Tytuł: How to train your Dragon
Typ: Seria [Rozdział 5]
Gatunek: fluff, fairytale
Paringi: TaoRis, BaekYeol,
Ostrzeżenia: Brak Długość: 4500 słów [część 6 z 8]
Notka autorska: Cześć i czołen ponownie, moje drogie. :3Muszę się Wam pochwalić, że HTTYD naprawdę mi się dobrze pisze i mam już opracowaną fabułkę, więc możecie spodziewać się spamu tą wieloczęściówką, bowiem naprawdę chcę ją niedługo skończyć, a jakoś specjalnie długa nie będzie. Ale za to szykuję dla Was niespodziankę już niedługo oraz jak mówiłam w ogłoszeniach będzie nowa partówka OT12, ale o tym kiedy indziej. Może za dwa tygodnie, albo miesiąc. Na razie chcę się zająć GAith i może Painful Love, chociaż nie wiem.
Usunęłam Servant of Evil, bo mi się zwyczajnie to nie podobało, nic tam się nie działo, jedynie może był seks. =w= Ale! Obiecuję, że inne partówki będą fajniejsze.
A i jeszcze jedno:
Małe co nie co.
Naprawdę
się cieszę, że Cię poznałam na Bloggerze, to było coś niesamowitego.
Uwielbiam nasze odpały na gg, nawet nie wiesz, ile ja się wtedy
wyśmieję. XD
Wo ai ni, bao bei~ <3
Emocjonalna Kaleka: Moje
małe Taosiowe uke. <3 Tobie również dziękuję, ze ze mną jesteś.
Dziękuję, że tak wyczekujesz na opowiadania o TaoRis i te inne, i że
wszystkie również i Tobie się podobają. Nawet nie wiesz, ile to dla mnie
znaczy! Dzięki za orgazm, mleko i strollowane ucho, to było epickie. XD
I mam nadzieję, że kiedyś pośmiejemy się sobie w twarz, skoro okazało
się, że tak blisko mieszkasz. ;-;
Wo ye ai ni, bao bei~ <3
Wo ye ai ni, bao bei~ <3
Luhan na drżących
nogach, niepewnym krokiem zaczął wyłaniać się zza wysoko
rosnących krzewów czerwonej róży, wciąż bacznie rozglądając
się dokoła siebie. Bał się. Bał się tego, by znów nie napotkać
nie dość, że wściekłego tłumu Pand, który po raz kolejny już
chciał mu zrobić krzywdę tylko za to, że zaczął zrywać jabłka
z drzewa należącego do przewodniczącego Pand – Yao, ale także
dlatego, że nagle nie wiadomo skąd w ich wiosce pojawił się Smok.
Owszem, nie raz słyszał, jak Pandy opowiadały sobie o nim legendę, jednak nigdy nie brał jej aż tak na poważnie. Nie przejmował się tym, uważając po prostu, że była to tylko i wyłącznie bujda wyssana z palca, jednak jak się okazało, wszystko zdawało się być teraz nieco inne. Tak bardzo, że mimo wszystko dalej nie umiał w to uwierzyć.
Westchnął cicho ze smutkiem w głosie i oparł się plecami o korę drzewa, lekko opuszczając głowę w dół tak, by jego poroże sprawiało wrażenie, że niemalże wisi w powietrzu. Złączył swoją małą pięść w dłoń, którą zaraz i tak zacisnął mocno na materiale zielonej koszulki, która swoim kolorem, nie raz potrafiła wtopić go w leśne drzewa, czyniąc go tym samym kameleonem z porożem.
Zabawne.
Postanowił jednak długo nie zwlekać z czekaniem na czort wie co, bowiem Smok był w ich wiosce. Musiał na niego uważać, bo przecież nigdy wiadomo co takim jak on może do łba strzelić i jak będę w stanie się zachować. Ruszył się powoli z miejsca, kierując dalej niepewnym krokiem w tą stronę, z której wcześniej zaczął uciekać. Może przynajmniej tak kogoś spotka.
”- Idź odnajdź Tao, Luhan, zanim będzie za późno.” - usłyszał nagle i zdębiał.
Znów ten głos! Znowu ta sama sytuacja, że ma wrażenie, iż oszalał. Głos, jaki roznosił się po jego umyśle był dość niski, ale idealnie potrafił odbić się na jego podświadomości i doprowadzić do wariacji. No tak, bo kto normalny słyszałby jakieś obce dźwięki w swojej głowie, które jeszcze jakby nigdy nic nim kierowały? Szarpnął się, łapiąc palcami za włosy i wygiął w strachu, upadając na ziemię. Potem zaś lekko odchylił w tył, unosząc głowę do nieba i wpatrywał pełnym strachu wzrokiem w górę.
- Zostaw mnie, proszę... - pisnął, machając głową na boki, jednak zaraz upadł na ziemię zwijając w kłębek.
Przymknął powieki, drżącymi dłońmi, łapiąc się za kołnierz swojej zielonej, jak trawa koszulki i skulił jeszcze bardziej.
„- Wiesz dobrze, że nie chcę ci zrobić krzywdy, Luhannie, chcę tylko pomóc. Nie tylko tobie, ale i Pandzie oraz Smokowi. Oni cię potrzebują...”Jelonek od razu otworzył szeroko oczy i podniósł się do siadu, przygryzając wargę. Oparł drżące dłonie na swoich białych spodniach, które i tak od piachu i ziemi, były brudne, zresztą, jak zawsze, po czym odwrócił lekko głowę w bok.
- Ale co ja mogę zrobić? - powiedział sam do siebie, wielkimi, pięknymi, brązowymi oczami rozglądając się we wszystkie strony.
Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, nadął z złości swoje policzki i powoli, ociężale ruszył się z miejsca, chcąc odnaleźć Tao. Wiedział, że pewnie nie odszedł nigdzie daleko, poza tym, tylko on będzie w stanie dogadać się ze Smokiem, bo Luhan ze względu na swoją bojaźliwą naturę, prędzej uciekły na najbliższe drzewo, niż chociażby przywitał się z tym całym wielkim Smokiem.
Owszem, nie raz słyszał, jak Pandy opowiadały sobie o nim legendę, jednak nigdy nie brał jej aż tak na poważnie. Nie przejmował się tym, uważając po prostu, że była to tylko i wyłącznie bujda wyssana z palca, jednak jak się okazało, wszystko zdawało się być teraz nieco inne. Tak bardzo, że mimo wszystko dalej nie umiał w to uwierzyć.
Westchnął cicho ze smutkiem w głosie i oparł się plecami o korę drzewa, lekko opuszczając głowę w dół tak, by jego poroże sprawiało wrażenie, że niemalże wisi w powietrzu. Złączył swoją małą pięść w dłoń, którą zaraz i tak zacisnął mocno na materiale zielonej koszulki, która swoim kolorem, nie raz potrafiła wtopić go w leśne drzewa, czyniąc go tym samym kameleonem z porożem.
Zabawne.
Postanowił jednak długo nie zwlekać z czekaniem na czort wie co, bowiem Smok był w ich wiosce. Musiał na niego uważać, bo przecież nigdy wiadomo co takim jak on może do łba strzelić i jak będę w stanie się zachować. Ruszył się powoli z miejsca, kierując dalej niepewnym krokiem w tą stronę, z której wcześniej zaczął uciekać. Może przynajmniej tak kogoś spotka.
”- Idź odnajdź Tao, Luhan, zanim będzie za późno.” - usłyszał nagle i zdębiał.
Znów ten głos! Znowu ta sama sytuacja, że ma wrażenie, iż oszalał. Głos, jaki roznosił się po jego umyśle był dość niski, ale idealnie potrafił odbić się na jego podświadomości i doprowadzić do wariacji. No tak, bo kto normalny słyszałby jakieś obce dźwięki w swojej głowie, które jeszcze jakby nigdy nic nim kierowały? Szarpnął się, łapiąc palcami za włosy i wygiął w strachu, upadając na ziemię. Potem zaś lekko odchylił w tył, unosząc głowę do nieba i wpatrywał pełnym strachu wzrokiem w górę.
- Zostaw mnie, proszę... - pisnął, machając głową na boki, jednak zaraz upadł na ziemię zwijając w kłębek.
Przymknął powieki, drżącymi dłońmi, łapiąc się za kołnierz swojej zielonej, jak trawa koszulki i skulił jeszcze bardziej.
„- Wiesz dobrze, że nie chcę ci zrobić krzywdy, Luhannie, chcę tylko pomóc. Nie tylko tobie, ale i Pandzie oraz Smokowi. Oni cię potrzebują...”Jelonek od razu otworzył szeroko oczy i podniósł się do siadu, przygryzając wargę. Oparł drżące dłonie na swoich białych spodniach, które i tak od piachu i ziemi, były brudne, zresztą, jak zawsze, po czym odwrócił lekko głowę w bok.
- Ale co ja mogę zrobić? - powiedział sam do siebie, wielkimi, pięknymi, brązowymi oczami rozglądając się we wszystkie strony.
Kiedy nie otrzymał odpowiedzi, nadął z złości swoje policzki i powoli, ociężale ruszył się z miejsca, chcąc odnaleźć Tao. Wiedział, że pewnie nie odszedł nigdzie daleko, poza tym, tylko on będzie w stanie dogadać się ze Smokiem, bo Luhan ze względu na swoją bojaźliwą naturę, prędzej uciekły na najbliższe drzewo, niż chociażby przywitał się z tym całym wielkim Smokiem.
