Tytuł: How to train your Dragon II - Dziewiąty.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: TaoRis, KrisHo, KrisChen (+ jakieś inne mini paringi, jakby się dopatrzeć)
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4083 słowaNotka autorska: Witam moje małe Myszy <3 Tęskniliście za tym opowiadaniem? Sądzę, że tak widząc spam na blogu na temat tego, kiedy napiszę kolejną część. :D
Wybaczcie mi, ale matury zrobiły i wciąż robią swoje z moim pisaniem ficzków, ale muszę się Wam pochwalić.
Wczoraj miałam ustny z angielskiego. Tak mnie zjadł stres, ale 29/30 punktów mam *le very-mocno-happy-chennie) :D
Prawdopodobnie będę myślała nad zmianą nicku ba bardziej oryginalny, że tak powiem, ale o tym może kiedy indziej~
Mam w zapasie 10 rozdział HTTYD2, więc jak mi ładnie pokomentujecie za jakiś tydzień dodam nową część. Czekają nas ogólnie jeszcze dwa party tego opowiadania i epilog, więc wielkimi krokami nadchodzi koniec. ;3;
Powiedzcie mi proszę, z jakim zespołem chcielibyście przeczytać teraz opowiadanie? Do wyboru:
- U-KISS
- BLOCK B
- B1A4
+ być może jeszcze jakieś jedno opowiadanie o EXO, nad którym jak na razie myślę, jednak ono zostanie zrealizowane, gdy trochę odpocznę od ficków z EXO i zajmę się moimi innymi, ulubionymi zespołami. :D
Jednak nie przedłużając dłużej, zapraszam na rozdział~
Kocham Was <3
Rozdział 9
Tao, mimo że miał niezłe zawroty głowy, gdy wszedł w to tęczowe przejście między wymiarami, to zacisnął dzielnie wargę, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Przez ciekawość nie chciał zamknąć oczu, więc kręcący mu się jak bączek obraz, powodował jedynie, że zbierało mu się na konwulsje. By temu zapobiec, schylił się, ze spojrzeniem mocno wbitym w przestrzeń na kolorowe paski. Miał wrażenie, jakby dokoła słyszał jakieś dziwne szumy, dudniące mu w głowie z podwójną siłą.
W pewnym momencie, gdy nie wytrzymał tych zawirowań, szumów i reakcji własnego ciała, przed oczami zrobiło mu się ciemno, a wcześniej usłyszał nie dość, że szum, to i głośny huk. Pulsujący ból rozniósł się w jego głowie, a tęczowe przejście nagle zniknęło, wyrzucając Tao ze środka prosto na zieloną trawę. Chłopak odbił się od niej bez żadnego dźwięku, bo dopiero za jakieś dwie minuty otworzył oczy, łapiąc się dłonią za tył głowy.
- Boże, czułem się, jakbym siedział w mikserze... - jęknął i podpierając się na łokciu wolnej ręki, zaczął się podnosić (a raczej mozolnie utrzymać drżące i bolące ciało, przynajmniej na kolanach). - Gdzie ja w ogóle jestem...?
Wciąż trzymając się za głowę, rozglądał się uważnie dokoła, a jedyne, co miał przed oczami, to zieleń i krzaki mieszające się powoli z różowym kolorem zachodzącego słońca. Dopiero, gdy zdał sobie sprawę, że znajdował się tuż koło syreniego jeziora, cały ból w ciele nagle zniknął, a dziwna energia i determinacja pojawiła się w ciele młodej Pandy. Podniósł się na równe nogi, mimo wszystko krzywiąc z ciągłego bólu od upadku i niemal po omacku podbiegł do brzegu jeziora.
Mimo że jego nogi wciąż drżały i odmawiały posłuszeństwa, Tao wiedział, że miał ważne zadanie do wykonania, i starał się cały ból przekręcić na ostatnią kartkę swojej historii zapisanej w notatniku, jakim była pomoc uwięzionym przyjaciołom. Uniósł swoje ciemne oczy ku górze, zerkając na zachodzące słońce jakby z ukrytą prośbą, po czym złapał głęboki wdech i wskoczył do jeziora. Zimno od razu targnęło jego ciałem, że aż zmarszczył czoło, i na chwilę stracił w nim władanie, ale dosłownie sekundę później, mimo bólu, zaczął płynąć w dół. Miał ważne zadanie do wykonania, nie mógł zawieść swoich przyjaciół, którzy byli dla niego najważniejszą rzeczą w życiu. Oni czekali na pomoc, a jedynie Tao był teraz osobą skorą im jej udzielić.
