnął i zerknął kątem
oka na osobę, która właśnie pojawiła się w środku i skrzywił,
bowiem po raz kolejny okazał się nią być jakiś zapyziały
brodacz, który do tego był Europejczykiem i ubierał się jak
menel. Facet usiadł na jednym ze skórzanych foteli pod oknem,
zdejmując z siebie dziwną, ciemną kurtkę, a Luhan, albo mu się
wydawało, albo poczuł, jak po pomieszczeniu rozniósł się jakiś
nieprzyjemny zapach.
- No chyba sobie żartujesz... - powiedział pod nosem, już mając się podnieść, by podejść do klienta, ale uprzedził go Jongie, łapiąc starszego za rękę.
- Hyung... Jest prawie jedenasta, nie masz dzisiaj przypadkiem jakichś zajęć? Zawsze pamiętałem, że w sobotę...
- Kurwa! - warknął na całe gardło Chińczyk, w ostatnim momencie zakrywając sobie usta dłońmi, by nikt nie spojrzał na niego jak na debila i nie skarcił jakimś nieprzychylnym wzrokiem za to, że przeklina. - Kuźwa, zapomniałem, zapomniałem, muszę iść!
- No chyba sobie żartujesz... - powiedział pod nosem, już mając się podnieść, by podejść do klienta, ale uprzedził go Jongie, łapiąc starszego za rękę.
- Hyung... Jest prawie jedenasta, nie masz dzisiaj przypadkiem jakichś zajęć? Zawsze pamiętałem, że w sobotę...
- Kurwa! - warknął na całe gardło Chińczyk, w ostatnim momencie zakrywając sobie usta dłońmi, by nikt nie spojrzał na niego jak na debila i nie skarcił jakimś nieprzychylnym wzrokiem za to, że przeklina. - Kuźwa, zapomniałem, zapomniałem, muszę iść!
Młodszy uśmiechnął
się do niego lekko, klepiąc po ramieniu i wstał. Spojrzał w oczy
Lu, a jego wzrok był dość znaczący – Chińczyk wiedział, że
on coś knuje, więc tylko wbił w niego przebiegłe spojrzenie i
skrzywił się nieznacznie.
- Gege, idź na zajęcia, ja zajmę się tym klientem, a wynagrodzenie za niego ci oddam, kiedy wrócisz! - a kiedy usłyszał, co powiedział do niego Jongki, aż prawie by go opluł z wrażenia.
- Gege, idź na zajęcia, ja zajmę się tym klientem, a wynagrodzenie za niego ci oddam, kiedy wrócisz! - a kiedy usłyszał, co powiedział do niego Jongki, aż prawie by go opluł z wrażenia.
- O czym ty mówisz?
- spytał cicho, powolnym ruchem wstając z kanapy, by się jeszcze
nie przewrócić.
Jongie poklepał go po ramieniu po raz kolejny.
- No o tym, co słyszysz. Idź na zajęcia, a jak wrócisz, oddam ci za tego gościa pieniądze.
Nie no, to są chyba jakieś jaja! Luhan się chyba przesłyszał.
No, ale nie mógł się jakoś dłużej nad tym wszystkim zastanawiać, bo ma dokładnie dziesięć minut, żeby przebrać się, wyjść z tej kawiarenki, odpalić samochód i po prostu znaleźć się na zajęciach, a na dodatek jeszcze się nie spóźnić! Wyjrzał jeszcze po raz ostatni zza drzwi, kiedy wychodził i w zasięgu jego wzroku pojawił się wesoły wzrok Jongki'ego, który posłał mu tylko malutkie serduszko utworzone z rąk, ze słowem 'hwaiting' na ustach. Uśmiechnął się na to delikatnie i niemal niczym wilk wyskoczył z pomieszczenia, lecąc zaciekle w stronę swojego czarnego, sportowego samochodu. Trochę namęczył się z otwieraniem wozu, bowiem dłonie ze stresu tak mocno mu się trzęsły, że nie mógł nawet trafić w dziurkę od klucza. Przeklął kilka razy pod nosem i kiedy złapał kilka dłuższych, uspokajających oddechów, bez pośpiechu otworzył drzwi, wsiadając pędem do auta i wyjeżdżając na główną drogę w Chinach, którą, jako jedyną udałoby mu się dostać na swoją uczelnię.
Naprawdę, że też kompletnie zapomniał o tym, że ma dzisiaj zajęcia! To ta okropna robota w tej głupiej kawiarni dawała mu się we znaki. Westchnął ciężko; nawet nie zdążył pozbyć się z siebie swojego stroju kelnera, a dobrze, że chociaż miał książki w swoim aucie, które po ostatnich zajęciach po prostu zapomniał z niego wyciągnąć. Drżącą dłonią trzymał kierownicę w aucie i uważnie spoglądał na ulice, doszukując się pasa, którym najszybciej mógłby dostać się do swojego college'u. Dziwne wydało mu się jedynie to, że na pasach ruchu zaczął zbierać się dość duży korek, przecież dzisiaj była sobota, co to ma niby być?!
