Tytuł: How to train your Dragon
Typ: Seria [Rozdział 4]
Gatunek: fluff, fairytale
Paringi: TaoRis, BaekYeol, Luhan x ?
Ostrzeżenia: Brak Długość: 4071 słów [część 5 z 8]
Notka autorska: Cześć i czołen, piszę nareszcie swoje wieloczęściówki, możecie być ze mnie dumne ;;'
Zajmę się totalnie HttyD, bo wielką wenę na nią mam. ouo.
Tylko wiecie, muszę się pożalić, bo strasznie mnie boli, że nie komentujecie. Ja naprawdę się męczę z pisaniem ff dla Was, a jeden komentarz pod poprzednią notką na prawie 70 obserwatorów, no przepraszam. Ja daję coś Wam, Wy powinniście dać coś mnie.
Nie chcę się znów o to czepiać, bo wiem, że piszę to dla siebie, no, ale jednak jakieś najmniejsze opinie są dla mnie bardzo ważne. Proszę Was, wstukanie kilku słów w klawiaturę nie jest trudne, a ja się przynajmniej będę cieszyła. ;;'
Zrobicie mi tą radość i znów zaczniecie komentować tak, jak kiedyś.
Także nie przeciągając już, zapraszam.
Bardzo podoba mi się ten rozdział. I ten Kai, o jejciu. ;;;;'
Tylko wiecie, muszę się pożalić, bo strasznie mnie boli, że nie komentujecie. Ja naprawdę się męczę z pisaniem ff dla Was, a jeden komentarz pod poprzednią notką na prawie 70 obserwatorów, no przepraszam. Ja daję coś Wam, Wy powinniście dać coś mnie.
Nie chcę się znów o to czepiać, bo wiem, że piszę to dla siebie, no, ale jednak jakieś najmniejsze opinie są dla mnie bardzo ważne. Proszę Was, wstukanie kilku słów w klawiaturę nie jest trudne, a ja się przynajmniej będę cieszyła. ;;'
Zrobicie mi tą radość i znów zaczniecie komentować tak, jak kiedyś.
Także nie przeciągając już, zapraszam.
Bardzo podoba mi się ten rozdział. I ten Kai, o jejciu. ;;;;'
Ale ocenę zostawiam Wam (o ile takowa będzie).
Baekhyun wycieńczony
oparł się plecami o najbliższe drzewo. Z jego ust wydobyło się
ciche, żałosne westchnienie, a nogi niemal ugięły w kolanach z
ogarniającego go zmęczenia. Zwiesił głowę w dół, podnosząc ją
dopiero w momencie, kiedy bardzo blisko siebie usłyszał szelest
liści.
- Chanyeol, proszę,
odpocznijmy przez moment, nie dam rady pójść już dalej. - wysapał
na jednym tchu, opierając drżące dłonie na swoich udach i
wpatrywał się półprzymkniętymi oczami w Feniksa – Chanyeol,
błagam. Szliśmy całą noc, bez chwili wytchnienia... Ja naprawdę
nie pociągnę dalej...
Jego klatka piersiowa unosiła się nierytmicznie, a głuche sapanie, by odetchnąć tym upragnionym powietrzem rozwalało swoich echem ciszę kłębiącą się w lesie. Osunął się bezwładnie na ziemię do siadu, ręce mocno zaciskając na zielonej ściółce i odchylił mocno głowę w tył przymykając powieki. Cała noc spaceru łąkami, przez strumyk, las i te cholerne kamienie naprawdę potrafiła człowieka wymęczyć i Baekhyun dobrze o tym wiedział. Cały ów ból czuło jego ciało, palące wewnętrznie i szukające ukojenia pod drzewem w cieniu.
Ponownie westchnął i otworzył oczy, wpatrując się z lekkim uśmiechem w świecące mocno słońce, które promieniami przyjemnie muskało jego skórę, wkradając się na nią poprzez przeszkadzające jaśnieć pełnią siebie gałęzie. Delikatne mrowienie zaczęło muskać jego policzek a ciepło łaskotać po twarzy, jednak chyba to nie trwało długo.
- Chanyeol... Zostaniemy chwilę? - kiedy to wyszeptał, nagle jego oczy otworzyły się w nieopisanym szoku, a powietrze, jakie chciał złapać w płuca, zacięło się przy kolejnym, bolesnym wdechu.
Poczuł dłoń z wielką siłą zaciskającą się na jego brązowych, potarganych włosach, więc jęknął głośno, zaczynając szarpać, by tylko ten okropny ból minął jak najszybciej. Wymachiwanie rękoma we wszystkie strony i tak mu nic nie dało, a szarpanie z każdą sekundą przybrało na mocy. Wtem jego ciało zostało niemal uniesione na wysokość twarzy Feniksa, który wpatrywał się w niego z obłędem w oczach. Uderzenie, jakie wykonał rudzielec, spowodowało jedynie tylko to, że Baekhyun zacisnął usta w cienką linię, kiedy skóra jego pleców, obiła się z hukiem o korę drzewa, rozrywając tym samym materiał jego zwiewnej koszuli.
- Mówiłeś coś? - a słysząc niski głos Chanyeola, otworzył oczy ze strachu i niemal wypluł serce ze swojego wnętrza, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z tą niesamowitą czerwienią w tęczówkach Feniksa. - Nie mamy na to czasu, musimy odnaleźć Smoka i Pandę.
Miał wrażenie, jakby wzrok wyższego chłopaka niemal go hipnotyzował. Widział w nim coś, czego niegdyś chyba jeszcze nigdy nie dostrzegł. To było coś w rodzaju szaleńczego, obłędnego zła, które jedynie tylko czekało, by wydostać się na wolność. Uchyliwszy drżące ze zdenerwowania usta przełknął jedynie głośno ślinę i od razu pokręcił głową w zaprzeczeniu, naprawdę nie chcąc wdawać się w większe kłótnie z Feniksem. Dobrze wiedział, jaką on miał moc i bał się o swoje życie, chociaż przecież i tak był po jego stronie. Chociaż z tymi złymi to nigdy nic nie wiadomo, nie?
- No i dobrze, idziemy. - i po tych słowach Baekhyun poczuł, jak upada pośladkami na ściółkę,więc jedynie westchnął głucho, próbując podnieść się na równe nogi, jednak chyba się na to nie zbierało.
Ponownie, kiedy już dociskał dłonie do ściółki i miał znaleźć na nich podparcie, jego kości zwiotczały i ani się ruszył o krok. Mrowienie w nogach było tak silne, że nie mógł się poruszyć chociażby o milimetr. Chanyeol zaś spoglądał na niego z kpiną, uśmiechając się jadowicie i tylko machnął ręką przykucając przed chłopakiem i ujął jego podbródek w palce.
Fala gorąca spowodowana strachem ogarnęła ciało Baekhyuna, który naprawdę zaczynał obawiać się o swoje życie, więc zamknął mocno powieki, nie chcąc już patrzeć w te ogniste przepełnione złem oczy.
- Jesteś słaby, Baekhyun.
Ponownie jego ciałem targnęła mocna dawka drżenia, także czekał na najgorsze. Znał dobrze ten niski szept Chanyeola, wiedział też doskonale, że wtedy lepiej go nie denerwować. Uniósł powoli dłoń, którą niepewnie oparł na ramieniu chłopaka, zważając też na to, by nie poparzyć się od jarzących się ogniem piór, które Chanyeol wypuścił na wolność ze swoich pleców w złości. W sumie one nie tylko wtedy się u niego pojawiały. Na spokojnie mógł je kontrolować, ale przy napadzie nieopisanego szału same, od razu pojawiały się pod jego łopatkami, szumiąc od efektu spalania piór, a jego źrenice zaś w tym samym czasie zabarwiały się na czerwono.
Jednak mimo wszystko Baekhyun dalej żył. Dziękował mu, że jeszcze go nie zmienił w popiół, ale wciąż miał wrażenie, że u Chanyeola dalej drzemała ta jego dobra strona... Tylko po prostu będzie musiał się do niej dostać.
Ścisnął mocno palce na materiale czarnej marynarki chłopaka i zwiesił głowę, wywijając wargę w podkówkę, a jego przydługa grzywka zasłoniła sobą zmęczone, ale wciąż przepełnione lekkim strachem oczy.
- Przepraszam, Chanyeol... - mruknął, kiedy nagle sprzed jego oblicza zniknęła postać Feniksa.
