Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon [Siedem + Epilog].



Tytuł: How to train your Dragon
Typ: Seria [Rozdział 7 + epilog]
Gatunek: fluff, fairytale
Paringi: TaoRis, BaekYeol, HunHan
Ostrzeżenia: Brak
Długość: 6686 słowa całe + Epilog 518 [część 8 z 8]
Notka autorska: Heeejka moje kochane. :3 Ale jestem szczęśliwa, w końcu mam zakończoną jedną serię. ;-; Jesteście ze mnie dumne, bo ja bardzo? .w.'' Muszę Wam powiedzieć, że serio szkoda mi się żegnać z tym opowiadaniem, no, ale kiedyś trzeba. Dobrze, że w ogóle je dokończyłam. ouo
Powiem tak: Jestem zadowolona z tego ostatniego rozdziału. Wszystko wyszło mi tak, jak chciałam, i płaczę przez to ze szczęścia.
O nowych seriach nie będę nic mówić, muszę nad nimi dłużej pomyśleć. .w.
Dziękuję wszystkim, że byliście ze mną przez to opowiadanie, to dla mnie wiele znaczy. Teraz tylko oddać je pani od polskiego ;-;
No, i nie przeciągając, zapraszam na ostatki HTTYD.
Ale.... nie żegnam się z tym opowiadaniem w pewnym sensie. Czeka na Was niedługo niespodzianka. o3o'
Enjoy, moje małe pysie <3



- Kris, to co robimy? - Kai przysunął się do niego, opierając dłoń na ramieniu wciąż pochylonego lekko w dół Smoka.
Kiedy tylko zauważył, jak Chanyeol wraz z Baekhyunem i Tao wzbili się w powietrze, mocno zacisnął pięść ze złości i zagryzł wargę, siląc się na to, by z jego oczu nie popłynęły niechciane łzy bólu. Nigdy nie płakał, więc także teraz nie chciał pozwolić na to, by pokazać się wszystkim od tej swojej słabej strony. Zadrżał jedynie lekko, prawie w ogóle nie słuchając, co mówił do niego Wilk. Nie spodziewał się tego. Na pewno nie po nim. Nie po tej cudownej Pandzie, która na początku ich znajomości była tak kochana i urocza, że przejścia na ciemną stronę na pewno nie przypisałby jemu.
A może to było udawane?
Nie no, raczej po złości by tego nie zrobił, prawda?
- Kris, powiedz coś! Nie możemy tak bezczynnie stać! Serio, kurde, chcesz się zemścić na Chanyeolu, czy nie? - ponaglał go nadal Wilk, coraz mocniej zaciskając rękę na koszulce i ramieniu chłopaka.
Smok spojrzał na niego kątem oka i westchnął cicho. Nie zważając na nawoływania i prośby Wilka, po prostu usiadł na ziemi, chowając twarz w dłonie, a skrzydła opuszczając w dół w geście oznaczającym smutek. Ugiął też nogi w kolanach, chowając w nie głowę, po czym całe jego ciało nagle zaczęło dygotać, czego oczywiście sam nie chciał. Ten odruch po prostu było kompletnie niekontrolowany. Może i Kai z Luhanem nie zauważyli tego, ale ten wielki i tak bardzo potężny Smok, teraz po prostu w najlepsze płakał. Nie mógł pogodzić się z tym, jak potraktowała go osoba, której w tak krótkim czasie potrafił zaufać. Nie rozumiał tego.
A może w jakimś stopniu to była jego wina?
- Kris, no... - teraz głos Kaia ściszył się już kompletnie, a sam on w ciszy i dziwnej melancholii usiadł koło skulonego Smoka, patrząc się smutnym wzrokiem przed siebie, jednak co i raz też zerkał na niego.
Tak strasznie zrobiło mu się go szkoda.
- Kai, daj spokój. Poczekaj trochę. - do chłopaków po chwili zbliżył się i Luhan, który przez dłuższy moment trzymał się z tyłu.
Uklęknął powoli przed Smokiem i wyciągnął powoli ręce, by objąć go za szyję. Może i trochę mocował się, by przytulić do siebie Krisa, jednak wiedział, że w aktualnym momencie tego potrzebował, więc nie chciał dać za wygraną. Nadął policzki w irytacji i jednym, mocnym szarpnięciem rozchylił złączone nogi Smoka, by po chwili wtrynić się pomiędzy nie. Usiadł przy nim i mocno go do siebie przytulił, a jego głowę wtulił sobie w ramię. Zaczął uspokajająco głaskać jego jasne włosy w palcach, uważając, by nie zaczepiał głową o jego poroże. Drugą dłonią zaś kilka razy klepnął go po plecach i powiedział cichym, bardzo ciepłym głosem.
- No już Smoku, uspokój się. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Jesteś silny, na pewno dasz sobie radę, nie dość, że pokonać Chanyeola i odzyskać kostkę, to jeszcze sprawisz, że Tao do ciebie powróci.
Czuł, jak jego zielona koszulka zaczęła moknąć od tych smoczych łez, więc westchnął smutno, kiedy zauważył, jak Kai podsunął się do nich i sam oparł swoją głowę na ramieniu Krisa.
- Luhan ma rację. Nie możesz się poddawać. To nie w twoim stylu.
Smok po chwili uniósł głowę i na początek spojrzał załzawionymi oczami na uśmiechającego się wesoło Jelonka. Odwzajemnił ten uśmiech dość niepewnie, jednak kiedy i wesoła mimika Wilka pojawiła się przed jego oczami, uniósł kąciki ust znacznie wyżej i pokiwał głową. Jedną z dłoni pogłaskał radosnego Jelonka po głowie, a Kaia zaś podrapał drugą za tym ślicznym, futerkowym uszkiem. Obaj chłopcy roześmiali się wesoło, po czym odsunęli się od Krisa i łapiąc z zamachem jego dłonie, pomogli mu wstać.
- Dziękuję, że was mam, chłopaki. - powiedział cicho Smok, a Wilk z Jelonkiem posłali sobie znaczące spojrzenia i równocześnie ponownie poklepali Smoka po plecach.
- Od tego są przyjaciele, Kris. - dopowiedział jeszcze Luhan i na dodatek uderzył lekko Smoka w ramię – To co, im szybciej się stąd ruszymy, tym prędzej się to załatwi, nie?
Kai z Krisem pokiwali tylko głowami i zaraz całą trójką ruszyli przed siebie, wiedząc, jak ważne mają zadanie. Smok uspokoił już swój płacz i uniósł dumny wzrok ku górze. Wewnątrz czuł wielką siłę, jaka nagle zaczęła go rozpierać, i miał wrażenie, że dobro było po jego stronie. Tak bardzo jednak zawiódł się na Tao, ale miał nadzieję, że Panda zrozumiał już swój błąd, i kiedy tylko go odnajdzie, na nowo będzie wiedział, kogo miał nazywać prawdziwym przyjacielem.