*
Chen siedział z szerokim uśmiechem na kamiennym tronie w swojej ludzkiej
postaci z jedną nogą zarzuconą na drugą. Jego szare, idealnie przylegające spodnie
marszczyły się, nieco uciskając chłopaka pod kolanami, ale nie przejmował się
tym nieprzyjemnym bólem. Skrzyżował dłonie na torsie, a turkusowa koszula
również nieco się przygniotła. Wygiął także usta w przebiegłym uśmieszku wpierw
zerkając kątem oka na Luhana i leżącego mu wciąż na kolanach Sehuna. - Zastanawiam się… - zaczął, mrużąc lekko oczy – Zabić was, czy nie? To tęczowe pole od twojej kostki mnie denerwuje, a jeżeli uda mi się je jakoś dezaktywować, będę mógł się was pozbyć, i nie będziecie mi przeszkadzać, ale – pstryknął – Co ja mam z wami zrobić? Tak bardzo mi się nudzi!
Jelonek zmarszczył brwi, nie mogąc już dłużej słuchać tego dennego bełkotu czarnowłosego Syrena. Był tak okropny i tak bardzo przesiąknięty debilizmem, że uszy mogły zwiędnąć. Nie odezwał się jednak, cały czas trzymając w swoich ramionach Sehuna. Gdy chłopak zniknął w tęczowym polu, najciekawszym zjawiskiem, jakie się pojawiło, był fakt, że cały zaczął świecić się wszystkimi kolorami, jednak to było tylko kilka sekund. Mieniące się ciało chłopaka powróciło do normalności, a on zemdlony leżał na kolanach Luhana, który troskliwie głaskał go po głowie.
- Sehunnie, nie mdlej znowu na tak długo, proszę… - powiedział cicho łamiącym się głosem i schylił się na tyle, by móc objąć mocniej Tęczowego – Proszę…
Chen patrzył się na ten obrazek z naprawdę obojętnym wyrazem twarzy. Widać było po nim, że nie posiadał najmniejszej ilości uczuć w swojej duszy, a jednym, co go w tamtym momencie interesowało, to jego paznokcie. Wpatrywał się w nie z zainteresowaniem, pokazując tym samym, że nie przejmuje się nawet umierającym w klatce Kyungsoo.
A co do samego niego, to chłopak wciąż bez ruchu leżał na ziemi w klatce, a jego oczy zdawały się być delikatnie przymknięte. Jednak nie to stanowiło teraz największy problem. Od zawsze wiadomo było, że Syreny, jak i Syrenowie nie mogły żyć bez wody. To ona regenerowała ich siły. Kyungsoo, jak i Chen często przetrzymywali w swoich organizmach małe zapasy mokrego płynu na wszelki wypadek, gdyby stało się im coś złego. Jednak w tym przypadku nie było mowy o żadnej wodzie, i żadnej możliwości przeżycia. Chen był tak sprytny, że chcąc się pozbyć swojego jedynego przyjaciela, wrzucił go do klatki, która całą tą wodę z niego wysysała, powodując, że jego ciało marszczyło się niczym ususzony płatek kwiatu. Kyungsoo w jednej chwili z przystojnego mężczyzny zmieniał się (zdaniem Chena oczywiście) w przebrzydłego potwora z oszpeconą twarzą. Zmarszczki, jakie na niej wystąpiły, przyprawiały człowieka o odruch wymiotny, ale kto by tam się przejmował? Każdy, oczywiście prócz Chena.
No, bo przecież on nigdy nie przejmował się niczym, był tym najgorszym złem z możliwych, prawda? A może wręcz przeciwnie, był to mały, zagubiony w świecie chłopiec, któremu nikt nie okazał wsparcia?
Może. Tego trzeba było się jedynie domyślać.
W pewnym momencie wstał, obciął wzrokiem Luhana i prychając powoli ruszył w stronę klatki Kyungsoo. Widać było, że nawet nie przejmował się tym, że Baekhyun i Chanyeol cali zmęczeni wcześniejszym sprzątaniem, nie mieli siły, by cokolwiek robić, a Kris, który wcześniej błaznował, teraz również robił z siebie głupka leżąc plecami na jakimś kamieniu, niczym ostatni flak.
Nie mówiąc nic, po prostu patrzył się na chłopaka z przymrużonymi oczami, i przy tym lekko cmokał ustami, tylko nikt nie wiedział dlaczego. Dłuższą chwilę stał tak w milczeniu i przypatrywał się Kyungsoo, póki jego czujności nie zepsuł, wydobywający się niedaleko huk.
- Co do… - mruknął, odwracając się – Jeleniu, nie szalej, bo cię zaraz stamtąd wyjmę.
- Ale to nie byłem ja! – Luhan wybronił się, fukając rozzłoszczony w stronę Chena – Weź idź się utop w jeziorze, zrobisz więcej pożytku, zdychając. Przynajmniej nie będę musiał oglądać twojej zapyziałej, rybiej gęby! – warknął, podnosząc się i zmrużył oczy, nie przestając patrzeć na czarnowłosego.