Pośpiesznie uniósł głowę, rozglądając się dokoła siebie, ale jak się okazało, rudzielec po prostu zatrzymał się tuż koło niego, opierając plecy przy korze drzewa. Jego skrzydła już zniknęły, a oczy powróciły do normalnego, czekoladowego koloru, jednak wyraz twarzy wciąż zdawał się być tak tajemniczy, że Baekhyun spoglądając na niego, w ogóle nie umiał odczytać, o co mu mogło chodzić.
- Tylko nie odpoczywaj długo, naprawdę mi się śpieszy, proszę cię... - a kiedy usłyszał te słowa z ust rudowłosego, uniósł pytająco brew, nie mogąc oderwać od niego wzroku i nie powstrzymując się, by nie rozchylić z zaskoczenia lekko ust.
Chanyeol zaś wciąż nie śmiał zwrócić ku niemu oczu, tylko powolnym ruchem usiadł pod drzewem tuż koło młodszego chłopaka i znużony zaczął wpatrywać się w krajobraz przed sobą, z nudów zaczynając podrzucać w dłoni jakiś kamyk. Baekhyun przez chwilę w spokoju opierał się o korę potężnej rośliny, jednak potem niepowstrzymanie jego powieki stały się tak bardzo ciężkie, że nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen i bez krępacji po prostu opadł głową na ramię kompana. Jego oddech już wyrównał się, a spokojne myśli krążyły po jego głowie, wiedzione teraz przez podświadomość po krainie wirtualnej rzeczywistości, zwanej potocznie snem. Jasne kosmyki opadały mu na twarz, a klatka piersiowa uniosła i opadała w harmonicznym rytmie.
Kiedy Chanyeol poczuł dotyk chłopaka na swoim ramieniu, spojrzał w bok i westchnął głucho, już nie komentując tego, co zrobił ten drugi. Po prostu jakimś dziwnym, dość ludzkim odruchem pogłaskał jego rozwichrzone włosy i uniósł głowę, patrząc na poruszające się na wietrze gałęzie drzewa. Miał wrażenie, że coś się zmieniło. Nie mógł tego określić jakoś porządnie, ale coś mówiło mu, że poczuł coś więcej do tego chłopaka, niż tylko traktowanie go jak sługi. Coś znacznie mocniejszego. Coś, co nazwałby przyjaźnią. Chyba...
Prychnął od razu, kiedy o tym pomyślał, próbując wybronić się od tych myśli, ale jednak trochę w tym prawdy było, bo gdyby nie zależało mu na nim chociaż trochę, to przecież dawno już by go zabił. Chociaż tak bardzo chciał temu zaprzeczyć, to jednak nie mógł. Sam zamknął powieki, jednak nie zasnął tak, jak Baekhyun. Musiał przecież czuwać na wypadek, gdyby ten cholerny Smok z Pandą gdzieś mu się pojawili przed nosem. I wtedy się zemści. Nie podaruje im, bo jeżeli nie znajdzie Krisa i nie rozkaże mu aktywować kostki, nici z jego niecnych planów.
A z każdą chwilą jego rozmyślań, gniew rósł w nim coraz bardziej, a spojrzenie na nowo przechodziło czerwienią.
Jego klatka piersiowa unosiła się nierytmicznie, a głuche sapanie, by odetchnąć tym upragnionym powietrzem rozwalało swoich echem ciszę kłębiącą się w lesie. Osunął się bezwładnie na ziemię do siadu, ręce mocno zaciskając na zielonej ściółce i odchylił mocno głowę w tył przymykając powieki. Cała noc spaceru łąkami, przez strumyk, las i te cholerne kamienie naprawdę potrafiła człowieka wymęczyć i Baekhyun dobrze o tym wiedział. Cały ów ból czuło jego ciało, palące wewnętrznie i szukające ukojenia pod drzewem w cieniu.
Ponownie westchnął i otworzył oczy, wpatrując się z lekkim uśmiechem w świecące mocno słońce, które promieniami przyjemnie muskało jego skórę, wkradając się na nią poprzez przeszkadzające jaśnieć pełnią siebie gałęzie. Delikatne mrowienie zaczęło muskać jego policzek a ciepło łaskotać po twarzy, jednak chyba to nie trwało długo.
- Chanyeol... Zostaniemy chwilę? - kiedy to wyszeptał, nagle jego oczy otworzyły się w nieopisanym szoku, a powietrze, jakie chciał złapać w płuca, zacięło się przy kolejnym, bolesnym wdechu.
Poczuł dłoń z wielką siłą zaciskającą się na jego brązowych, potarganych włosach, więc jęknął głośno, zaczynając szarpać, by tylko ten okropny ból minął jak najszybciej. Wymachiwanie rękoma we wszystkie strony i tak mu nic nie dało, a szarpanie z każdą sekundą przybrało na mocy. Wtem jego ciało zostało niemal uniesione na wysokość twarzy Feniksa, który wpatrywał się w niego z obłędem w oczach. Uderzenie, jakie wykonał rudzielec, spowodowało jedynie tylko to, że Baekhyun zacisnął usta w cienką linię, kiedy skóra jego pleców, obiła się z hukiem o korę drzewa, rozrywając tym samym materiał jego zwiewnej koszuli.
- Mówiłeś coś? - a słysząc niski głos Chanyeola, otworzył oczy ze strachu i niemal wypluł serce ze swojego wnętrza, kiedy jego spojrzenie skrzyżowało się z tą niesamowitą czerwienią w tęczówkach Feniksa. - Nie mamy na to czasu, musimy odnaleźć Smoka i Pandę.
Miał wrażenie, jakby wzrok wyższego chłopaka niemal go hipnotyzował. Widział w nim coś, czego niegdyś chyba jeszcze nigdy nie dostrzegł. To było coś w rodzaju szaleńczego, obłędnego zła, które jedynie tylko czekało, by wydostać się na wolność. Uchyliwszy drżące ze zdenerwowania usta przełknął jedynie głośno ślinę i od razu pokręcił głową w zaprzeczeniu, naprawdę nie chcąc wdawać się w większe kłótnie z Feniksem. Dobrze wiedział, jaką on miał moc i bał się o swoje życie, chociaż przecież i tak był po jego stronie. Chociaż z tymi złymi to nigdy nic nie wiadomo, nie?
- No i dobrze, idziemy. - i po tych słowach Baekhyun poczuł, jak upada pośladkami na ściółkę,więc jedynie westchnął głucho, próbując podnieść się na równe nogi, jednak chyba się na to nie zbierało.
Ponownie, kiedy już dociskał dłonie do ściółki i miał znaleźć na nich podparcie, jego kości zwiotczały i ani się ruszył o krok. Mrowienie w nogach było tak silne, że nie mógł się poruszyć chociażby o milimetr. Chanyeol zaś spoglądał na niego z kpiną, uśmiechając się jadowicie i tylko machnął ręką przykucając przed chłopakiem i ujął jego podbródek w palce.
Fala gorąca spowodowana strachem ogarnęła ciało Baekhyuna, który naprawdę zaczynał obawiać się o swoje życie, więc zamknął mocno powieki, nie chcąc już patrzeć w te ogniste przepełnione złem oczy.
- Jesteś słaby, Baekhyun.
Ponownie jego ciałem targnęła mocna dawka drżenia, także czekał na najgorsze. Znał dobrze ten niski szept Chanyeola, wiedział też doskonale, że wtedy lepiej go nie denerwować. Uniósł powoli dłoń, którą niepewnie oparł na ramieniu chłopaka, zważając też na to, by nie poparzyć się od jarzących się ogniem piór, które Chanyeol wypuścił na wolność ze swoich pleców w złości. W sumie one nie tylko wtedy się u niego pojawiały. Na spokojnie mógł je kontrolować, ale przy napadzie nieopisanego szału same, od razu pojawiały się pod jego łopatkami, szumiąc od efektu spalania piór, a jego źrenice zaś w tym samym czasie zabarwiały się na czerwono.
Jednak mimo wszystko Baekhyun dalej żył. Dziękował mu, że jeszcze go nie zmienił w popiół, ale wciąż miał wrażenie, że u Chanyeola dalej drzemała ta jego dobra strona... Tylko po prostu będzie musiał się do niej dostać.
Ścisnął mocno palce na materiale czarnej marynarki chłopaka i zwiesił głowę, wywijając wargę w podkówkę, a jego przydługa grzywka zasłoniła sobą zmęczone, ale wciąż przepełnione lekkim strachem oczy.
- Przepraszam, Chanyeol... - mruknął, kiedy nagle sprzed jego oblicza zniknęła postać Feniksa.
