Typ: Seria "one-shot"
Gatunek: angst
Paringi: BaekYeol + Sehun x ?
Ostrzeżenia: patrz 'gatunek'
Długość: 1917 słówNotka autorska: Dobra, macie ostatnią część. Siedzenie na wsi jest naprawdę nudne, ale widać, że świeże powietrze daje mi niezłe pokłady weny. Nie mam nic do powiedzenia ponownie. Dlaczego? Jestem zbyt roztrzęsiona po tym, co napisałam. Naprawdę. Więcej słów o tym, jak jutro wrócę do domu. Dziękuję, że byłyście ze mną przez tą notkę i całą serię. Naprawdę.
Day
seven
"(...)
I tego siódmego dnia dziecko zginęło z nożem wbitym w małą
pierś. Ale nikt po nim nie płakał. Zginęło niewinne, płaczące
i smutne. Miało tylko siedem dni, odkąd poznało psychiczne
zachowanie rodziców. Siedem dni... Siedem... Siedem..."
Baekhyun
obudził się z krzykiem, który rozniósł się niemal po całym
szpitalu. Przed oczami jeszcze widział to dziecko, które zginęło
w jego koszmarze, jaki przed chwilą przeżył. Cały niemal chodził
ze strachu i miał wrażenie, jakby przespał cały dzień. Wraz ze
swoim wrzaskiem podniósł się do pozycji siedzącej uderzając
głową o widzącą nad jego głową żelazną półkę i nie mógł
nawet ruszyć ręką. Miał mroczki przed oczami, niemal na ślepo
szukał ręką jakiejś podpory, by być jak najbardziej przekonanym,
że znajdował się w rzeczywistości, a nie w swoim śnie. Bo
przecież gdyby właśnie w nim znajdował... A może to on był tym
dzieckiem?
A może właśnie matka chciała go zabić?
Przerażony odchylił się mocno do tyłu i ponownie, a do tego jeszcze mocniej, niż wcześniej walnął biedną łepetyną o wystający u góry, metalowy pręt. Spowodowało to jedynie fakt, że chłopak upadł między stojące z tyłu kartony, czując, jakby uderzył jeszcze o coś innego, o wiele bardziej twardszego. Złapał mocno, ale ciężko (bo powiedzmy sobie szczerze, strach robił swoje) powietrze w swoje płuca i pokręciwszy głową, wyjął z kieszeni telefon, zaczynając świecić latarką dokoła pomieszczenia, by cokolwiek dojrzeć i jeszcze bardziej się nie połamać o kolejne, pojawiające się znikąd rzeczy w pokoju.
- Boże... - jęknął pod nosem, szukając wzrokiem rzeczy, którą mógłby wyważyć zamknięte drzwi, jednak nic nie wpadło mu do rąk. - Boże proszę, pomóż mi... - zaskomlał błagalnym tonem, podpierając się dłonią na kartonach, kiedy nagle poczuł pod palcami coś zimnego.
Baekhyun podskoczył przestraszony, a jego serce niemalże miało zaraz samo wyrwać z piersi chłopaka, i na oderwanych od krwiobiegu żyłkach uciekać pędem gdzie pieprz rośnie, nawet nie patrząc na zamknięte drzwi. Zacisnął mocniej palce na telefonie, rzucając światło latarki na obiekt, który przed sekundą niemal przyprawił go o zawał i w jednym momencie, ten jeden gest sprawił, że naprawdę miał ochotę zew strachu wyskoczyć z siebie i stanąć obok.
Jego krzyk mógłby już nie tylko rozwalić bębenki uszne osoby znajdującej się blisko, ale przez wysoki i głośny dźwięk głosu chłopaka w oknach pękłyby szyby. Kiedy wrzeszczał, czuł, że zdziera sobie płuca, ale była to tylko sekunda, bo potem złapał ręką za klamkę od drzwi i o dziwo okazało się, że były otwarte.
Zaskoczyło go to potwornie, ale nie miał co się dłużej zastanawiać.
Przez to, co zobaczył, chciał uciekać stąd jak najdalej.
A co zobaczył? Na poukładanych niechlujnie kartonach, rzucone niczym śmieć, czy lalka, leżało ciało Hyorin – tej, o którą Baekhyun dopytywał się cały czas Chanyeola. Leżało w bezruchu, a przez światło telefonu chłopak idealnie dojrzał zaschniętą krew na twarzy i poczochranych włosach dziewczyny, oraz to, że nie posiadała ona oczu. Usta miała przymknięte a od brody rozchodziła się jej przez całą szyję krwista, zaschnięta linia.