Pokręcił głową,
zastanawiając się, czemu nagle głos w jego głowie umilkł.
*
Jelonek odnalazł go
dopiero po jakichś piętnastu minutach drogi. Z oczami pełnymi
strachu podbiegł do wielkiego, potężnego dębu, o którego korę
opierał się, niemal leżący Tao. Złapał się rękoma za głowę,
przykucając przed przyjacielem. Rozejrzał się jeszcze dokładnie
na boki, tak dla bezpieczeństwa, po czym ujął w swoje małe dłonie
szarą bluzę Pandy i zaczął nim potrząsać, próbując obudzić.
- Tao, proszę obudź się, mamy kłopoty!! - krzyknął niemalże nad uchem przyjaciela, przez co ten rozchylił nerwowo powieki, krzycząc głośno.
No, jednak nie takiej pobudki się spodziewał.
Popatrzył na Luhana, tak jakby właśnie zobaczył ducha, po czym poderwał się na równe nogi, przewracając tym samym biednego Jelonka i wskoczywszy na niego, nastroszył uszy, spoglądając w oczy chłopaka z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Luhan przerażony zaczął się szarpać, ale Tao unieruchomił mu nadgarstki swoją jedną dłonią i spytał cichym głosem.
- Gdzie jest Kris?
Jelonek drgnął.
- Kto...? - spytał głupio, patrząc ze strachem w oczy rozwścieczonej Pandy.
Tao szarpnął nim lekko.
- No Smok! Gdzie jest Smok?!
- Nie wiem... - pisnął cicho, przez co Panda zmrużył mocniej swoje oczy i prychnął.
Pochylił się nieco bardziej ku Jelonkowi, zaczynając z uwagą przesuwać palcami po jego policzku, jednak zaraz obrócił jego podbródek bliżej siebie i wciąż patrzył na niego z nienawiścią.
- Pytam się... Gdzie jest Kris?! - warknął już o wiele głośniej, strosząc w złości swoje małe, czarne uszka.
Luhan zaczął wierzgać nogami we wszystkie strony, byleby tylko odciągnąć od siebie Tao, który jak widać bardzo się na niego zeźlił. Dopiero po kilku niezdarnych ruchach blondynka, Panda odsunął się od niego z niechęcią, a ten jak szalony cofnął się na pośladkach pod drzewo, patrząc w oczy chłopaka z przerażeniem. Poruszał ustami, jak ryba, a Tao jedynie pokręcił głową i westchnął głośno.
- Ja... Naprawdę nie wiem, Tao. - wyszeptał cichym głosem Lu, a Panda zaśmiał się gorzko.
- No tak, przecież to przez ciebie zabrali mi Smoka. I nie mam zielonego pojęcia, co z nim robią.
- Ale, Tao... - Jelonek już nie dokończył, bowiem ciemnowłosy uniósł dłoń i podszedł bliżej Luhana, łącząc palce prawej ręki w pięść i cisnął nią przed siebie, prosto w korę drzewa, tuż koło Jelonka.
Ten tylko zadrżał, w szoku nie mogąc nic z siebie wydusić, kiedy nagle usłyszał:
- Jesteś bezużyteczny, Luhan! Nie nadajesz się do niczego! Niczego, rozumiesz?! - takich słów z ust Tao nigdy by się nie spodziewał – Gdyby nie ty, i te twoje nienormalne zachowanie mój smok byłby tu dalej ze mną! Czy ty rozumiesz, że on nie jest zły?! Gdyby taki był, już dawno zabiłby mnie, a jak widzisz żyję i nic mi nie jest!! A to przez ciebie on teraz jest... Jest... - Panda zaś zaciął się w swoim krzyku i złapał chłopaka za koszulę – Nienawidzę cię! Wynoś mi się stąd, bo tymi paznokciami osobiście wydrapię ci oczy!!
Dlaczego...?
Jelonkowi w tamtym momencie zrobiło się tak przykro, że z chęcią wyrwałby sobie serce i oddał je w ręce Tao, gdyby tylko ten jego Smok, dzięki temu mógł do niego wrócić, a ten nie musiałby przejmować się jakimiś durnymi kłótniami, z których pewnie i tak nic pożytecznego by nie wynikło. Jednak wiedział, że tak nie będzie, więc westchnął cicho, a do jego oczu zebrały się małe, błyszczące kryształki, które za chwilę dosłownie spłynęły ciurkiem po jego policzkach, a ten tylko wstał w pośpiechu, i zapłakany odsunął od siebie Tao, patrząc w oczy zdezorientowanej Pandy z bólem.
- Jeżeli tak bardzo mnie nienawidzisz, mogę sobie pójść, przynajmniej ty będziesz szczęśliwy, Tao - powiedział na jednym wydechu, krztusząc się powoli płaczem, jednak za chwilę nie wytrzymał i wybuchnął – a ja mogę żyć sam, od zawsze przecież wy Pandy mnie nie lubiliście! Od zawsze!!
I wtedy rozpłakał się na dobre. Nie patrzył na to, że Tao zaczął go nawoływać, po prostu wstał i pędem pobiegł, uciekając gdzieś, jednak jeszcze dokładnie nie wiedział dokąd. Łzy cisnęły mu się na oczy z bólem, nie spodziewał się, że Tao potraktuje go tak, a nie inaczej.
- Tao, proszę obudź się, mamy kłopoty!! - krzyknął niemalże nad uchem przyjaciela, przez co ten rozchylił nerwowo powieki, krzycząc głośno.
No, jednak nie takiej pobudki się spodziewał.
Popatrzył na Luhana, tak jakby właśnie zobaczył ducha, po czym poderwał się na równe nogi, przewracając tym samym biednego Jelonka i wskoczywszy na niego, nastroszył uszy, spoglądając w oczy chłopaka z dość nieprzyjemnym wyrazem twarzy. Luhan przerażony zaczął się szarpać, ale Tao unieruchomił mu nadgarstki swoją jedną dłonią i spytał cichym głosem.
- Gdzie jest Kris?
Jelonek drgnął.
- Kto...? - spytał głupio, patrząc ze strachem w oczy rozwścieczonej Pandy.
Tao szarpnął nim lekko.
- No Smok! Gdzie jest Smok?!
- Nie wiem... - pisnął cicho, przez co Panda zmrużył mocniej swoje oczy i prychnął.
Pochylił się nieco bardziej ku Jelonkowi, zaczynając z uwagą przesuwać palcami po jego policzku, jednak zaraz obrócił jego podbródek bliżej siebie i wciąż patrzył na niego z nienawiścią.
- Pytam się... Gdzie jest Kris?! - warknął już o wiele głośniej, strosząc w złości swoje małe, czarne uszka.
Luhan zaczął wierzgać nogami we wszystkie strony, byleby tylko odciągnąć od siebie Tao, który jak widać bardzo się na niego zeźlił. Dopiero po kilku niezdarnych ruchach blondynka, Panda odsunął się od niego z niechęcią, a ten jak szalony cofnął się na pośladkach pod drzewo, patrząc w oczy chłopaka z przerażeniem. Poruszał ustami, jak ryba, a Tao jedynie pokręcił głową i westchnął głośno.
- Ja... Naprawdę nie wiem, Tao. - wyszeptał cichym głosem Lu, a Panda zaśmiał się gorzko.
- No tak, przecież to przez ciebie zabrali mi Smoka. I nie mam zielonego pojęcia, co z nim robią.
- Ale, Tao... - Jelonek już nie dokończył, bowiem ciemnowłosy uniósł dłoń i podszedł bliżej Luhana, łącząc palce prawej ręki w pięść i cisnął nią przed siebie, prosto w korę drzewa, tuż koło Jelonka.
Ten tylko zadrżał, w szoku nie mogąc nic z siebie wydusić, kiedy nagle usłyszał:
- Jesteś bezużyteczny, Luhan! Nie nadajesz się do niczego! Niczego, rozumiesz?! - takich słów z ust Tao nigdy by się nie spodziewał – Gdyby nie ty, i te twoje nienormalne zachowanie mój smok byłby tu dalej ze mną! Czy ty rozumiesz, że on nie jest zły?! Gdyby taki był, już dawno zabiłby mnie, a jak widzisz żyję i nic mi nie jest!! A to przez ciebie on teraz jest... Jest... - Panda zaś zaciął się w swoim krzyku i złapał chłopaka za koszulę – Nienawidzę cię! Wynoś mi się stąd, bo tymi paznokciami osobiście wydrapię ci oczy!!
Dlaczego...?
Jelonkowi w tamtym momencie zrobiło się tak przykro, że z chęcią wyrwałby sobie serce i oddał je w ręce Tao, gdyby tylko ten jego Smok, dzięki temu mógł do niego wrócić, a ten nie musiałby przejmować się jakimiś durnymi kłótniami, z których pewnie i tak nic pożytecznego by nie wynikło. Jednak wiedział, że tak nie będzie, więc westchnął cicho, a do jego oczu zebrały się małe, błyszczące kryształki, które za chwilę dosłownie spłynęły ciurkiem po jego policzkach, a ten tylko wstał w pośpiechu, i zapłakany odsunął od siebie Tao, patrząc w oczy zdezorientowanej Pandy z bólem.