- Ty mały…! – skoczył w prawo, tuż do klatki Jelonka, ale chyba znów zapomniał, że nie mógł się do niej zbliżać – Szkod…
Z głośnym krzykiem uciekającym z płuc, Chen poleciał odepchnięty na głazy tuż za ścianę, polerowaną wcześniej przez Baekhyuna z Chanyeolem. Co dziwne, uderzenie wiązki światła z tęczowego pola było teraz znacznie silniejsze niż wcześniej. Nikt nie powiedziałby, że zwykła skumulowana energia byłaby w stanie uderzeniem ciała, skruszyć głazy na pół i zrobić w ścianie dziurę, a do tego jeszcze pchnąć chłopaka parę metrów dalej. A jednak.
Chen opadł z jękiem na ziemię, a kilka głazów przykryło go. Luhan natomiast wciąż nie rozumiejąc tej ogromnej siły swojej kostki, rozdziawił szeroko usta i zamrugał kilka razy oczami.
Wtem właśnie przed oczami mignął mu cień. Może mały, może duży, ale mignął cień. Luhan miał wrażenie, że wiedział kto to, i nie mylił się. Tak, jak zapewniał jakiś czas temu, że Tao będzie w stanie ich uratować, tak dotrzymał swojej obietnicy. Uśmiechnął się szeroko, podskakując radośnie w miejscu i zaczął klaskać, wykrzykując imię Tao, który właśnie ile sił w nogach biegł przed siebie. Nie rozglądał się nawet, gdzie znajdował się Kyungsoo, nie miał czasu złapać porządnego oddechu po przepłynięciu kilkunastu metrów pod zimną wodą, tylko biegł do swojego Smoka, siedzącego bez najmniejszego ruchu i opartego plecami o kamień. W poskokach znalazł się przy nim i już chciał ująć jego dłoń, by wsunąć mu na palec pierścień, gdy ciche nucenie odbiło mu się w uszach i poczuł przeszywający ból w okolicy brzucha. Splunął krwią, a pojawiające się mroczki przed oczami, na kilka sekund zabrały mu zdolność samodzielnego myślenia.
- S-smoku… - jęknął, czując, jak chłopak podnosi go do góry za materiał bluzy.
- Uduszę cię – dziwne, bo jakby to podwójny głos wypowiadał te słowa, a nie wydostawały się one z gardła Krisa.
Znów, jak poprzednio, jasnowłosy cisnął nim o ścianę, ale uścisk na szyi był znacznie silniejszy. Tao krztusił się, czując jak traci możliwość poruszania dłońmi, a ciche nucenie, jakie usłyszał wcześniej, nie ustawało. Jedyne, co mógł zrobić, to machać nogami, by nie stracić przytomności, ale i przez brak możliwości na oddech, nawet tego nie potrafił.
Przymknął oczy i wiedząc, że jeżeli teraz czegoś nie zrobi, mimo woli poruszył ręką, wtykając zdjęty ze swojego palca pierścień na ten Krisa. To on, Kris był dla niego najważniejszy, a skoro jego dziadek powiedział, że to miało mu pomóc, to wierzył mu. Czekał.
- Smoku, wróć do mnie… - wyszeptał przytłumionym głosem, łypiąc ustami przez brak dostępu do powietrza.
Nagle uścisk na jego szyi zelżał, a zamiast nieprzyjemnego uczucia w płucach, Tao czuł jedynie silne ramiona Smoka, które trzymały go w mocnym uścisku. Zamrugał zaskoczony oczami i kaszlnął kilka razy, bo ostatecznie wypluć krew, jaka zalegała w jego płucach po uderzeniu przez Smoka. Podniósł powoli rękę, dotykając nią policzka Krisa, a ten uniósł brew, nie bardzo wiedząc, co się dzieje. Najważniejsze, że jego wzrok nie był już taki pusty jak wcześniej.
- Tao? – spytał głupio i spojrzał w oczy Pandy – O co chodzi? – urwał na sekundę, krzywiąc się przez okropny ból głowy – Pamiętam tylko jakiegoś gościa, który wyglądał jak przygłup, a do tego syren, a dalej film mi się urwał… Co się stało?
- Długa historia – mruknął w odpowiedzi i odetchnął z ulgą – Musimy uciekać, bo Chen może się zaraz wkurzyć.
- Chen?
Huknęło. O tym właśnie mówił Tao. Syren nie był długo uwięziony między głazami, bo zaraz dzięki panowaniu nad wiatrem, zarzucił ręką niczym wachlarzem, i odłamki skalne utworzyły mu drogę dojścia do Smoka. Gdy jego wściekły wzrok i równocześnie psychiczny uśmiech spotkał się z równie złym nastawieniem Krisa, zaczął się dłuższą chwilę śmiać, wprawiając dwójkę przyjaciół i uwięzioną resztę w osłupienie.