Westchnął ciężko.
Chyba zapowiadała się długa, męcząca podróż.
*
- Chłopaki, musicie trzymać się na baczności, głos w mojej głowie mówi mi, że Chanyeol chce się na nas dość mocno zemścić. - powiedział szeptem Jelonek, odwracając głowę w stronę idących obok siebie osób.
Kris z Kaiem spojrzeli na niego, jakby mówił właśnie jakieś niestworzone rzeczy i zamrugali zaskoczeni oczami. Głos? W głowie? Co to za brednie?
- O jakim ty znów głosie mówisz? - spytał głupio Smok, bowiem to stwierdzenie wcale do niego nie docierało.
Jak można słyszeć coś zupełnie innego niż swoje własne myśli? Nieprawdopodobne.
Luhan uśmiechnął się nieśmiało.
- A, to nie mówiłem wam? - na to pytanie przyjaciele pokręcili przecząco głowami. - Wybaczcie. Po prostu czasem zdarza się, że słyszę, jak ktoś obcy mówi do mnie w mojej głowie. Nie wiem, czym jest to spowodowane, ale za każdym razem to coś, czy też ktoś, zapewnia mnie, że chce pomóc. Dzięki jego przekonywaniu postanowiłem poszukać ciebie Kai – w tym momencie Jelonek spojrzał w oczy zaskoczonego Wilka i zaraz zwrócił radosne spojrzenie na Smoka – i wtedy uratował on ciebie, Kris. Bo gdyby nie ten głos, nigdy bym się nie zdecydował, żeby cokolwiek zrobić.
Kai wybuchnął głośnym śmiechem, łapiąc Luhana za ramiona.
- Ja wiedziałem Jelonku, że jesteś idiotą, ale nie sądziłem, że aż tak wielkim. No, zrozumiem wszystko, ale nie słyszenie obcych głosów w swojej głowie! Brednie!
- Nie przejmuj się nimi, Luhan są twoimi przyjaciółmi, to nie jest nic w złości.
Jelonek olał sobie to, że ten ktoś znów do niego mówił w głowie i spojrzał na Kaia z wyrzutem, zaczynając szarpać oraz nadymać w złości policzki. W sumie to robił tak zawsze, kiedy coś mu się nie podobało.
- Doigrasz się, ty głupi psie!
- A, bo już się boję, a co mi zrobisz? Ukłujesz porożem w tyłek? Jak byczek? No przestań! - Kai śmiał się dalej z biednego Jelonka, ale po chwili poklepał go po plecach.
- Wy obaj lepiej przestańcie, to się robi nudne. - burknął z irytacją z głosie Smok, kręcąc głową znudzony ich głupią kłótnią.
Wilk uśmiechnął się słodko i kiedy Kris już na nich nie patrzył, pochylił się do uszka Jelonka, zważając, by nie wsadzić sobie jego poroża w oko i warknął w nie cicho swoim głęboki głosem:
- Wiesz dobrze, że żartuję, prawda, Luhannie?
A blondynek tylko westchnął cicho i potargał dłonią włosy Kaia.
- Wiem, znam cię już dłuższy czas i zdaję sobie sprawę, że większość co robisz, to tylko głupie żarty...
- Jakie głupie żarty?! - oburzył się Kai. - LUHAN!!
- I tak cię kocham, debilu. - Jelonek zachichotał, tarmosząc chłopaka za jego wilcze uszy.
- Moglibyście w końcu obaj przestać?!
Przyjaciele spojrzeli na poirytowanego Smoka i równocześnie zaśmiali się. Oboje zaczęli mu dokuczać, dźgając najwyższego w boki i dogryzać jakimiś śmiesznymi słówkami. Kris tylko zwiesił w głowę w bezsilności, zastanawiając się, co za głupków poznał. Jednak nie mógł zaprzeczyć, że w taki krótkim czasie stali się oni dla niego bardzo ważni. W końcu przecież przyjaźń, podobnie jak miłość, przychodzi w nieoczekiwanym momencie. A potem jej więzy zaciskają się, powodując, że nie zwraca się już nawet uwagi na największe dogryzanie.
Kris w końcu roześmiał się, dołączając do tej dość dziecinnej zabawy, ale w pewnym momencie uśmiechnął się szczęśliwy, bo zauważył, że komuś jednak na nim zależało.
*
- Musicie się pośpieszyć, Feniks cały czas planuje, jak ma zniszczyć Smoka i wyciągnąć wcześniej dzięki niemu kostkę. Baekhyun , jego sługa, jak i Tao są w niebezpieczeństwie, jeżeli nie pojawicie się tam za chwilę, coś naprawdę złego może się stać. Luhan, zrób coś.
- Ale co ja mogę zrobić?
- Mówiłeś coś, Luhan? - zagadnął go Kai, kiedy tylko usłyszał jego pytanie, a Jelonek zarumienił się ze wstydu i pokręcił głową.
Spojrzał przed siebie, marszcząc brwi z troską i zaczepił Krisa, ciągnąc chłopaka lekko za materiał jego koszulki. Smok zerknął na niego kątem oka w zaciekawieniu i uśmiechnął się niewidocznie.
- O co chodzi?
Jelonek westchnął cicho.
- Musimy się pośpieszyć. Ten głos w mojej głowie mówi, że jeżeli zaraz się nie pojawimy w twojej krainie, będzie chyba za późno.
- Co?!
Kai, kiedy tylko to usłyszał, wystawił kły i przybrał bojową pozę, chcąc już zacząć biec do smoczej krainy, a Kris nie pytając zupełnie o nic, po prostu złapał Jelonka z pasie i wzbił się w powietrze, posyłając znaczące spojrzenie w stronę Wilka. Nie sądził, żeby Luhan kłamał, wierzył mu w te dziwne głosy, jakie niby to słyszał. Poczuł ogromny wiatr we włosach, a przed jego oczami pojawiły się okropne, ciemne chmury. Chyba naprawdę zbliżała się zagłada.
Nie przejął się zbytnio krzykami mniejszego blondyna, tylko przyśpieszył, zerkając co i raz w dół, na szybko biegnącego pomiędzy drzewami Wilka. Gdyby szli oni tak powoli do celu, znaleźliby się tam całkowicie za późno i wszystko pewnie by szlag trafił. Złapał Luhana mocno w pasie przelatując w spokoju między drzewami.
Czuł coraz więcej siły i energii, jaka zaczęła rozpierać jego ciało.
A wewnętrznie miał nadzieję, że z Tao było wszystko w porządku. Nie wiedział, co by sobie zrobił, gdyby coś stało się tej małej Pandzie.
- Luhan, Tao tęskni za Krisem, i jest mu przykro... 