Im niżej schodził światłem w dół, tym bardziej wydawało mu się, że jedzenie, które zjadł dwa dni temu, przetrawione wydostałoby się z jego ust w postaci niezłego, przysłowiowego pawia. Widział krew, widział, że kobieta była naga, a kiedy zauważył na jej piersi głęboko wyrytą nożem, czerwoną ranę w postaci trójkąta oraz przekrwione nogi w rozkroku, zakręciło mu się w głowie i co sił w nogach wyniósł się z tego potwornego miejsca.
Drzwi trzasnęły z hukiem, a trup z powiewem silnego wiatru od zamknięcia opadł z łoskotem na zimną, kafelkową podłogę.
A może właśnie matka chciała go zabić?
Przerażony odchylił się mocno do tyłu i ponownie, a do tego jeszcze mocniej, niż wcześniej walnął biedną łepetyną o wystający u góry, metalowy pręt. Spowodowało to jedynie fakt, że chłopak upadł między stojące z tyłu kartony, czując, jakby uderzył jeszcze o coś innego, o wiele bardziej twardszego. Złapał mocno, ale ciężko (bo powiedzmy sobie szczerze, strach robił swoje) powietrze w swoje płuca i pokręciwszy głową, wyjął z kieszeni telefon, zaczynając świecić latarką dokoła pomieszczenia, by cokolwiek dojrzeć i jeszcze bardziej się nie połamać o kolejne, pojawiające się znikąd rzeczy w pokoju.
- Boże... - jęknął pod nosem, szukając wzrokiem rzeczy, którą mógłby wyważyć zamknięte drzwi, jednak nic nie wpadło mu do rąk. - Boże proszę, pomóż mi... - zaskomlał błagalnym tonem, podpierając się dłonią na kartonach, kiedy nagle poczuł pod palcami coś zimnego.
Baekhyun podskoczył przestraszony, a jego serce niemalże miało zaraz samo wyrwać z piersi chłopaka, i na oderwanych od krwiobiegu żyłkach uciekać pędem gdzie pieprz rośnie, nawet nie patrząc na zamknięte drzwi. Zacisnął mocniej palce na telefonie, rzucając światło latarki na obiekt, który przed sekundą niemal przyprawił go o zawał i w jednym momencie, ten jeden gest sprawił, że naprawdę miał ochotę zew strachu wyskoczyć z siebie i stanąć obok.
Jego krzyk mógłby już nie tylko rozwalić bębenki uszne osoby znajdującej się blisko, ale przez wysoki i głośny dźwięk głosu chłopaka w oknach pękłyby szyby. Kiedy wrzeszczał, czuł, że zdziera sobie płuca, ale była to tylko sekunda, bo potem złapał ręką za klamkę od drzwi i o dziwo okazało się, że były otwarte.
Zaskoczyło go to potwornie, ale nie miał co się dłużej zastanawiać.
Przez to, co zobaczył, chciał uciekać stąd jak najdalej.
A co zobaczył? Na poukładanych niechlujnie kartonach, rzucone niczym śmieć, czy lalka, leżało ciało Hyorin – tej, o którą Baekhyun dopytywał się cały czas Chanyeola. Leżało w bezruchu, a przez światło telefonu chłopak idealnie dojrzał zaschniętą krew na twarzy i poczochranych włosach dziewczyny, oraz to, że nie posiadała ona oczu. Usta miała przymknięte a od brody rozchodziła się jej przez całą szyję krwista, zaschnięta linia.
Im niżej schodził światłem w dół, tym bardziej wydawało mu się, że jedzenie, które zjadł dwa dni temu, przetrawione wydostałoby się z jego ust w postaci niezłego, przysłowiowego pawia. Widział krew, widział, że kobieta była naga, a kiedy zauważył na jej piersi głęboko wyrytą nożem, czerwoną ranę w postaci trójkąta oraz przekrwione nogi w rozkroku, zakręciło mu się w głowie i co sił w nogach wyniósł się z tego potwornego miejsca.
Drzwi trzasnęły z hukiem, a trup z powiewem silnego wiatru od zamknięcia opadł z łoskotem na zimną, kafelkową podłogę.
*
Kiedy
Baekhyun biegł co sił w nogach przez dziwnie oświetlone korytarze
szpitala (bo przecież, kiedy się tutaj pojawił cały budynek
spowiła wielka, mroczna ciemność), wzrokiem w każdej najmniejszej
dziurze szukał Chanyeola. Jednak i tak nigdzie chłopaka nie
widział, chociaż nawet światło było mu teraz pomocne. Czuł, że
przez przyśpieszony do granic możliwości oddech i bolące kończyny
zaraz się przewróci, więc bez sił osunął się po jednej ze
ścian do siadu, bacznie nasłuchując, czy na pewno nie ma nikogo w
pobliżu. Jak wiadomo, Chanyeol nie był przecież jedynym pacjentem
tego szpitala, więc...