Pośpiesznie uniósł głowę, rozglądając się dokoła siebie, ale jak się okazało, rudzielec po prostu zatrzymał się tuż koło niego, opierając plecy przy korze drzewa. Jego skrzydła już zniknęły, a oczy powróciły do normalnego, czekoladowego koloru, jednak wyraz twarzy wciąż zdawał się być tak tajemniczy, że Baekhyun spoglądając na niego, w ogóle nie umiał odczytać, o co mu mogło chodzić.
- Tylko nie odpoczywaj długo, naprawdę mi się śpieszy, proszę cię... - a kiedy usłyszał te słowa z ust rudowłosego, uniósł pytająco brew, nie mogąc oderwać od niego wzroku i nie powstrzymując się, by nie rozchylić z zaskoczenia lekko ust.
Chanyeol zaś wciąż nie śmiał zwrócić ku niemu oczu, tylko powolnym ruchem usiadł pod drzewem tuż koło młodszego chłopaka i znużony zaczął wpatrywać się w krajobraz przed sobą, z nudów zaczynając podrzucać w dłoni jakiś kamyk. Baekhyun przez chwilę w spokoju opierał się o korę potężnej rośliny, jednak potem niepowstrzymanie jego powieki stały się tak bardzo ciężkie, że nawet nie wiedział, kiedy zmorzył go sen i bez krępacji po prostu opadł głową na ramię kompana. Jego oddech już wyrównał się, a spokojne myśli krążyły po jego głowie, wiedzione teraz przez podświadomość po krainie wirtualnej rzeczywistości, zwanej potocznie snem. Jasne kosmyki opadały mu na twarz, a klatka piersiowa uniosła i opadała w harmonicznym rytmie.
Kiedy Chanyeol poczuł dotyk chłopaka na swoim ramieniu, spojrzał w bok i westchnął głucho, już nie komentując tego, co zrobił ten drugi. Po prostu jakimś dziwnym, dość ludzkim odruchem pogłaskał jego rozwichrzone włosy i uniósł głowę, patrząc na poruszające się na wietrze gałęzie drzewa. Miał wrażenie, że coś się zmieniło. Nie mógł tego określić jakoś porządnie, ale coś mówiło mu, że poczuł coś więcej do tego chłopaka, niż tylko traktowanie go jak sługi. Coś znacznie mocniejszego. Coś, co nazwałby przyjaźnią. Chyba...
Prychnął od razu, kiedy o tym pomyślał, próbując wybronić się od tych myśli, ale jednak trochę w tym prawdy było, bo gdyby nie zależało mu na nim chociaż trochę, to przecież dawno już by go zabił. Chociaż tak bardzo chciał temu zaprzeczyć, to jednak nie mógł. Sam zamknął powieki, jednak nie zasnął tak, jak Baekhyun. Musiał przecież czuwać na wypadek, gdyby ten cholerny Smok z Pandą gdzieś mu się pojawili przed nosem. I wtedy się zemści. Nie podaruje im, bo jeżeli nie znajdzie Krisa i nie rozkaże mu aktywować kostki, nici z jego niecnych planów.
A z każdą chwilą jego rozmyślań, gniew rósł w nim coraz bardziej, a spojrzenie na nowo przechodziło czerwienią.
*
- Ja naprawdę mam
iść z tobą do twojej krainy? - Kris sugestywnie uniósł brew,
patrząc na uśmiechającego się szeroko Pandę w niemałym
zaskoczeniu.
- A coś ty myślał?
Nie pozwolę ci nigdzie pójść teraz samemu, wiesz dobrze, że
Chanyeol nas szuka... - odburknął mu Tao, odchylając się lekko w
tył, kiedy zarzucił sobie dłonie na ramiona i zacisnął lekko
palce na swoim karku.
Zwrócił spojrzenie
ku Smokowi, wciąż uśmiechając się wesoło i co chwilę lekko
stroszył swoje uszy, by lepiej usłyszeć, co ten do niego powie. A
zaś nogami lekko stąpał po zielonej trawie łąki i pogwizdywał
jakąś nieokreśloną melodię.
- Martwisz się o mnie? - spytał ponownie blondyn, a niższy zatrzymał się w półkroku i zmrużył swoje ciemne, przypominające dwa węgielki oczy, wbijając przenikliwy wzrok w Krisa.
Przechylił delikatnie głowę, bowiem słońce zbyt raziło go już w oczy i szturchnął Smoka w biodro, a ten zaś jedynie zmarszczył swoje jasne brwi.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi, a w tym związku jakieś najmniejsze uczucia się ma, prawda? - powiedział wesoło, a na te słowa, cóż – Smokowi na chwilę odebrało mowę.
Przez moment zupełnie nie wiedział, co miał zrobić, czy powiedzieć, ale w końcu wydukał:
- Jestem twoim przyjacielem?
- Martwisz się o mnie? - spytał ponownie blondyn, a niższy zatrzymał się w półkroku i zmrużył swoje ciemne, przypominające dwa węgielki oczy, wbijając przenikliwy wzrok w Krisa.
Przechylił delikatnie głowę, bowiem słońce zbyt raziło go już w oczy i szturchnął Smoka w biodro, a ten zaś jedynie zmarszczył swoje jasne brwi.
- W końcu jesteśmy przyjaciółmi, a w tym związku jakieś najmniejsze uczucia się ma, prawda? - powiedział wesoło, a na te słowa, cóż – Smokowi na chwilę odebrało mowę.
Przez moment zupełnie nie wiedział, co miał zrobić, czy powiedzieć, ale w końcu wydukał:
- Jestem twoim przyjacielem?
A Panda zaś
roześmiał się wesoło.
- Denerwujesz mnie, ale cię lubię, Smoczku, a poza tym teraz obaj siedzimy w tym bagnie, jakie zrobił nam Chanyeol, i razem musimy się z niego wydostać, prawda?
- Denerwujesz mnie, ale cię lubię, Smoczku, a poza tym teraz obaj siedzimy w tym bagnie, jakie zrobił nam Chanyeol, i razem musimy się z niego wydostać, prawda?
Kris już nic nie
odpowiedział, tylko uśmiechnął się niemal niewidocznie i
poczochrał swoją wielką łapą ten czarny nieład na pandziej
głowie. Potem zaś przykucnął przed Tao, rozchylając na boki
swoje skrzydła tak, by chłopak mógł się na nim uwiesić, jednak
ten tylko pokręcił głową i okrążywszy go, zatrzymał się z
szerokim uśmiechem przed jego twarzą.
- Miałeś na mnie wejść, byśmy polecieli, bo raczej długa droga przed nami jeszcze, nie Pando? - mruknął Smok i kiedy uniósł głowę, westchnął.
- Miałeś na mnie wejść, byśmy polecieli, bo raczej długa droga przed nami jeszcze, nie Pando? - mruknął Smok i kiedy uniósł głowę, westchnął.
- Wiem o tym, ale
tak będzie ci niewygodnie. Lepiej, jak się do ciebie przytulę.
- Jak koala? - Kris roześmiał się, podnosząc i wytarmosił chłopaka za policzki, przez co ten nadął je czerwone ze wstydu.
- Nie, jak Panda. - i wywróciwszy oczami, na skinięcie głowy Smoka, po prostu uwiesił się na jego szyi, zaplatając nogi dokoła bioder chłopaka, a łepek wtulając mu w ramię.
- Jak koala? - Kris roześmiał się, podnosząc i wytarmosił chłopaka za policzki, przez co ten nadął je czerwone ze wstydu.
- Nie, jak Panda. - i wywróciwszy oczami, na skinięcie głowy Smoka, po prostu uwiesił się na jego szyi, zaplatając nogi dokoła bioder chłopaka, a łepek wtulając mu w ramię.
Niemal przycisnął
się do niego swoim ciałem, bojąc się jednak, że podczas podróży
niechcący z niego spadnie, chociaż już raz zdarzyło mu się tak
podróżować. Zamknął powieki, ale czując ręce Smoka, trzymające
go w biodrach, odetchnął z ulgą, a potem jedynie wiatr we włosach
zagrał mu wesołą melodię, a ciało naprawdę miało wrażenie,
jakby latało samo, a nie prowadzone przez Smoka.
- Prowadź mnie do
swojego domu i jeżeli zauważysz coś dziwnego, to po prostu mi o
tym powiedz, dobrze, Tao?