Jelonek uśmiechnął się niewidocznie, mocniej wtulając w ciało Smoka.
- Tao za tobą tęskni, Kris.
Smok o mało co nie wpadł na drzewo, kiedy to usłyszał. Zamachał skrzydłami ze zdwojoną siłą, wzbijając się jeszcze wyżej prosto między chmury. Z oddali było już widać jaśniejący złotym światłem punkt, a spomiędzy mgły wyłaniała się i ogromna, szara jaskinia. Ciemne niebo zasłaniało niemal wszystko, a wielkie, burzowe chmury zapowiadały apokalipsę.
- Co on ci jeszcze mówi, Luhan?
Blondynek zacisnął mocno dłonie na jego ramionach.
- Chanyeol ich obydwu pobił. Teraz mówi, że schodzą z samej góry jaskini, bo tak rozkazał im Feniks. Jeżeli się nie pośpieszysz, to Chanyeol ich zabije! - pisnął, a złość z Smoku zaczęła wzbierać.
Jego tęczówki przeszły krwistoczerwonym kolorem i coraz bardziej zaczął się denerwować.. Zacisnął mocno ręce na pasie Jelonka, by go nie upuścić i zaczął ze zdwojoną siłą machać skrzydłami, aby jeszcze szybciej znaleźć się w swoim domu.
Był okropnie zły na Feniksa.
Nie mógł sobie wyobrazić, jak dokładnie wyglądała teraz jego kraina. Jednak widząc, po tym całym popiele i spalonych drzewach, domyślał się, że raczej już wszystko stoi w ogniu.
- Kris, proszę cię, szybciej... - jęknął cicho Luhan, a w tym samym momencie Kris wylądował na ziemi, tuż przy jaskini.
Zaraz potem pojawił się przy nich nieco zdyszany biegiem Kai, ale uśmiechał się pewnie, wsłuchując dokładnie w to, co działo się dokoła. Zbliżył się do Krisa i zawył głośno, opierając dłonie na jego ramionach.
- Idź po tą kostkę, a my z Luhanem będziemy trzymać wartę!
Smok pokiwał w porozumieniu głową i prędko na nowo wzbił się w powietrze, uśmiechając w stronę Wilka.
- Tak jest, kapitanie! - zażartował i potem od razu odleciał ku górze zostawiając Kaia i Luhana samych.
Skierował swój lot prosto w stronę jaskini i kostki, zaciskając mocno rękę w pięść i pewnym siebie wzrokiem spoglądał w oddal, już coraz bardziej widząc światło, jakie emanowało od tej magicznej, uwięzionej rzeczy. Podleciał jak najbliżej się dało i kiedy już chciał ująć w dłonie kostkę, dziwny podmuch niewyobrażalnie wielkiej siły cisnął w jego ciało i Smok z głośnym krzykiem został posłany w dół, spadając, a co za tym idzie, parząc sobie całe dłonie.
Dlaczego... Dlaczego nie mógł ująć tej kostki w dłonie, skoro znajdowała się w jego krainie? Czyżby nie był z nią kompatybilny?
Uderzył z hukiem o ziemię, z głośnym stęknięciem przekręcając się od razu na brzuch, by nie poczuć tak mocnego upadku. Od razu potem pojawili się przy nim Kai z Luhanem, machając w bezradności rękoma.
- Kris! - krzyczeli na przemian – Co się stało? To Chanyeol?!
- Nie, ja jestem tutaj... - usłyszeli to i nagle dziwna niemoc ogarnęła ich całe ciała.
Wielki podmuch ognia pojawił się przed ich oczami, odpychając ich na bok z taką siłą, że o mało co nie poparzył twarzy dwójki przyjaciół. Kris uniósł głowę z bólem, zerkając z szeroko otwartymi oczami przed siebie. Na niebie, wśród ognia pojawił nagle Chanyeol z wysoko uniesioną głową. Uśmiechał się jadowicie i kiedy wylądował, postawił swój but na plecach leżącego Smoka i roześmiał się.
- Znów się spotykamy, co Smoku? Wybacz, że musiałeś tyle na mnie czekać. A teraz może pójdziesz ze mną na górę i aktywujesz dla mnie kostkę?
Kris stęknął z bólu i poruszył lekko rękę, patrząc kątem oka w stronę Kaia z Luhanem.
- Nie aktywuję jej. - powiedział cicho, przez co Feniks aż wybałuszył oczy i otworzył szeroko usta w szoku.
- Jak to...?
- No normalnie, odepchnęła mnie od siebie, kiedy chciałem ją pochwycić. - mówił w spokoju Kris, ale dalej przeszkadzał mu ten but na plecach – Widać nie jestem z nią kompatybilny.
*
W tym samym czasie Kai i Luhan widząc, że Smok został przytwierdzony przez Chanyeola do ziemi, spojrzeli na siebie i już mieli ruszyć w jego stronę z pomocą (a raczej tylko Wilk, bo Jelonek był zbyt słaby, żeby cokolwiek zrobić), kiedy nagle bystre ucho Kaia usłyszało:
- Idźcie lepiej zobaczyć, co z kostką, ja się nim zajmę.
Wilk od razu wystawił kły chcąc rzucić się i tak z pomocą Smokowi, ale został powstrzymany przez Luhana.
- Słyszałeś? Idziemy na górę. Kris sobie poradzi.
- Ale...
- Widziałeś, jak kostka odepchnęła Krisa? On jej nie uwolni, my musimy coś zrobić! - ponaglił do Jelonek, uderzając mocno w ramiona. - Jak chcesz mu pomóc, to po prostu się posłuchaj!
Kai spojrzał w tym momencie nieco nieprzychylnie na Jelonka – nie chciał bowiem zostawiać przyjaciela w potrzebie, jednak ostatecznie zgodził się, wystawiając u rąk pazury. Usadził Luhana na swoich plecach i pędem pobiegł w stronę jaskini, wyjąc głośno. Chciał jak najszybciej dostać się na górę, bowiem wiedział, że w tym momencie liczy się dla nich każda minuta, a nawet sekunda.
Kiedy tylko znaleźli się w jaskini, Wilk zaczął rozglądać się dokoła, szukając jakiegokolwiek wejścia na górę. Dezorientowało go, że z każdej strony znajdował się korytarz – nie wiedział, więc, którym najszybciej dostanie się na górę groty. Jelonek zacisnął mocno ręce na jego szyi, również rozglądając się wkoło siebie.
- Luhan! - krzyknął w pewnym momencie Kai – Czemu ten głos w twojej głowie nie chce pomóc ci odnaleźć drogi na górę? Poproś go o to!
Luhan jęknął, mówiąc w ciszy słowa nawołujące ów głos. Jednak nic z tego. Nie usłyszał nawet najmniejszego szeptu.
- On nic nie mówi, Kai, przepraszam.
- Psia kość! I co teraz?! - zaskomlał prosząco, chcąc już skręcić w najbliższy korytarz, kiedy nagle dwie postaci zastąpiły im drogę.
Luhan rozdziawił szeroko oczy, a zaś te jego przyjaciela zajaśniały na czerwono. Głośny warkot wydobywał się z jego ust, a złość wzrastała z każdą sekundą spoglądania w oczy osób naprzeciwko.
- Wynoście mi się stąd...
- Ale ja wiem, jak dostać się do kostki, musicie mnie posłuchać.
*
Chanyeol za każdym razem blokował ataki, jakie wysyłał w jego stronę Kris. Widząc nadciągającego Smoka, który na dodatek chciał jeszcze zionąć na niego ogniem, zaparł się dłońmi, wypuszczając na każdym jego natarciu płomieniste skrzydła. Żarzyły się z taką mocą, że Kris nie miał jak w niego uderzyć.
W końcu Feniks uśmiechnął się zwycięsko, powalając chłopaka na ziemię i przy okazji sparzył jego twarz tak, że wyglądał, niczym najgorsza mara. Upadł z łoskotem na trawę, jęcząc pod nosem z bólu i zacisnął z całej siły ręce na zielonych kosmykach. Ból go rozwalał od środka. Potwornie, nieznośnie, boleśnie wbijał się w jego ciało tak, jakby ktoś je nakłuwał tysiącami malutkich, palących igiełek. Zgiął się w pół, ostatecznie blokując się od kolejnego, mocnego uderzenia Chanyeola, poprzez to, że poturlał się w drugą stronę, raniąc przy tym swoje skrzydła o żarzący się o szarawą już od popiołu trawę ogień.
- I co, myślisz, że mnie pokonasz? - zaśmiał się złowieszczo Feniks, a jego rude loki z fascynacją zaczęły powiewać na wietrze przepełnionym dymem, smołą i popiołem.
Pochylił się ku Smokowi i ujął mocno w dłoń jego jasne włosy, unosząc głowę chłopaka tak mocno do góry, że odchylił ją i spoglądał w oczy przeciwnika.