Opuścił zdenerwowany głowę na kierownicę, coraz mocniej zaciskając na niej palce i uderzając w nią czołem. Że też akurat teraz zachciało im się tworzyć korek na drodze, kiedy on akurat miał coś ważnego do załatwienia! Westchnął ciężko i zatrąbił kilka razy w klakson, próbując tym ponaglić innych Chinoli, jacy siedzieli w swoich autach i niczym żółwie przemierzali ulicę. Jednak i tak nic to nie dało.
Jongie poklepał go po ramieniu po raz kolejny.
- No o tym, co słyszysz. Idź na zajęcia, a jak wrócisz, oddam ci za tego gościa pieniądze.
Nie no, to są chyba jakieś jaja! Luhan się chyba przesłyszał.
No, ale nie mógł się jakoś dłużej nad tym wszystkim zastanawiać, bo ma dokładnie dziesięć minut, żeby przebrać się, wyjść z tej kawiarenki, odpalić samochód i po prostu znaleźć się na zajęciach, a na dodatek jeszcze się nie spóźnić! Wyjrzał jeszcze po raz ostatni zza drzwi, kiedy wychodził i w zasięgu jego wzroku pojawił się wesoły wzrok Jongki'ego, który posłał mu tylko malutkie serduszko utworzone z rąk, ze słowem 'hwaiting' na ustach. Uśmiechnął się na to delikatnie i niemal niczym wilk wyskoczył z pomieszczenia, lecąc zaciekle w stronę swojego czarnego, sportowego samochodu. Trochę namęczył się z otwieraniem wozu, bowiem dłonie ze stresu tak mocno mu się trzęsły, że nie mógł nawet trafić w dziurkę od klucza. Przeklął kilka razy pod nosem i kiedy złapał kilka dłuższych, uspokajających oddechów, bez pośpiechu otworzył drzwi, wsiadając pędem do auta i wyjeżdżając na główną drogę w Chinach, którą, jako jedyną udałoby mu się dostać na swoją uczelnię.
Naprawdę, że też kompletnie zapomniał o tym, że ma dzisiaj zajęcia! To ta okropna robota w tej głupiej kawiarni dawała mu się we znaki. Westchnął ciężko; nawet nie zdążył pozbyć się z siebie swojego stroju kelnera, a dobrze, że chociaż miał książki w swoim aucie, które po ostatnich zajęciach po prostu zapomniał z niego wyciągnąć. Drżącą dłonią trzymał kierownicę w aucie i uważnie spoglądał na ulice, doszukując się pasa, którym najszybciej mógłby dostać się do swojego college'u. Dziwne wydało mu się jedynie to, że na pasach ruchu zaczął zbierać się dość duży korek, przecież dzisiaj była sobota, co to ma niby być?!
Opuścił zdenerwowany głowę na kierownicę, coraz mocniej zaciskając na niej palce i uderzając w nią czołem. Że też akurat teraz zachciało im się tworzyć korek na drodze, kiedy on akurat miał coś ważnego do załatwienia! Westchnął ciężko i zatrąbił kilka razy w klakson, próbując tym ponaglić innych Chinoli, jacy siedzieli w swoich autach i niczym żółwie przemierzali ulicę. Jednak i tak nic to nie dało.
- No ja to mam kurwa
szczęście... - mruknął pod nosem, kiedy nagle obrócił głowę w
bok, dostrzegając swoim sokolim okiem coś, co może i by ułatwiło
mu dojazd na uczelnię, ale jeżeli chociaż jeden manewr mu nie
wyjdzie, to wszystko szlag trafi.
Jeżeli chociaż o
kilka minut spóźni się na zajęcia, to sobie tego nie daruje. Tu
już nie chodzi o to, że znowu będzie miał przesrane u pana od
zarządzania, ale po prostu jemu samemu byłoby z tym zwyczajnie źle.
Nie na darmo wybrał sobie na zawód ekonomistę, żeby teraz miał
wszystko zniszczyć przez jakiś durny korek.
Zacisnął mocno ręce na kierownicy, dodał gazu do silnika i wyjechał z korka prosto na chodnik, o mało co nie potrącając tym samym kilku ludzi. Śpieszyło mu się, co miał poradzić? Prędko udało mu się wyminąć korek, jaki zalegał mu na drodze, jadąc przy tym chodnikiem (i łamiąc wiele przepisów, ale kto by tam się tym przejmował), jednak zaraz przed jego oczami pojawiła się kolejna przeszkoda, a mianowicie czerwone światło.
Luhan zmarszczył mocno swoje brwi – o nie, nie popuści tego, w życiu. Już wolałby mieć wypadek, niżby teraz miał zatrzymać samochód i nie zdążyć na zajęcia. Tak, wypadek samochodowy byłby tutaj jedynie ewentualnością. Stałoby się, to by się stało, przynajmniej może dostałby odszkodowanie (ale raczej za takie coś, to się jedynie idzie do pierdla, haha) i tyle.