- A, to ten popapraniec – mruknął w końcu jasnowłosy patrząc na niego nieprzychylnie – Żałuję, że wcześniej nie uwierzyłem Chanyeolowi na słowo, tak twój popiół latałby sobie w niebie…
Czarnowłosy uniósł brew, przeszywając Smoka wzrokiem na wskroś, jednak nie zrobiło to na nim wrażenia.
- Jakim prawem ty nie jesteś już pod moim władaniem?! – warknął i tupnął nogą. Kris wywrócił oczami, stawiając Tao na ziemi, a ten schował się za nim – Nie rozumiem tego!
Do Chena nie docierało, czemu Smok nie reagował już na żadne jego polecenia i nie zachowywał się jak lalka, ale jednocześnie go to irytowało. Nerwowo bawił się palcami, jego brew drżała, a wzrok gnieździł się w jakimś niewyjaśnionym punkcie.
- Wkurzasz mnie – mruknął po jakiejś chwili Kris, mrużąc swoje oczy – Tak mnie wkurzasz, że mam ochotę cię upiec jak kurczaka, ale powinienem stąd wyjść – machnął ręką i objął ramieniem Tao, odwracając się jakby nigdy nic – Pando, idziemy.
Tao spojrzał na niego pytająco, nie bardzo wiedząc, co chłopak planował, ale grzecznie poszedł za nim. Chen natomiast słysząc słowa Krisa, poczerwieniał i uniósł rękę, ciskając z niej mocnym podmuchem powietrza połączonym z latającymi głazami. Smok jednak kątem oka uważnie obserwował Syrena i domyślał się, że będzie chciał zaatakować, więc obrócił się dokoła własnej osi wraz z buchającym ogniem z rąk, który rozprzestrzeniał się przy jego ciele. Pandę natomiast mocno do siebie przytulił, a głazy po zetknięciu z płomieniami po prostu roztopiły się.
- Tylko na tyle cię stać, Panie Ogoniasty? – zakpił z czarnowłosego i uśmiechnął się nonszalancko – Słabiutko.
Zamachał swoim smoczym ogonem, którym, jak ciosem z pięści, uderzył Chena w brzuch, a ten oszołomiony odleciał w tył. Po raz kolejny z hukiem zetknął się z głazami na końcu groty i zemdlony upadł na ziemię. Tao spoglądał raz na Smoka raz na Syrena, nie bardzo wiedząc, co ma myśleć o całej tej sytuacji.
- Smoku? – spytał cicho, natomiast Kris nie czekał długo.
Złapał czarnowłosego w pasie i pobiegł w stronę wyjścia z podziemi, łapiąc się jednej ze skał, by oboje mogli się stamtąd wydostać. Trzymając Pandę na plecach wspinał się po skałkach „zjeżdżalni”, jaką wcześniej się tutaj dostali, a widząc przeszkodę w postaci wody, zwątpił.
- Skąd tutaj ta woda? – spytał głupio, a Tao wychylił się mu zza ramienia.
- Mieszkanie syren znajduje się pod powierzchnią jeziora i jeszcze niżej – odparł i uniósł brew – Musiałeś popłynąć w wodzie, jeżeli chciałeś się tu dostać.
Kris spojrzał na przyjaciela zaskoczony, jakby nie rozumiał, co ten do niego mówił.
- Ale ja nic takiego nie pamiętam – mruknął i machnął ręką – Jednak, nieważne. Musimy wypłynąć na powierzchnię.
Słysząc słowa Smoka, Tao nie wiedział, co powinien o tym sądzić ale oświeciło go, że to pewnie wszystko wina Chena i tego, że go zaczarował. Stwierdził jednak, że nie będzie się tym przejmował, jeżeli udało mu się doprowadzić jasnowłosego do poprzedniego stanu i po prostu zajmie się uratowaniem reszty.
Puścił się jasnowłosego, wdrapując powoli na kilka głazów i wszedł na samą górę. Obejrzał się i pokazał Smokowi gestem ręki, że wszystko będzie dobrze, a ten delikatnie skinął głową.
- I tak jestem na siebie zły – mruknął Kris.
- Nie mamy na to czasu, Smoku – ponaglił go Panda i wspinał się coraz wyżej, znajdując się za kilka sekund już kompletnie pod wodą jeziora.
Kris spojrzał na niego niepewnie i złapał głęboki wdech, również podążając za przyjacielem. Zaczął mocno machać rękami i nogami, próbując dogonić płynącego szybko Tao, ale nie miał wystarczająco dużo siły. W sumie nawet nie tylko siły, ponieważ Kris od małego nie nauczył się pływać. W jednej chwili poczuł, jak woda napływa mu do ust, i przez to zaczął się krztusić. Zamknął oczy, z przerażeniem starając się wypłynąć na powierzchnię, ale jedyne, co był w stanie zrobić, to machanie rękoma, które po chwili opadły bezwładnie wzdłuż jego ciała, ukazując go tym samym jak taką bezwładną lalkę. Tao płynął spokojnie w górę, jednak martwił się o Smoka. Dopiero za dłuższą chwilę odwrócił się i zauważył, że jego ciało wisiało w wodzie jak worek ziemniaków, więc przestraszył się.