- Jeżeli tak bardzo mnie nienawidzisz, mogę sobie pójść, przynajmniej ty będziesz szczęśliwy, Tao - powiedział na jednym wydechu, krztusząc się powoli płaczem, jednak za chwilę nie wytrzymał i wybuchnął – a ja mogę żyć sam, od zawsze przecież wy Pandy mnie nie lubiliście! Od zawsze!!
I wtedy rozpłakał się na dobre. Nie patrzył na to, że Tao zaczął go nawoływać, po prostu wstał i pędem pobiegł, uciekając gdzieś, jednak jeszcze dokładnie nie wiedział dokąd. Łzy cisnęły mu się na oczy z bólem, nie spodziewał się, że Tao potraktuje go tak, a nie inaczej.
Biegł dosyć długo,
zupełnie opuszczając krainę Pand, dopóki nie natrafił na jeden z
pobliskich lasków, w którym bardzo szybko się skrył. Z początku
jednak opierał się tylko dłońmi o korę drzewa, starając się
opanować swój szloch, a dopiero później wpadł na pomysł, by na
jedno z tych drzew się wspiąć i tam pozostać. Faktycznie, z
początku szło to bardzo opornie, bowiem Jelonek nie był najlepszym
wspinaczem, ale ostatecznie złapał się najniższej gałęzi
jednego z nich, z trudem podciągnął, i na szczęście potem już
znalazł się na samej górze, wtapiając się w mocną zieleń
liści. Wtedy też zamknął oczy i odetchnął już lżejszym
oddechem i tym samym uspokoił już swój płacz.
Rozejrzał się dokoła z żalem w oczach, a potem przygryzł wargę, kiedy nagle w jego głowie ponownie rozbrzmiał ten głos, jaki słyszał dość niedawno, i który jak na razie milczał. Nosz, a już naprawdę myślał, że się od niego uwolnił, a tu nic z tego.
Rozejrzał się dokoła z żalem w oczach, a potem przygryzł wargę, kiedy nagle w jego głowie ponownie rozbrzmiał ten głos, jaki słyszał dość niedawno, i który jak na razie milczał. Nosz, a już naprawdę myślał, że się od niego uwolnił, a tu nic z tego.
„- Luhan,
dlaczego uciekłeś? Oni cię potrzebują...”
Mały Jelonek, owszem przestraszył się, ale ostatecznie westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Dlaczego ty mnie prześladujesz, dziwna, diabelska moco...? - odpowiedział w sumie pytaniem na pytanie, więc nic z tego nie miał.
Mały Jelonek, owszem przestraszył się, ale ostatecznie westchnął ciężko i pokręcił głową.
- Dlaczego ty mnie prześladujesz, dziwna, diabelska moco...? - odpowiedział w sumie pytaniem na pytanie, więc nic z tego nie miał.
Ponownie ten
głos:
„- Nie prześladuję, chcę po prostu pomóc. Dlaczego nie chcesz przyczynić się do uratowania Smoka, skąd wiesz, że on jest tak bardzo zły?”
- Ale Tao... - bąknął Jelonek, krzywiąc się z niesmakiem.
„- A co cię obchodzi Tao? Posłuchaj po prostu mojego głosu i idź ratować smoka. Idź zrób coś, żeby się w końcu na coś przydać, i by Tao nie myślał, że jesteś bezużyteczny.
Luhan westchnął z rezygnacją.
- A co taki Jelonek jak ja może zrobić niby, co?
„- Nie prześladuję, chcę po prostu pomóc. Dlaczego nie chcesz przyczynić się do uratowania Smoka, skąd wiesz, że on jest tak bardzo zły?”
- Ale Tao... - bąknął Jelonek, krzywiąc się z niesmakiem.
„- A co cię obchodzi Tao? Posłuchaj po prostu mojego głosu i idź ratować smoka. Idź zrób coś, żeby się w końcu na coś przydać, i by Tao nie myślał, że jesteś bezużyteczny.
Luhan westchnął z rezygnacją.
- A co taki Jelonek jak ja może zrobić niby, co?
„- Pomyśl, na
pewno znajdziesz rozwiązanie. Wierzę w ciebie, Xiaolu.” - kiedy
na nowo słowa tego dziwnego głosu rozbrzmiały w jego głowie,
Luhan poczuł w środku dziwny przypływ siły.
Już myślał, że sam da radę wrócić i uratować tego całego Smoka, ale chyba się przeliczył. Zaraz! To ten Smok naprawdę był dobry i zarazem po jego stronie? Krzywdy w sumie mu nie zrobił, więc nie powinien go tak pochopnie oceniać.
Westchnął cicho; chyba naprawdę sam na to był za słaby, żeby cokolwiek zrobić, ale zupełnie nie wiedział, skąd niby teraz, w tym czasie, w owym miejscu, miałby znaleźć pomoc, która jeszcze będzie tak życzliwa, by się nim zająć. Nim i jego problemem.
Odchylił się lekko na gałęzi drzewa, przez co nie zauważył, że jego plecy nie miały podparcia i spadł, z głośnym hukiem i jękiem na ustach uderzając o ziemię.
No cóż, długa droga myślenia, co Jelonku?
Już myślał, że sam da radę wrócić i uratować tego całego Smoka, ale chyba się przeliczył. Zaraz! To ten Smok naprawdę był dobry i zarazem po jego stronie? Krzywdy w sumie mu nie zrobił, więc nie powinien go tak pochopnie oceniać.
Westchnął cicho; chyba naprawdę sam na to był za słaby, żeby cokolwiek zrobić, ale zupełnie nie wiedział, skąd niby teraz, w tym czasie, w owym miejscu, miałby znaleźć pomoc, która jeszcze będzie tak życzliwa, by się nim zająć. Nim i jego problemem.
Odchylił się lekko na gałęzi drzewa, przez co nie zauważył, że jego plecy nie miały podparcia i spadł, z głośnym hukiem i jękiem na ustach uderzając o ziemię.
No cóż, długa droga myślenia, co Jelonku?
*
Panda jeszcze długą
chwilę patrzył za znikającym mu w tle Jelonkiem, ale ostatecznie
dał sobie spokój z nawoływaniem go, bowiem to teraz Smok był dla
niego najważniejszy, a czort wie, co te straszne Pandy mogły mu
teraz zrobić. Poza tym Luhan sobie poradzi. Może i był nieco głupi
(nie, głupi to złe słowo, bo dobry z niego chłopak, tylko no,
roztrzepany, o!), ale nie pozwoli na to, by sam przez siebie zginął
w jakimś nieodpowiednim czasie, poprzez swoje nieprzemyślane
zachowanie.
W końcu jednak westchnął długo i ciężko, nie będzie przecież wieki rozmyślał nad Luhanem, skoro ktoś ważniejszy niż on, bardziej potrzebował pomocy. Ruszył w stronę domu swojego zmarłego dziadka, bacznie rozglądając się dokoła, ażeby przypadkiem nie spotkać tu jednej z wściekłych Pand, co pewnie wyskoczyłaby do niego z łapami, grabiami, bądź czymkolwiek innym. Po drodze oczywiście, jego oczy w skupieniu wodziły po każdym najmniejszym elemencie, a uszy wsłuchiwały w najdrobniejszy szelest, by potem w spokoju mógł się on schować. Kiedy tylko usłyszał coś dziwnego, od razu nastroszył swoje uszy i pędem wskoczył na jedno z drzew, wszystko bacznie obserwując.
Teraz było tak samo.
Wspiął się pędem na jedną z wyższych gałęzi, by nikt go nie zauważył, ponieważ kilka metrów dalej, wszystkie Pandy z jego wioski zebrały się w większej gromadce, krzycząc, rycząc i wyjąc głośno. Uniósł brew, patrząc na to z daleka z niemałym zaskoczeniem, bowiem teraz zachowywali się niczym rozwścieczone stado tubylców. Domyślał się, co tam mogło się dziać, jednak wolał zbliżyć się tam dopiero wtedy, gdy krzyki ustaną. Nie chciał przecież zrobić krzywdy ani sobie, ani Smokowi, bo wiedział, że jego pojawienie się tam, na pewno nie wywróżyłoby nic dobrego.
Przetarł dłońmi zmęczoną od tego całego bałaganu twarz i czekał. Czekał, chyba na cud. A jednocześnie zastanawiał się, co z Chanyeolem.
Ciekaw był, jak daleko ten przerośnięty pióropusz znajdował się od jego wioski, i czy Pandy bez pomocy Smoka, dadzą sobie radę go pokonać. A zapewne już na milion procent obstawił fakt, że Feniks zbliżał się do jego domu. To dziwne, ale on po prostu to w głębi siebie czuł.
W końcu jednak westchnął długo i ciężko, nie będzie przecież wieki rozmyślał nad Luhanem, skoro ktoś ważniejszy niż on, bardziej potrzebował pomocy. Ruszył w stronę domu swojego zmarłego dziadka, bacznie rozglądając się dokoła, ażeby przypadkiem nie spotkać tu jednej z wściekłych Pand, co pewnie wyskoczyłaby do niego z łapami, grabiami, bądź czymkolwiek innym. Po drodze oczywiście, jego oczy w skupieniu wodziły po każdym najmniejszym elemencie, a uszy wsłuchiwały w najdrobniejszy szelest, by potem w spokoju mógł się on schować. Kiedy tylko usłyszał coś dziwnego, od razu nastroszył swoje uszy i pędem wskoczył na jedno z drzew, wszystko bacznie obserwując.