Nagle jednak poczuł, jak dokoła całego ciała zrobiło mu się gorąco, a oczy poszerzył w tak wielkim szoku, że gdyby wykrzywił swoją twarz nieco bardziej, to by mu te patrzałki wyleciały i wyglądałby niczym męska wersja (a do tego słodsza) krwawej Mary. Ale my tu nie o tym.
Luhanem nagle wstrząsnął spazm wielkiego strachu, bowiem okazało się, że w jego stronę zaczęło coś pędzić i do tego znajdowało się od niego na odległość około dziesięciu metrów. A co jeszcze... świeciło się okropnie jasnym, niemalże złotym światłem, które Luhana nieźle oślepiało. Z głośnym piskiem opon zatrzymał samochód dokładnie sekundę przed tym, jak pędzący w jego stronę obiekt po prostu odbił się od jego maski. Luhan z przerażeniem i potem cieknącym po całym ciele wtulił się twarzą w poduszkę samochodową, jaka nagle wyskoczyła mu ukryta w kierownicy, po czym jęknął cicho i drżącymi rękoma zaczął powoli podnosić na siedzeniu.
Jedno było pewne – nie kojarzył kompletnie faktów. Oddech ze strachu przyśpieszył mu do maksimum, a do tego serce łomotało w piersi tak mocno, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć. Drżąc jak galaretka powoli otworzył ręką drzwi swojego samochodu i wysunął się z obolałą całą głową na zewnątrz. No, teraz to już na pewno nie zdąży na zajęcia, a na dodatek jego ojczulek go zabije za to, że tak rozpieprzył swój niedawno otrzymany samochód.
Jednak chyba nie to było teraz najważniejsze.
Lu pokuśtykał powolnym krokiem w stronę maski swojego samochodu, od której to coś dziwnego się obiło i spowodowało tą całą jego złość, po czym zaniemówił. Oparł się jedną dłonią z boku maski i rozdziawił szeroko usta, na widok tego, że na przodzie jego wozu leżał... człowiek. Człowiek o ciemnych włosach przewiązanych dokoła głowy czarną, materiałową opaską. Luhan z drżącymi dłońmi zbliżył się bardziej ku obcemu osobnikowi, a potem złapał go za ramiona i lekko odchylił.
Zaskoczył się potwornie, kiedy okazało się, że chłopak nie miał na twarzy żadnej rany, chociaż Chińczyk, oraz jego samochód idealnie poczuli uderzenie i odgarnął lekko dłońmi jego grzywkę. I wtedy przed jego oczami ukazała się dość ciemna, jak na Azjatę karnacja, oraz cholernie pełne usta, jak i przymknięte oczy z pięknymi, długim rzęsami, które jak na chłopaka były dość rzadkie. Luhan uniósł brew, przyglądając się mu w zdumieniu, po czym złapał go lekko za ramiona, starając podnieść do góry i zanieść chociaż na tylne siedzenie swojego samochodu, by tam się nim zająć.
Zastanawiał się... czy do ciężkiej anielki on mu spadł z nieba, czy co?!
Nie... to nienormalne.
Ale na razie nie chciał sobie tym zaprzątać głowy.
Nie chciał bowiem narobić sobie jeszcze problemu z policją, że niby spowodował wypadek.
Kiedy już ciągnął chłopaka na tyle, na ile miał siłę, okazało się, że obcy osobnik właśnie otworzył oczy i szarpnął biednym Luhanem tak mocno, że powalił go na ziemię tuż koło otwartych drzwi u swojego wozu. Chińczyk jęknął głośno, czując pod plecami twardy asfalt, po czym złapał mocny dech w piersiach, bowiem chłopak, którego właśnie zdjął z maski samochodu, po prostu unieruchomił jego nadgarstki nad głową i usadził swoje zacne cztery litery na miednicy Chińczyka, gniotąc tym samym niemalże jego żebra.
Zacisnął mocno ręce na kierownicy, dodał gazu do silnika i wyjechał z korka prosto na chodnik, o mało co nie potrącając tym samym kilku ludzi. Śpieszyło mu się, co miał poradzić? Prędko udało mu się wyminąć korek, jaki zalegał mu na drodze, jadąc przy tym chodnikiem (i łamiąc wiele przepisów, ale kto by tam się tym przejmował), jednak zaraz przed jego oczami pojawiła się kolejna przeszkoda, a mianowicie czerwone światło.
Luhan zmarszczył mocno swoje brwi – o nie, nie popuści tego, w życiu. Już wolałby mieć wypadek, niżby teraz miał zatrzymać samochód i nie zdążyć na zajęcia. Tak, wypadek samochodowy byłby tutaj jedynie ewentualnością. Stałoby się, to by się stało, przynajmniej może dostałby odszkodowanie (ale raczej za takie coś, to się jedynie idzie do pierdla, haha) i tyle.
Nagle jednak poczuł, jak dokoła całego ciała zrobiło mu się gorąco, a oczy poszerzył w tak wielkim szoku, że gdyby wykrzywił swoją twarz nieco bardziej, to by mu te patrzałki wyleciały i wyglądałby niczym męska wersja (a do tego słodsza) krwawej Mary. Ale my tu nie o tym.