Mimo tego, że sam opił się trochę jeziornej wody, podpłynął do jasnowłosego i ułożył sobie jego ramię dokoła swojej szyi. Złapał go w jednym biodrze, z przymkniętym jednym okiem spowodowanego wysiłkiem, zaczynając płynąć w górę. Co jak co, Kris nie ważył tyle co gołąb lub inny mały zwierz, więc dla Tao, podpłynięcie z nim na samą górę było nie lada wyzwaniem.
- Smoku! – jęknął, łapiąc głęboki oddech, gdy jego głowa wydostała się już z wody na wolność.
Jedyne, co mu przemknęło przed oczami, to fakt, że było już kompletnie ciemno w krainach.
Usłyszał głuche sapnięcie, gdy i Kris pojawił się na powierzchni, więc niewiele myśląc podpłynął z nim do brzegu. Uniósł ramię chłopaka, opierając je na trawie i pomagając mu się wydostać, wypychał jego ciało na górę.
- Jeszcze kawałek – mruknął i zmarszczył brwi.
Kris chyba oprzytomniał, bo w jednej chwili zaczął się dusić i głośno kaszleć, wypluwając wodę z płuc. Złapał się mocno kosmyków trawy, na oślep próbując wejść na grunt, więc Tao prędko wyskoczył z wody i przyciągnął jasnowłosego bliżej.
Z jękiem opadł na trawę oddychając przy tym głęboko i zamknął oczy. Kris za kilka sekund ułożył się obok niego kaszląc i plując resztką wody z płuc.
- Mogłeś mi powiedzieć, że nie umiesz pływać – mruknął cicho Tao, wpatrując się w gwiazdy migoczące na niebie.
- Myślisz, że to było dla mnie takie proste – wyjaśnił, przecierając dłonią mokre usta – Nie było na to czasu, musieliśmy uciec.
Wyprostował się, siadając w pozycji pionowej z wyciągniętymi nogami, i podgrzał swoje ręce, zaczynając powoli pocierać nimi swoje ciało, by szybciej wyschnąć. Panda zmrużył oczy, spoglądając na delikatny ogień, jaki wydobywał się od Smoka i uśmiechnął się smutno.
- Pomógłbym ci – dodał i spojrzał w bok.
Gdy Kris miał mu coś odpowiedzieć, w jednej chwili pośród ciemności nocy, a jednocześnie przed ich oczami błysnęła duża smuga złotego światła. Tao rozejrzał się, szukając źródła tego właśnie światła, a Kris z przerażeniem zamachał skrzydłami, i jęknął, ponieważ sprawiało mu to ból.
- Uważaj! – powiedział z nieukrywanym przejęciem czarnowłosy, łapiąc Krisa lekko za ramiona. – Bo zrobisz sobie większą krzywdę.
- Nie obchodzi mnie krzywda, patrz, co się dzieje! – krzyknął w odpowiedzi, gdy nagle złota smuga światła przed nimi zaczęła formułować się w kształt człowieka.
Wskazał na nią palcem, gotowy już by zaatakować, natomiast Panda przyglądał się jej ze spokojem. Ujął Smoka za ramię, przechylając delikatnie głowę.
- Spokojnie, on nie zrobi ci krzywdy – powiedział, a postać uśmiechnęła się od ucha do ucha zarzucając lekko swoim długim, białym płaszczem na bok.
- To wy się znacie? – spytał Smok, a postać w wspomnianym białym płaszczu skinęła głową – On wygląda jak jakiś mnich.
- Gdyby nie ja, Tao nie dałby rady cię uratować, Smoczku – odparła i poprawiła grzywkę opadającą na oko – Mam na imię Suho i nie jestem mnichem, tylko Wyrocznią.
Kris, słysząc jak bardzo ironicznie chłopak wypowiedział jego imię ścisnął pięść i chciał go zaatakować, jednak, gdy rzucił się do ataku, Suho z łatwością go wyminął, klękając blisko za jego plecami.
- Kris – podjął niepewnie Tao, zerkając na przyjaciela.
- Jesteś strasznie impulsywny, Kris – powiedział mu nad uchem mężczyzna, a jasnowłosy odwrócił się, zirytowany.
- Czego tu chcesz?! – warknął, próbując wyrwać się z ręki Suho, która oplotła go dokoła szyi.
- Kris! – powiedział głośniej czarnowłosy, a drocząca się ze sobą dwójka równocześnie na niego spojrzała – Suho ci nic nie zrobi.