Teraz było tak samo.
Wspiął się pędem na jedną z wyższych gałęzi, by nikt go nie zauważył, ponieważ kilka metrów dalej, wszystkie Pandy z jego wioski zebrały się w większej gromadce, krzycząc, rycząc i wyjąc głośno. Uniósł brew, patrząc na to z daleka z niemałym zaskoczeniem, bowiem teraz zachowywali się niczym rozwścieczone stado tubylców. Domyślał się, co tam mogło się dziać, jednak wolał zbliżyć się tam dopiero wtedy, gdy krzyki ustaną. Nie chciał przecież zrobić krzywdy ani sobie, ani Smokowi, bo wiedział, że jego pojawienie się tam, na pewno nie wywróżyłoby nic dobrego.
Przetarł dłońmi zmęczoną od tego całego bałaganu twarz i czekał. Czekał, chyba na cud. A jednocześnie zastanawiał się, co z Chanyeolem.
Ciekaw był, jak daleko ten przerośnięty pióropusz znajdował się od jego wioski, i czy Pandy bez pomocy Smoka, dadzą sobie radę go pokonać. A zapewne już na milion procent obstawił fakt, że Feniks zbliżał się do jego domu. To dziwne, ale on po prostu to w głębi siebie czuł.
*
- Pst, Kris,
wszystko w porządku?
Smok uniósł do góry zmęczone, ociężałe powieki, zaczynając bacznie rozglądać. Albo mu się wydawało, albo kogoś słyszał. Z bólem uniósł jedno skrzydło i wbił zaskoczony wzrok przed siebie, niczym w amoku szukając posiadacza tego głosu. Jeżeli go znajdzie... to... nie chce on wiedzieć, co mu zrobi.
Zmarszczył swoje brwi, wzrokiem szukając źródła dźwięku. Trochę denerwowało go to, że głupie pręty stalowej klatki zabierały mu możność spoglądania na wszystko w spokoju, jednak, kiedy zauważył koło siebie postać, ogień pojawił się w jego oczach i niczym diabeł podskoczył, patrząc na chłopaka z nienawiścią.
- TY, TUTAJ?! - ryknął, łapiąc w dłonie pręty klatki, jednak równie szybko je puścił, ponieważ od razu poraził go prąd i upadł z hukiem na jej podłoże.
Tao zaś spojrzał na niego z troską, bacznie rozglądając się, czy przypadkiem żadna z Pand mu się tutaj nie kręci. Zbyt długo przygotowywał się, by podejść do Smoka i nie chciał przypadkiem zostać złapany. Westchnął cicho i zaczął machać dłońmi w uspokajającym geście, spoglądając na Krisa zamkniętego w wielkiej, metalowej klatce. Zdziwił go na początku fakt, że klatka poraziła go niczym prąd, ale ostatecznie przypomniał sobie, że przecież została ona zbudowana tak, że żaden smok nie będzie w stanie się z niej wydostać.
- Kris, uspokój się... Nie krzycz, co oni ci zrobili?
Smok prychnął i spojrzał na niego z nienawiścią.
- No, jak to co? Nie widzisz?! Przez ciebie mnie tu zamknęli, to twoja wina! Po co ja się zgadzałem, żeby tu przychodzić?! - krzyczał, jakby właśnie stracił rozum, machając przy tym nie dość, że ogonem, ale i skrzydłami, przez co zaczepiał o pręty klatki i raził go prąd.
- Jaka moja wina?! - Panda od razu się oburzył, a w jego oczach pojawiły się małe zalążki łez – Przecież wiesz, że ja nigdy nie pozwoliłbym cię tu zamknąć. Jesteśmy przyjaciółmi, Kris, wiesz dobrze, że chcę ci pomóc!
Smok zaryczał głośno, szarpiąc się i grzejąc już swoje dłonie, by wypuścić z nich gorący ogień, jednak, kiedy już miał puścić żar na Pandę, dziwna niewidzialna tarcza odbiła się od jego ognia, który nawet nie dał rady przeniknąć przez klatkę.
Opuścił głowę zrezygnowany, powoli zaś unosząc wzrok na Tao, tak bardzo zły, że mógłby go nim zabić.
- Zamknij się! Gdybyś chciał mi pomóc, teraz nie siedziałbym zamknięty w tej durnej klatce! Mógłbym zająć się tym, żeby pokonać Feniksa, a nie przejmować się, że jestem zamknięty w tym czymś!! - ryknął, a jego oczy w podobieństwie do Chanyeola nabrały teraz czerwonego, diabelskiego koloru.
I to spowodowało, że Tao patrzył teraz na Smoka z przerażeniem, i widział w nim Feniksa. Spoglądał na to wielkie zło, które jeszcze niedawno wydawało mu się potulnym, słodkim Smokiem, a teraz niemal wcielonym diabłem. Westchnął ze smutkiem, jednak mimo wszystko z równą nienawiścią patrząc na Krisa.
- Zachowujesz się, jak Chanyeol... - mruknął, odchodząc powoli kilka kroków w tył i skwitował – Nie takim Smokiem cię znam, Kris. To nie jesteś ty...
Smok zaś prychnął, ostatecznie podkulając się ku sobie i zwinął w kłębek, rycząc jeszcze na koniec cichym głosem w stronę Pandy, bo nie miał już siły się z nim kłócić.
- Ja może i nie jestem sobą, ale nie tak zachowują się przyjaciele! Przez ciebie zostałem tu zamknięty i gniję, zamiast iść na Feniksie pomścić swoją krainę! To wszystko przez ciebie, głupia Pando!
I wtedy Tao poczuł, jakby jakiś wielki kamień osiadł na dnie jego małego serduszka i przykrył to całe dobro i miłość dla Smoka, jaką go obdarzał, a swoim ciężarem uwolnił z jego duszy jedynie smutek, żal i pewnego rodzaju złość. Jednak nie wiedział on, czy była to złość na siebie, czy na Smoka.
Smok uniósł do góry zmęczone, ociężałe powieki, zaczynając bacznie rozglądać. Albo mu się wydawało, albo kogoś słyszał. Z bólem uniósł jedno skrzydło i wbił zaskoczony wzrok przed siebie, niczym w amoku szukając posiadacza tego głosu. Jeżeli go znajdzie... to... nie chce on wiedzieć, co mu zrobi.
Zmarszczył swoje brwi, wzrokiem szukając źródła dźwięku. Trochę denerwowało go to, że głupie pręty stalowej klatki zabierały mu możność spoglądania na wszystko w spokoju, jednak, kiedy zauważył koło siebie postać, ogień pojawił się w jego oczach i niczym diabeł podskoczył, patrząc na chłopaka z nienawiścią.
- TY, TUTAJ?! - ryknął, łapiąc w dłonie pręty klatki, jednak równie szybko je puścił, ponieważ od razu poraził go prąd i upadł z hukiem na jej podłoże.
Tao zaś spojrzał na niego z troską, bacznie rozglądając się, czy przypadkiem żadna z Pand mu się tutaj nie kręci. Zbyt długo przygotowywał się, by podejść do Smoka i nie chciał przypadkiem zostać złapany. Westchnął cicho i zaczął machać dłońmi w uspokajającym geście, spoglądając na Krisa zamkniętego w wielkiej, metalowej klatce. Zdziwił go na początku fakt, że klatka poraziła go niczym prąd, ale ostatecznie przypomniał sobie, że przecież została ona zbudowana tak, że żaden smok nie będzie w stanie się z niej wydostać.
- Kris, uspokój się... Nie krzycz, co oni ci zrobili?
Smok prychnął i spojrzał na niego z nienawiścią.
- No, jak to co? Nie widzisz?! Przez ciebie mnie tu zamknęli, to twoja wina! Po co ja się zgadzałem, żeby tu przychodzić?! - krzyczał, jakby właśnie stracił rozum, machając przy tym nie dość, że ogonem, ale i skrzydłami, przez co zaczepiał o pręty klatki i raził go prąd.
- Jaka moja wina?! - Panda od razu się oburzył, a w jego oczach pojawiły się małe zalążki łez – Przecież wiesz, że ja nigdy nie pozwoliłbym cię tu zamknąć. Jesteśmy przyjaciółmi, Kris, wiesz dobrze, że chcę ci pomóc!
Smok zaryczał głośno, szarpiąc się i grzejąc już swoje dłonie, by wypuścić z nich gorący ogień, jednak, kiedy już miał puścić żar na Pandę, dziwna niewidzialna tarcza odbiła się od jego ognia, który nawet nie dał rady przeniknąć przez klatkę.
Opuścił głowę zrezygnowany, powoli zaś unosząc wzrok na Tao, tak bardzo zły, że mógłby go nim zabić.
- Zamknij się! Gdybyś chciał mi pomóc, teraz nie siedziałbym zamknięty w tej durnej klatce! Mógłbym zająć się tym, żeby pokonać Feniksa, a nie przejmować się, że jestem zamknięty w tym czymś!! - ryknął, a jego oczy w podobieństwie do Chanyeola nabrały teraz czerwonego, diabelskiego koloru.
I to spowodowało, że Tao patrzył teraz na Smoka z przerażeniem, i widział w nim Feniksa. Spoglądał na to wielkie zło, które jeszcze niedawno wydawało mu się potulnym, słodkim Smokiem, a teraz niemal wcielonym diabłem. Westchnął ze smutkiem, jednak mimo wszystko z równą nienawiścią patrząc na Krisa.