Skinięciem głowy, które było jedynie mocniejszym wciśnięciem brody w ramię Krisa, Panda potwierdził on pytanie chłopaka i teraz po prostu czekał, aż w spokoju wylądują na ziemi.
Naprawdę... Naprawdę nie sądził, że kiedykolwiek przeżyje coś takiego, szczególnie, że od małego cały czas myślał, że legenda o smoku była tylko głupią legendą, a on wcale nie miał prawa żyć.
A tu co? Jeszcze lata sobie w jego ramionach jakby nigdy nic.
Chyba, jak widać, należy spełniać swoje marzenia, bo nigdy nie wiadomo, w jak szybkim odstępie czasowym mogą się one spełnić.
Skinięciem głowy, które było jedynie mocniejszym wciśnięciem brody w ramię Krisa, Panda potwierdził on pytanie chłopaka i teraz po prostu czekał, aż w spokoju wylądują na ziemi.
Naprawdę... Naprawdę nie sądził, że kiedykolwiek przeżyje coś takiego, szczególnie, że od małego cały czas myślał, że legenda o smoku była tylko głupią legendą, a on wcale nie miał prawa żyć.
A tu co? Jeszcze lata sobie w jego ramionach jakby nigdy nic.
Chyba, jak widać, należy spełniać swoje marzenia, bo nigdy nie wiadomo, w jak szybkim odstępie czasowym mogą się one spełnić.
*
- Kris, mógłbyś
się na chwilę zatrzymać? - usłyszał cichy szept Tao tuż przy
swoim uchu, więc zerknął na niego kątem oka i zwolnił poruszanie
skrzydłami.
Uniósł też w zaskoczeniu brew, jednak wysłuchał prośby chłopaka i kiedy tylko spiął mocno swoje mięśnie, już miał zlecieć na dół na zieloną łąkę, którą otaczało dokoła mnóstwo bujnych drzew, tworzących mały, leśny zagajnik, jednak ostatecznie się od tego powstrzymał.
- Po co? Słabo ci?
Panda pokręcił głową i odchylając lekko, spojrzał w oczy chłopaka.
- Nie. Po prostu zauważyłem w dole coś, co mnie zaniepokoiło.
Uniósł też w zaskoczeniu brew, jednak wysłuchał prośby chłopaka i kiedy tylko spiął mocno swoje mięśnie, już miał zlecieć na dół na zieloną łąkę, którą otaczało dokoła mnóstwo bujnych drzew, tworzących mały, leśny zagajnik, jednak ostatecznie się od tego powstrzymał.
- Po co? Słabo ci?
Panda pokręcił głową i odchylając lekko, spojrzał w oczy chłopaka.
- Nie. Po prostu zauważyłem w dole coś, co mnie zaniepokoiło.
- Coś się stało z
twoją wioską, jesteśmy już na miejscu? - na kolejne pytanie z ust
Krisa, Tao pokręcił głową i po prostu mocniej zacisnął palce na
jego ramionach, chcąc tym samym zmusić, by w końcu zleciał w
dół.
- Nie. Proszę cię, byś jedynie wylądował.
Kris spoglądał na niego dalej z podniesioną brwią, ale zgodził się na to, chociaż dość niechętnie i powolnymi ruchami skrzydeł zaczął lądować w zagajniku, ostatecznie stąpając nogami na zieloną, liściastą ściółkę. Tao zaś szybkim ruchem zeskoczył z niego i od razu nastroszył uszy, mocno przytulając się plecami do jednego z brązowych drzew.
- Nie. Proszę cię, byś jedynie wylądował.
Kris spoglądał na niego dalej z podniesioną brwią, ale zgodził się na to, chociaż dość niechętnie i powolnymi ruchami skrzydeł zaczął lądować w zagajniku, ostatecznie stąpając nogami na zieloną, liściastą ściółkę. Tao zaś szybkim ruchem zeskoczył z niego i od razu nastroszył uszy, mocno przytulając się plecami do jednego z brązowych drzew.
- Co ty robisz?
- Szsz! - warknął cicho Panda, rozglądając się bacznie dokoła – Ktoś tam jest.
- Szsz! - warknął cicho Panda, rozglądając się bacznie dokoła – Ktoś tam jest.
Oczy Smoka od razu
powiększyły się w widocznym zaskoczeniu i sam natychmiastowo
postąpił podobnie do Tao, jednak po prostu wskoczył na drzewo,
chowając się pomiędzy zielonymi liśćmi.
Usiadł na gałęzi
bokiem, pozwalając by jego nogi swobodnie zwisały w powietrzu, całe
schowane w zieleni razem zresztą jego ciała.
Westchnął cicho i zerknął w dół na skupionego Pandę, którego spojrzenie tak tajemnicze, jak nigdy dotąd wbijało się w jeden punkt przed sobą, jakby nic więcej dokoła niego nie było.
- Kogo tam zauważyłeś? - spytał cicho, wychylając się bardziej zza gałęzi, ale już nie otrzymał odpowiedzi.
Panda bowiem podskoczył nagle i pędem pognał przed siebie, wymijając zwinnie wszystkie krzaki, krzaczki i inne większe, bądź mniejsze krzewy. Jego ciemne włosy delikatnie rozwiał przyjemny wiatr, a pewne siebie, małe oczy mocno wbiły się w kształt leżący niczym kłoda na ziemi, który wcale a wcale tej kłody nie przypominał. Zatrzymał się dobre dwadzieścia kroków przed obiektem i pochyliwszy troszkę do przodu zaczął wytężać wzrok, po czym nagle oniemiał.
To coś się poruszyło.
Dziwnym odruchem jego ciało zadrżało, bowiem wcale nie wiedział, czy miał się śmiać, czy może płakać, ale to coś leżące w trawie wydawało mu się naprawdę dziwne. Powoli opadł pośladkami na trawę i wciąż bacznie mu przyglądał, kiedy nagle poczuł na włosach tą wielką smoczą dłoń Krisa.
Wcale nie musiał się odwracać, by stwierdzić, że to on, po prostu dotyk tych wielkich palców poznałby już niemal wszędzie. Uniósł lekko głowę, by potem znów nią pokręcić i tym odruchem rozkazać Krisowi, by sam przyjrzał się temu dziwnemu czemuś, leżącemu bez ruchu w zielonej, łąkowej trawie.
- Co to jest? - spytał Smok, a Panda wzruszył ramionami.
- Nie mam bladego pojęcia, pójdę i sprawdzę.
Kris trzepnął go po głowie.
- No i za co to?! Zgłupiałeś? - Tao wydął wargę, a jasnowłosy jedynie pociągnął go za rękę i podniósł, nie mając zamiaru jednak puścić, by ten przypadkiem mu się nie wyrwał i nie zwiał.
- Zostajesz tu, Tao.
- Nie, nie zostaję, może ten ktoś potrzebuje pomocy?! - Panda naburmuszył się i znów zaczął szarpać z przyjacielem.
- A skąd w ogóle wiesz, że to jest ktoś, a nie coś? A może to Chanyeol?
- Weź nie dramatyzuj, on jest za mały na tego idiotę.
- Powiedziałem, zostajesz tutaj.
- Ani mi się śni, Smoczku.
Kris westchnął z rezygnacją.
- Dlaczego chcesz mu pomóc? - a Tao zaś spojrzał na niego i prychnął.
- Bo tak mnie nauczono w wiosce, że trzeba pomagać, wiesz?
I obróciwszy się na pięcie, Panda podszedł do widocznej już postaci, zwiniętej w kulkę i poruszającej się jedynie poprzez wolny, słaby oddech. Przykucnął powoli nad nią i wyciągnąwszy dłoń, zaraz pisnął głośno, bowiem owa postać nie zważając zupełnie na nic, po prostu ugryzła go w rękę. Odsunął się rozjuszony, a z kącików jego oczu pociekły malutkie łzy. To coś... go ugryzło.
Najnormalniej w świecie go ugryzło.
Zaś Kris na krzyk Pandy od razu pojawił się przy nim, wybuchając głośnym śmiechem.
- No nie wierzę! Nie wierzę, że dałeś się mu ugryźć!
- Mu? - Tao uniósł brew zły, od razu podnosząc się i stając za Krisem, by nie oberwać jeszcze bardziej.
- No tak. Jestem Wilkiem i mam na imię Kai. - odezwał się trzeci osobnik, a na jego głos, pozostała dwójka od razu obróciła swoje głowy.