- Nie bądź śmieszny. Nie mogłeś dostać się do kostki, to myślisz, że dasz radę pokonać mnie? Mnie? Twoją największą marę z możliwych? Nie. Ja... To ja cię spalę Smoku! Zrobię to z wielką chęcią i będę spoglądał na to, jak twoje wszystkie członki spalają się w potwornym ogniu, a ty krzyczysz. A potem wypuszczę z dłoni ostatnie resztki po tobie, czyli popiół! Zdmuchnę go ze swojej dłoni w powietrze. Rozpłyniesz się, a to ja będę królował! Wszędzie!!
Smok dalej milczał, nie mógł wykrztusić ze swojej krtani ani jednego słowa, a może one wcale nie były one potrzebne? Patrzył się odważnie w przesiąknięty złem wzrok Feniksa i uniósł lekko kąciki ust. Nie poruszał prawie wcale dłonią, zbyt spaliła się od tego diabelskiego ognia, ale to nie było ważne.
Uchylił już nieco spierzchnięte usta i powiedział cicho:
- Nie zniszczysz mnie. Ja w przeciwieństwie do ciebie Chanyeol, kieruję się szlachetnym celem i wiem, że zwyciężę. Wygrana zawsze stoi po stronie dobra, możesz zapomnieć nawet o tym, że dam radę aktywować tą kostkę, bo jak ci już powiedziałem, nie jestem z nią kompatybilny. Nie wygrasz, Feniksie. Koniec twojej dyktatorskiej ery.
Chanyeol słysząc to rozszerzył usta i oczy w szoku, po czym zionął tak potężnym ogniem w stronę Smoka, że zapewne już dawno by się spalił. W powietrzu zawisła jeszcze większa zagłada niż dotychczas, a w oddali dało się usłyszeć jedynie głuchy krzyk.
*
- Słuchaj głupia Pando, jak zaraz nie zaprowadzisz nas na samą górę tej jaskini, to obiecuję, że ogryzę ci ogon! - warczał Kai, kiedy w czasie walki dwóch zbieżnych ze sobą sił wraz z Luhanem i spotkanymi wcześniej Tao i Baekhyunem byli coraz bliżej znalezienia się na samym szczycie potężnej groty.
Ciemnowłosy tylko wywrócił oczami i prychnął.
- Zamknij się i po prostu chodź ze mną. Wiem co robię i co mówię, zaraz znajdziesz się na miejscu, w gorącej wodzie kąpany piesku!
Owszem, może i był niemiły dla Kaia, ale to po prostu dlatego, że straszna zazdrość zżerała go, przez to, że to on trzymał się z Krisem. Ten Smok przecież należał do niego, prawda?
Westchnął ciężko i pokręcił głową, skręcając w jeden ze skalistych korytarzy. Jelonek spojrzał za nim ze smutkiem, tak bardzo szkoda było mu tej biednej Pandy, ale wewnątrz siebie miał nadzieję, że Kris mu wybaczy to, co zrobił. Cała trójka podążyła za Tao, dopiero w środku zatrzymując się w pół kroku.
To... wszystko, ta... energia... Nie mogli tego opisać słowami.
Kai spoglądał z fascynacją na świecącą się złotym kolorem kostkę, co wisiała nad ziemią. Nigdy by się nie spodziewał, że da radę ujrzeć ją na własne oczy. Słyszał legendę o niej, ale nie śniło mu się nawet, że będzie miał jej obraz przed samym sobą, tak blisko.
Luhan zaś uśmiechnął się szeroko na jej widok. Coś.. coś mu mówiło, że zaraz wszystko się skończy, że jeszcze tylko chwila i będzie po kłopocie. Zerknął kątem oka na stojących obok niego Baekhyuna z Tao, którzy mieli dość zmartwione wyrazy twarzy.
- I co teraz? Kris nie mógł jej stąd wyciągnąć, więc nie aktywował mocy kostki. Co mamy teraz zrobić? - spytał cicho, opuszczając lekko głowę.
Baekhyun westchnął, a Tao spojrzał na Jelonka z szeroko otwartymi oczami.
- Kris tu jest?!
Luhan przytaknął.
- Tak, po tym wszystkim się z nim spotkasz, o ile uda mu się przeżyć ataki Chanyeola. - a Tao słysząc jego słowa, nieco posmutniał.
Naprawdę miał nadzieję, że z jego Smokiem było wszystko w porządku.
- Tylko osoba o czystym sercu jest w stanie wyjąć kostkę z tego więzienia. - wtrącił się po chwili Baekhyun, wzdychając głośniej. - Ja nie mogę tego zrobić, bom człowiekiem. Tao tak samo, nie... nie nadaje się po prostu. Chłopcy – mówiąc, zerknął to na Wilka, to na Jelonka – teraz wszystko w waszych rękach.
Kai z Luhanem, spojrzeli po sobie, wybałuszając szeroko oczy. Jakim niby prawem oni...?! To niedorzeczne.
- Wiem o czym myślicie. – szepnął cicho Panda, wbijając wzrok z kostkę – Legenda mówiła, że zdolny do aktywowania kostki będzie tylko Smok, ale wiecie, legendy zawierają wiele nieścisłości. Proszę was, nie zastanawiajcie się nad tym, tylko po prostu coś zróbcie. Czas jest dla nas najważniejszy, a Kris pewnie nie ma go już za wiele.
Wilk westchnął cicho i wystąpił krok w przód.
- Idę pierwszy.
Jelonek tylko pokiwał głową, a Kai zatarł mocno ręce, podchodząc coraz bliżej. Czuł dziwną moc, jaka odsuwała go do tyłu, jednak nie zwracał na nią uwagi. Wystawił kły, chcąc już rzucić się na jaśniejącą okropnie złotym blaskiem kostkę, jednak coś mu to przerwało. Była to bowiem wielka, niewidzialna tarcza, która odepchnęła Wilka od przedmiotu, a ten z krzykiem wylądował w ramionach Baekhyuna. Ta sama tarcza, która sprawiła, że Kris spadł z hukiem na ziemię, okaleczając się.
- Auuu, nie nadaję się. Luhan, twoja kolej!
Jelonek spojrzał na chłopaka z przerażeniem. Strasznie się tego bał. A co jeżeli i on nie nada się, by cokolwiek zrobić? Co, jeżeli okaże się, że oni przegrają i dobro już nigdy nie zawita w ich domach? Co, jeżeli okaże się on bezużyteczny?
Westchnął cicho i po raz ostatni zerknął jeszcze kątem oka w stronę chłopaków. Baekhyun skinął do niego głową i uśmiechnął się lekko. Tao zmrużył wesoło oczy i przyłożywszy do piersi rękę złączoną w pięść, postukał w nią kilka razy, chcąc tym samym oddać mu otuchy.
W pewnym momencie Luhan po raz kolejny poczuł wielki przypływ nieopisanej siły i stwierdził, że chyba naprawdę jest w stanie to zrobić.
Uśmiechnął się do siebie, powoli podchodząc w stronę ich ratunku. Będąc już pod samą smugą energii na chwilę zamknął powieki, opuszczając głowę.
- Szkoda głosie, że nie ma cię znów przy mnie.
- Byłem, i jestem przy tobie zawsze, Luhannie.
Wyciągnął w przód dłonie, czując, jak nagle ogarnia go nieopisana siła, a żadna tarcza nie uderza w niego z tak wielką siłą, jak w innych. Ujął w palce ten, tak bardzo piękny przedmiot, a inni popatrzyli na niego z niedowierzaniem.
- Obyś tylko zwyciężył, Kris. - wyszeptał Jelonek, spoglądając na budowę kostki.
*
Nie tylko Luhan poczuł ogromny przypływ siły. Uśmiech nagle pojawił się na twarzy Krisa i pędem wstał, co bardzo zaskoczyło Chanyeola. Nie wiedział, czemu to się stało. Dlaczego on nie spalił się od jego płomieni? Nie wierzył. Krzyknął, czując, jak nagle wszystko w nim wybucha.
Spotkał się nagle z tak potężnym ogniem, jaki doszczętnie spalał każdą komórkę jego ciała.
Smoczym ogniem.
*
Zwinne, małe palce Jelonka zaczęły nagle pędem układać kostkę w określonym, tylko jemu dobrze znanym szyku. Baekhyun, Tao i Kai, patrzyli się tylko na to w osłupieniu, a zaś na twarzy Luhana malowało się jedynie szczęście i pewnego rodzaju błogość. Czuł to. Moc ogarniała go z każdej strony.
*
Ten ból był nie do zniesienia. Chanyeol krzyczał jak opętany, kiedy z dłoni walecznego Smoka zaczęły wydobywać się tak silne płomienie, że cierpiał on dwa razy mocniej. Zarzucał rękoma, kopał, ryczał, a z jego oczu w pewnym momencie po prostu pociekły łzy. Pozostał po nim jedynie popiół.
*
Takiego przypływu mocy, o której w sumie nie miał pojęcia, nie czuł chyba jeszcze nigdy wcześniej. Jego palce zwinnie przesuwały kolorowe rzędy kostki, powodując, że zaczęła tworzyć jeden idealny zestaw kolorów. W pewnym momencie, kiedy Luhanowi udało się dokładnie ułożyć kostkę w określony sposób, wszyscy dokoła usłyszeli jeden, wielki huk.