Z
rozmyślań Baekhyuna wyrwał go nagle głośny świt wiatru, który
otworzył na oścież okno znajdujące się nieopodal na drugiej
ścianie, gdzie właśnie wraz ze świstem zerknął i on. Wszystko
byłoby naprawdę w porządku, gdyby nie okazało się, że to, co
zobaczył przed oczami, napędzi mu tak wielkiego strachu, że pot
zaleje całe jego ciało, a prócz tego wspomniany wcześniej
dwudniowy obiad wydostanie się na wolność.
-
AAAA!! Chanyeol! - chłopak zapiszczał z zalanymi przez łzy oczami
patrząc na znajdującą się przed nim ścianę.
Na
niemalże drżących nogach podsunął się bliżej ściany i aż go
odrzuciło. Na białej, tynkowanej powierzchni chłopak zauważył
czerwone, poszarpane napisy, których wielkość nawet i jego
przerażała. Pismo było okropne – nierówne, a koreańskie znaki
jakie się tam znajdowały, niemal wypalały dziurę w umyśle
chłopaka i niemalże samym swoim wyglądem wmawiały mu, żeby już
zaczął krzyczeć, bo nie zostało mu wiele szczęśliwych chwil i
potem raczej na ten krzyk nie będzie miał za wiele czasu.
Słowa
na ścianie wydawały się być napisane ludzką krwią.
Baekhyun
zasłonił sobie lewą ręką usta, z coraz większą fascynacją
patrząc się na znaki, po czym, kiedy dokładnie doczytał się, co
było tam napisane, zadusił się powietrzem i potykając o własne
nogi zaczął szukać wyjścia. Nie miał już siły krzyczeć,
niemalże przerwał już sobie struny w krtani od krzyku, że jeszcze
jeden taki wrzask i dosłownie straci głos.
Jego
kroki z hukiem odbijały się na podłodze szpitalnej, a skrzypienia
butów męczyły swoim odgłosem każdy najmniejszy nerw w jego
ciele. Sięgnął dłonią po komórkę, by zadzwonić do Sehuna, ale
jedyne co udało mu się zobaczyć, to godzina. Telefon nie naładował
się wystarczająco, by wystarczyć mu na jeden dzień, więc padł i
Baekhyun nawet nie miał jak go włączyć.
Wybijała
właśnie północ, a w tym samym momencie wszystkie światła
znajdujące się w szpitalu zgasły.
Baekhyuna
przyprawiło to tylko i kolejny zawał i gęsią skórkę na ciele,
bo naprawdę nie miał już siły więcej krzyczeć. Dobrze
przynajmniej, że jak piąte przez dziesiąte pamiętał, gdzie
dokładnie znajdowała się sala szpitalna Chanyeola. On był teraz
jego jedynym ratunkiem, bo jeżeli dalej będzie w tym wariatkowie
sam, to naprawdę umrze i to już nie przez zachowanie swojej matki
wczorajszego dnia, a przez sam kłębiący się w nim strach.
- Channie, ratuj... - wyjęczał w końcu płaczliwym głosem, bojąc się najgorszego, co mogło mu się przytrafić – śmierci.
Niemalże kulejąc ruszył w tą ciemność do pokoju Parka, trzymając cały czas ręce przy jednej ze ścian. Jednak i tak mimo wszystko wciąż w jego głowie widniał jeden obraz, który nie pozwalał mu się nawet w spokoju obrócić. A w sumie to nawet dwa – martwej i nagiej pielęgniarki leżącej na skrzynkach w pokoju, i napisów malowanych krwią na ścianie niedaleko.
Westchnął cicho.
Miał już tego wszystkiego kompletnie dość.
"Byun Baekhyun, siódmy dzień, szpital, pokój, cisza, burza, ciemność, płacz, dłoń."
- Channie, ratuj... - wyjęczał w końcu płaczliwym głosem, bojąc się najgorszego, co mogło mu się przytrafić – śmierci.
Niemalże kulejąc ruszył w tą ciemność do pokoju Parka, trzymając cały czas ręce przy jednej ze ścian. Jednak i tak mimo wszystko wciąż w jego głowie widniał jeden obraz, który nie pozwalał mu się nawet w spokoju obrócić. A w sumie to nawet dwa – martwej i nagiej pielęgniarki leżącej na skrzynkach w pokoju, i napisów malowanych krwią na ścianie niedaleko.
Westchnął cicho.
Miał już tego wszystkiego kompletnie dość.
"Byun Baekhyun, siódmy dzień, szpital, pokój, cisza, burza, ciemność, płacz, dłoń."
*
Po
omacku, ale efektywnie udało mu się doczłapać w wyznaczone
miejsce. Po drodze jeszcze ze dwa razy pomylił salę, ale na
szczęście (bądź też nie) były one zamknięte. Na drżących
nogach wsunął się do pokoju Chanyeola, kompletnie nic nie widząc
przez ciemność. Nie wiedział, czy chłopak w środku był, czy
może ponownie gdzieś wyszedł. Baekhyun nie wierzył, że przespał
niemal więcej niż dwanaście godzin, ale kto by nie padł, mając
taką dawkę wrażeń przez całe te siedem dni?