- Zachowujesz się, jak Chanyeol... - mruknął, odchodząc powoli kilka kroków w tył i skwitował – Nie takim Smokiem cię znam, Kris. To nie jesteś ty...
Smok zaś prychnął, ostatecznie podkulając się ku sobie i zwinął w kłębek, rycząc jeszcze na koniec cichym głosem w stronę Pandy, bo nie miał już siły się z nim kłócić.
- Ja może i nie jestem sobą, ale nie tak zachowują się przyjaciele! Przez ciebie zostałem tu zamknięty i gniję, zamiast iść na Feniksie pomścić swoją krainę! To wszystko przez ciebie, głupia Pando!
I wtedy Tao poczuł, jakby jakiś wielki kamień osiadł na dnie jego małego serduszka i przykrył to całe dobro i miłość dla Smoka, jaką go obdarzał, a swoim ciężarem uwolnił z jego duszy jedynie smutek, żal i pewnego rodzaju złość. Jednak nie wiedział on, czy była to złość na siebie, czy na Smoka.
- Kris, jak
możesz...? - spytał cichym głosem.
Smok wywrócił oczami i spojrzał na Pandę z niesmakiem.
- Mogę, bo to twoja wina.
- Ale...
- A co się tutaj dzieje do jasnej anielki?! - oboje nagle usłyszeli krzyk, który na pewno należał do jakiejś osoby trzeciej. - Tao, kto ci pozwolił?!
Tao podskoczył przestraszony, odwracając się do źródła dźwięku, po czym wybałuszył oczy i cofnął się o kilka kroków, a Kris zaś patrzył na niego ze znudzeniem. Za Pandą stał jeden z jego kolegów (a dokładnie ich przewodniczący), który w napływie złości złapał mocno włosy Tao, ściskając je w palcach i jednym odrzutem, powalił biednego chłopaka na kolana, a ten zaś z bólu aż zawył.
Yao był o wiele potężniejszy i silniejszy niż Tao, chociaż i tak dorównywał wzrostem Pandzie i Smokowi. Był również dużo starszy, więc nie ma co się dziwić, że przewodniczył pandzią wioską.
Spojrzał na chłopaka z niesmakiem, jednak po chwili na dosłowną sekundę zwrócił też przeszywające spojrzenie w kierunku siedzącego spokojnie w klatce Smoka.
- Tao, co ty wyprawiasz?! Spoufalasz się ze Smokiem?! A no tak, zapomniałem... - krzyknął, lecz nagle mu przerwano.
- Przestań Yao, przestań... - wyszlochał ciemnowłosy, jednak zaraz poczuł, jak jest ciągnięty w górę, prosto na wysokość twarzy starszego.
Szarpnął się, zaczynając obficiej płakać i wymachiwał rękoma, tylko po to by Yao go puścił.
- Nie przestanę, co ty sobie w ogóle wyobrażasz, że trzymasz ze smokiem?! - warknął przewodniczący, a Panda zapłakał. - Chodź, porozmawiamy sobie inaczej!
Tao uchylił zapłakane oczy, patrząc na szalejącego w furii Yao, a po chwili z jękiem, krzykiem, łkaniem i szlochem na ustach zaczął iść (a raczej można powiedzieć, że był ciągnięty) w kierunku domu swojego dziadka. Mimo wszystko, spojrzał jeszcze po raz ostatni w stronę siedzącego w klatce Smoka, który wcale nie chciał zwrócić na niego uwagi, jednak mimo wszystko i w jego wielkim, smoczym sercu pojawiło się pewnego rodzaju współczucie. Zacisnął dłoń w pięść; gdyby on tylko mógł się stąd wydostać...
Smok wywrócił oczami i spojrzał na Pandę z niesmakiem.
- Mogę, bo to twoja wina.
- Ale...
- A co się tutaj dzieje do jasnej anielki?! - oboje nagle usłyszeli krzyk, który na pewno należał do jakiejś osoby trzeciej. - Tao, kto ci pozwolił?!
Tao podskoczył przestraszony, odwracając się do źródła dźwięku, po czym wybałuszył oczy i cofnął się o kilka kroków, a Kris zaś patrzył na niego ze znudzeniem. Za Pandą stał jeden z jego kolegów (a dokładnie ich przewodniczący), który w napływie złości złapał mocno włosy Tao, ściskając je w palcach i jednym odrzutem, powalił biednego chłopaka na kolana, a ten zaś z bólu aż zawył.
Yao był o wiele potężniejszy i silniejszy niż Tao, chociaż i tak dorównywał wzrostem Pandzie i Smokowi. Był również dużo starszy, więc nie ma co się dziwić, że przewodniczył pandzią wioską.
Spojrzał na chłopaka z niesmakiem, jednak po chwili na dosłowną sekundę zwrócił też przeszywające spojrzenie w kierunku siedzącego spokojnie w klatce Smoka.
- Tao, co ty wyprawiasz?! Spoufalasz się ze Smokiem?! A no tak, zapomniałem... - krzyknął, lecz nagle mu przerwano.
- Przestań Yao, przestań... - wyszlochał ciemnowłosy, jednak zaraz poczuł, jak jest ciągnięty w górę, prosto na wysokość twarzy starszego.
Szarpnął się, zaczynając obficiej płakać i wymachiwał rękoma, tylko po to by Yao go puścił.
- Nie przestanę, co ty sobie w ogóle wyobrażasz, że trzymasz ze smokiem?! - warknął przewodniczący, a Panda zapłakał. - Chodź, porozmawiamy sobie inaczej!
Tao uchylił zapłakane oczy, patrząc na szalejącego w furii Yao, a po chwili z jękiem, krzykiem, łkaniem i szlochem na ustach zaczął iść (a raczej można powiedzieć, że był ciągnięty) w kierunku domu swojego dziadka. Mimo wszystko, spojrzał jeszcze po raz ostatni w stronę siedzącego w klatce Smoka, który wcale nie chciał zwrócić na niego uwagi, jednak mimo wszystko i w jego wielkim, smoczym sercu pojawiło się pewnego rodzaju współczucie. Zacisnął dłoń w pięść; gdyby on tylko mógł się stąd wydostać...
*
- Kto ci pozwolił
spoufalać się z tym Smokiem?! - krzyknął Yao, kiedy wraz z Pandą
znaleźli się już w domu jego zmarłego dziadka.
Panda westchnął, a przy tym też jęknął głośno, kiedy poczuł, jak jego włosy zostały puszczone, ale za to obił się z hukiem klatką piersiową o stojący nieopodal stół. Podniósł się na drżących dłoniach i spojrzał kątem oka na pochylającego się nad nim z wyższością przewodniczącego. Z jego rozciętej wargi powoli sączyła się krew, ale to nie było teraz najważniejsze. Uśmiechnął się do niego pewnie i odwrócił tak, że wraz z Yao spoglądali sobie nawzajem w oczy.
- Ten Smok nie jest zły... - powiedział w końcu Tao, ale przeciwnik tylko prychnął, dalej patrząc na chłopaka z wyższością.
- Jasne, a niby skąd to możesz wiedzieć? Smoki to smoki. Jak zionie na ciebie ogniem i sprawi, że spalisz się w męczarniach, to dopiero zobaczysz, jaki on jest dobry. Potulny niemal jak baranek! Przestań świrować Tao i otwórz oczy...
Młodszy spojrzał na niego obojętnie i pokręcił głową.
- Oczywiście, bo zawsze wiesz lepiej, ale to nie ty uwolniłeś Smoka z jaskini, nie ty fruwałeś w jego ramionach, i nie ty spędziłeś z nim dzień sam na sam, widząc, jaki jest naprawdę.
- O czym ty mówisz, przepraszam?! - na odpowiedź otrzymał jedynie krzyk i na nowo został pchnięty tymi wielkimi łapskami na stół, jednak zdążył się podeprzeć i nie upaść.
- Głuchy jesteś? Trzeba było słuchać co dokładnie mówiłem! Ten Smok nie jest zły. NIE JEST!! - warknął już nieco podenerwowany Tao i zaczął kierować się ku drzwiom wyjściowym.
Trochę bolała go klatka piersiowa, co się nią obił o stół, ale nie przejmował się tym. Uchylił dłonią klamkę, by po prostu w spokoju wyjść, kiedy nagle usłyszał coś, czego w życiu by się nie spodziewał.
- Tao, wynosisz się stąd. Nie należysz już do stada Pand. Wyrzucam cię z naszej rodziny.
Panda westchnął, a przy tym też jęknął głośno, kiedy poczuł, jak jego włosy zostały puszczone, ale za to obił się z hukiem klatką piersiową o stojący nieopodal stół. Podniósł się na drżących dłoniach i spojrzał kątem oka na pochylającego się nad nim z wyższością przewodniczącego. Z jego rozciętej wargi powoli sączyła się krew, ale to nie było teraz najważniejsze. Uśmiechnął się do niego pewnie i odwrócił tak, że wraz z Yao spoglądali sobie nawzajem w oczy.
- Ten Smok nie jest zły... - powiedział w końcu Tao, ale przeciwnik tylko prychnął, dalej patrząc na chłopaka z wyższością.