Dłuższą chwilę Panda wyjaśniał przyjacielowi, skąd znał mężczyznę, który pojawił się znikąd, jednak jasnowłosy dalej spoglądał na niego nieprzychylnie. Nie lubił takich stworów „znikąd”, więc nie ma co się dziwić, że od razu posiadł do niego sceptyczne nastawienie. Słuchał uważnie wywodu ciemnowłosego, a gdy ten skończył, obdarzył chłopaka w pelerynie krzywym spojrzeniem.
- Pewnie powinienem ci podziękować, nie? – mruknął i przeczesał palcami włosy – Wolałbym jednak wiedzieć, po co tu przylazłeś.
Suho uśmiechnął się lekko, bawiąc w palcach złotą smugą światła.
- O ile się nie mylę, chyba potrzebujcie pomocy. Wasi przyjaciele uwięzieni są pod powierzchnią tego jeziora, i wy dalej nie wiecie jak pokonać Syrenów, prawda? – mówił spokojnie, a Kris z lekkich nerwów zaczynał zaciskać pięści – Otóż jest na to pewien sposób.
Tao słysząc to, nastroszył swoje uszy, patrząc z ekscytacją na chłopaka w białej pelerynie. Ten natomiast w jednej chwili w ogóle zmienił temat do rozmowy. Uśmiechnął się kącikiem ust i spojrzał na dłoń Krisa, na której miał założony pierścień od Tao.
- Ładne świecidełko, skąd je masz? – powiedział wesoło, a Kris spojrzał na niego jak na głupka. Zamrugał oczami, nie przypominając sobie, że miał coś takiego w ogóle na ręku. – Ach, no tak. Tao ci go założył, bo byłeś pod władaniem Chena.
- Dlaczego ja tego nie pamiętam? – mruknął cicho Smok i spojrzał na obijający się w świetle złotej smugi, niebieski krysztalik w obudowie pierścienia.
- Może dlatego, że byłeś właśnie pod władaniem tego Syrena? Myśl trochę. – odparł mężczyzna i wstał, spoglądając w gwiazdy – Nie macie jednak wiele czasu, by rozwodzić się nad takimi rzeczami. Chcecie uratować swoich przyjaciół?
Tao również wstał, zaczynając skakać koło Suho jakby miał robaki w futrze.
- Tak, tak, tak! Powiedz, co mamy zrobić!
Mężczyzna w pelerynie zaczął palcami u dłoni zaczął rysować coś w powietrzu. Zostawiał złote ślady w przestrzeni, które za chwilę uformowały się w coś podobnego do góry. Smok wraz z Pandą przyglądali mu się w zaskoczeniu, a gdy ten skończył malować w powietrzu krajobraz i dorysował tam skrzydlatego smoka, spojrzał na nich.
- Daleko stąd, jest pewne miejsce. Chodzi mi o wielką górę, na której szczycie znajduje się wielka dziura. Jest to bowiem specyficzna góra, ponieważ mam na myśli wulkan – mówił rysując za chwilę w powietrzu kilka kresek, które miały przypominać lawę wydobywającą się ze środka. – W tym wulkanie znajduje się coś, czym będziecie w stanie pokonać Syrenów. Tylko musicie się pośpieszyć, bo im dłużej zwlekacie, tym jesteście bliżej u tragedii.
Kris spoglądał co chwilę to na Tao, to na ten właśnie rysunek Suho, po czym przyłożył dłoń do brody, sprawiając wrażenie, jakby się nad czymś zastanawiał.
- Jak możemy się tam dostać? – spytał po chwili.
Suho westchnął i pokazał Smokowi ręką na jego skrzydła.
- Wiem, że nie są w najlepszym stanie, jednak nie macie innego wyjścia.
No tak! Kris, dlaczego wcześniej o tym nie pomyślałeś?!
Jasnowłosy wyprostował się dumnie, próbując zamachać skrzydłami, lecz ponownie sprawiało mu to ból. Mimo wszystko chciał to ukryć pod pewnym siebie uśmiechem.
- Nie w takich warunkach latałem! – zaśmiał się, całkiem pewny siebie i wstał, wyciągając ręce w przód, a Tao niepewnie się do niego przytulił – Gdzie powinienem lecieć?
Zerknął na Suho, a ten kiwnąwszy do niego jedną ręką, drugą zaczął tworzyć od ziemi tęczę, która w kilka sekund ciągnęła się wysoko w górę i szeroko na kilka metrów. Zaczął się po niej wspinać, więc Kris musiał wzlecieć do góry. Było to trudne, ponieważ okropnie bolały go mięśnie, a skrzydłami nie mógł machać teraz tak mocno, jak wcześniej. Skrzywił się nieco z bólu, ale trzymając Tao mocno w swoich objęciach, zaraz znalazł się przy Suho, który powoli stąpał po tęczy. Nie chciał pytać, skąd i dlaczego miał on takie moce, jednak było to bardzo fascynujące.
- Tam – wskazał Suho ręką w przód w oddal, gdzie na samej górze nad drzewami świeciła się samotnie jedna, do tego czerwona gwiazda – Musicie udać się w tamtą stronę, jeżeli chcecie odnaleźć wulkan.
Tao zmrużył delikatnie swoje ciemne oczy, poruszając zabawnie brwiami, bo grzywka wyglądała teraz na za długą i mu przeszkadzała. Westchnął cicho, mocniej przytulając się do Smoka.
- I niby sądzisz, że ci uwierzę? – syknął jasnowłosy, z uwagą wpatrując się w oddal.
- Kris, proszę, skończ już – burknął kilka sekund później Panda, lekko strosząc swoje uszy – Po prostu tam poleć, jeżeli chcesz wszystkich uratować, a nie się pieścisz.
Oplótł mocniej nogi dokoła talii Smoka i zamknął oczy. Kris zaskoczony nie wiedział, co miał odpowiedzieć, więc niepewnie zerkał na chłopaka w pelerynie, który się tylko wesoło uśmiechał. Speszony uwagą Pandy zaczął bez słowa lecieć w górę, a Suho w jednej chwili machał do niego ręką, śmiejąc się cicho.
- Do zobaczenia, impulsywny Smoku. Wierzę, że sobie poradzisz! – krzyknął ciepłym głosem, a nim jasnowłosy zdążył lekko obrócić głowę, po chłopaku pozostał tylko kawałek tęczy i rozprzestrzeniający się dokoła złoty pył.
Mruknął tylko pod nosem zirytowany i nie chcąc się nad niczym dłużej zastanawiać, po prostu podążył w wyznaczonym kierunku. Skrzydła delikatnie go piekły z każdym jednym machnięciem, ale starał się nie zwracać uwagi na ból.
*
Luhan spojrzał z szerokim uśmiechem na fakt, że jego Sehun, w końcu zaczął wybudzać się ze śpiączki. Pogładził chłopca po włosach, a ten zamlaskał ustami i próbował wspomóc sobie rękami, by wstać. Okropnie bolała go głowa i miał wrażenie, jakby przespał wieczność. Zerknął na swojego Jelonka i uśmiechnął się krzywo.
- Jak się czujesz?
Luhan za to poczochrał jego tęczowe włosy i westchnął.
- Źle, bo dalej siedzimy w tej okropnej klatce. Ale cieszę się, Sehunnie, że się obudziłeś.
- Dalej nikt nam nie pomógł? – dodał cicho i rozejrzał zamglonym wzrokiem, napotykając od razu z lekkim uśmiechem pocieszenia Xiumina.
- Najwidoczniej musimy czekać. Nie mamy wyjścia – odparł Wiewiór, głaszcząc dłonią swój puchaty ogon.
Chłopcy posmutnieli jeszcze bardziej, a Luhan za chwilę owinął sobie dłonie dokoła kolan, które podciągnął pod klatkę piersiową. Sehun spojrzał na niego ze współczuciem i chciał pocieszyć chociaż samym uśmiechem, jednak nie było mu to dane. W jednej chwili przy ich klatce pojawił się rozzłoszczony Chen, którym dłuższy czas po uderzeniu w głazy zajmowali się Baekhyun z Chanyeolem.
- Nawet jak gadacie to jesteście potwornie wkurzający. Powoli mnie to irytuje, chyba jednak się was pozbędę – pstryknął palcami i uśmiechnął się szelmowsko – Ej ty, ognista kupko pierzu, podejdź tu.
Zawołał Chanyeola, który jak ta lalka bez żadnych uczuć na twarzy podszedł i spojrzał na Chena. Ten uśmiechnął się tylko szeroko i wyciągnął rękę w górę, głaskając Feniksa po policzku.
- Weź tych swoich dwóch przyjaciół, których zaczarowałem i wyciągnijcie te szkodniki na wolność – mruknął melodyjnym głosem, obchodząc go dokoła – A potem masz ich spalić żywcem na moich oczach.
Chanyeol posłusznie skinął głową zaczynając otwierać klatkę. Luhan był jedynie w stanie głośno krzyczeć, ponieważ nie mógł uwolnić się z silnych ramion Feniksa, a na dodatek jego kostka wypadła mu z kieszeni spodni. Kai i Baekhyun natomiast zajęli się resztą. Syren widząc rzecz na wolności uśmiechnął się i podniósł ją. Obejrzał ją dokładnie z psychicznym uśmieszkiem, podchodząc powoli do klatki, gdzie długi czas leżał Kyungsoo.
- Żyjesz jeszcze? – mruknął słodkim, ale wypełnionym jadem głosem, a czerwonowłosy uchylił bezsilnie jedno oko – Wiesz, jak mnie to boli, że odsunąłeś się ode mnie. Myślałem, że jednak trzymałeś się zawsze ze mną, ale myliłem się. Żegnaj, Kyungsoo.
Obrócił się na pięcie, idąc spokojnym krokiem w stronę swojego kamiennego tronu. Nie zważał na krzyki jakie ze swoich ust wydawali Luhan, Xiumin i Sehun. On od zawsze był obojętny na krzywdę każdego.
Kyungsoo natomiast jeszcze długo patrzył za odchodzącym czarnowłosym aż z jego oczu nie poleciały łzy, a sam nie zacisnął ust w ciekną linię i zacisnął ręki w pięść.
Był skończonym idiotą.
Powiem tak ... Przeczytam ten rozdzialik w nocy, ale na tel. więc skomentuję jutro, ale żeby Ci przykro nie było, że tu tak pusto (zaraz zapewne spam będzie xDD) To już uprzedzam, że zabiorę się za to (nawet nie wiesz jak krzyknęłam gdy zobaczyłam, że wreszcie moje kochane HTTYD [omg nawet sb dzisiaj pisałam to po ks od ang ! To musi być telepatia xDD] zostało dodane ~!~!), a jutro skomentuję Tobie już na temat ff ~
OdpowiedzUsuńJia Yo ~! (dawna Lee Chan Chan ^w^)
Ps. Następne opowiadanie mogłabyś napisać z B1A4 *w* albo z SHINee *O* ale wiesz, że i tak czekam na 3 część HTTYD, nie ? xDDD wybacz mi, ale kocham to ff ponad życie ! Nie chcę się z nim rozstawać ! TToTT Poozdrawiam ~!
Ps 2 : Gratulacje z matury z ang ~! Woah ~! naprawdę świetnie Ci poszło *bije brawo* ^o^
Woah ~! Ale świetny rozdział *w* Omg nadal śmiałam się z Suho kornika xDD (musiałam powrócić rozdział wstecz, żeby sb wszystko przypomnieć *w*) Kiedy Kris zaczął dusić Tao to najpierw się przeraziłam, ale po chwili doszło do mnie, że przecież takiej pandzie nic się stać nie może, no i Kris powrócił do żywych ~! *w* Biedaczek tak bardzo cierpi TT TT Buu wae tylko 3 ep do końca ? TToTT i tak będę czytać z zapartym tchem, aż do ostatniej literki *O*
UsuńJia Yo ~! Weeny i (co jest najważniejsze) POWODZENIA NA MATURZE ~! Masz mieć takie wyniki z pozostałych testów jak z angielskiego !
Jia yo !
Hwaiting !
Fighting !
Nie przeczytałam jeszcze, bo zapomniałam, na którym rozdziale utknęłam (jak to ja XD), ale oczekuję jakiegoś fanficzka z Jukisami i/lub Bloczkami. ~(*u*~)
OdpowiedzUsuńTak się cieszę. Czytałam to w napięciu i podziwiam twoją pracę <3 życzę dużo weny i uśmiechu ^#^
OdpowiedzUsuńPS: Czekam na nexta.
O Krisusie mój, nareszcie otrząsnęłam się na tyle, żeby móc czytać o EXO i nie beczeć. Tak wiesz o co mi chodzi, ja też wiem o co mi chodzi i wiem że ta wiedza w pewnym sensie przeraża nas obie. Niemniej jednak mam nadzieję, że nie wywalisz/zabijesz nam Smoka i że jeśli kiedykolwiek przyjdzie Ci do główki pisać ff o tym zespole, to będzie to dwunastka a nie jedenastka. Pomińmy zresztą, przechodzę do komentowania tekstu :3
OdpowiedzUsuńHAHAHA, bełkot Chena przesiąknięty debilizmem, h5 Lulu, to mnie po prostu rozwaliło. Kurde, martwię się o tego Sehuna, on jakiś bidny jest w tym ff :/
O mój Boże, co on robi Kyungsoo, someone call the doctor ;; przecież jak on go zabije, to ja go też zabiję -.-
Bohaterska Panda w natarciu, YEHET!
JAPIERDOLĘZABIJĄMITAOJESZCZETYLEŚMIERCI, nie przejmuj się mną ja tak mam :c
"Smoku, wróć do mnie..." czy wiesz jak to brzmi po 15-tym maja? moje serce znowu się złamało, tylko fejkowe Taorisy istnieją, czym jest życie be powietrza....
Kris taki kochany, dobry dla Pandzi, łeh łeh łeh, chcę <3 moje Taorisowe feelsy ommm ♥ (o ile jeszcze takowe mają prawo istnieć ;;)
Świetna walka, znowu gryzę paznokcie :D
Już myślałam ze się na Kris utopi, moje biedne paznokcie [*]
Jakoś mi się nie widzi to latanie, będzie kłopot, tak czuję. hahahaha, Krisho, leżę XD
BOŻE, to znaczy, ten...KRISUSIE :( mam nadzieję, że Taoris pospieszy dupska, bo tu śmierć czyha. I niech pomogą też Kyungsoo, on taki biedny :(
Świetny rozdział, masakrycznie dużo nerwów zjadłam. XOXO ♥