Luhanem nagle wstrząsnął spazm wielkiego strachu, bowiem okazało się, że w jego stronę zaczęło coś pędzić i do tego znajdowało się od niego na odległość około dziesięciu metrów. A co jeszcze... świeciło się okropnie jasnym, niemalże złotym światłem, które Luhana nieźle oślepiało. Z głośnym piskiem opon zatrzymał samochód dokładnie sekundę przed tym, jak pędzący w jego stronę obiekt po prostu odbił się od jego maski. Luhan z przerażeniem i potem cieknącym po całym ciele wtulił się twarzą w poduszkę samochodową, jaka nagle wyskoczyła mu ukryta w kierownicy, po czym jęknął cicho i drżącymi rękoma zaczął powoli podnosić na siedzeniu.
Jedno było pewne – nie kojarzył kompletnie faktów. Oddech ze strachu przyśpieszył mu do maksimum, a do tego serce łomotało w piersi tak mocno, jakby zaraz miało z niej wyskoczyć. Drżąc jak galaretka powoli otworzył ręką drzwi swojego samochodu i wysunął się z obolałą całą głową na zewnątrz. No, teraz to już na pewno nie zdąży na zajęcia, a na dodatek jego ojczulek go zabije za to, że tak rozpieprzył swój niedawno otrzymany samochód.
Jednak chyba nie to było teraz najważniejsze.
Lu pokuśtykał powolnym krokiem w stronę maski swojego samochodu, od której to coś dziwnego się obiło i spowodowało tą całą jego złość, po czym zaniemówił. Oparł się jedną dłonią z boku maski i rozdziawił szeroko usta, na widok tego, że na przodzie jego wozu leżał... człowiek. Człowiek o ciemnych włosach przewiązanych dokoła głowy czarną, materiałową opaską. Luhan z drżącymi dłońmi zbliżył się bardziej ku obcemu osobnikowi, a potem złapał go za ramiona i lekko odchylił.
Zaskoczył się potwornie, kiedy okazało się, że chłopak nie miał na twarzy żadnej rany, chociaż Chińczyk, oraz jego samochód idealnie poczuli uderzenie i odgarnął lekko dłońmi jego grzywkę. I wtedy przed jego oczami ukazała się dość ciemna, jak na Azjatę karnacja, oraz cholernie pełne usta, jak i przymknięte oczy z pięknymi, długim rzęsami, które jak na chłopaka były dość rzadkie. Luhan uniósł brew, przyglądając się mu w zdumieniu, po czym złapał go lekko za ramiona, starając podnieść do góry i zanieść chociaż na tylne siedzenie swojego samochodu, by tam się nim zająć.
Zastanawiał się... czy do ciężkiej anielki on mu spadł z nieba, czy co?!
Nie... to nienormalne.
Ale na razie nie chciał sobie tym zaprzątać głowy.
Nie chciał bowiem narobić sobie jeszcze problemu z policją, że niby spowodował wypadek.
Kiedy już ciągnął chłopaka na tyle, na ile miał siłę, okazało się, że obcy osobnik właśnie otworzył oczy i szarpnął biednym Luhanem tak mocno, że powalił go na ziemię tuż koło otwartych drzwi u swojego wozu. Chińczyk jęknął głośno, czując pod plecami twardy asfalt, po czym złapał mocny dech w piersiach, bowiem chłopak, którego właśnie zdjął z maski samochodu, po prostu unieruchomił jego nadgarstki nad głową i usadził swoje zacne cztery litery na miednicy Chińczyka, gniotąc tym samym niemalże jego żebra.
Luhan spojrzał na
to z przerażeniem, a widząc wściekłą twarz chłopaka przed sobą,
wolał chyba się nie odzywać.
- Kim jesteś? - usłyszał pytanie z jego ust, przez co zadrżał i zamknął powieki.
Po raz pierwszy zaczął bać się kogoś tak bardzo, że z chęcią zacząłby krzyczeć i wzywać pomocy, ale teraz to jego język po prostu utknął w gardle. Poczuł, jak chłopak swoimi pośladkami napiera na jego członka pod spodniami, przez co jęknął cicho i od razu się zarumienił, bowiem, jakoś specjalnie komfortowa sytuacja to dla niego nie była. Szarpnął się lekko, próbując wyswobodzić z uścisku obcego chłopaka, jednak z każdą sekundą on zacieśniał się nieco bardziej, więc Luhan chyba odpuścił. Nie chciał bowiem, by ten szaleniec zrobił mu coś złego.
Zerknął ze strachem w paciorkowe oczy chłopaka, które idealnie zgrywały się z jego ciemną karnacją mulata i czarnymi, obcisłymi ubraniami, po czym westchnął cicho, widząc dalej ten wściekły wzrok na sobie.
- Kim jesteś do ciężkiej cholery?! - kiedy obcy warknął to nieco głośniej, z gardła Luhana wydobył się przerażony pisk, więc uchylił drżące wargi i szepnął cicho.