- Jasne, a niby skąd to możesz wiedzieć? Smoki to smoki. Jak zionie na ciebie ogniem i sprawi, że spalisz się w męczarniach, to dopiero zobaczysz, jaki on jest dobry. Potulny niemal jak baranek! Przestań świrować Tao i otwórz oczy...
Młodszy spojrzał na niego obojętnie i pokręcił głową.
- Oczywiście, bo zawsze wiesz lepiej, ale to nie ty uwolniłeś Smoka z jaskini, nie ty fruwałeś w jego ramionach, i nie ty spędziłeś z nim dzień sam na sam, widząc, jaki jest naprawdę.
- O czym ty mówisz, przepraszam?! - na odpowiedź otrzymał jedynie krzyk i na nowo został pchnięty tymi wielkimi łapskami na stół, jednak zdążył się podeprzeć i nie upaść.
- Głuchy jesteś? Trzeba było słuchać co dokładnie mówiłem! Ten Smok nie jest zły. NIE JEST!! - warknął już nieco podenerwowany Tao i zaczął kierować się ku drzwiom wyjściowym.
Trochę bolała go klatka piersiowa, co się nią obił o stół, ale nie przejmował się tym. Uchylił dłonią klamkę, by po prostu w spokoju wyjść, kiedy nagle usłyszał coś, czego w życiu by się nie spodziewał.
- Tao, wynosisz się stąd. Nie należysz już do stada Pand. Wyrzucam cię z naszej rodziny.
I
nagle w życiu Tao wszystko wywróciło się do góry nogami.
Nie miał siły na nic. Nie potrafił powstrzymać łez. Nie chciał, by do to niego dotarło i miało być prawdą, jednak rzeczywistość okazała się być inna.
Wyszedł z domu swojego dziadka i z płaczem na policzkach poszedł w jedynie sobie znaną stronę.
Znaną paradoksalnie, bo nie wiedział, gdzie miał się udać.
Po raz ostatni spojrzał jeszcze w stronę zamkniętego w klatce Krisa i po prostu zapłakał rzewnie, odchodząc.
W jednej chwili stracił wszystko: dom rodzinę, ogród, ale co najważniejsze: stracił przyjaciela.
Nie miał siły na nic. Nie potrafił powstrzymać łez. Nie chciał, by do to niego dotarło i miało być prawdą, jednak rzeczywistość okazała się być inna.
Wyszedł z domu swojego dziadka i z płaczem na policzkach poszedł w jedynie sobie znaną stronę.
Znaną paradoksalnie, bo nie wiedział, gdzie miał się udać.
Po raz ostatni spojrzał jeszcze w stronę zamkniętego w klatce Krisa i po prostu zapłakał rzewnie, odchodząc.
W jednej chwili stracił wszystko: dom rodzinę, ogród, ale co najważniejsze: stracił przyjaciela.
*
- Channie, ile
jeszcze? - jęknął Baekhyun zatrzymując się na chwilę w półkroku
i spojrzał proszącym wzrokiem w stronę Feniksa, który niemal z
dziecięcym uśmiechem psychola, spalał lasy, trawy i zwierzęta
znajdujące się na jego drodze.
Mógłby go powstrzymać, mógłby poprosić, by przestał, ale wiedział, że to i tak nic nie da, poza tym dalej bał się o swoje życie, chociaż miał wrażenie, że był na dobrej drodze, by coraz bardziej wyciągać na wierzch dobrą stronę Chanyeola.
Feniks westchnął ciężko i również zatrzymał, gasząc swoje skrzydła na plecach, a Baekhyun od razu podszedł, obejmując go mocno w pasie i zwiesił głowę, by odetchnąć, chociaż przez chwilę.
- Już się zmęczyłeś, Baekhyun? - spytał cicho, patrząc się kamiennym wzrokiem przed siebie.
- Nie, tylko po prostu...
- Tak, wiem, jesteś tylko człowiekiem. - skwitował Feniks, odwracając na chwilę głowę w jego stronę i uśmiechnął się niewidocznie – Już nie daleko, jeszcze trochę.
Ale Baekhyun zauważył ten lekki uśmiech na twarzy Chanyeola, przez co jakoś tak mu się miło na sercu zrobiło, więc wtulił tylko mocno nos pod jego karkiem (bo niższy był od Feniksa niemal o całą głowę) i westchnął.
- Chanyeol... - zaczął na nowo brązowowłosy, mocniej zaciskając palce na jego pasie.
- O patrz, Baekkie, kogo my tu mamy... - jednak słysząc na nowo głos chłopaka, uniósł głowę, odsuwając się od niego i wyjrzał zza pleców wyższego. - Komuś się chyba za mną zatęskniło, nie sądzisz?
Kiedy tylko wystawił głowę zza ramion chłopaka, uniósł zaskoczony brew, wpatrując się w postać przed sobą z dziwnym niesmakiem. Okazało się bowiem, że w ich kierunku zmierzała Panda Tao. Co on w ogóle tam robił? Chyba tylko sam znał odpowiedź na to pytanie. Chanyeol uśmiechnął się złowieszczo i powolnym krokiem zbliżył się w kierunku ciemnowłosego, który z opuszczoną głową szedł przed siebie. Baekhyun oczywiście udał się za nim, ale w stronę Pandy patrzył dość nieprzychylnym i nieciekawym wzrokiem. Chanyeol uśmiechnął się szelmowsko, zastępując drogę Pandzie, który, kiedy tylko usłyszał szelest liści wywoływany przez inne stopy niż jego, sam uniósł głowę, patrząc na niego z lekkim uśmiechem. Feniksa, owszem zmylił ten uśmiech, bowiem nie wiedział, co tej Pandzie chodziło po głowie, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Byun zaś ponownie schował się za plecami Chanyeola, patrząc spod przymrużonych powiek na uśmiechającego się dziwnie Pandę.
- A co ty tu robisz, Pando? Nie powinieneś być teraz ze Smokiem?
Tao zaśmiał się cicho.
- Smoczek to ma teraz małe problemy...
Chanyeol uniósł brew zaskoczony, mimo wszystko uśmiechając się złowieszczo i podparł się kciukiem o brodę, nie spuszczając wzroku z Pandy.
- Problemy mówisz... No to słucham cię uważnie.
- Krisa złapano. Schowali go do klatki w mojej krainie i siedzi. Nie może się ruszyć, jest sam, bezbronny. - mruknął Panda, przechylając w złości głowę.
Feniks wybałuszył lekko oczy, bowiem tego się nie spodziewał; chociaż przecież jemu to i tak na rękę, więc powinien się cieszyć, ale po prostu nie sądził, że sprawy będą w stanie się tak potoczyć.
- Powiedział mi, że jestem głupi, że to przeze mnie gnije w klatce, a ja tylko chciałem mu pomóc. - jęknął teraz cicho, opuszczając głowę. - Nienawidzę go!!
Chanyeol słuchał go bardzo uważnie, ale w końcu westchnął głucho, powolnym krokiem podchodząc ku niemu. Panda może i z początku nastroszył się przed nim w bojowym geście, ale widząc, że Feniks chyba nie miał złych zamiarów, pozwolił mu, by ten ułożył swoją dłoń na jego ramieniu. Nie zauważył jednak tej teatralnej maski na twarzy Chanyeola i tego przepełnionego kłamstwem głosu.
- Wiesz... Nie przejmuj się. Mogę ci pomóc. Nie chcę już niszczyć kostki. Jeżeli chcesz, możemy razem wrócić do wioski Smoków, aktywujesz kostkę i całe dobro przejdzie na ciebie, cała moc będzie twoja i nie będziesz polegał na tym głupim smoku – mówił rudowłosy, idealnie grając tego niby to dobrego - chcesz tego?
Panda spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Ale jak ja mogę aktywować kostkę? - a Feniks zaśmiał się głośno.
- Wiesz, kostkę może przekręcić tylko osoba o czystym sercu. Ty nią jesteś, Tao. Ty będziesz w stanie wszystko naprawić. Chcesz zostać bohaterem?
W oczach Pandy w pewnym momencie pojawiła się fascynacja. Uniósł rozpromieniony wzrok na Chanyeola, uśmiechając się szeroko i pokiwał głową. To on może być bohaterem! To jego wszyscy będą kochać, i to on będzie tym najlepszym!
- Umowa stoi? - Feniks wyciągnął ku niemu prawą dłoń.
- Stoi. - a Panda z wielkim uśmiechem zwycięstwa po prostu ją ścisnął.
Baekhyun zaś wciąż patrzył się nieprzychylnie na Tao, czując, że coś niedobrego się tutaj szykuje.
Ciemne chmury zaczęły nawiedzać krainę, a zmierzchające się słońce nie świeciło już pełnym blaskiem. W powietrzu wisiała ciemna mara zagłady.
Mógłby go powstrzymać, mógłby poprosić, by przestał, ale wiedział, że to i tak nic nie da, poza tym dalej bał się o swoje życie, chociaż miał wrażenie, że był na dobrej drodze, by coraz bardziej wyciągać na wierzch dobrą stronę Chanyeola.
Feniks westchnął ciężko i również zatrzymał, gasząc swoje skrzydła na plecach, a Baekhyun od razu podszedł, obejmując go mocno w pasie i zwiesił głowę, by odetchnąć, chociaż przez chwilę.
- Już się zmęczyłeś, Baekhyun? - spytał cicho, patrząc się kamiennym wzrokiem przed siebie.