W niebo wzbiła się wielka smuga złotego światła, rozpraszając się nagle po całym sklepieniu. Luhan przytłoczony energią upadł, ale nie zemdlał. Wszystkim po prostu odebrało mowę.
*
- Przepraszam cię Kris, to ty zwyciężyłeś. Przepraszam cię Tao, że kłamałem. Przepraszam i ciebie Baekhyun, że cię zostawiłem. Przepraszam. Pragnę jedynie odkupienia win; ukazuję skruchę.
*
Nagle w niebiosach ponownie rozbrzmiał huk. W pewnym momencie w jednym punkcie na niebie zaczęła kumulować się wielka masa energii, tworząc dziwny kształt. Kris otworzył szeroko usta, nie mogąc uwierzyć w to, co miał przed oczami. Leżał wyczerpany na ziemi, widząc, jak nad nim złote kryształy utworzyły kształtem ludzką postać, po czym z łoskotem upadły na ziemię.
W przestworzach rozbrzmiał jedynie głośny szloch, a Luhan siedzący na górze jaskini, zemdlał.
Coś ponownie huknęło.
Coś nowego się narodziło.
*
Baekhyun spojrzał w stronę zemdlonego Jelonka wciąż trzymającego w dłoniach jaśniejącą mocą kostkę. Miał przymknięte oczy, ale uśmiechał się delikatnie. Trącił szybko ramię Kaia, który dalej stał, jak słup soli, nie mogąc przetłumaczyć sobie tego, co się właśnie stało.
- Musimy iść! Nie wiadomo, co stało się ze Krisem i Chanyeolem!
Przed nim zaraz także pojawił się Tao, ciągnąć Wilka za rękę. Spoglądał na niego proszącym wzrokiem, który niemal był cały załzawiony. Jęknął cicho, wciąż bojąc się o Smoka, i nie patrząc, że Kai dalej nie reagował, złapał Baekhyuna za rękę i razem zbiegli szybko z tej wielkiej góry.
- Przyjdź do nas zaraz, ja muszę iść zobaczyć, co z Krisem! - i po tych słowach obaj zniknęli, przebywając już na dole.
Wilk zamrugał oczami zaskoczony. Jakim cudem to wszystko działo się tak szybko?
Pokręcił głową, łapiąc Jelonka na ręce i zaraz sam zaczął zbiegać prędko w dół. Czuł moc kostki, jaką trzymał w dłoniach Luhan. Była niewyobrażalna.
*
Kris chyba nigdy nie miał tak wielkich oczu, jak teraz. Z szeroko otwartymi oczami i mocno potarganymi, nieco podpalonymi od żaru włosami, spoglądał przed siebie, skupiając cały czas wzrok na kumulującej się w jednym miejscu energii. Kaszlnął cicho, a kątem oka zauważył, jak Tao razem z Baekhyunem znaleźli się tuż przy nim. Westchnął z bólem. Nie wiedział, jak Byun to przyjmie.
- Co to jest?! - krzyknęli równocześnie dwaj przybyli, wpatrując się w złotą poświatę, latającą w górze, a Baekhyun dopytał.
- Gdzie Chanyeol?! Smoku, gdzie Chanyeol?!
Kris, na jego pytanie, zagryzł wargę, patrząc na chłopaka ze smutkiem.
- Nie żyje. Spaliłem go.
- Co...?
- Pokonałem go. I nie żyje.
Baekhyun nie mógł uwierzyć w to, co usłyszał. Zamknął mocno oczy, starając się, by nagle po jego policzkach nie pociekły łzy bólu i smutku, ale na daremno. Upadł na kolana, łapiąc się za głowę i mocno ciągnął palcami za swoje włosy. Nie wierzył, nie umiał. On właśnie stracił swojego Feniksa. Kogoś, kogo potrafił obdarzyć jakimkolwiek uczuciem, odkąd tutaj trafił. Stracił właśnie osobę, która była jego najlepszym przyjacielem, mimo że traktowała to z początku tak, jak było widać.
Zaczął zanosić się od szlochu, kiedy poczuł, jak opiekuńcze ramiona Pandy objęły go dokoła pleców i sam się do niego przytulił. Zadrżał, skulając się jeszcze bardziej, kiedy nagle po prostu krzyknął. Głośno. Z żalem i tak bardzo żałośnie. Nie umiał się z tym pogodzić.
Tao pogładził lekko rozwichrzone włosy chłopaka.
- Cicho, spokojnie, Baekhyun, bez nerwów. Tak musiało się stać, nie było innego wyjścia. On mimo wszystko był zły.
Brązowowłosy zaczął się szarpać, próbując odsunąć przytulającego go Pandę.
- NIE!! Nie, nie, nie!! Chanyeol... Proszę, wróć do mnie! - krzyczał, szaleńczo próbując wyrwać się z ramion Tao.
Kris opuścił jedynie głowę ze smutkiem i zacisnął pięść. Tak bardzo było mu szkoda Baekhyuna. Jednak jedyną myślą w jego głowie było teraz to, kto aktywował moc kostki i uratował ich wszystkich?
Uniósł ponownie wzrok przed siebie, kiedy naprawdę po raz pierwszy totalnie odebrało mu możność poruszania się, tak, że nawet przez chwilę nie mógł oddychać. Panda także podniósł głowę i zdębiał.
- Baekhyun, patrz... - wyszeptał, a załzawione oczy chłopaka spojrzały w danym kierunku, po czym z jego policzków pociekły jeszcze większe łzy.
Energia, o której była mowa wcześniej, i co unosiła się nad nimi w przestworzach, wciąż przyjmowała ludzką postać, a nagle rozproszyła się na wszystkie strony, powodując odgłos wielkiego wybuchu. Ogromny podmuch wiatru uderzał w twarze zebranej dwójki, a na dół niespodziewanie coś spadło. Huknęło z łomotem, a przed oczami Smoka, Pandy i człowieka pojawiła się jedynie ciemna chmura dymu, przypominającego popiół, który nagle wzbił się w powietrze i po prostu zniknął. Złoty kolor kulujący się na ziemi, wnet zniknął, a na trawie zwinięta w kłębek leżała dziwna postać. Baekhyun od razu, na kolanach podsunął się ku niej i nagle z jego piersi wyrwał się głuchy, ale tak bardzo bolesny krzyk.
- To niemożliwe... - wyszeptał Kris, również patrząc się z tamto miejsce.
- Chanyeol!! - szloch człowieka rozbrzmiał w przestworzach, a zaraz tuż przy zebranej gromadce pojawili się Kai z rozbudzonym już Luhanem.
Baekhyun nie patrzył na nic. Siedział na ziemi, trzymając głowę Feniksa na swoich kolanach i pieszczotliwie głaskał jego włosy. Wciąż płakał, a jego słone, smutne łzy skapywały obficie na twarz Feniksa. Był blady, ale wydawał się zachowywać spokój. Luhan posmutniał, widząc, wszystko, co się tutaj działo, ale zerknął na Krisa, trzymając w dłoniach jarzącą się wesołym, złotym światłem kostkę.
Kris z początku nie rozumiał, dlaczego on miał ją w dłoniach, ale dopiero po kilku sekundach do niego dotarło, kto ich tak naprawdę uratował. Uśmiechnął się szeroko, ponownie wczepiając swój wzrok w leżącego na kolanach Baekhyuna, Feniksa. Albo mu się wydawało, albo jego nieco czerwona dłoń nagle się poruszyła.
Co?!
Chyba oszalał...
- Chanyeol... Proszę... Wróć... - wyszlochał z żalem Byun, a jego ciężkie, słone łzy, powoli spłynęły do dziwnie rozchylonych warg Feniksa.
Przecież osoby zmarłe mają zamknięte usta, a poza tym, on miał się spalić!
- Nigdy cię nie zostawię, Baekkie. Feniks, mając swojego Pana nie umiera, tylko odradza się na nowo z popiołów...
Brązowowłosy nie mógł w to uwierzyć, chyba coś mu się śniło! Jego Chanyeol żył! Jego Feniks... Poczuł nagle takie ciepło w okolicy serca, a kiedy tylko dłoń rudzielca znalazła się na jego policzku, przycisnął ją do siebie swoją, rozklejając się na dobre.
- Boże, Chanyeol, ty żyjesz!! - nie mógł już opanować szczęścia.
Feniks uśmiechnął się lekko, widząc tą radość w oczach Baekhyuna.
Powolnym ruchem wstał i uśmiechnął się szerzej, pozwalając, by jego rude loki rozwiał przyjemny wiatr. Spojrzał w stronę Smoka, który nadal nie wierzył, w to co widzi i skinął do niego głową.
- Dziękuję ci Kris. Dziękuję ci za to, że mnie odmieniłeś, że spaliłeś tą moją ciemną skórę złego Feniksa i pozwoliłeś mi się odrodzić na nowo. Dziękuję.