Chłopak miał nieco niższy wzrost od Krisa i Tao, a jego znakiem rozpoznawczym była czarna opaska (a raczej mocno zwinięta w rulon chustka), przewiązana na przodzie głowy z kilkoma brązowymi wystającymi bokiem kosmykami. Nieco ciemniejsze niż jego włosy wilcze uszy delikatnie oklapnęły na dół, a tego samego koloru puszysty ogon zwinął się teraz w lekki kłębek. Ciemne ubrania idealnie dopasowały się i do jego ciemniejszej, ale nie czarnej karnacji, a brązowe, niczym ciemne drewno, świecące oczy spoglądały teraz w lekkim strachu na Pandę i Smoka.
- Jesteś Kai? - spytał w końcu Tao, zbliżając się do niego bardziej.
Zamiast odpowiedzi otrzymał tylko głośne, wilcze warknięcie z ust chłopaka, więc zadrżał mocno ze strachu i schował się ponownie za Krisem, wyglądając zza jego ramienia na Kaia, który podniósł się do siadu i teraz w najlepsze zaczął czyścić swój ogon, dość drżącą jak na normalne zachowanie dłonią, a przy tym też mocno się krzywił.
- Co się stało, Kai? - spytał w końcu Kris, odsuwając Pandę od siebie i sam podszedł bliżej chłopaka, siadając przed nim na trawie.
Wilk uniósł znudzony wzrok na Smoka i prychnął. Próbował podnieść się, by po prostu naprawdę olać sobie tą dwójkę i ich nachalne chęci pomocy, ale nie miał na to siły. Kris mimo wszystko zauważył ból na twarzy Kaia i lekko przyciągnął go do siebie za ramię, a ten tylko zaczął warczeć coraz głośniej, szarpać się i wystawiać kły z ust, by teraz ugryźć i Smoka.
- Zostaw mnie, powiedziałem! - krzyknął w końcu nowo poznany i już chciał kopnąć z całej siły siedzącego obok z kamiennym wyrazem twarzy blondyna, jednak przeszywający ból w kończynach nie pozwolił mu się nawet ruszyć.
Zawył jedynie, zanosząc się od płaczu i bezwładnie opadł na kolana Smoka, patrząc na niego z irytacją.
- To twoja wina, głupku. - mruknął, zaciskając palce na materiale bandaża chłopaka i zmarszczył brwi.
- No tak, jeszcze czego! Powiedz lepiej, co sobie naprawdę zrobiłeś, a nie mi tu kity wciskasz. - Kris wywrócił oczami i pacnął Kaia po głowie.
- Nic... Po prostu spadłem z drzewa i chyba sobie zwichnąłem kostkę, posiniaczyłem się, podrapałem o kolce krzaków i w ogóle... - syknął w końcu, a Smok pokręcił głową.
- Powiesz w końcu prawdę?
Kai zaskomlał, podkulając ogon i próbował podnieść się z kolan Krisa.
- Mówię prawdę. Naprawdę spadłem z drzewa. Uciekałem przed szalonym Feniksem, który mnie gonił. Tutaj na szczęście mnie już nie znalazł i nic nie spalił, ale druga część tego lasu jest zmasakrowana. Nie wiem dokąd teraz poszedł...
Tao zamurowało. Wybałuszył oczy i zbliżył się do pozostałej dwójki, patrząc na Kaia z niedowierzaniem. Kris zaś, korzystając z okazji rozerwał mocno materiał spodni Wilka i zabierając z plecaka Pandy wodę i resztkę materiału, jaką to Tao opatrywał jego rany, sam zajął się Wilkiem. A ten zaś spoglądał ze znudzeniem na nich dwóch, co i raz krzywiąc się z bólu.
- Spotkałeś, Chanyeola? - spytał cichym głosem Panda, siadając jeszcze bliżej.
Swoją drogą, to nie spodziewał się, że Kris będzie w stanie pomóc Kaiowi. Nie wiedział nawet, że umiał on zająć się ranami i skaleczeniami. Jednak mimo wszystko spoglądał na niego z fascynacją. Cieszył się, że go spotkał, był wdzięczny, że go znał i podobało mu się jego zachowanie. Podobało mu się to, że potrafił obudzić w sobie tą potulną stronę, jaką i tak Panda wiedział, że w sobie posiada. Jak każdy inny.
- Nie wiem, jak miał on na imię.. Aj, boli! Ale wiem na pewno, że był szalony i chciał kogoś znaleźć. - bąknął Kai, rękoma starając się odepchnąć od siebie pochłoniętego pracą Krisa.
Tao jedynie pokiwał głową i westchnął głucho, chowając twarz w dłonie.
- On nas szuka... - wydusił w końcu, kładąc się znużony na trawie.
- To sobie narobiliście problemów, chłopaki. - zaśmiał się irytująco Wilk, podkulając uszy – Zostaw powiedziałem, ty durny Smoku, to boli...!
Kris zabandażował już udo chłopaka do końca i zostawił go w spokoju. Podniósł się z trawy, posławszy mu miły uśmiech, zatrzymał się przy Tao, wcześniej drapiąc Wilka za uchem.. Kai tylko zerknął na nich kątem oka i zarumienił się lekko w podzięce, wykrzywiając usta w półuśmiechu. Rozłożył się w spokoju na trawie i wydął wargę.
- Musimy już iść, Tao daleko do twojej krainy? - spytał Kris, zerkając mimo wszystko na Kaia, a Tao pokręcił głową, rozglądając się.
- Nie, jeszcze kilkanaście minut drogi i trafisz do mojego domu.
- To zbieramy się, prawda? Zdrowiej, Kai~ - roześmiał się wesoło Smok i pozwalając Pandzie, uwiesić się na swojej szyi na nowo wzbił się ku górze.
Wilk zaś z szerokim uśmiechem podniósł się na równe nogi i krzyknął ucieszony w ich stronę, kiedy wzbijali się ku niebu, machając głową i wesoło merdając ogonem.
- Spotkamy się jeszcze nie raz, Kris, trzymajcie się!
Smok uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi i przytrzymując Pandę przy sobie na nowo poczuł wiatr we włosach. Dorównał nawet lotu jednemu z orłów, potem ponownie kierując się za wskazówkami Tao. Och, jak to dobrze być tak bardzo, idealnie wolnym.
Westchnął cicho i zerknął w dół na skupionego Pandę, którego spojrzenie tak tajemnicze, jak nigdy dotąd wbijało się w jeden punkt przed sobą, jakby nic więcej dokoła niego nie było.
- Kogo tam zauważyłeś? - spytał cicho, wychylając się bardziej zza gałęzi, ale już nie otrzymał odpowiedzi.
Panda bowiem podskoczył nagle i pędem pognał przed siebie, wymijając zwinnie wszystkie krzaki, krzaczki i inne większe, bądź mniejsze krzewy. Jego ciemne włosy delikatnie rozwiał przyjemny wiatr, a pewne siebie, małe oczy mocno wbiły się w kształt leżący niczym kłoda na ziemi, który wcale a wcale tej kłody nie przypominał. Zatrzymał się dobre dwadzieścia kroków przed obiektem i pochyliwszy troszkę do przodu zaczął wytężać wzrok, po czym nagle oniemiał.
To coś się poruszyło.
Dziwnym odruchem jego ciało zadrżało, bowiem wcale nie wiedział, czy miał się śmiać, czy może płakać, ale to coś leżące w trawie wydawało mu się naprawdę dziwne. Powoli opadł pośladkami na trawę i wciąż bacznie mu przyglądał, kiedy nagle poczuł na włosach tą wielką smoczą dłoń Krisa.
Wcale nie musiał się odwracać, by stwierdzić, że to on, po prostu dotyk tych wielkich palców poznałby już niemal wszędzie. Uniósł lekko głowę, by potem znów nią pokręcić i tym odruchem rozkazać Krisowi, by sam przyjrzał się temu dziwnemu czemuś, leżącemu bez ruchu w zielonej, łąkowej trawie.
- Co to jest? - spytał Smok, a Panda wzruszył ramionami.
- Nie mam bladego pojęcia, pójdę i sprawdzę.
Kris trzepnął go po głowie.
- No i za co to?! Zgłupiałeś? - Tao wydął wargę, a jasnowłosy jedynie pociągnął go za rękę i podniósł, nie mając zamiaru jednak puścić, by ten przypadkiem mu się nie wyrwał i nie zwiał.
- Zostajesz tu, Tao.
- Nie, nie zostaję, może ten ktoś potrzebuje pomocy?! - Panda naburmuszył się i znów zaczął szarpać z przyjacielem.