- Nie, tylko po prostu...
- Tak, wiem, jesteś tylko człowiekiem. - skwitował Feniks, odwracając na chwilę głowę w jego stronę i uśmiechnął się niewidocznie – Już nie daleko, jeszcze trochę.
Ale Baekhyun zauważył ten lekki uśmiech na twarzy Chanyeola, przez co jakoś tak mu się miło na sercu zrobiło, więc wtulił tylko mocno nos pod jego karkiem (bo niższy był od Feniksa niemal o całą głowę) i westchnął.
- Chanyeol... - zaczął na nowo brązowowłosy, mocniej zaciskając palce na jego pasie.
- O patrz, Baekkie, kogo my tu mamy... - jednak słysząc na nowo głos chłopaka, uniósł głowę, odsuwając się od niego i wyjrzał zza pleców wyższego. - Komuś się chyba za mną zatęskniło, nie sądzisz?
Kiedy tylko wystawił głowę zza ramion chłopaka, uniósł zaskoczony brew, wpatrując się w postać przed sobą z dziwnym niesmakiem. Okazało się bowiem, że w ich kierunku zmierzała Panda Tao. Co on w ogóle tam robił? Chyba tylko sam znał odpowiedź na to pytanie. Chanyeol uśmiechnął się złowieszczo i powolnym krokiem zbliżył się w kierunku ciemnowłosego, który z opuszczoną głową szedł przed siebie. Baekhyun oczywiście udał się za nim, ale w stronę Pandy patrzył dość nieprzychylnym i nieciekawym wzrokiem. Chanyeol uśmiechnął się szelmowsko, zastępując drogę Pandzie, który, kiedy tylko usłyszał szelest liści wywoływany przez inne stopy niż jego, sam uniósł głowę, patrząc na niego z lekkim uśmiechem. Feniksa, owszem zmylił ten uśmiech, bowiem nie wiedział, co tej Pandzie chodziło po głowie, ale starał się tego po sobie nie pokazywać. Byun zaś ponownie schował się za plecami Chanyeola, patrząc spod przymrużonych powiek na uśmiechającego się dziwnie Pandę.
- A co ty tu robisz, Pando? Nie powinieneś być teraz ze Smokiem?
Tao zaśmiał się cicho.
- Smoczek to ma teraz małe problemy...
Chanyeol uniósł brew zaskoczony, mimo wszystko uśmiechając się złowieszczo i podparł się kciukiem o brodę, nie spuszczając wzroku z Pandy.
- Problemy mówisz... No to słucham cię uważnie.
- Krisa złapano. Schowali go do klatki w mojej krainie i siedzi. Nie może się ruszyć, jest sam, bezbronny. - mruknął Panda, przechylając w złości głowę.
Feniks wybałuszył lekko oczy, bowiem tego się nie spodziewał; chociaż przecież jemu to i tak na rękę, więc powinien się cieszyć, ale po prostu nie sądził, że sprawy będą w stanie się tak potoczyć.
- Powiedział mi, że jestem głupi, że to przeze mnie gnije w klatce, a ja tylko chciałem mu pomóc. - jęknął teraz cicho, opuszczając głowę. - Nienawidzę go!!
Chanyeol słuchał go bardzo uważnie, ale w końcu westchnął głucho, powolnym krokiem podchodząc ku niemu. Panda może i z początku nastroszył się przed nim w bojowym geście, ale widząc, że Feniks chyba nie miał złych zamiarów, pozwolił mu, by ten ułożył swoją dłoń na jego ramieniu. Nie zauważył jednak tej teatralnej maski na twarzy Chanyeola i tego przepełnionego kłamstwem głosu.
- Wiesz... Nie przejmuj się. Mogę ci pomóc. Nie chcę już niszczyć kostki. Jeżeli chcesz, możemy razem wrócić do wioski Smoków, aktywujesz kostkę i całe dobro przejdzie na ciebie, cała moc będzie twoja i nie będziesz polegał na tym głupim smoku – mówił rudowłosy, idealnie grając tego niby to dobrego - chcesz tego?
Panda spojrzał na niego ze zdziwieniem.
- Ale jak ja mogę aktywować kostkę? - a Feniks zaśmiał się głośno.
- Wiesz, kostkę może przekręcić tylko osoba o czystym sercu. Ty nią jesteś, Tao. Ty będziesz w stanie wszystko naprawić. Chcesz zostać bohaterem?
W oczach Pandy w pewnym momencie pojawiła się fascynacja. Uniósł rozpromieniony wzrok na Chanyeola, uśmiechając się szeroko i pokiwał głową. To on może być bohaterem! To jego wszyscy będą kochać, i to on będzie tym najlepszym!
- Umowa stoi? - Feniks wyciągnął ku niemu prawą dłoń.
- Stoi. - a Panda z wielkim uśmiechem zwycięstwa po prostu ją ścisnął.
Baekhyun zaś wciąż patrzył się nieprzychylnie na Tao, czując, że coś niedobrego się tutaj szykuje.
Ciemne chmury zaczęły nawiedzać krainę, a zmierzchające się słońce nie świeciło już pełnym blaskiem. W powietrzu wisiała ciemna mara zagłady.
*
Luhan odkąd spadł
z drzewa, wciąż nie wiedział, co mógł zrobić, by uwolnić Smoka
i uratować wioskę. Głowił się nad każdym najmniejszym sposobem,
co uczynić, jednak nic nie przychodziło mu do głowy. Do tego
jeszcze ten głos w jego głowie umilkł, więc nie miał się kogo
poradzić. Siedział znudzony pod drzewem, rozglądając się w
delikatnej ciemności, jaka zaczęła spowijać krajobraz,
podśpiewując cicho jakąś piosenkę, po czym westchnął
zrezygnowany, przymykając powieki.
- Czemu nic do mnie
nie mówisz, dziwny głosie? - jęknął, ziewając ze zmęczenia.
- Wołałeś mnie, Luhan?
I po drgnął, nadymając policzki.
- Nie wiem, co mam robić, a ty mi nie pomagasz! Czemu mi nie pomagasz?
- Przepraszam, byłem zajęty.
Jelonek pacnął się w głowę i wybałuszył oczy.
- Jakim cudem jakiś debilny głos w mojej głowie może być zajęty?! O czym ty w ogóle mówisz?! Nie rozumiem... Co mam zrobić, żeby uratować tego Smoka?
- O, to jednak chcesz go uwolnić...
- No a coś ty myślał?! Muszę się w końcu na coś przydać. - blondynek nadął policzki skubiąc w dłoniach kilka źdźbeł trawy.
- Powinieneś znaleźć kogoś do pomocy, bo dobrze wiesz, że sam nie dasz sobie rady, by uwolnić Smoka. Potrzebujesz kogoś, kto będzie znał Smoka i wiedział, jak pomóc. - usłyszał, przez co prychnął poirytowany, spoglądając jak kilka małych, wesoło migoczących jasnym światłem świetlików usiadło na jego porożu.
Z jękiem oparł się o korę drzewa i zaczął wytężać mózg, namyślając się dłuższą chwilę, co by tu zrobić, żeby znaleźć kogoś skorego do pomocy. Pocierał dłońmi o skronie, uważając, by nie zaczepiać palcami o poroże, po czym wstał prędko na nogi i zacisnął pięść, uśmiechając się.
- Pójdę poszukam kogoś w pobliżu, kto będzie znał Smoka i wiedział, jak mi pomóc!! - stwierdzenie to było mało inteligentne, ale to mało ważne.
- Wołałeś mnie, Luhan?
I po drgnął, nadymając policzki.
- Nie wiem, co mam robić, a ty mi nie pomagasz! Czemu mi nie pomagasz?
- Przepraszam, byłem zajęty.
Jelonek pacnął się w głowę i wybałuszył oczy.
- Jakim cudem jakiś debilny głos w mojej głowie może być zajęty?! O czym ty w ogóle mówisz?! Nie rozumiem... Co mam zrobić, żeby uratować tego Smoka?
- O, to jednak chcesz go uwolnić...
- No a coś ty myślał?! Muszę się w końcu na coś przydać. - blondynek nadął policzki skubiąc w dłoniach kilka źdźbeł trawy.
- Powinieneś znaleźć kogoś do pomocy, bo dobrze wiesz, że sam nie dasz sobie rady, by uwolnić Smoka. Potrzebujesz kogoś, kto będzie znał Smoka i wiedział, jak pomóc. - usłyszał, przez co prychnął poirytowany, spoglądając jak kilka małych, wesoło migoczących jasnym światłem świetlików usiadło na jego porożu.
Z jękiem oparł się o korę drzewa i zaczął wytężać mózg, namyślając się dłuższą chwilę, co by tu zrobić, żeby znaleźć kogoś skorego do pomocy. Pocierał dłońmi o skronie, uważając, by nie zaczepiać palcami o poroże, po czym wstał prędko na nogi i zacisnął pięść, uśmiechając się.
- Pójdę poszukam kogoś w pobliżu, kto będzie znał Smoka i wiedział, jak mi pomóc!! - stwierdzenie to było mało inteligentne, ale to mało ważne.
Bardziej istotne
było to, że w ogóle za coś się zabrał, po tak długim
namyślaniu. Zamknął powieki, chcąc ruszyć przed siebie, jednak
coś mu na to nie pozwoliło. Poczuł nagle dziwny, wewnętrzny
niepokój.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że Smok potrzebuje pomocy? - a kiedy to usłyszał, serce podskoczyło mu do gardła.