Kiedy przekraczał próg, drzwi od sali szpitalnej zaskrzypiały, a Baekhyun miał wrażenie, jakby poczuł czyjś ciepły oddech na policzkach. Mimowolnie wzdrygnął się, ale kiedy po dwudziestu sekundach znów czuł zimno wiatru niesionego przez otwarte, ale zasłonięte okno, stwierdził, że chyba coś mu się przyśniło. Ponownie przeszedł go dreszcz, ale bez najmniejszego zastanowienia zaczął stąpać cichymi i małymi krokami przed siebie, by podejść jak najbliżej okna. Zerknął tylko może kilka razy w bok, czy przypadkiem Chanyeol nie znajdował się gdzieś w pobliżu, jednak nie widział kompletnie nic w tej ciemności.
Nie chciał wychodzić stąd sam, ale gdzie był jego Channie?
Kiedy w końcu udało mu się znaleźć przy tym wielkim oknie, odsłonił zasłony, a wielki, srebrny kiężyc zaczął świecić prosto w jego błyszczące w świetle brązowe oczy. Baekhyun w pierwszej chwili poczuł ulgę, że w końcu będzie mógł się stąd wydostać, ale chyba nie tak miały potoczyć się jego losy.
Otwarte okno zaskrzypiało, a Baekhyun w tym samym momencie zamiast ulgi możliwości wyjścia, poczuł dłonie oplatające go w pasie. Serce zabiło mu w piersi, a kiedy przyciągnięty został plecami do innego ciała, miał dziwne wrażenie, że to właśnie był Chanyeol. Przymknął powieki, czując, że ciało zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa.
- Channie, wiem, że to ty... - wyszeptał słabym głosem, a przy uchu usłyszał niski, ale rozweselony śmiech.
- Chciałeś wyjść beze mnie? Oj nie ładnie, hyung, nie ładnie. Nigdzie nie pójdziesz. - odparł mu wyższy prosto do ucha, a Byun nie wiedział, czym dokładnie spowodowane były dreszcze na jego ciele. Strachem, czy... - Nie możesz nigdzie pójść. Przecież mnie kochasz.
Baekhyun poczuł, jak zrobiło mu się słabo, ale Chanyeol mówił dalej.
- Widziałeś napisy na ścianie? Zrobiłem je dla ciebie. Krwią. - jego głos był spokojny, ale powodował, że Baekhyun bał się jeszcze bardziej. - Krwią tej suki Hoyrin, która chciała mi cię odebrać. Bo widzisz... Odkąd przyszedłeś, pokochałem cię. Myślisz, że nie umiem? Otóż wiesz... Hoyrin też kochałem, ale znałem ją tylko przez siedem dni. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ta suka drugiego dnia nie zostawiła mnie dla innych pacjentów. Czekałem na nią! Czekałem! Ale siódmego dnia znajomości z nią, zabiłem tą szmatę. Nie chciałem, by przeszkodziła mi w pokochaniu ciebie... Ona nie rozumiała moich uczuć! Ona...
Baekhyun słuchał tego z mocno bijącym sercem. Nie wierzył. Czuł, jak Chanyeol zaczął wsuwać mu zimne palce pod koszulkę. Drgnął. Trząsł się. I płonął w środku.
- A... A... Yura?
Chanyeol zaśmiał się i odwrócił chłopaka do siebie przodem, patrząc mu z obłędem prosto w oczy.
- To była moja siostra, ale nie rodzona, bo z innej matki. Ją też kochałem, jednak szmata zostawiła mnie czwartego dnia... Mam nadzieję, że rozumiesz... Ty...
Przez chwilę to wszystko do Baekhyuna nie docierało. Patrzył w oczy Chanyeola płonąc rumieńcami z gorąca, a wargi ze zdenerwowania drgały mu ze zdwojoną szybkością. Oparł drżącą dłoń na biodrze wyższego chłopaka, czując jak jego palce zaczęły błądzić po jego ciele jeszcze wyżej, aż zatrzymał ich ruch, tuż na jego lewej piersi. Wtulił się z impetem w jego klatkę piersiową próbując powstrzymać łzy.
- Ale ja cię kocham, Channie... - jęknął błagalnie, ściskając mocno palce na biodrze rudzielca.
- Wiem, Baekhyun, ja ciebie też, ale to wszystko twoja wina.
Wiatr zawył błagalnym świstem między drzewami, a młode ciało z uśmiechem na ustach opadło w ramiona swojego kochanka, nie potrafiąc unieść idealnie klatki piersiowej. Nie wydało z siebie krzyku.