- A skąd w ogóle wiesz, że to jest ktoś, a nie coś? A może to Chanyeol?
- Weź nie dramatyzuj, on jest za mały na tego idiotę.
- Powiedziałem, zostajesz tutaj.
- Ani mi się śni, Smoczku.
Kris westchnął z rezygnacją.
- Dlaczego chcesz mu pomóc? - a Tao zaś spojrzał na niego i prychnął.
- Bo tak mnie nauczono w wiosce, że trzeba pomagać, wiesz?
I obróciwszy się na pięcie, Panda podszedł do widocznej już postaci, zwiniętej w kulkę i poruszającej się jedynie poprzez wolny, słaby oddech. Przykucnął powoli nad nią i wyciągnąwszy dłoń, zaraz pisnął głośno, bowiem owa postać nie zważając zupełnie na nic, po prostu ugryzła go w rękę. Odsunął się rozjuszony, a z kącików jego oczu pociekły malutkie łzy. To coś... go ugryzło.
Najnormalniej w świecie go ugryzło.
Zaś Kris na krzyk Pandy od razu pojawił się przy nim, wybuchając głośnym śmiechem.
- No nie wierzę! Nie wierzę, że dałeś się mu ugryźć!
- Mu? - Tao uniósł brew zły, od razu podnosząc się i stając za Krisem, by nie oberwać jeszcze bardziej.
- No tak. Jestem Wilkiem i mam na imię Kai. - odezwał się trzeci osobnik, a na jego głos, pozostała dwójka od razu obróciła swoje głowy.
Chłopak miał nieco niższy wzrost od Krisa i Tao, a jego znakiem rozpoznawczym była czarna opaska (a raczej mocno zwinięta w rulon chustka), przewiązana na przodzie głowy z kilkoma brązowymi wystającymi bokiem kosmykami. Nieco ciemniejsze niż jego włosy wilcze uszy delikatnie oklapnęły na dół, a tego samego koloru puszysty ogon zwinął się teraz w lekki kłębek. Ciemne ubrania idealnie dopasowały się i do jego ciemniejszej, ale nie czarnej karnacji, a brązowe, niczym ciemne drewno, świecące oczy spoglądały teraz w lekkim strachu na Pandę i Smoka.
- Jesteś Kai? - spytał w końcu Tao, zbliżając się do niego bardziej.
Zamiast odpowiedzi otrzymał tylko głośne, wilcze warknięcie z ust chłopaka, więc zadrżał mocno ze strachu i schował się ponownie za Krisem, wyglądając zza jego ramienia na Kaia, który podniósł się do siadu i teraz w najlepsze zaczął czyścić swój ogon, dość drżącą jak na normalne zachowanie dłonią, a przy tym też mocno się krzywił.
- Co się stało, Kai? - spytał w końcu Kris, odsuwając Pandę od siebie i sam podszedł bliżej chłopaka, siadając przed nim na trawie.
Wilk uniósł znudzony wzrok na Smoka i prychnął. Próbował podnieść się, by po prostu naprawdę olać sobie tą dwójkę i ich nachalne chęci pomocy, ale nie miał na to siły. Kris mimo wszystko zauważył ból na twarzy Kaia i lekko przyciągnął go do siebie za ramię, a ten tylko zaczął warczeć coraz głośniej, szarpać się i wystawiać kły z ust, by teraz ugryźć i Smoka.
- Zostaw mnie, powiedziałem! - krzyknął w końcu nowo poznany i już chciał kopnąć z całej siły siedzącego obok z kamiennym wyrazem twarzy blondyna, jednak przeszywający ból w kończynach nie pozwolił mu się nawet ruszyć.
Zawył jedynie, zanosząc się od płaczu i bezwładnie opadł na kolana Smoka, patrząc na niego z irytacją.
- To twoja wina, głupku. - mruknął, zaciskając palce na materiale bandaża chłopaka i zmarszczył brwi.
- No tak, jeszcze czego! Powiedz lepiej, co sobie naprawdę zrobiłeś, a nie mi tu kity wciskasz. - Kris wywrócił oczami i pacnął Kaia po głowie.
- Nic... Po prostu spadłem z drzewa i chyba sobie zwichnąłem kostkę, posiniaczyłem się, podrapałem o kolce krzaków i w ogóle... - syknął w końcu, a Smok pokręcił głową.
- Powiesz w końcu prawdę?
Kai zaskomlał, podkulając ogon i próbował podnieść się z kolan Krisa.
- Mówię prawdę. Naprawdę spadłem z drzewa. Uciekałem przed szalonym Feniksem, który mnie gonił. Tutaj na szczęście mnie już nie znalazł i nic nie spalił, ale druga część tego lasu jest zmasakrowana. Nie wiem dokąd teraz poszedł...
Tao zamurowało. Wybałuszył oczy i zbliżył się do pozostałej dwójki, patrząc na Kaia z niedowierzaniem. Kris zaś, korzystając z okazji rozerwał mocno materiał spodni Wilka i zabierając z plecaka Pandy wodę i resztkę materiału, jaką to Tao opatrywał jego rany, sam zajął się Wilkiem. A ten zaś spoglądał ze znudzeniem na nich dwóch, co i raz krzywiąc się z bólu.
- Spotkałeś, Chanyeola? - spytał cichym głosem Panda, siadając jeszcze bliżej.
Swoją drogą, to nie spodziewał się, że Kris będzie w stanie pomóc Kaiowi. Nie wiedział nawet, że umiał on zająć się ranami i skaleczeniami. Jednak mimo wszystko spoglądał na niego z fascynacją. Cieszył się, że go spotkał, był wdzięczny, że go znał i podobało mu się jego zachowanie. Podobało mu się to, że potrafił obudzić w sobie tą potulną stronę, jaką i tak Panda wiedział, że w sobie posiada. Jak każdy inny.
- Nie wiem, jak miał on na imię.. Aj, boli! Ale wiem na pewno, że był szalony i chciał kogoś znaleźć. - bąknął Kai, rękoma starając się odepchnąć od siebie pochłoniętego pracą Krisa.
Tao jedynie pokiwał głową i westchnął głucho, chowając twarz w dłonie.
- On nas szuka... - wydusił w końcu, kładąc się znużony na trawie.
- To sobie narobiliście problemów, chłopaki. - zaśmiał się irytująco Wilk, podkulając uszy – Zostaw powiedziałem, ty durny Smoku, to boli...!
Kris zabandażował już udo chłopaka do końca i zostawił go w spokoju. Podniósł się z trawy, posławszy mu miły uśmiech, zatrzymał się przy Tao, wcześniej drapiąc Wilka za uchem.. Kai tylko zerknął na nich kątem oka i zarumienił się lekko w podzięce, wykrzywiając usta w półuśmiechu. Rozłożył się w spokoju na trawie i wydął wargę.
- Musimy już iść, Tao daleko do twojej krainy? - spytał Kris, zerkając mimo wszystko na Kaia, a Tao pokręcił głową, rozglądając się.
- Nie, jeszcze kilkanaście minut drogi i trafisz do mojego domu.
- To zbieramy się, prawda? Zdrowiej, Kai~ - roześmiał się wesoło Smok i pozwalając Pandzie, uwiesić się na swojej szyi na nowo wzbił się ku górze.
Wilk zaś z szerokim uśmiechem podniósł się na równe nogi i krzyknął ucieszony w ich stronę, kiedy wzbijali się ku niebu, machając głową i wesoło merdając ogonem.
- Spotkamy się jeszcze nie raz, Kris, trzymajcie się!
Smok uśmiechnął się szeroko w odpowiedzi i przytrzymując Pandę przy sobie na nowo poczuł wiatr we włosach. Dorównał nawet lotu jednemu z orłów, potem ponownie kierując się za wskazówkami Tao. Och, jak to dobrze być tak bardzo, idealnie wolnym.
*
Tao z szerokim
uśmiechem na ustach ciągnął Krisa za rękę pomiędzy domkami w
swojej krainie, pokazując z fascynacją wszystkie rzeczy, jakie się
tutaj znajdowały. Ten drugi zaś tylko co chwilę kiwał głową,
potwierdzając tym wszystkim fakt, że go słuchał i unosił z małą
radością kąciki ust.
Pokazywał mu wszystko: piękne ogrody, kwiaty, a nawet dom jego zmarłego dziadka. Trochę dziwił się, że nikogo nie było w jego krainie, ale nie bardzo się tym przejął – pewnie poszli na polowanie, czy chociażby na jakiś spacer gromadą. W sumie to i tak niewiele Pand mieszkało w jego wiosce. Dziesięć, pewnie nie więcej, ale i tak byli szczęśliwi.