Kris zamrugał oczami, wciąż nie dowierzając, po czym ostatecznie wzruszył ramionami i odwzajemnił uśmiech Feniksa. Nie umiał tego wyjaśnić, ale po prostu może tak musiało być. Ważne, że przynajmniej byli teraz szczęśliwi.
Baekhyun rozradowany mocno przytulił się do swojego Feniksa, teraz w spokoju wypłakując się w jego ramieniu. Wiedział, że dobro zwycięży, wiedział, że wszystko będzie dobrze, ale takiego zakończenia się nie spodziewał.
Uśmiechnął się lekko i uniósł głowę ku górze. Zaniemówił z wrażenia.
Na niebie nagle pojawiła się wielka tęcza. Jaśniała przez cały nieboskłon, odbijając w tafli niedalekiego jeziora. Był to naprawdę niesamowicie piękny widok. Luhan, który wciąż opierał się o ramię siedzącego z nim Wilka, uśmiechnął się szeroko, widząc, że kolory na kostce, którą on uratował wszystkie krainy, również ułożyły się w barwach tęczy, co pojawiła się właśnie na niebie.
- To twoja zasługa, Luhannie. - powiedział mu cicho na ucho Wilk, czochrając chłopaka po głowie.
Jelonek uśmiechnął się powoli i wstał, zerkając z radością na zebranych dookoła. Był z siebie dumny. W końcu się na coś przydał.
Tylko strasznie było mu szkoda, że ponownie głos w jego głowie umilkł. A może on już go nigdy nie usłyszy?
W pierwszym momencie posmutniał, opuszczając głowę, a kiedy znów ją podniósł, zobaczył przed oczami coś, co uznałby za nienormalne, ale naoglądał się już tak wielu rzeczy, że nawet się tym zbytnio nie przejął.
Jedna część tęczy, która właśnie jaśniała pięknymi kolorami na niebie, nagle zgięła się wpół i pojawiła się dobre dziesięć metrów przy Jelonku. Chłopak patrzył się na to z fascynacją, kiedy nagle okazało się, że ktoś na górze tej tęczy się pojawił (a sięgała ona wielkością do samego nieba) i po prostu zjechał na niej, jak na zjeżdżalni.
Luhan popatrzył na to z przerażeniem, po czym odsunął się o kilka kroków i upadł. Oparł dłonie na trawie, wpatrując się w zjeżdżającą na tęczy postać w strachu. Kris już miał nastroszyć skrzydła i zionąć ogniem w stronę postaci, by uratować Luhana, ale zabronił mu tego Kai, kładąc dłoń na ramieniu.
- Zostaw, nie czuję od niego złej aury. Wszystko będzie w porządku.
Kris spojrzał kątem oka na Wilka, ale ostatecznie posłuchał się go. Zerknął też później w stronę Chanyeola – stał cały czas przy Baekyunie i cieszył się, jak głupi do sera. Chyba naprawdę go odmienił.
Luhan zaś wciąż patrzył z wielkimi, przerażonymi oczami w stronę zbliżającego się ku niemu chłopaka, po czym uniósł brew.
Zaintrygował go.
Był dość wysoki, a jego elementem rozpoznawczym były włosy. Miał je krótkie, dobrze zauważalne, bo w kolorze tęczowym. Tak, jakby ktoś wylał na niego kilka rónych rodzajów farb. Uśmiechał się, a jego czarne spodnie idealnie opinały chude nogi. Koszulę miał na sobie białą z jednym rozpiętym guzikiem u samej góry, a buty – po prostu tęczowe.
Uniósł wesoły wzrok na zapatrzonego w niego Jelonka, po czym uśmiechnął się szerzej i wyciągnął do niego rękę.
- Cześć, Luhan. Na imię mi Sehun i jestem...
- Jesteś tym głosem w mojej głowie!! - krzyknął podekscytowany i złapał się dłoni chłopaka. Spojrzał na niego, jak oczarowany, uśmiechając się szeroko. Tęczowo-włosy chłopiec zaś skinął lekko głową i podciągnął go ku górze, by wstał.
- Tak, to ja... Ale jestem też strażnikiem kostki, którą uwolniłeś i uratowałeś świat, Luhannie.
Wszyscy zebrani dalej spojrzeli w kierunku Jelonka i nowego chłopaka z ciekawością. Chanyeol już dawno wisiał na niższym od niego Baekhyunie, ciesząc się, jak skończony błazen, a Kai lekko machał uszami, unosząc kąciki ust.
- Chłopaki, to jest... - zaczął Luhan, ale dostał tylko odpowiedź chórem.
- Tak wiemy, strażnik naszej kostki!
Jelonek uśmiechnął się i spojrzał z fascynacją na nowego przybysza. Miał coś w sobie. Coś, co chyba lekko czarowało. Uśmiechnął się nieśmiało, a kiedy poczuł dłoń na ramieniu, uniósł brew.
- Jestem z ciebie dumny, Luhan, uratowałeś wszystkich.
- A ja dziękuję ci za to, że dodałeś mi odwagi, Sehun.
Chłopak o kolorowych włosach zaśmiał się cicho i poczochrał te śliczne, jelonkowe, jasne włosy, po czym mocno zagarnął chłopaka do siebie ramieniem, przytulając go. Jelonek zamknął oczy. Naprawdę w tamtym momencie poczuł się szczęśliwy.
*
Kris, kiedy tylko skończył zerkać kątem oka na cieszącego się Chanyeola, co maltretował samym sobą jego biednego kompana, oraz na szczęśliwego Jelonka siedzącego z maślanymi oczami w objęciach ich nowego tęczowego kolegi, odwrócił głowę w zupełnie innym kierunku. Jego wzrok spoczął na samotnie stojącym pod jednym z wyższych drzew Pandę, który miał opuszczoną głowę. Na Kaia uwagi nie zwrócił, on był zajęty zabawą z ich kolorową kostką.
Westchnął cicho i powolnym, wciąż pełnym gracji krokiem, zbliżył się do Pandy, a ten kiedy tylko go usłyszał, uniósł głowę ze strachem. Spoglądał na niego oczami tak smutnymi, i tak pełnymi żalu na samego siebie, że Kris poczuł, jak coś go ścisnęło z całej siły w tym jego wielkim, smoczym sercu. Stali dosłownie kilka centymetrów od siebie, ale Tao ponownie opuścił głowę. Nie mógł patrzeć na niego po tym, co zrobił. Tak bardzo mu brakowało Smoka, ale bał się teraz powiedzieć do niego cokolwiek. Było mu strasznie źle, że go zdradził i pluł sobie za to w twarz.
Zacisnął wargę w cienką linię i powolnym ruchem, wyciągając w stronę Smoka swoją dłoń, zamknął oczy. Już tylko czekał aż go ugryzie, albo okrzyczy. Ponownie poczuł łzy w oczach.
Jednak naprawdę nie spodziewał się tego, co nadeszło potem.
Pod jego rękę nagle znalazło się coś miękkiego. Uchylił szeroko oczy, ale nie odwrócił się. Patrzył się zaskoczony w jeden punkt, czując łzy napływające do nich łzy, ale nie umiał określić tego co czuł. Poruszył delikatnie palcami i mocniej je zacisnął, czując jakby coś mu się przez nie wylewało. Wzmocnił uścisk jeszcze bardziej, jeszcze mocniej, a z każdą chwilą bicie jego serca przyśpieszało.
Dopiero po chwili odwrócił głowę, a łzy spłynęły po jego policzkach, jak woda z mocno rozkręconego kranu.
Nie, nie wierzył.
Smok pochylał się przed jego osobą pozwalając, by Panda głaskał jego włosy. On... On mu na to pozwolił. Pozwolił się do siebie zbliżyć. Jak dziecko zaniósł się od płaczu, nie przejmując czerwonymi ze zdenerwowania policzkami, kiedy poczuł, jak został pociągnięty do przodu. Zapłakał rzewnie, czując miękkość przy twarzy i ten sam znajomy, słodki zapach, kiedy leciał w jego ramionach po raz pierwszy.
Zacisnął mocno dłonie na tyle jego koszulki, mocząc ją swoimi łzami.
Wtulił się z całej siły w ciało Smoka, kilka razy pod rząd szepcząc co i raz jedno słowo: „przepraszam”.
Kris pokręcił głową i uśmiechnął się lekko. Ujął w dłonie policzki swojej małej Pandy i nie patrząc na wszystko, po prostu złożył jedno, czułe muśnięcie, na środku jego ciepłego czoła, wtulając go ponownie w siebie, jak małe dziecko.
- Nie mów już nic, jest dobrze. Jest tak, jak powinno być...
- Czy mogę nadal być twoim przyjacielem, Kris?
Smok poczochrał go pieszczotliwie po głowie.
- Byłeś nim od zawsze Pando. Uczucie, które zawiązało swoje więzy już na początku, nigdy się nie kończy.