Kochało go. On go kochał. On. Baekhyun.
Bezruch. Cisza. Psychiczne pożądanie. To była długa, upojna, niedzielna noc.
- Piąty dzień Baekhyunnie, on zadecydował o wszystkim.
- Baekhyun już nie wróci, Sehun-ah. Musisz żyć dalej. On cię widzi. Tam. Z góry."
Kiedy przekraczał próg, drzwi od sali szpitalnej zaskrzypiały, a Baekhyun miał wrażenie, jakby poczuł czyjś ciepły oddech na policzkach. Mimowolnie wzdrygnął się, ale kiedy po dwudziestu sekundach znów czuł zimno wiatru niesionego przez otwarte, ale zasłonięte okno, stwierdził, że chyba coś mu się przyśniło. Ponownie przeszedł go dreszcz, ale bez najmniejszego zastanowienia zaczął stąpać cichymi i małymi krokami przed siebie, by podejść jak najbliżej okna. Zerknął tylko może kilka razy w bok, czy przypadkiem Chanyeol nie znajdował się gdzieś w pobliżu, jednak nie widział kompletnie nic w tej ciemności.
Nie chciał wychodzić stąd sam, ale gdzie był jego Channie?
Kiedy w końcu udało mu się znaleźć przy tym wielkim oknie, odsłonił zasłony, a wielki, srebrny kiężyc zaczął świecić prosto w jego błyszczące w świetle brązowe oczy. Baekhyun w pierwszej chwili poczuł ulgę, że w końcu będzie mógł się stąd wydostać, ale chyba nie tak miały potoczyć się jego losy.
Otwarte okno zaskrzypiało, a Baekhyun w tym samym momencie zamiast ulgi możliwości wyjścia, poczuł dłonie oplatające go w pasie. Serce zabiło mu w piersi, a kiedy przyciągnięty został plecami do innego ciała, miał dziwne wrażenie, że to właśnie był Chanyeol. Przymknął powieki, czując, że ciało zaczynało odmawiać mu posłuszeństwa.
- Channie, wiem, że to ty... - wyszeptał słabym głosem, a przy uchu usłyszał niski, ale rozweselony śmiech.
- Chciałeś wyjść beze mnie? Oj nie ładnie, hyung, nie ładnie. Nigdzie nie pójdziesz. - odparł mu wyższy prosto do ucha, a Byun nie wiedział, czym dokładnie spowodowane były dreszcze na jego ciele. Strachem, czy... - Nie możesz nigdzie pójść. Przecież mnie kochasz.
Baekhyun poczuł, jak zrobiło mu się słabo, ale Chanyeol mówił dalej.
- Widziałeś napisy na ścianie? Zrobiłem je dla ciebie. Krwią. - jego głos był spokojny, ale powodował, że Baekhyun bał się jeszcze bardziej. - Krwią tej suki Hoyrin, która chciała mi cię odebrać. Bo widzisz... Odkąd przyszedłeś, pokochałem cię. Myślisz, że nie umiem? Otóż wiesz... Hoyrin też kochałem, ale znałem ją tylko przez siedem dni. Wszystko byłoby w porządku, gdyby ta suka drugiego dnia nie zostawiła mnie dla innych pacjentów. Czekałem na nią! Czekałem! Ale siódmego dnia znajomości z nią, zabiłem tą szmatę. Nie chciałem, by przeszkodziła mi w pokochaniu ciebie... Ona nie rozumiała moich uczuć! Ona...
Baekhyun słuchał tego z mocno bijącym sercem. Nie wierzył. Czuł, jak Chanyeol zaczął wsuwać mu zimne palce pod koszulkę. Drgnął. Trząsł się. I płonął w środku.
- A... A... Yura?
Chanyeol zaśmiał się i odwrócił chłopaka do siebie przodem, patrząc mu z obłędem prosto w oczy.
- To była moja siostra, ale nie rodzona, bo z innej matki. Ją też kochałem, jednak szmata zostawiła mnie czwartego dnia... Mam nadzieję, że rozumiesz... Ty...
Przez chwilę to wszystko do Baekhyuna nie docierało. Patrzył w oczy Chanyeola płonąc rumieńcami z gorąca, a wargi ze zdenerwowania drgały mu ze zdwojoną szybkością. Oparł drżącą dłoń na biodrze wyższego chłopaka, czując jak jego palce zaczęły błądzić po jego ciele jeszcze wyżej, aż zatrzymał ich ruch, tuż na jego lewej piersi. Wtulił się z impetem w jego klatkę piersiową próbując powstrzymać łzy.
- Ale ja cię kocham, Channie... - jęknął błagalnie, ściskając mocno palce na biodrze rudzielca.
- Wiem, Baekhyun, ja ciebie też, ale to wszystko twoja wina.