- Kris, zostaniesz tu na dłużej? - spytał w którymś momencie Tao, patrząc na niego prosząco.
- Nie, nie chcę przeszkadzać, narobię ci tylko kłopotów, no i wiesz... nie, nie, nie. Odmawiam.
Panda spojrzał na niego ze smutkiem i uderzył go z otwartej dłoni w ramię. Usiadł na jednym z kamieni przy lasku w swojej wiosce, udając, że jest mocno obrażony.
- Obraziłem się. - bąknął.
- Ej Tao, kto to? - w odpowiedzi z ust Krisa otrzymał tylko coś takiego, więc spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami jak i buzią.
- O czym ty do mnie mówisz, ja się tutaj obraziłem, a ty mi jakieś dziwne pytania zadajesz! Jesteś idiotą! - wybuchnął nagle Tao, ale widząc powagę na twarzy Krisa, spojrzał za nim w tym samym kierunku i pokręcił głową. - Nikt szczególny, to tylko Luhan.
Smok spojrzał na niego kątem oka.
- Luhan...?
- Tak, Jelonek.
Jak się okazało oboje patrzyli się w szybko biegnącego w ich stronę jasnowłosego (którego kolor włosów był nieco inny, niż ten Krisa, bowiem przypominał kolorem sok z cytryny) niskiego i dość chudego chłopaka, z porożem na bokach głowy. Machał on rękoma we wszystkie strony, krzycząc w niebo głosy i szarpał się tak, jakby się od czegoś odganiał. Smok uniósł brew, nie mogąc jakoś składnie skomentować zachowania Luhana, który, jak się okazało, gadał sam do siebie. Rozglądał się, krzycząc co i raz to dziwniejsze zdania, z czasem nawet upadając na ziemię, ale potem na nowo znów się podnosił.
- Dziwny jest. - skwitował Kris, kiedy Jelonek przebiegł tuż koło niego i nawet zbytnio nie zwrócił nań uwagi.
Tao zaś roześmiał się wesoło.
- Nie, po prostu mówi, że ciągle słyszy jakieś głosy i nie wie, jak się ich pozbyć. Nie raz go pytałem o co chodzi, ale zupełnie nie chciał mi nic powiedzieć. Co i raz tylko dowiedziałem się paru zdań jak „on mnie prześladuje”, „nie chce dać spokoju”, „uważa, że jestem dla niego bardzo ważny”, zupełnie jakby mówił o swoim alter ego.
Nagle oboje usłyszeli huk. Luhan bowiem z dużą siłą uderzył w jedno z drzew, z jękiem upadając na ziemię, więc Kris niewiele myśląc podszedł do niego, podnosząc za ramiona.
- Ej, Luhan, w porządku?
Ten zaś tylko spojrzał na niego z przerażeniem, zaczynając szarpać z tak wielkim zacięciem, jakby Kris nie wiadomo co mu zrobił. Szarpnął się parę razy zaczynając donośnie krzyczeć i wyrwał z rąk Smoka uciekając gdzie pieprz rośnie z takowym krzykiem na ustach:
- AAA, ratunku, Tao przyprowadził do nas Smoka, apokalipsa, uciekajcie wszyscy póki wam życie miłe!!!
Tao z Krisem spojrzeli na siebie z minami, które w aktualnym momencie wyglądały, jak zdeformowane. Oczy niczym wielkie talerze, a usta otwarte, jakby mieli w nich czarne dziury. Smok prychnął pod nosem zbliżając się do Pandy, który westchnął żałośnie i ze zrezygnowaniem oparł się na korze jednego z drzew.
- Idiota. - mruknął Kris, ale kiedy nagle zobaczył minę Tao, dziwny dreszcz przeszedł go po plecach.
- Kris, mamy kłopoty. Słyszę rozwścieczony tłum Pand.
- ...co?
- Uciekaj!!!
Nie zdążył nawet mrugnąć okiem, kiedy nagle koło niego zabrała się cała masa rozwścieczonych pół ludzi, którzy wyglądem przypominali Pandy z widłami, grabiami i pochodniami w dłoniach. Tao przeraźliwie głośno krzyknął i nie zauważył nawet jak niechcący uderzył głową o gałąź drzewa, tracąc przytomność.
Kris poczuł, jak nagle zrobiło mu się słabo, w ogóle nie mógł określić swojego położenia w tej sytuacji. Jedynie rozdziawił szeroko usta, a dziwny gorąc zalał całe jego ciało.
- Patrzcie, to Smok, intruz, łapcie go!!!
I dalej nie wiedział, co się działo. Wszystko trwało tak szybko, że nawet nie mrugnął okiem.
A najbardziej w tym momencie bał się o Tao. Nie wiedział, co te wszystkie inne Pandy mogły mu zrobić za to, że przyprowadził go tutaj.
No, to mamy piękne zakończenie kolejnego dnia.
Tylko ciekawe do dalej...
- Powiedziałem, łapcie tego Smoka!! - i kolejny krzyk.
Ból.
I zagubienie.
Pokazywał mu wszystko: piękne ogrody, kwiaty, a nawet dom jego zmarłego dziadka. Trochę dziwił się, że nikogo nie było w jego krainie, ale nie bardzo się tym przejął – pewnie poszli na polowanie, czy chociażby na jakiś spacer gromadą. W sumie to i tak niewiele Pand mieszkało w jego wiosce. Dziesięć, pewnie nie więcej, ale i tak byli szczęśliwi.
- Kris, zostaniesz tu na dłużej? - spytał w którymś momencie Tao, patrząc na niego prosząco.
- Nie, nie chcę przeszkadzać, narobię ci tylko kłopotów, no i wiesz... nie, nie, nie. Odmawiam.
Panda spojrzał na niego ze smutkiem i uderzył go z otwartej dłoni w ramię. Usiadł na jednym z kamieni przy lasku w swojej wiosce, udając, że jest mocno obrażony.
- Obraziłem się. - bąknął.
- Ej Tao, kto to? - w odpowiedzi z ust Krisa otrzymał tylko coś takiego, więc spojrzał na niego z szeroko otwartymi oczami jak i buzią.
- O czym ty do mnie mówisz, ja się tutaj obraziłem, a ty mi jakieś dziwne pytania zadajesz! Jesteś idiotą! - wybuchnął nagle Tao, ale widząc powagę na twarzy Krisa, spojrzał za nim w tym samym kierunku i pokręcił głową. - Nikt szczególny, to tylko Luhan.
Smok spojrzał na niego kątem oka.
- Luhan...?
- Tak, Jelonek.
Jak się okazało oboje patrzyli się w szybko biegnącego w ich stronę jasnowłosego (którego kolor włosów był nieco inny, niż ten Krisa, bowiem przypominał kolorem sok z cytryny) niskiego i dość chudego chłopaka, z porożem na bokach głowy. Machał on rękoma we wszystkie strony, krzycząc w niebo głosy i szarpał się tak, jakby się od czegoś odganiał. Smok uniósł brew, nie mogąc jakoś składnie skomentować zachowania Luhana, który, jak się okazało, gadał sam do siebie. Rozglądał się, krzycząc co i raz to dziwniejsze zdania, z czasem nawet upadając na ziemię, ale potem na nowo znów się podnosił.
- Dziwny jest. - skwitował Kris, kiedy Jelonek przebiegł tuż koło niego i nawet zbytnio nie zwrócił nań uwagi.
Tao zaś roześmiał się wesoło.
- Nie, po prostu mówi, że ciągle słyszy jakieś głosy i nie wie, jak się ich pozbyć. Nie raz go pytałem o co chodzi, ale zupełnie nie chciał mi nic powiedzieć. Co i raz tylko dowiedziałem się paru zdań jak „on mnie prześladuje”, „nie chce dać spokoju”, „uważa, że jestem dla niego bardzo ważny”, zupełnie jakby mówił o swoim alter ego.
Nagle oboje usłyszeli huk. Luhan bowiem z dużą siłą uderzył w jedno z drzew, z jękiem upadając na ziemię, więc Kris niewiele myśląc podszedł do niego, podnosząc za ramiona.
- Ej, Luhan, w porządku?
Ten zaś tylko spojrzał na niego z przerażeniem, zaczynając szarpać z tak wielkim zacięciem, jakby Kris nie wiadomo co mu zrobił. Szarpnął się parę razy zaczynając donośnie krzyczeć i wyrwał z rąk Smoka uciekając gdzie pieprz rośnie z takowym krzykiem na ustach:
- AAA, ratunku, Tao przyprowadził do nas Smoka, apokalipsa, uciekajcie wszyscy póki wam życie miłe!!!