- Xi Luhan, a ty kim jesteś?
Chłopak przekrzywił głowę, patrząc na Chińczyka z przymrużonymi oczami.
- Nie interesuj się. Gdzie ja jestem? - warknął, pochylając się o owiewając jego ucho gorącym oddechem.
Luhan zadrżał, czując jak zaczęło mu się robić gorąco.
- J-jesteś w Pekinie, a jakiego miejsca szukasz? - ej chwila, czemu on o to pytał, przecież ten idiota spadł z nieba, nie?
Albo mu się to tylko wydawało. Spojrzał na chłopaka w ciągłym strachu, ponownie próbując wyswobodzić ręce, jednak daremnie. Ciemnowłosy wykrzywił usta w kpiącym uśmieszku i kiedy uwolnił jedną dłoń z skrępowanych rąk Luhana, ujął w ją podbródek chłopaka, odchylając jego twarz tak, by łatwiej było mu spoglądać w jego oczy.
- Masz mnie odesłać na EXO Planet.
Że co kurwa?!
Luhan wybałuszył oczy, patrząc na chłopaka, jak na głupka, ale kiedy ten coraz bardziej wzmacniał uścisk, Xi dał sobie spokój i jęknął cicho, pełnym rezygnacji głosem.
- Kim jesteś? - usłyszał pytanie z jego ust, przez co zadrżał i zamknął powieki.
Po raz pierwszy zaczął bać się kogoś tak bardzo, że z chęcią zacząłby krzyczeć i wzywać pomocy, ale teraz to jego język po prostu utknął w gardle. Poczuł, jak chłopak swoimi pośladkami napiera na jego członka pod spodniami, przez co jęknął cicho i od razu się zarumienił, bowiem, jakoś specjalnie komfortowa sytuacja to dla niego nie była. Szarpnął się lekko, próbując wyswobodzić z uścisku obcego chłopaka, jednak z każdą sekundą on zacieśniał się nieco bardziej, więc Luhan chyba odpuścił. Nie chciał bowiem, by ten szaleniec zrobił mu coś złego.
Zerknął ze strachem w paciorkowe oczy chłopaka, które idealnie zgrywały się z jego ciemną karnacją mulata i czarnymi, obcisłymi ubraniami, po czym westchnął cicho, widząc dalej ten wściekły wzrok na sobie.
- Kim jesteś do ciężkiej cholery?! - kiedy obcy warknął to nieco głośniej, z gardła Luhana wydobył się przerażony pisk, więc uchylił drżące wargi i szepnął cicho.
- Xi Luhan, a ty kim jesteś?
Chłopak przekrzywił głowę, patrząc na Chińczyka z przymrużonymi oczami.
- Nie interesuj się. Gdzie ja jestem? - warknął, pochylając się o owiewając jego ucho gorącym oddechem.
Luhan zadrżał, czując jak zaczęło mu się robić gorąco.
- J-jesteś w Pekinie, a jakiego miejsca szukasz? - ej chwila, czemu on o to pytał, przecież ten idiota spadł z nieba, nie?
Albo mu się to tylko wydawało. Spojrzał na chłopaka w ciągłym strachu, ponownie próbując wyswobodzić ręce, jednak daremnie. Ciemnowłosy wykrzywił usta w kpiącym uśmieszku i kiedy uwolnił jedną dłoń z skrępowanych rąk Luhana, ujął w ją podbródek chłopaka, odchylając jego twarz tak, by łatwiej było mu spoglądać w jego oczy.
- Masz mnie odesłać na EXO Planet.
Że co kurwa?!
Luhan wybałuszył oczy, patrząc na chłopaka, jak na głupka, ale kiedy ten coraz bardziej wzmacniał uścisk, Xi dał sobie spokój i jęknął cicho, pełnym rezygnacji głosem.
- Ale gdzie jest to
twoje EXO Planet?
Kai prychnął.
Kai prychnął.
- No jak to gdzie?!
Na innej planecie, masz coś wymyślić i mnie tam odesłać!
Nie no, on sobie
chyba kpił, prawda?
- Weź mnie puść,
niewygodnie jest mi tak z tobą rozmawiać? Ocipiałeś koleś?! -
Luhan w końcu zdobył się na to by mu odpyskować. - Weź chociaż
powiedz, jak do cholery masz na imię!
Oho, natura suki się wybudza.
- Kai. - burknął ciemnowłosy i szybkim ruchem wstał z Luhana, łapiąc go ponownie za ręce, które skrępował mu teraz z tyłu jego pleców i mocno przycisnął jego ciało do bocznych drzwi jego czarnego auta.
Luhan jęknął cicho, opierając się policzkiem o szybę, a potem poczuł gorący oddech tuż przy swoim uchu. Jak się okazało, Kai był od niego znacznie wyższy. Zamknął oczy, zagryzając wargę i lekko zakręcił biodrami, chcąc wyswobodzić się ponownie od uścisku Kaia, jednak ten tylko zamruczał do jego ucha seksownym głosem.
- Jaka sunia, co, pobawimy się z nieporuchanym chłopaczkiem?