Wiatr zawył błagalnym świstem między drzewami, a młode ciało z uśmiechem na ustach opadło w ramiona swojego kochanka, nie potrafiąc unieść idealnie klatki piersiowej. Nie wydało z siebie krzyku.
Kochało go. On go kochał. On. Baekhyun.
Bezruch. Cisza. Psychiczne pożądanie. To była długa, upojna, niedzielna noc.
- Piąty dzień Baekhyunnie, on zadecydował o wszystkim.
*
"Szum
wiatru roznosił się w jego uszach niczym najpiękniejsza melodia z
możliwych, a jemu do tego towarzyszyły delikatne, pełne smutku łzy
płynące po policzkach młodego chłopaka. Biała kurtka, jaką na
siebie zarzucił smętnie powiewała w śpiewie wiatru, ocierając
się o brudny zaniedbany marmur, kiedy pochylał się do kamiennej
płyty. Oparł dłonie na przedmiocie kuląc w postać małej,
bezbronnej kulki i tak płakał – dobrą godzinę, póki nie
poczuł, jak czyjeś nieco większe dłonie o ciemniejszej barwie
ciała, objęły go w ramionach i wtuliły w siebie. Płakał, jak
dziecko pochylony nad grobem, póki nie usłyszał jego cichego,
delikatnego szeptu i nie zadrżał z bólu.- Baekhyun już nie wróci, Sehun-ah. Musisz żyć dalej. On cię widzi. Tam. Z góry."
Po trudach i zmaganiach z uczuciami (sama byłaś tego świadkiem) piszę Ci komentarz.
OdpowiedzUsuńChanyeol-wariatkowo-Bacon-nienormalna matka - Sehun
Mój Sehun ;___;
Tak bardzo bym go teraz chciała przytulić :3
To musiało się tak skończyć i w sumie, czy to nie lepiej dla Bacona?
Broń Boże, nie życzyłam mu śmierci, ale psychiczna matka i najlepszy przyjaciel zakochany w nim do szaleństwa. Nie miał dokąd wrócić i teraz rozumiem jego logikę i nie dziwię się, że wrócił do Chanyeola. Też bym to zrobiła. Przecież go kochał.
Jego serce było jak na dłoni. Szkoda, że Park był nienormalny do tego stopnia, że go zabił. Piąty dzień.
Bacon nie przyszedł do niego. Czy Chanyeol zrozumiał to jako zdradę? czy ta pielęgniarka kochała go tak mocno, jak Bacon? Na to pytanie odpowiedzi nie ma i ... dobrze. Bałabym się, że mogłabym zalać swoimi emocjami całe mieszkanie.
Bije mi serce.
Na tyle szybko, że aż sama się sobie dziwię.
Wiesz, co jest najlepsze, w tym co piszesz?
Że mimo tego, że nie wnikasz w szczegóły, tekst jest tak zachwycający, ze aż łapie za serce.
Chcę chcę chcę więcej tego!
Podobają mi się twoje lekko szurnięte opowiadania, bo horrorów, to ty chyba obejrzałaś już trochę, co?
Ehh...
Przemyślałam, napisałam.
J.
Popłakałam się. :c
OdpowiedzUsuńNie wiem czy mogę cię zabić czy co, ale serio czytałam to zawzięcie. Cholerę, ze zaraz spóźnię się na autobus. Muszę napisać co myślę bo zwariuję. Cały makijaż poszedł w cholerę bo się pod koniec rozbeczałam jak głupia. Ale kij z nim. To było na serio nieco straszne jak mi wcześniej pisałaś, ale no no... umiesz coś takiego pisać i jesteś moim przodowym psychopatą. ♥ Chcę aż przeczytać tamto co wczoraj mi mówiłaś. No nie wierzę, że to jest koniec... no nie wierzę... *papla bezsensu*
OdpowiedzUsuńRyczę.Ryczę.Ryczę! T.T Nic innego nie wykrztuszę....TT.TT
OdpowiedzUsuńmatko, a tak bardzo nie chciałam, żeby to się tak skończyło :CCC
OdpowiedzUsuńZrobiłaś z mojego mózgu sieczkę, chociaż po przeczytaniu tego zastanawiam się czy ja jeszcze mózg posiadam. Nie spodziewałam się takiego zakończenia, wiedziałam, że będzie mroczne, ale żeby aż tak?! Całe twoje opowiadanie czytałam z zapartym tchem. Ja w życiu nie odważyłabym się napisać czegoś takiego...
OdpowiedzUsuńPodziwiam Cię i twoją twórczość i nie mów mi, że wcale nie jesteś taka dobra, bo jesteś, przynajmniej w moim odczuciu.
To opowiadanie wywołało we mnie wiele emocji, zaczynając od strachu na smutku kończąc. Jeśli mam ocenić całość, to jest to dobrze wykonana robota i bardzo mi się podobało, ale następne proszę troszeczkę mniej mroczne.