Tao z Krisem spojrzeli na siebie z minami, które w aktualnym momencie wyglądały, jak zdeformowane. Oczy niczym wielkie talerze, a usta otwarte, jakby mieli w nich czarne dziury. Smok prychnął pod nosem zbliżając się do Pandy, który westchnął żałośnie i ze zrezygnowaniem oparł się na korze jednego z drzew.
- Idiota. - mruknął Kris, ale kiedy nagle zobaczył minę Tao, dziwny dreszcz przeszedł go po plecach.
- Kris, mamy kłopoty. Słyszę rozwścieczony tłum Pand.
- ...co?
- Uciekaj!!!
Nie zdążył nawet mrugnąć okiem, kiedy nagle koło niego zabrała się cała masa rozwścieczonych pół ludzi, którzy wyglądem przypominali Pandy z widłami, grabiami i pochodniami w dłoniach. Tao przeraźliwie głośno krzyknął i nie zauważył nawet jak niechcący uderzył głową o gałąź drzewa, tracąc przytomność.
Kris poczuł, jak nagle zrobiło mu się słabo, w ogóle nie mógł określić swojego położenia w tej sytuacji. Jedynie rozdziawił szeroko usta, a dziwny gorąc zalał całe jego ciało.
- Patrzcie, to Smok, intruz, łapcie go!!!
I dalej nie wiedział, co się działo. Wszystko trwało tak szybko, że nawet nie mrugnął okiem.
A najbardziej w tym momencie bał się o Tao. Nie wiedział, co te wszystkie inne Pandy mogły mu zrobić za to, że przyprowadził go tutaj.
No, to mamy piękne zakończenie kolejnego dnia.
Tylko ciekawe do dalej...
- Powiedziałem, łapcie tego Smoka!! - i kolejny krzyk.
Ból.
I zagubienie.
Jak wiesz uwielbiam opowiadania w Twoim wykonaniu. Podobają mi się opisy i te wszystkie rzeczy. Moje nie są takie długie jak Twoje, choć zamierzam pisać coraz dłużej. Liczę na kolejne części, bo czekałem na to opowiadanie od bardzo dawna, o czym Ty nie wiedziałeś.
OdpowiedzUsuńŻyczę więcej komentarzy, Krisus. <3
Dziękuję! <33 *szczęśliwa* ;;'
UsuńStaram się pisać to opowiadanie, chociaz ludziki mi teraz nie komentują, ale dziękuję, że chociaż Ty. I o jezu, czekałeś na to aż tyle? Nie wiedziałam, serio.
A, i fajnie, że mówisz do mnie w formie męskiej. XDD
Mi to nie przeszkadza. XD
Nareszcie dodałaś HTTYD! Już się nie mogłam doczekać :P Boże, ten rozdział jest genialny <3 Najlepszy!! Chanyeol lubiący Baekhyuna? I jeszcze ten Kai!! Uroczy! A końcówka z Luhanem mnie po prostu powaliła! Wariat jeden! Poza tym wyobraziłam sobie stano pand z widłami i... umarłam ze śmiechu! ;D
OdpowiedzUsuńMam nadzieję, że kolejny rozdział pojawi się dość szybko ^^
Czekam i życzę weny ;)
Eeeej. Kopnę Cię ;_; Chciałam napisać jakiś piękny, chronologiczny komentarz, ale tak się uśmiałam i zasłodziłam, że zapomniałam co chciałam napisać ;o;
OdpowiedzUsuńPo pierwsze zacznę tym, że ja Ci zawsze skomentuję. Może prócz Hetalii, którą próbowałam przeczytać, ale nie wyszło [*]. Więc co ja mam tam komentować jak nie znam treści? : o
Po drugie. Cieszę się, że masz wenę na pisanie HTTYD ♥ . Doczekałam się kolejnej części! *fangirling*
Po trzecie. Chanyeol Ty przerośnięty Feniksie ja obiecuję Ci, że Cię normalnie zatłukę! Nie szarp Baekhyuna za kłaczki no! Wiem, że jesteś seme, ale cholera nie bądź brutalny dla tego biednego dziecka! >3<
Po czwarte. Spotkanie z wilkiem Kaiem. Od razu skojarzył mi się Song EXO K o bezpiecznej jeździe(?) .. i ten gif Kaia z uszkami i ogonkiem. OMO! dfghklersghrgt Takie urocze, mimo że nie przepadam za Kaiem, ale ja po prostu nie mogłam. Piękną lekturę znalazłam sobie na noc. Nie ma co ♥
Po piąte. Smok i Panda. Tak idealne połączenie. Pozycja na koalę? Nie. Na pandę. No kurde. Jak panda chcę się tulić to wiadomo, że pozycja na pandę ♥ . I tak lecieli. Takie romantyczne. I potem ta opieka nad wilkiem i jebłam jak Kai ugryzł Tao ♥ XD Śmiechłam se :3
Po szóste. NIEOGARNIĘTY I NADPOBUDLIWY, JEDNOCZEŚNIE CHORY NA GŁOWĘ JELONEK. KOMPLETNIE JEBŁAM. TARZAM SIĘ ZE ŚMIECHU XDDD Ja pierdolę. SMOK ZWIASTUJE APOKALIPSĘ. HAHAHAHA, W SUMIE MIAŁ RACJĘ, BO PRZYLECIAŁY PANDY LINCZOWAĆ DD
Po ósme. Kolejna część. Kolejny zaciesz. Kolejne szczęście. Kocham Cię coraz bardziej Krisusie ♥ . KOLEJNE OCZEKIWANIE NA KOLEJNY ROZDZIAŁ ♥
Po dziewiąte. FANGIRLING MODE ON ♥
Po dziesiąte. Czekam, aż brat koleżanki zhackuje mi hasło do gg. Jeśli się uda odzyskać to powrócę. Jeśli nie to założę nowe i się odezwę :3
Nie wiem gdzie wcięło po siódme O_o A było .. *MINDFUCK*
UsuńPo siódme: Czemu te pandy przypominają ludzi z grabiami, widłami, pochodniami, którzy chcą zabić czarownice? XDD LOL. Takie dziwaczne skojarzenie. Od razu ze Scoobym Doo mi się skojarzyło i jednym z tych odcinków XD
OMFG XD
OdpowiedzUsuńTen rozdział powalił mnie na kolana xd
Tylko ten początek był poważny, potem Kai gryzący znienacka Tao, Kai próbujący odepchnąć Krisa (po którym szczerze powiedziawszy nie spodziewałam się takiej opiekuńczości :o), pandy na polowaniu - dzikie pandy kurna... XD, Jelonek psychol o.O, gałąź atakująca Tao (?), pandy z widłami....
You made my day <3
Chcę więcej takich rozdziałów xD
I Ty weź pisz oddzielną część dla pani od polskiego, bo ja chcę więcej yaoica w tym! ;;;;;;;;;
Błagam Cię :A:
.
.
.
Od dziś na zawszę będę pamiętać, że pandy są bardzo agresywnymi i dzikimi zwierzętami....
~Di
Po pierwsze - Chanyeol ... jesteś okropny dla Bacona!
OdpowiedzUsuńTo była moja pierwsza myśl, przy połowie pierwszego akapitu. Kolejną, gdy przeczytałam akt przyjaźni między nimi była:
Odkupiłeś swoje winy, Feniksie...
No.
Bo w sumie, on nie jest wcale aż taki zły, skoro czuje coś do bacona, prawda?
Kai - WOLF i... zachowanie tak bardzo przypominające psie. Gdy chcesz zobaczyć ranę psa, ten nie chce ci jej pokazać i za wszelką cene unika kontaktu z tobą.
Tak samo postąpił Kai...
Tao mówi do Krisa per "SMOCZKU" *.*
Jakie to słodkie. I ta "pozycja" w której lecieli xD
Nie no... to już są jakieś dziwne wymysły mojego spaczonego mózgu.
"przytuleni" O.o *____*
"- Denerwujesz mnie, ale cię lubię..." - Tao do krisa, a ja wyszczerz i oczy jak pięciozłotówki xD
Luhan - jelonek ^^
kochamkochamkocham Cię :*
next part, please...
J.
PS.: Juliette nauczyła się pisać imię Parka, to teraz szpanuje w każdym komentarzu xD