Epilog.

Słońce wzbijało się już coraz wyżej w niebiosach, a tęcza nie miała zamiaru zniknąć. Jaśniejące światło kostki, wciąż emanowało w dłoniach uśmiechającego się szeroko Luhana. Szczęście na nowo zawitało do każdego żyjącego stworzenia w tym wielkim świecie pełnym mnóstwa różnorodnych krain, a uśmiech jaśniał na twarzy każdego. Ptaki pojawiły się pomiędzy drzewami, nucąc wesołe melodie swoim ćwierkaniem, motyle poruszały leniwie skrzydłami, przeskakując z kwiatka na kwiatek. Wesoły szum wiatru rozbrzmiewał radośnie w każdej głowie, powodując, że szczęście nawiedzało ciało jeszcze mocniejszymi dawkami. Wszystko było teraz idealne.
Luhan był szczęśliwy, zajmując się pilnowaniem kostki, wraz z jego tęczowym, najlepszym przyjacielem, pośród wszystkich – Sehunem (no powiedzmy sobie szczerze, w końcu jakoś byli ze sobą powiązani).
Sehun zaś troszczył się o swojego kochanego Jelonka, uważając, by nie zrobił sobie krzywdy (no bo cóż, mimo wszystko troszeczkę niezdarny to on był, jednak został określony przez Sehuna mianem naprawdę uroczego) oraz nie odstępował go na krok.
Kris z Tao żyli sobie w szczęściu w krainie Smoka, bowiem, chociaż Yao chciał przyjąć chłopaka z powrotem do siebie, to stwierdził, że ma przy sobie kogoś ważniejszego, z kim na pewno będzie mu się lepiej żyło. Prawie codziennie z szerokim uśmiechem latał z nim w jego ramionach, kiedy odwiedzali inne zakamarki ich wielkiego świata.
Kai spotykał ich nie raz na swojej drodze, kiedy zdarzało mu się wychodzić na polowania i podróżował razem z nimi. Cieszył się, że ich spotkał i nie musiał się już przejmować tym, że prawie od zawsze był sam. A co do kwestii jego przyjaciela Luhana... Odwiedzali się, owszem, ale coraz częściej zostawał przez niego wywalany za drzwi, pod pretekstem, że przeszkadza. W sumie, przyzwyczaił się, ale i tak miał lepsze rzeczy do roboty.
Chanyeol odkąd przeszedł swoją wewnętrzną przemianę stał się zupełnie kimś innym. Cieszył się z prawie każdej rzeczy, śmiał na każdym kroku, a przez Baekhyuna określony został mianem, „tego, który chyba wziął zbyt wiele bukszpanu”. Całkiem często spotykał na swojej drodze Smoka z Pandą, którym towarzyszył Wilk więc razem z Baekhyunem wybierali się całą piątką na kolejne przygody. Czasem też po prostu zostawał w krainie Smoka, w której dzięki dobroci Krisa znalazł sobie miejsce.
A Baekhyun? Był szczęśliwy, że został przyjęty przez całe sześcioosobowe grono do ich małej rodziny. W sumie nadal nie pamięta, jakim cudem znalazł się w tym świecie, ale nie chciał stąd odchodzić do domu, bowiem miał go tutaj. Miał przyjaciół – osoby, dzięki którym był najszczęśliwszym człowiekiem na świecie, albo i w kosmosie.
A kostka? Leżała w swoim honorowym miejscu, czyli otwartej, tęczowej szkatułce, jaką Jelonek dostał z rąk Sehuna i wisiała swobodnie na samej górze smoczej góry, gdzie miała swoje miejsce już wcześniej.
Spokój na nowo zawitał do wszelkich krain tego magicznego świata, a cały popiół, dym i zło wyczyszczone zostało przez magiczną moc kostki i zastąpione zostało harmonią, uśmiechem i radością.
Ale moi drodzy, nie jest to koniec przygód Smoka i jego przyjaciół, to dopiero ich początek. Pokonali oni jedno zło, ale nie wiadomo, czy za rogiem nie czyha na nich kolejne. Jednak mogę wam zapewnić jedną rzecz: oni się go nie boją, ponieważ mają siebie, i razem stawią czoła wszystkim przeciwnościom losu. 