Weny życzę ;)
O matko. Tak jak ci mówiłam, musiałam chwilę odczekać po przeczytaniu tego, bo nie potrafiłam się wysłowić. Nie dość, że Chanyeol jako wariat, to jeszcze nekrofil. KOBIETO, CO TY ROBISZ Z MOIM MÓZGIEM? ;_; Ale za to cię kocham i ty to wiesz. Myślałam, że skończysz to jakoś inaczej, ale tak jak mi powiedziałaś, była niespodzianka. I chyba powinnam się z tego cieszyć, ale nadal nie mogę z Channiego. Kocham cię za to, wiedz o tym. ;www;
OdpowiedzUsuńWydawało mi się, że wyjechałam tylko na parę dni, a tym czasem cała seria zdążyła się zakończyć. Żałuję, że nie mogłam śledzić jej na bieżąco, ale myślę, że dlatego, iż czytałam wszystko na raz to bardziej podziałało na moje emocje. Od początku miałam przeczucie, że to wszystko nie skończy się dobrze dla Baekhyun'a. :( Pomyśleć, że gdyby został u boku kochającego go Sehun'a to prawdopodobnie wszystko zakończyło by się dobrze, ale nie Byun musiał wybrać złego i okrutnego Chanyeol'a. :((
OdpowiedzUsuńPodczas czytania tak bardzo się denerwowałam myśląc o tym, co za chwilę może się stać, że serce waliło mi tak mocno jakby zaraz miało wyskoczyć z piersi.
W sumie największe wrażenie zrobił na mnie wątek z matką - chyba dlatego, że mama zawsze kojarzy się z ciepłą i kochającą kobietą, a w tym wypadku stała się wielkim zagrożeniem i zupełnym przeciwieństwem stereotypu.
Podsumowując: Czasem dobrze przeczytać dla odmiany coś bez happy endu. Gratulują wspaniałej pracy i pozdrawiam. ♥
Wow... Pewnie Ci już to mówiłam, ale powtórzę jeszcze raz: Jesteś naprawdę genialna. To też wspominałam, ale... Siedem Dni, to według mnie Twoje najlepsze opowiadanie. Naprawdę, zakochałam się, ale mimo wszystko żałuję, że tak szybko się to skończyło.
OdpowiedzUsuńZ drugiej strony strasznie się cieszę, że się skończyło tak, a nie inaczej. Jak dla mnie idealne zakończenie. Te zwłoki, jak opadły po trzasku drzwiami na podłogę - cudowne. Koreańskie znaki napisane krwią na ścianie - boskie. Ja wiem, że jestem pewnie inna, ale zamiast się krzywić i inne takie, to się uśmiechałam podczas całej serii. Dawno nie czytałam czegoś tak dobrego i innego. Ostatnio w internecie można znaleźć tylko opowiadania z szcześliwym zakończeniem, a tu proszę, naprawdę miła niespodzianka. Jeszcze ta rozmowa pod koniec rozdziału. Chanyeol był moim idolem. Ciekawie Ci wyszedł. Od samego początku zwrócił moją uwagę i wiedziałam, że będzie miał na punkcie Byun'a bzika. Cóż, w końcu to psychiatryk, nie? xD
Boshe, jest tyle rzeczy, które chciałabym Ci jeszcze powiedzieć, ale za nic w świecie nie potrafię tego ogarnąć. Mogłabym Cię teraz tak chwalić i chwalić, ale sądzę, że nie miałoby to większego sensu, dlatego też pozwolę sobie to określić tak: jesteś zajebista... Mamo : )
Czekam na więcej tak genialnych prac. Weny, czasu i przede wszystkich chęci do pisania.
Pozdrawiam,
Blackey.
Dziękuję serdecznie za komentarze u mnie! :) Korzystając z wolnej chwili wpadłam w końcu pozostawić swoją opinię u Ciebie.
OdpowiedzUsuń"Siedem dni" to pierwsze (w tym jedyne) opowiadanie o tematyce horroru, które naprawdę mnie wciągnęło. Masz tak doskonałe opisy, że wszystko ukazuje mi się przed oczami. Tak, jakbym oglądała film w kinie, czy też sama znajdowała się obok Baekhyuna. Nie mam bladego pojęcia, co zrobiłabym na jego miejscu... Widok Hyorin był tak przerażający, że serce zaczęło walić mi jak młotem. Widziałam ją bez oczu, z wyrytym trójkątem na nagiej piersi... Widziałam krew, to jaka była pokiereszowana... Zupełnie tak, jakbym tam była. Coś niesamowite. Nawet nie musiałam się specjalnie skupiać. Obrazy same pojawiały się w mojej głowie. Coś cudownego.
Chanyeol... Nie wierzę, że to on za tym wszystkim stał! Baekhyun wrócił po niego, by go zabrać i uciec od tego piekła w psychiatryku. Tymczasem Chanyeol zatrzymał go tuż przy oknie, gdzie miał okazję do ucieczki... Tak niewiele brakowało... Tymczasem okazuje się, że to Chanyeol zabił pielęgniarkę. Zamordował również przyrodnią siostrę, a ostatecznie pozbawił życia Baekhyuna. To się nazywa "miłość"?! Przecież to chore! Znajomość Baekhyuna i Chanyeola była chora! Nie wierzę, że to wszystko potoczyło się w taki sposób... Jestem w całkowitym szoku.
Opowiadanie jest fenomenalne! Jeszcze nigdy nie przeżywałam tak żadnego horroru, którego miałam okazję czytać. Coś niesamowitego. Możesz być pewna, że zyskałaś stałą czytelniczkę i wyczekuję jeszcze innych historii z nutką grozy :). Oczywiście dodaje do obserwowanych i do linków.
Jeśli masz ochotę zapraszam na drugą część "I need you" na http://rain-sound.blogspot.com/
Hwaiting! <3
Mimo, że nie ogarniam postaci (co staram się zrobić, potrzebna mi będzie Twoja pomoc) to zrozumiałam końcówkę, ale to omówimy na następnym spotkaniu bądź przez GG. Napiszę coś dziwnego i będzie wstyd. :o
OdpowiedzUsuńJestem jak najbardziej za tym byś napisała sequel~
Piszę chujostwo drugi raz, bo tak strasznie mi zależy żeby napisać Ci ten koment...
OdpowiedzUsuńWciaż nie wierzę, że to sie tak skończyło...Jestem dobre pół godziny po przeczytaniu, a jak choć przez chwile pomyślę o powodzie jaki to miało, wyobrażę sobie śmierć Baeka, a potem płaczącego Sehuna, to mi samej chce się płakać. I coś tak cholernie uciska w klatce piersiowej... Chyba pierwszy raz przeżywam tak opowadanie.
Jestem pełna podziwu. Znam Cie już troszkę i doskonale wiem jak Cieżko Ci było napisać to.
Powiem Ci, że dziś czytając od czwartego dnia w tych milusich klimatach, które sama sobie zafundowałm naprawdę sie bałam. Bardzo. Przy każdej skończonej notce miałam coraz mniejsze nadzieję na happy end dla tego opowiadania, ale było w mojej głowie takie 'ej, ale to Krisus, ona nie zrobiłaby czegoś takiego...' ta jasne. Zaskoczyłaś mnie.
Nie wiem czy pozytywnie, choć jak najbardziej, zakończone w ten spsób opowiadanie jest epickie, jednak to nadal boli.
Nie no, mogłabym jeszcze troche napisac, ale ktoś czeka na moją odpowiedz, a boję sie, że sie usunie jak poprzedni. Na tym więc skończę i przepraszam za błędy, ale jest piąta nad ranem.
~Baek
Oszołomienie, normalnie mam szok. Zaczynając myślałam że będzie to takie typowe - Chan w swoim świecie, ale otwiera się przed Baek, potem nagle otwiera się portal a z tęczy wyskakuje jednorożec Lay, zabiera ich na grzbiet i razem uciekają w krainę szczęścia i dobrobytu (taa......TYPOWE, WHATEVER XD) a tutaj taka groza, niepewność, złość awwwwww.... Już sobie wyobrażam wyraz twarzy wyższego gdy mówi do Baek i go przytula..
OdpowiedzUsuńCHOCIAŻ
Mógł go oszczędzić - on przeprosił że go nie było, a tamte dwie sucz nieeeee \>d
~ w
Nie myślałam, że to się tak skończy. Ten fan fick od początku był nabuzowany tylko smutkiem i cierpieniem, smutkiem i cierpieniem...tutaj każdy cierpiał. Matka Baekhyuna była zbyt chora, żeby zdawać sobie sprawę z tego, co robi, Chanyeol, bo jak widać oszalał przez to że wszyscy go w kółko zostawiali, Sehun, bo stracił przyjaciele i swoją wielką miłość. A najbardziej ze wszystkich cierpiał Baekhyun, bo niesamowite pokłady bólu posypały się na jego biedne serce. Momentami było mi go tak bardzo szkoda, że aż mi się serce ściskało.
OdpowiedzUsuńOpowiadanie jest świetne, koncepcja mroczna i lekko przerażająca. Tutaj nie ma ani jednej szczęśliwej chwili i to napawa naprawdę olbrzymim smutkiem. Ale czasami dobrze przeczytać coś takiego przytłaczającego, oderwać się od oneshotowych komedii, których w sieci pełno.
W ogóle, czy nad grobem Bacona Sehuna przytulał Kai?