O nie. To było już przegięcie.
- Spierdalaj. - warknął Luhan, ale zaraz jęknął cicho, czując, jak wielka łapa wyższego chłopaka mocno zaciska się na jego tyłku.
Zamknął mocno oczy, zaczynając wiercić, ale nic mu to nie dało, bowiem Kai przywarł do niego swoim własnym ciałem, przesuwając gorącym językiem po jego karku.
- Chodź, zabawimy się przy tym czymś, o co się opierasz, a potem wyślesz mnie na nowo na EXO Planet.
- To jest samochód. - Luhan wywrócił oczami i mocno szarpnął całym swoim ciałem, powodując, że Kai od niego odskoczył i uśmiechnął się jadowicie.
- Chuj mnie to obchodzi, co to jest. Chcę wrócić do domu. I ty masz coś z tym zrobić, bowiem, to ciebie los dla mnie wybrał i ty masz mnie odesłać tam z powrotem, kumasz?
Luhan westchnął.
- Zamknij się już i po prostu wsiadaj do tego samochodu, chyba, że mam ci przyjebać w ryj, krzywy patafianie.
Kai nie zwrócił już uwagi na dopowiadanie wyzwisk przez Luhana, tylko pchnął go na drzwi obok, a sam usiadł z tyłu, cały czas nie pozbywając się cwanego uśmieszku z twarzy.
Chyba znalazł sobie nowego służącego.
Luhan zaś wywrócił oczami i zajął miejsce przy kierownicy i westchnął cicho.
No pięknie, nie dość, że wygląda jak błazen w tym stroju kelnera i spóźnił się na swoje zajęcia z ekonomii, to na dodatek poznał jakiegoś imbecyla, który twierdził, że pochodzi z jakiegoś dziwnego EXO Planet i do tego był niezłym zboczeńcem. Pokręcił głową i odpalił silnik, ponownie słysząc, jak Kai mruczał coś do niego tym swoim niskim, dziwnie podniecającym go głosem.
- Zrób coś wreszcie, albo ci fiuta ze spodni wyrwę...
- Zamknij się w końcu, bo ci kurwa nic z tym EXO Planet nie załatwię. - odpyskował, ruszając powoli z miejsca.
No pięknie, zobaczymy co dalej.
Jednak Lunam mógł powiedzieć już jedno:
„Kai, masz wpierdol”.
Oho, natura suki się wybudza.
- Kai. - burknął ciemnowłosy i szybkim ruchem wstał z Luhana, łapiąc go ponownie za ręce, które skrępował mu teraz z tyłu jego pleców i mocno przycisnął jego ciało do bocznych drzwi jego czarnego auta.
Luhan jęknął cicho, opierając się policzkiem o szybę, a potem poczuł gorący oddech tuż przy swoim uchu. Jak się okazało, Kai był od niego znacznie wyższy. Zamknął oczy, zagryzając wargę i lekko zakręcił biodrami, chcąc wyswobodzić się ponownie od uścisku Kaia, jednak ten tylko zamruczał do jego ucha seksownym głosem.
- Jaka sunia, co, pobawimy się z nieporuchanym chłopaczkiem?
O nie. To było już przegięcie.
- Spierdalaj. - warknął Luhan, ale zaraz jęknął cicho, czując, jak wielka łapa wyższego chłopaka mocno zaciska się na jego tyłku.
Zamknął mocno oczy, zaczynając wiercić, ale nic mu to nie dało, bowiem Kai przywarł do niego swoim własnym ciałem, przesuwając gorącym językiem po jego karku.
- Chodź, zabawimy się przy tym czymś, o co się opierasz, a potem wyślesz mnie na nowo na EXO Planet.
- To jest samochód. - Luhan wywrócił oczami i mocno szarpnął całym swoim ciałem, powodując, że Kai od niego odskoczył i uśmiechnął się jadowicie.
- Chuj mnie to obchodzi, co to jest. Chcę wrócić do domu. I ty masz coś z tym zrobić, bowiem, to ciebie los dla mnie wybrał i ty masz mnie odesłać tam z powrotem, kumasz?
Luhan westchnął.
- Zamknij się już i po prostu wsiadaj do tego samochodu, chyba, że mam ci przyjebać w ryj, krzywy patafianie.
Kai nie zwrócił już uwagi na dopowiadanie wyzwisk przez Luhana, tylko pchnął go na drzwi obok, a sam usiadł z tyłu, cały czas nie pozbywając się cwanego uśmieszku z twarzy.
Chyba znalazł sobie nowego służącego.
Luhan zaś wywrócił oczami i zajął miejsce przy kierownicy i westchnął cicho.
No pięknie, nie dość, że wygląda jak błazen w tym stroju kelnera i spóźnił się na swoje zajęcia z ekonomii, to na dodatek poznał jakiegoś imbecyla, który twierdził, że pochodzi z jakiegoś dziwnego EXO Planet i do tego był niezłym zboczeńcem. Pokręcił głową i odpalił silnik, ponownie słysząc, jak Kai mruczał coś do niego tym swoim niskim, dziwnie podniecającym go głosem.
- Zrób coś wreszcie, albo ci fiuta ze spodni wyrwę...
- Zamknij się w końcu, bo ci kurwa nic z tym EXO Planet nie załatwię. - odpyskował, ruszając powoli z miejsca.
No pięknie, zobaczymy co dalej.
Jednak Lunam mógł powiedzieć już jedno:
„Kai, masz wpierdol”.
Dobra, wszystko wczoraj w nocy nadrobiłam, więc teraz mogę się spokojnie zabrać za komentarz, który będzie beznadziejny, więc z góry przepraszam. Rano nie myślę x D
OdpowiedzUsuńOgólnie czytając początek prologu, nie mogłam się połapać. Był troszeczkę chaotyczny, przez co nie wiedziałam, co tam się dokładnie dzieje. Późniejsza jego część, ta z drzewem życia była lepiej napisana, także już wiedziałam o co chodzi i muszę przyznać, że prolog jako tako mnie zaciekawił i zachęcił do dalszego zapoznania się z tekstem (zwłaszcza ta część od połowy do samego końca).
Pierwszy rozdział - zdecydowanie lepiej napisany i cholernie mi się spodobał *o*. Fajnie, że postawiłaś na KrisYeola(?), lubię ten pairing, chociaż wolę Baekyeola i Taorisa. Te podstawowe pairingi jednak kiedyś złapały mnie za serce i do tej pory nie chcą puścić. Mimo wszystko, zaczęło się fajnie.
Muszę przyznać, że miałam cichutką nadzieję na Hunhana, mój wieczny OTP, ale widzę LuKaia, co w sumie nie jest takie złe, bo ten pairing też uwielbiam. Dobrze, że nie zrobiłaś LayHana, bo cierpiałabym, ale i tak prawdopodobnie czytała xD Ale wracając do Luhana i Kaia... Jongina polubiłam już w prologu. Mimo że nie było go aż tak bardzo dużo dotąd, to i tak go uwielbiam. Ma taki fajny charakter, a w połączeniu z Luhanem to coś świetnego *^* Ta scenka na ulicy mnie rozwaliła. Biedny Luhan, że się nie przestraszył.
Lay i Kyungsoo... Całkiem przyjemny wątek z nimi stworzyłaś, choć pairing dziwny, jeszcze o takim nie czytałam o.o Ale chętnie jeszcze przeczytam <3
To nic, czekam na kolejne rozdziały, bo te bardzo mnie zaciekawiły ♥
Bardzo cieszy mnie, że kolejne rozdziały pojawiają się tak szybko. <3
OdpowiedzUsuńSmutna przeszłość Yixing'a poruszyła moje serce, ale to pewnie dlatego, że bardzo go lubię. Mam nadzieję, że odnajdzie szczęście u boku D.O. ;)
Co do Luhan'a to współczuje mu zajmowania się wściekłym Kai'em... Poza tym Luhan tak po prostu zgodził się pomóc Jongin'owi, mimo iż ten potraktował go trochę brutalnie i wrednie, ale to ładnie ze strony Lu. :)
Tak na marginesie genialne zakończenie: "Kai, masz wpierdol" - nie mogłam przestać się śmiać przez 5 minut. <3
Cały czas w głowie i sercu mam: "proszę TAOHUN, TAOHUN, TAOHUN w następnym rozdziale." (albo SETAO jak kto woli) Ale skoro został już tylko Xiumin, Baekhyun, Tao i Sehun to moja nadzieja rośnie. :DDD
Życzę weny i kolejnych świetnych pomysłów. ♥
Okej, przeczytałam dzisiaj wszystkie zaległe rozdziały :p Prolog po prostu powalił mnie na łopatki. Kai już po swoim pierwszym wypowiedzianym zdaniu stał się moją ulubioną postacią. Ta akcja ataku na Suho tylko mnie w tym utwierdziła :D Widzę w JongInie cząstkę siebie (też lubię wkurzać innych i robię wszystkim na przekór xd). Czekałam tylko, aż trafi na ziemię i byłam strasznie ciekawa komu będzie uprzykrzać życie. Trafiło na Luhana, co mnie niezmiernie ucieszyło, bo Luhan też nie wydaje się być tym najgrzeczniejszym :P Niedobry Kai - dopiero co poznał Lulu a już zbiera się do gwałtu na nim xd Coś czuję, ze ta dwójka będzie miała ze sobą ciężko :P
OdpowiedzUsuńKrisYeol... Z jednej strony Kris był taki okrutny w stosunku do młodszego, ale z drugiej... Boziu, Chanyeol jest taki uroczy! W prologu był taki narwany, a jak przyszło co do czego, to przypominał malutkie, przerażone dziecko które chce wrócić do domu... Ojejku takie słodkie <3 Szkoda tylko, że Kris był taki niemiły i go stamtąd wywalił -__-
Nie wiem co powinnam napisać o SuChenie. To po prostu było takie piękne, że aż zabrakło mi słów. Junmyeon w postaci rozsądnego i niewinnego. To zbyt wspaniałe ^^
LaySoo też jest genialne. D.O na wskroś zwyczajny, ale nadal dziwny i Lay z smutną przeszłością. Yixing i jego skłonności do zapominania o wszystkim mnie przerażają :P Swoją drogą jak KyungSoo mógł sobie tak po prostu wtargnąć do jego mieszkania i zacząć gotować?
Ciekawią mnie co z dwiema pozostałymi parami. Zastanawia mnie też w jakim świetle przedstawisz Tao :P
Podsumowując opowiadanie przypadło mi do gustu. Jest ciekawe i zabawne :p Mam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się szybko ;)
Życzę weny ^^
Komentuję dzisiaj, bo wczoraj już nie miałam siły napisać cokolwiek składnego i w miarę zrozumiałego >_< Dobra wracając do opowiadania, to mam nadzieję, że masz świadomość że nim powalasz na kolana i nie da się od niego oderwać nawet na pięć sekund? Jak nie, to już wiesz~ Czytając wstęp aż mi się ciepło na sercu zrobiło :D Laysoo? Kobieto zabiłaś mnie tym pairingiem XD Poważnie, tego się nie spodziewałam w żadnym przypadku. Zapominalstwo jednorożca jest słodkie, ale jeszcze by mu jakiś zboczeniec do domu wlazł to by dopiero było XD Także Laysoo jak najbardziej na tak! Co do KaiHan... Boże to dopiero będzie zajebista para! Kai w takim wydaniu przyprawia mnie o palpitacje serca XD A nasz niewinny jelonek w cale nie jest niewinny~ I bardzo dobrze, bo przynajmniej nie będzie z nim nudno :P No... Co by tu jeszcze dodać... Krótko podsumowując, opowiadanie z każdym rozdziałem coraz ciekawsze a moimi ulubionymi parami jak na razie są Suho z Chenem i Kai z Lulu~ (chociaż inne parki też się fajnie prezentują, ale akcja musi się troszeczkę rozkręcić :3). Życzę dużo, dużo weny i korzystaj z niej na maksa~
OdpowiedzUsuńN~
Kai - zbok skurwiel :I
OdpowiedzUsuńZmartwię cię, bo właśnie to, że azjaci mają ciemniejszą skórę jest typowe dla nich xD
Lay i D.O omomomomo <3
Chciałam czegoś podobnego jak to SuChen w poprzednim? Mam. Dziękuję<3333
LuKai *O*
No tak, pamiętałam, że miał być chyba ten paring>'D
Hyhyhy, dwa sukinsyny i będzie ciekawie, ke~
Czemu nie potrafię pisać jakichś konstruktywnych komentarzy? Mnie nie pytaj xD
~Di
Może najpierw o LuKai... Muszę przyznać, że początek był dla mnie trudny~ ta kariera kelnera. trochu nudnawe... Ale potem. Jej... AGDEUDHDKmj... Tak. To dobre słowo... Dziękuję ci za to, że Kai ma taki a nie inny charakter <3 Jest taki prawdziwy! Może trochę nadpobudliwy i za bardzo zboczony, ale przedstawiasz go w bardziej prawdziwym świetle, niż większość efefów. Tylko czemu Luhan nic sobie z tym nie zrobił i najzwyczajniej wziął go do samochodu... Nie ogarniam gościa. Ale rozumiem, zapewne nie wiedziałaś jak to zakończyć. Co jeszcze... Luhan, który nie jest aniołkiem T^T ~kocham cię za to! Znowu to takie prawdziwe... GOOD JOB!~ *pokazuje ci kciuka prawej ręki i uśmiecha się, a na jej zębach pojawiłą się faja biała gwiazdka xD*Teraz LaySoo. Mogę to tak nazwać? Nawet nie wiem. Przeczytałam pierwsze zdanie i zapaliła mi się nad głową żarówka. Czyżby Lay miał spotkać Kyungiego? Mam być szczera? Bałam się tego i to strasznie... Ale uwielbiem cię T^T!! To było świtne! Uwielbiam ten moment! Nawet nie wiem czy nie bardziej od SuChena. Taki dylemat T^T ! Ale zdecydowanie za krótko! Dodam jeszcze, że bardzo podobało mi się jak przedstawiłaś Yixinga. Strasznie się z nim zżyłam <3 Będę czekać na więcej LaySoo!!! Niesamowite... Ty to masz wyobraźnie! Jesteś moim guru! *kłania się ładnie* Mam jeszcze jeden rozdział i nie mogę się doczekać :3 ~ Weeeeenyy żyyyczęęę... <3
OdpowiedzUsuńTsukiKira
Jestem załamana, dlaczego to jest zawieszone, jedno z najlepszych opowiadań jakie czytałam pod względem fabuły, piszesz świetnie i w ogóle, a Ty mi tu zawieszasz ;; Kyungsoo i Lay, czuję super słodkość, ale i tak najbardziej od kors jara mnie KaiLu i na to czekam asdfghjk <3
OdpowiedzUsuń