Ów głos nie należał do tego, który rozbrzmiał w jego głowie.
Zrobiło mu się nagle gorąco, zupełnie nie wiedział, co miał zrobić. Stracił czucie w kończynach, a jego wargi jedynie rozchylały się w strachu. Ten ktoś, ta osoba za nim, już samymi słowami doprowadzała go do zawału. Kim on do jasnej anielki był?! A może to Feniks...?
- Odpowiedz mi, Luhan.
- Czy ty właśnie powiedziałeś, że Smok potrzebuje pomocy? - a kiedy to usłyszał, serce podskoczyło mu do gardła.
Ów głos nie należał do tego, który rozbrzmiał w jego głowie.
Zrobiło mu się nagle gorąco, zupełnie nie wiedział, co miał zrobić. Stracił czucie w kończynach, a jego wargi jedynie rozchylały się w strachu. Ten ktoś, ta osoba za nim, już samymi słowami doprowadzała go do zawału. Kim on do jasnej anielki był?! A może to Feniks...?
- Odpowiedz mi, Luhan.
SDADasjkashadhsjkfsakfasfkasfhksj, Tao tak skrzywdził Lulusia :A:
OdpowiedzUsuńA Krisu Pandę ;_;
Kocham Jelonka w tym Twoim opowiadaniu <333
To chyba pierwszy rozdział z HttyD, w który tak się wczułam ouo
..........
Krisu.
Pandy.
Są.
Tamtejszymi.
Tubylcami.
XD
Eyyy, niee D:
Tao nie może pomagać Czanjolowi ;_; No weśśśśś xd
No i tam na końcu... Kai ? D:
A może ktoś inny jeszcze? ouo
Weeeeeeeeeeeeź szybko pisz następną część :333
~Di
A co do podziękowania.............jkafjkasas, ja serio od początku? xD Chyba nie zupełnego, ale jednak xd
UsuńOczywiście, że będą mi się podobały, na pewno <3
I wgl, jak sobie przypomnę naszą pierwszą rozmowę........ XD
Jest coś o co zapomniałaś podziękować............
MOJE MINIATURKI, KTÓRĘ TAK CZĘSTO DLA CIEBIE ROBIĘ :A: !
Nie no, wydaje mi się, że jakoś od początku. Nie tego zupełnego, jak mówiłaś, no ale. Ty mi wszystkie posty niemal komentujesz, co mnie bardzo cieszy i podnosi samoocenę. ;;A;; *dziękuje*
UsuńPierwszej rozmowy szczerze nie pamiętam XDDDD
A WŁAŚNIE, MINIATURKI. MYŚLAŁAM O NICH, MIAŁAM TO TAM NAPISAĆ, ALE ZAPOMNIAŁAM DDDDDDDDD:
Wybacz. ;-;''
Dlatego podziękuję Ci tutaj:
Dziękuję bardzo dongssaeng, nawet nie wiesz, jak bardzo mi tym pomagasz, bo ja sama nie umiem ich zrobić. <3333333
...ale wiesz, ze jeszcze dużo pracy Cię czeka, nie? XD
szczególnie z tym OT12 ouo''
Wiem ouo
UsuńNo i ajkdsaghdahjkshkfadajfda
Ja Ci komentuje wszystko, a ja tak dobrego człowieka u siebie jeszcze nie znalazłam ;-;
Hohohohoho...~
Nie ma za co ^^~
Przepraszam Cię bardzo za to, że rano nie było gotowej 'epopei' czy tam wywodu na temat Twojej twórczości nr. 5 HTTYD :< . Miałam lekkie problemy, mam nadzieję, że wybaczysz ;w;
OdpowiedzUsuńZnalazłam się w podziękowaniach ;w; Aww.. zaszczycik mnie kopnął w moje zacne 4 literki .w. Nie masz za co dziękować. Jak już mówiłam (albo i nie) uwielbiam Twoją twórczość. Czy to HTTYD, 1D czy kompletnie coś innego .. I TAK JEST CUDOWNE ;w; Nie umiem znaleźć odpowiedniejszych słów na to dzieło. Po prostu uwielbiam Twój styl pisania, Twoje pomysły na dany fanfic i w ogóle i w szczególe i pod każdym innym względem wszystko co z pisaniem ver. Krisus związane ♥
Oblatuje wszystkich po kolei i zastanawiam się jak dojechać do Ciebie i nie zgubić się po drodze. Tata powiedział, że zgadza się mnie samą wysłać XD Więc mam zgodę jak coś ^^ , tylko to spotkanie czy coś to dopiero w wakacje chyba ;w;
EWWWW WO AI NI ♥ -szpan chińskim-
Co do ficka: hkadlaudfhwleigfblkwebflhbfvelrhfgiew , ale to już doskonale wiesz z wcześniejszych relacji! Siedzieć na History i zacieszać się sama do siebie + uważać by pani nie złapała -stała centralnie obok i miała na mnie wyjebane- dobrze, że mam długie włosy to zasłaniały mi twarz i nikt nie widział mojego psychicznego uśmiechu do telefonu >DDD
Myślałam, że wyjebię na lekcji Smokowi. No po prostu..! BRAK SŁÓW. No kurde, Pandzioszka próbuje go uratować, stawia się przywódcy, później zostaje wywalony ze stada, a Smok ma jeszcze pretensje do niego i oskarża go, że to wszystko jego wina.. NIC TYLKO MU WYJEBAĆ LUB ODCIĄĆ SKRZYDEŁKA.. -mordercze spojrzenie, zaciera łapki-
Tao idioto. Proszę Cię. Nie przyłączaj się do Feniksa! Ja wiem, że jesteś idiotą i debilem, ale jesteś zbyt kochaną Pandzią by stać po stronie ciemności -chciałam napisać srać po stronie ciemności... <.<- więc bardzo Cię proszę uważaj na siebie. I pilnuj się.
BaekYeol foeva. Taoris foeva.
Bambi ej. Kurde. Z tym głosem nie mogę, bo siedzę i wmawiam sobie, że to Sehun mu sie do głowy wpierdolił XD -gfksdhghgefh-
FTW. Where is Kai? ;w; Taki uroczy wilczuś.. a wracając do Luhana! XD
LUHAN JESTEŚ POJEBANYM IDIOTĄ I NIE WIEM CZYM JESZCZE. No kurde. Mogło byc tak pięknie, ale Ty musiałeś wydać, że Smok jest w wiosce! Przez Ciebie przyjaciel cierpi ;w;
NIE WIEM CO TO KURDE MIAŁO BYĆ, ALE WCIĄŻ TAOSIOWE UKE CIĘ KOCHA DUIZHANG ♥
Kurde, kto to? Może... Kai?! Nie wiem...!!
OdpowiedzUsuńTo było takie boskie! Jak ja kocham to opowiadanie! Chcę więcej!
Chanyol to debil! Debil, debil, debil ale i tak go kocham i mam nadzieję, że stanie się dobry :P W ogóle Kris i Tao to też idioci! Do kwadratu! Muszą się pogodzić, no! Co to w ogóle za kłótnia?! Głupi, niedobry Kris, gada głupoty! A Luhan... Luhan to w ogóle nienormalny ale taki słodki że mam ochotę go przytulić! Mam nadzieję że coś wymyśli z tym "tajemniczym przybyszem" i że Tao nie zrobi nic głupiego.
Chyba przeczytam ten rozdział jeszcze raz, tak mi się podoba <3 Jest świetny! Mam nadzieję że kolejny dodasz równie szybko ;D
Ojojojojoj ... ale dużo się działo.
OdpowiedzUsuńNadal czekam na obiecany HunHan i coś czuję, że ten głos... mmm.. TEN głos...
No nie ważne xD
O.o Te Pandy są jakieś tchórzliwe, skoro nawet nie chciały pogadać z Krisem, tylko od razu : klatka, i GNIJ!
Biedny, biedny Kris.
I Luhan :'(
Tao, jak mogłeś na niego tak nakrzyczeć? Szczególnie, że on w tym opowiadaniu jest taki pocieszny *.*
Na szczęście tao długo się nie wściekał, bo znalazł swoje KRISIĄTKO, szkoda, że w takich okolicznościach D: .
Yao jest głupi.
Jak chciałam zabić Chanyeola - Feniksa, (a teraz już nie chcę mimo wszystko ^^) to mam ochotę szturchnąć nożem Yao...
Ale kocham Pandy jako zwierzęta więc...
Ale to nie zmienia faktu, że Yao jest idiotą, że tak zareagował na spotkanie TaoRis'a.
Tao...
Cioś ty zrobił? Niepełno-sprytny Tao uwierzył Feniksowi? Chanyeol, ja wiem, że w głębi serca jesteś jak dobroduszny baranek, ale tak wykorzystać naiwnego Tao?
Ale muszę Ci przyznać Krisu, że Taki Park mi się podoba *_____* .
No i znów mój Luhan:
"- Jakim cudem jakiś debilny głos w mojej głowie może być ZAJĘTY?!" xDDDD
KOCHAM TO *.*
J.
Ten rozdział przyprawia mnie o ściskanie w sercu w niektórych momentach-to po prostu jest takie piękne!
OdpowiedzUsuńidę dalej ,3