Koniec. 

10 komentarzy:

  1. dglf;j,nz;'hfkjngfzn/lbnkdlmdgn

    PIĘKNE ;____;

    OdpowiedzUsuń
  2. Wiesz, że Cię kocham? A wiesz jak kocham HTTYD? A wiesz jak bardzo mocno kocham tą ostatnią część? Nie wiesz. Nie zdajesz sobie sprawy jak w obecnym momencie jestem szczęśliwa! Cudowne, cudowne, cudowne! Brak mi słów by określić jak fantastyczne to było! Znalazłam jeszcze jeden mały błąd w epilogu, otóż powtarza się 2x ,,rodziny''.
    HunHan, Taoris i Baekyeol. U-W-I-E-L-B-I-A-M-!
    Cały ten Happy End, całe to zakończenie, rozwinięcie i wstęp.
    Rozczuliłaś mnie tym, że Kai ruszał uszkami. Ja po prostu uwielbiam jak zwierzątka majtają uszkami! TO JEST TAKIE UROCZE I DFGRTHRTHRE ♥
    Kai i Luhan pocieszający Smoka, Panda wiedząca, że popełniła okropny błąd w swoim życiu ufając Feniksowi.. rozpacz Baeka na wieść, że Feniks nie żyje, a tu nagle CUD się dzieje! Zajechało mi Harrym Potterem jak wspomniałaś, że Feniks odradza się z popiołu.. ♥
    Cieszę się, że wpadłaś na pomysł napisania takiego dzieła, bardzo bardzo bardzo mi się podobało. Cieszę się, że wytrwałam do samego końca! Jeśli babce od polaka to się nie spodoba (CO JEST NIEMOŻLIWE) to nie zna się na dobrych dziełach i jest platfusem ;w;
    Czekam na kolejne twoje dzieła; czy to one-shoty będą czy wieloczęściowe opowiadania - przeczytam W-S-Z-Y-S-T-K-O co napiszesz!
    PS. Czekam na SuLeja ♥ // Najważniejsze by twórcy podobała się praca i efekt końcowy. Wszystko co włożył w tą pracę! Wysiłek, uczucia, pragnienia i marzenia - liczy się wszystko! KOCHAM CIĘ KRISUSIE ♥

    Emocjonalna Kaleka - Twój Taosiek ♥

    OdpowiedzUsuń
  3. O-omo, normalnie nie wiem czemu, ale nie dość, że mam takie malutkie, mini mini łzy w oczach, to jeszcze uśmiecham się głupia do monitora. No... to było po prostu piękne, cudowne, wspaniałe i aww, to chyba moja ulubiona bajka. Będę ją czytać swojemu Smokowi na noc ;______;♥

    OdpowiedzUsuń
  4. Dlaczego to już koniec, co? Wredna, Ty! Mimo wszystko, jestem z Ciebie cholernie dumna! <3
    Czekam na kolejną tak dobrą serię. Co do tej niespodzianki to... kolejna seria, czy jakiś oneshot?

    Blackey

    OdpowiedzUsuń
  5. Jeju ale to była słodka historia <3 Nie dość że wciągająca, to ten rozdział emanuje takim optymizmem, że aż mi się humor diametralnie zmienił >_< Cudo, cudo, cudo! Pisz więcej fluffów, tak fajnie ci wychodzą! Ale nie powiem, smuta odnoszącego się do tego opowiadania bym bardzo chętnie przeczytała :3 Weny~! I pisz nam szybciutko coś nowego :D
    N~

    OdpowiedzUsuń
  6. yaaa cudne opowiadanie ^^

    OdpowiedzUsuń
  7. Ale słodki koniec, jak prawdziwej bajki~
    Tylko nie czaje o co kaman z tym bukszpanem XD

    Tak, tak nadrabiam, ok?! D:

    Mówiłam Ci już, że strasznie lubię to opowiadanie ;;;;

    I choć w moim sercu zawsze siedzi fantasy, to tego typu sceny nie przemawiały do mnie w 100 %.... jeśli chcesz więcej pisać takich, to ćwicz je Krisusie >'D Przepraszam, że jestem taka krytyczna ;;;

    No, ale to opowiadanie musiało być dla tej pani od polskiego!?
    Tyle tu mogłoby być cudownego yaoi ;;;;
    Ale mają być te One Shoty i mam nadzieje, że mnie nie zawiedziesz i zaspokoisz moją chęć Yaoi w httyd =u=

    ~Di

    OdpowiedzUsuń
  8. Ha!
    Przeczytałam to wielkie zakończenie po raz drugi i czuję się usatysfakcjonowana!
    Eh... Moje myśli są już ułożone, więc może napiszę składny komentarz?
    Na początek komentarz, co do tego rozdziału i epilogu:

    To było tak ułożone, dobrane idealnie.
    Przecież nasz Luhan potrafi ułożyć kostkę rubika i często to robi, a "kostka" w bajce to właśnie ta Rubikowa *.*
    Po drugie - włosy Sehuna tak idealnie w to wpadły...
    Jestem w szoku, jak to wymyśliłaś... ZDOLNA *.*
    I fakt, że Chanyeol jest Feniksem i odradza się z popiołów...
    Wow!
    Zdanie, które mnie powaliło:
    " Ja wiedziałem, jelonku, ze jesteś idiotą, ale nie sądziłem, że aż tak wielkim" ~Kai...
    Kai moim BIASEM w tym OPO xD
    Luhan się popisał, bo przecież mój aniołek nie jest bezużyteczny!
    Zdziwiłam się, gdy się okazało, że to nie Kris O.o

    A teraz kom do całej bajki.

    Sprytne.
    To było tak sprytnie wymyślone. szczególnie, gdy teraz coraz więcej czytam o EXO.
    Kris powiedział, że Tao to duża panda, Luhan umie układać kostkę rubika, Lay jest jednorożcem, bo ma moc uzdrawiania. To jest tak cholernie sprytne!
    Kocham cię za to opo i proszę, żebyś kontynuowała tę historię bo jest zajebista.
    ...
    Co mam ci więcej powiedzieć...
    ZAJEBIOZA totalna.
    Akcja toczyła się nie za szybko, nie za wolno czyli tak jak powinno być. często przecież się zdarza, że autorki naciągają opowiadania. Ty tego nie zrobiłaś.
    Tak bardzo dzięki tobie pokochałam TAORIS *.*
    Boże... Tylko żebyś w samozachwyt za bardzo nie wpadła xD
    Chociaż w sumie masz prawo z takimi pomysłami.
    Kurdę no!
    To chyba wszystko, co mam ci do powiedzenia, Jak o czyms zapomniałam, to ci napiszę potem na gg.
    J.
    PS.: Mój tata się twoją bajką zainteresował xD

    OdpowiedzUsuń
  9. Właśnie przeczytałam całe to opowiadanie i postanowiłam skomentować. Uwielbiam Twojego bloga, czytam na nim wszystko, ale głównie z telefonu na dobranoc, więc nie komentuję. Teraz jednak muszę, bo czuję że to...to było coś naprawdę niebanalnego.
    Na początku trochę podejrzliwie podeszłam do koncepcji chłopaków jako pół-ludzi, ale z biegiem czasu wydało mi się to strasznie urocze, zwłaszcza Tao z uszkami Pandy ♥.♥
    Mój boski Kris Smokiem - aww, cóż, akurat on do tego nadaje się najbardziej. Jest cholernie męski i pociągający.
    Tak samo nasz Czanek najlepiej pasuje do roli psychopaty - te jego uśmiechy nieraz wyglądają sadystycznie.
    Ogólnie, bardzo szkoda mi było Baekhyuna, kiedy Feniks tak nim pomiatał, a na końcu płakałam razem z nim.
    Fajnie, że wszystko tak uroczo rozbudowałaś, chociaż parę razy naprawdę złamało mi się serce, np. we wspomnianym wyżej momencie czy też wtedy jak Panda dostała się d jaskini, w której był uwięziony Kris - boże, mój biedny Kris, tyle się nacierpiał ;;
    Kai był strasznie pocieszny, momentami parskałam śmiechem przy jego odzywkach. No i pięknie potraktował Yao. Widać, że on jeden ostał się przy wilczej koncepcji.
    Tak myślałam że ten głos w głowie Lulu to Sehun, chociaż na początku miałam jeszcze opcję, że to dziadek Tao z zaświatów pilnuje w ten sposób swojego wnuka i misji, którą w sumie nakazał mu wykonać przed śmiercią.
    Może nie będę się już rozpisywać, ale opowiadanie jest świetne i chociaż na początku zupełnie go "nie czułam" wkręciłam się w tą bajkową krainę i w sumie trochę czułam się jakbym czytała coś Shrekopodobnego.
    Pozdrawiam <3

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu