Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

How to train your Dragon II - Dziesiąty.



Tytuł: How to train your Dragon II - Dziesiąty.
Typ: Seria.
Gatunek: fluff
Paringi: TaoRis, ChenSoo (plus coś tam jeszcze)
Ostrzeżenia: brak
Długość: 4269 słów.
Notka autorska: Mogę Wam już podrzucić nowy rozdział, bo i tak jestem pewna, że więcej osób nie skomentuje, ale dzięki za te 4 komentarze. I tak są dla mnie wielką motywacją. Trzymajcie za mnie kciuki, bo w czwartek mam ustny polski i trochę się stresuję. 
Na temat całej tej popierdolonej sprawy z EXO i Krisem się nie wypowiadam, bo nie wiem, co o tym myśleć. Mam dość ludzi, którzy ciągle jęczą na ten temat, bo prawda jest taka, że my fani nie możemy nic zrobić. A ciągłe jęczenie "a exo to, tamto, sramto", tylko denerwuje (a już najbardziej moja tablica na fb zaspamiona najczęściej niepotwierdzonymi info o exo). Najlepiej czekać na informacje od EXO Poland, a nie rozniecać całą tą sprawę.
No nic, zapraszam na nowy rozdział. 11 jeszcze nie zaczęłam, ale po ostatnich maturach się za niego zabiorę. Trzymajcie się~





Rozdział 10
 




Kris dopiero w połowie drogi zdał sobie sprawę z tego, że lot w stronę wulkanu ciemną nocą, nie był najlepszym pomysłem. Już sprawę pogarszał sam fakt, że prawie nic nie widział przez tę czerń dokoła i bardzo często zaczepiał jakąś częścią ciała o drzewo lub krzak. Mógłby lecieć znacznie wyżej, ale i tak włożył niesamowity wysiłek będąc już w połowie u celu, jednocześnie trzymając Pandę na rękach, który, powiedzmy sobie szczerze, nie był lekkim balastem. Dodatkowo, na drodze pojawiło się kolejne utrudnienie, czyli silnie wiejący wiatr. Odpychał on Smoka w tył, a ten nie mógł tym samym zapanować nad lotem. Z czasem jasnowłosy zaczął nawet szamotać się w powietrzu i sam uderzał o drzewa, broniąc, by specjalna krzywda nie stała się Tao.
- Kris – podjął w pewnym momencie czarnowłosy i pogładził go dłonią po twarzy – Jak zaraz nie wylądujesz, w ogóle tam nie dolecimy. Popuść, przeczekamy noc i polecimy, gdy tylko zacznie świtać.
Chłopak opuścił głowę patrząc na delikatnie uśmiechającego się przyjaciela, po czym niepewnie mu przytaknął. Nie był co do tego aż tak przekonany, jednak sam musiał przyznać, że ból w skrzydłach dawał mu się we znaki.
- Chyba nie mamy wyjścia. Skrzydła zaczynają mnie piec, czuję, że zaraz przestanę nimi machać – mruknął smętnie i złożył skrzydła, powoli zbierając się do lądowania.
Tao mocniej wtulił się w jego pierś i zamknął oczy, czekając aż jasnowłosy wyląduje na ziemi. Gdy już nie czuł wiatru we włosach, a jedynie stanowcze uderzenie o trawę, które równoznaczne było z tym, że się lekko zatrząsnął, otworzył oczy. Rozejrzał się dookoła, zdając sobie sprawę, że znaleźli się oni w lesie. Gdy Smok postawił go na ziemi, zachwiał się lekko i oparł o jedno z drzew, czując jak kręci mu się w głowie.
- Wybacz, nie było to miękkie lądowanie – powiedział przepraszająco Kris i złapał go w pasie, opierając jego ramię na swoim karku, by czarnowłosy nie upadł – Nie dałem rady złagodzić lotu.
Syknął cicho, gdy pulsujące uczucie w nerwie skrzydła rozprzestrzeniło się po całym jego ciele i ugiął z bólu nogi w kolanach. Podparł się dłońmi na udach, mocno zaciskając oczy, natomiast Tao podbiegł do niego i z przerażeniem zaczął wymachiwać rękoma.
- Nic mi nie jest – zapewnił go Kris, posyłając blady uśmiech i uniósł głowę, zwracając ją w prawą stronę. Wyciągnął rękę i zapalił mały płomyczek ognia, który wyciągnął również w tamtym kierunku – Mógłbyś mnie tylko doprowadzić do końca tej alejki? Niedaleko znajduje się jaskinia, gdzie możemy przeczekać noc i wyruszyć wraz ze wschodem słońca.
- Ale – Tao spojrzał na niego za zmartwieniem i, jak chciał, zaczął go prowadzić w wyznaczonym kierunku – Co, jeśli będzie za późno?
Smok uśmiechnął się pocieszająco.
- Do wschodu słońca nie pozostało dużo czasu, a ja teraz nic kompletnie nie widzę – spojrzał na przyjaciela i chuchnął mu ciepłym oddechem na ucho – Poza tym, nie musisz się martwić. Luhan jest sprytny i mądry, nie da im zginąć.  
- Obyś miał rację – mruknął i do celu doprowadził go już w kompletnej ciszy.
Okazało się, że Kris miał rację. Miejscem, przy jakim się znaleźli okazała się być jaskinia. Tao, automatycznie, mimo że w ciemności, zaczął schylać się po różnego rodzaju gałązki, by potem je tam zanieść. Strasznie przeszkadzał mu w tym wiatr, ponieważ wiał jeszcze silniej, i często nasypywał piachu do oczu, lub odpychał to Pandę to Krisa na jakąś odległość w tył. Smok oczywiście spoglądał na niego z podniesioną brwią, mocno trzymając się konaru jednego z większych drzew, ponieważ nie bardzo rozumiał, co chłopak chciał zrobić. W pewnym momencie czarnowłosy zatrzymał się i założył dłonie na boki, spoglądając na Krisa z taką jakby pretensją.
- No co tak stoisz? Pomóż mi zbierać gałęzie!
Kris zamrugał kilka razy oczami i pokręcił głową.
- Nie mogłem sam dojść do tej jaskini, a ty mi każesz patyki zbierać?!
Panda nic mu już nie odpowiedział, tylko zniknął w środku jaskini, jednak niedługo potem Kris usłyszał głuche szurnięcie, a po chwili coś podobnego do dźwięku przy upadku. Oparł się dłonią o wejście do jaskini, a zaś drugą uniósł do góry i zaświecił płomień, niczym pochodnię.
- Co już zepsułeś? – spytał, widząc Tao leżącego twarzą na ziemi – Wąchasz kwiatki od dołu, których teoretycznie tam nie ma? – uśmiechnął się zadziornie i usłyszał cichy warkot.
- A może byś tak się ruszył i mi pomógł?! – wybuchnął śmiechem i pokręcił przecząco głową, podmuchem gasząc płomień – No ej! Nie zostawiaj mnie tak! Mówię do ciebie!!
Kiedy zrobiło się ciemno, Tao stracił jakąkolwiek nadzieję, że Kris do niego wróci.
*
Od kilku minut leżał na kolanach swojego Smoka, który jednak się nad nim ulitował i wszedł do jaskini, jednocześnie, bawiąc się kryształem powieszonym na rzemyku na szyi. No chwilę również wpatrywał się w płomień z ogniska, uformowanego ze stojących obok, lub leżących na sobie gałęzi i mniejszych patyków, który wesoło tańczył mu przed oczami. Kris natomiast, opierając się o zimną ścianę, miał lekko opuszczoną głowę, a ręką powoli przesuwał po swoich ubrudzonych i tak już bandażach na klatce piersiowej. Milczał, jakby w ciszy jaskini próbując znaleźć odpowiedź na zadawane sobie w głowie pytania, co do ich zadania.
Co takiego znajdą, jeżeli uda im się odnaleźć wulkan? Czy będą w stanie zabić Syrenów i uratować przyjaciół? Czy to wszystko miało sens? A co jeżeli nie znajdą tak kompletnie nic i ich wysiłek pójdzie na marne?
W końcu westchnął cicho i podniósł rękę, irytując się, że płomień z ognia odbijał się od jego ręki. Zmrużył oczy i, gdy ujrzał na niej pierścień, zastanowił się przez chwilę. Błękitny kolor kryształku ładnie łączył się ze złotą barwą ognistego światełka błyszczącego jednocześnie na nim, jak i w oczach Krisa. Tao również podniósł na chłopaka wzrok, ponieważ jego ręka robiła mu za cień na twarzy i go to rozproszyło.
- Co się stało? – zamrugał oczami, a Kris dotknął go palcem w nos, uśmiechając się niepewnie.
- Myślę – odparł po krótszej chwili ciszy i wyciągnął rękę w przód, z uwagą oglądając pierścień na serdecznym palcu – Założyłeś mi na rękę pierścionek. Po co?
- Wiesz – odparł czarnowłosy i pociągnął za rzemyk z kryształem na swojej szyi – Kiedy zostałem porwany przez tych Syrenów, jeden z nich chciał zamienić mnie w swoją lalkę, ale prawdopodobnie dzięki mocy tego świecidełka to się nie stało. Chen zaśpiewał, a jego głos na mnie nie działał. Dla Luhana także, ale to wszystko pewnie dzięki jego kostce.
Kris zdumiony poruszał swoimi zgrabnymi palcami w powietrzu.
- Ale czemu to na mnie zadziałało? Skąd go masz?
Tao chwilę milczał, jakby bił się z myślami, czy powinien powiedzieć Krisowi prawdę. Podniósł delikatnie głowę i ściągnął z szyi błyskotkę, którą zawiesił w górze na swoim palcu i powoli bujał nią na boki. Wpatrywał się w nią chwilę jak zahipnotyzowany, wodząc oczami na boki, a Kris naglił go, lekko uderzając ogonem w udo.
- Pamiętasz jak chodziłeś ze mną na grób dziadka? – skinął głową. – A pamiętasz, tego gościa, który pokazał nam drogę do wulkanu?
Gdy Smok ponownie przytaknął, Tao złapał głęboki wdech, zamachał przedmiotem i schował go w dłoni.
- Gdy ponownie udałem się na grób mojego dziadka, spotkałem tam Suho. On pokazał mi możliwość wejścia do nieba. Tam na chmurach widziałem drugie życie – ściszył głos i uśmiechnął się do siebie – Tak, drugie życie. Widziałem tam wszystkie smoki, które wcześniej zabił Chanyeol, widziałem małe feniksy i pandy, a co najcenniejsze dla mnie, tam był też mój dziadek!
Kris zaskoczony pokręcił głową z niedowierzaniem, jednak nie chciał przerywać Tao tego, co mówił. Najprawdopodobniej sam dobrze wiedział, co wypływa z jego ust, i nie przekazywał mu jakichś niestworzonych rzeczy. Czarnowłosy podniósł się z kolan Smoka i odwrócił do niego przodem, nie pozbywając uśmiechu z ust.
- Nie wierzysz mi, prawda? – Kris od razu chciał zaprzeczyć, jednak Tao wyciągnął w przód rękę, powstrzymując go – Masz prawo. Sam też na początku nie mogłem uwierzyć w to, że wszyscy, którzy jak dotąd zginęli, tak naprawdę nie umarli. Oni po prostu przenieśli się „do góry”, gdzie żyją w niesamowitym szczęściu.
- Czyli twój dziadek też żyje? – spytał cicho, a Tao skinął głową.
- Tak. Rozmawiałem z nim. I to on dał mi ten pierścień, który masz na palcu, Smoku – mruknął i ponownie zawiesił sobie na szyi swój kryształ, chwilę później układając głowę na udach Smoka – Powiedział mi, żebym założył go na palec osoby, na której najbardziej mi zależy, i dzięki temu będę w stanie uratować nasz świat – mruknął już ciszej i przekręcił się na bok, wtulając w Krisa – A teraz przepraszam, jestem zmęczony, proszę obudź mnie, kiedy wzejdzie słońce i wiatr się uspokoi...
Zamknął oczy, a jasnowłosy dłuższą chwilę w ciszy wpatrywał się w swoją dłoń z pierścieniem. Chciał dokładnie przeanalizować sobie słowa Tao, którymi ten się z nim podzielił, i gdy dotarło do niego, jak wielką wagę te właśnie słowa miały, uśmiechnął się delikatnie. Pogłaskał Pandę po ciemnych włosach, samemu w spokoju obserwując płomień przygasającego powoli ogniska, który mimo wszystko odbijał się blaskiem w jego brązowych oczach.
Był tak zapatrzony w ognisko, jakby ktoś go zahipnotyzował, dzięki czemu nie zauważył, że usta Tao się lekko poruszały. Szeptał on ciche słowa czegoś podobnego do modlitwy, która nie wiadomo do kogo była skierowana. Jednak Tao wiedział, po co wypowiadał te kilka, cichych wyrazów.
W pewnym momencie skończył i mocniej wtulił się w Smoka, odpływając do krainy snów.
*
Zarzucił białą peleryną na bok, ze spokojnym uśmiechem spoglądając na powolnie wschodzące słońce zza horyzontu. Musiał się wysilić, bo spoglądanie na to z chmur, nie było proste. Rozsiadł się wygodniej na chmurze, która kształtem przypominała poduszkę i wyciągnął ręce, gdy w jego stronę powoli biegł mały, roześmiany feniks.
- Gdzie się tak śpieszysz? – roześmiał się, a chłopiec usiadł mu na kolanach zaczynając bawić złotymi guzikami do marynarki – Tylko nie urwij!
Rudowłosy maluch spojrzał swoimi wielkimi oczami na Suho i wydął lekko wargę. Zaczął podskakiwać na jego kolanach, śmiejąc się w głos, a brązowowłosy pokręcił głową, klepiąc dziecko po głowie. Dłuższą chwilę siedział w ciszy, obserwując nieboskłon, gdzie różowe słońce wzbijało się coraz wyżej, ale nagle zmarszczył brwi i pospiesznie wstał, biorąc dziecko na ręce.
Dość dziwnym wydała mu się czarna mgła, jaka rozpościerała się tam w dole na ziemi, więc zaczął przemierzać chmury w poszukiwaniu najstarszego w całej ich rodzinie. Widać było, że każdy z dorosłych smoków, feniksów i pand wyczuł dziwne niebezpieczeństwo i zaczął zabierać dzieci na ręce i chować się w domach z chmur.
Suho przemierzył kawałek do Chmurnego Pałacu, gdzie przebywał najważniejszy z całej ich gromady – dziadek Tao. Gdy wszedł do środka, widział jak stara Panda stał i spoglądał za deszczową szybę, oglądając wszystko, co działo się na zewnątrz. Gdy Suho na niego spojrzał i chciał coś powiedzieć, ten skinął głową i westchnął cicho.

- Wiem. Nadchodzi zagłada – powiedział smętnym głosem i dotknął wodnej przestrzeni, a jego ręką odbiła się od niej z charakterystycznym chlupnięciem.
- Co mam zrobić? – spytał niepewnie Suho, mocniej przytulając do siebie małego feniksa, który ciągał go to za włosy, to za ucho.
- Nie możesz nic zrobić, Suho – odparł po dłużej chwili milczenia stary, patrząc na młodzieńca smutnymi oczami – Musimy czekać, aż mój wnuk i Smok uratują przyjaciół pod powierzchnią jeziora. To jest teraz priorytetem.
Chłopak w białym płaszczu skinął głową i wyszedł z pałacu, ze smętną miną podchodząc do grupy feniksów, jakie zebrały się niedaleko. Od razu podeszła do niego kobieta, która zabrała dziecko i spojrzała na niego z przejęciem, jakby oczekując wyjaśnień. Suho tylko pokręcił głową, rozkładając bezradnie ręce i chciał odejść, jednak ponownie zaczepiła go kobieta-feniks.
- Przepraszam – powiedziała niepewnie, opuszczając głowę i chowając twarz w burzy pięknych, rudych loków – Czy z moim synem wszystko w porządku?
Biały Mężczyzna spojrzał na nią z niemym wyrazem twarzy i jedyne, co mógł zrobić to wzruszyć ramionami. Kobieta zamrugała kilka razy oczami i rozpłakała się, odchodząc w tył i przytulając się do jakiegoś mężczyzny – prawdopodobnie do swojego partnera.
- Nie wiem, co z nim – zaszlochała, a po chwili wraz z Feniksem zniknęli w domu. 
Suho czuł się podle całą tą sytuacją, ale prawda była taka, że on nie mógł zrobić nic.
Mógł jedynie czekać.
*
- Gorąco tu, nie sądzisz, Kyungsoo?
Od dłuższej chwili, Chanyeol więził w płomieniach trójkę, którą kazał mu z klatki wyciągnąć Chen. Posadził ich na środku groty na ziemi i w jednej chwili puścił z ramion skrzydła, którymi ostro zamachał. Ognisty podmuch zniszczył kawałek kamiennej ściany, która kompletnie zagrodziła Kyungsoo i możliwość tego, by patrzył na obraz spalanych osób. Dokoła Luhana, Xiumina i Sehuna pojawił się w jednej chwili płomienny okrąg, buchający okropnym ciepłem. Chanyeol pod władzą Chena zagrał mądrze, ponieważ uwięził ich w tym kole, które co chwilę zaczynało się zmniejszać.
Sam zaś wraz z Baekhyunem i Kaiem stanął przy ścianie i wszystko obserwował. Podobnie sam Chen. Opierał się jedną dłonią o kamienie jakie zakryły klatkę Kyungsoo, uśmiechając się szelmowsko. W drugiej zaś dłoni trzymał kostkę Luhana i przyglądał się jej z fascynacją.
- Widzisz, wygrałem – zaśmiał się i podrzucił przedmiot, zerkając kątem oka na przyjaciela Syrena – Mogłeś mi się nie przeciwstawiać, tak byśmy razem rządzili nie tylko w jeziorze, ale i całym świecie.
Kyungsoo delikatnie podniósł rękę, ale zaraz ją opuścił, ponieważ sprawiało mu to niemały wysiłek. Ostatnie ilości wody z jego ciała wylały się na niego, niczym z gruczołów, i zaczęły powoli wsiąkać. Zamrugał oczami, obawiając się, że zaraz może nastąpić jego koniec. Poruszył lekko ustami chcąc powiedzieć cokolwiek, jednak w jego ust uciekał jedynie niesłyszalny szept.
Luhan zakrywał się rękoma przy twarzy, próbując odgonić od siebie płomienie, jednak nic mu to nie dawało. Krzyczał, równocześnie z Sehunem, ale Chen i reszta zahipnotyzowanych była obojętna na jego prośby. W pewnej chwili Tęczowy Chłopiec przytulił się do niego i zaczął grzebać w kieszeni spodni przyjaciela w poszukiwaniu kostki. Gdy jednak ta okazała się pusta, spojrzał na Jelonka z przerażeniem.
- Lu, wyjmij kostkę i zrób nam ochronę z tęczowego pola!
Ten zdumiony zerknął na niego, jakby nie rozumiał, co Sehun do niego mówił, natomiast Xiumin kulił się do jak najmniejszej postaci kulki, by nie przypalić sobie, ani swojego ciała, ogona, czy uszów. W jednej chwili jednak podskoczył i zaczął grzebać po kieszeniach.
- Nie mam jej! – krzyknął z przerażeniem, a do jego oczu naleciały łzy – Sehunnie, nie mam kostki!
Zaczął rozjuszony machać rękoma, a całe jego ciało nagle drżało. Złapał Sehuna za ramiona i potrząsnął nimi, płacząc jeszcze bardziej. Wtulił się w pierś przyjaciela, kilka sekund później równie nerwowo rozglądając za kostką.
- Gdzie ona jest?! Nie mam kostki! – krzyknął, zakrywając się dłońmi od buchającego w jego stronę ognia.
Tęczowy Chłopiec oraz Wiewiór popatrzyli na niego z równym przerażeniem, w jednej chwili mając śmierć przed oczami, jednocześnie podskakując i trzęsąc się w miejscu z nerwów. Przytulili się do siebie, tracąc już kompletnie nadzieję na szanse przeżycia w tym miejscu.
- Tego szukasz? – zakrzyknął Chen, uśmiechając się wrednie i pokazując Luhanowi na kostkę w swojej dłoni – Musisz bardziej pilnować rzeczy, które należą do ciebie.
Podrzucił przedmiot w dłoni, a Jelonek osunął się bezsilnie w ramiona Tęczowego Chłopca i bardziej rozpłakał. Zaczął się szamotać, krzycząc i zalewając łzami, ale tak naprawdę nic mu to nie dało.
- Kiedy mi ją zabrałeś?! – warknął, wyciągając w przód ręce, ale równocześnie z tym sparzył się i cofnął, upadając na ziemię.
Było za ciepło. Zdecydowanie. I cała trójka nie wiedziała, jak długo pociągnie. W jednej chwili ponownie podleciał do nich Chanyeol i puścił ze skrzydeł kolejny podmuch ognia, dając im jeszcze więcej ciepła. Luhan pisnął, a Chen jedynie zaśmiał się w głos. Przeszedł dokoła ognia, zanurzył na dosłowną sekundę w wodzie, przybierając swoją syrenią postać, by po chwili wyskoczyć jako człowiek i usiąść na kamiennym tronie.
- Wilczku – powiedział wesoło i w jednej chwili znalazł się przy nim Kai, opierając brodę na jego kolanie. Ten pogłaskał go po włosach – Popatrz, jak pięknie giną twoi przyjaciele.
Chłopak podniósł tylko posłusznie puste oczy w przestrzeń, nie reagując, a po kilku sekundach znów ułożył policzek na kolanie Chena.
- To wszystko jest bardzo zabawne, nie sądzisz? – dodał czarnowłosy i rozejrzał się po grocie.
Większość kamieni zaczęła się już powoli topić, Chanyeol latał w górze, uśmiechając się od ucha do ucha, a Baekhyun bawił się palcami u rąk, siedząc z opuszczoną głową. Chen zmrużył lekko oczy i prychnął cicho, po chwili ponownie obserwując obraz naprzeciwko siebie i zaśmiał się w głos.
- Nie za ciepło wam?
*
Reszta nocy minęła dwójce przyjaciół w jaskini bardzo szybko. Nawet sam Kris nie wiedział, kiedy zmorzył go sen, i jego powieki stały się ciężkie i opadły. Obudził się jednak w odpowiednim momencie, ponieważ dosłownie kilka minut przed wschodem słońca. Ognisko przygasło bardzo dawno temu, ale to nietoperze jakie wyleciały z jaskini, rozbudziły Smoka. Ich zbiorowy pisk postawił go na nogi, więc od razu, gdy otworzył oczy, wstał, pozostawiając jeszcze Tao chwilę w jaskini, by  jeszcze pospał. Rozpalił mu ognisko z nowych patyków i ruszył na zewnątrz, żeby rozprostować kości.
Powoli podszedł do jednego z drzew, dłonią opierając się o konar, a przy tym lekko uginając nogi w kolanach. Odetchnął cicho i w jednej chwili zamrugał oczami, stając sztywno w zdumieniu. Spojrzał przed siebie, skupiając wzrok  w jednym punkcie w oddali i zmarszczył mocno swoje brwi.
W jednej chwili w ich stronę zaczęła zmierzać ciemna chmura (prawdopodobnie coś w rodzaju smoły połączonej z dymem), jednak poranne niebo dalej pozostawało błękitne. Kris uznał to jako znak przed zbliżającym się złem, więc postanowił się pospieszyć. Jego skrzydła na całe szczęście bolały już mniej niż w nocy, więc wiedział, że tym razem będzie w stanie polecieć dalej. Zatarł ręce, chcąc odwrócić się i pójść po Tao, jednak okazało się, że chłopak był już tuż przed nim.
- Smoku – powiedział zaspanym głosem i spojrzał na niego lekko nieprzytomnie. Podszedł bliżej, a gdy przytulił się do Krisa i jego ramienia, przymknął oczy – Co się dzieje?
Jasnowłosy zmarszczył brwi i wzruszył jedynie ramionami, zaczynając powoli poruszać swoimi skrzydłami. Tao, tak jakby zrozumiał jego aluzję i objął go w pasie, dzięki czemu, Kris mógł wystartować. Zgrabnym lotem, w ciszy wymijał wszelkie gałęzie i liście, wybijając się aż do samego nieba. Dopiero tam zatrzymał się, puszczając mocny podmuch powietrza skrzydłami w dół.
- Nie wiem dokąd teraz – mruknął po jakiejś chwili, uważnie rozglądając się na boki – Ten czerwony punkt widoczny jest tylko w nocy, więc chyba mamy problem.
Westchnął, lekko przeczesując dłonią grzywkę i mocniej objął Pandę, by nie spadł. Ten wdrapał się na niego bardziej, wyglądając mu zza głowy.
- Może spróbuj podlecieć wyżej, więcej zobaczysz – zaproponował i oparł policzek na ramieniu Smoka.
- Zrobiłbym to, ale jeżeli polecę za wysoko, udusisz się ze względu na wysokie ciśnienie – sprostował, a Tao uniósł brew.
- Ale z Suho wszedłem niemal do nieba! – zaprzeczył, nadymając policzki.
Kris westchnął i spojrzał na niego nieco groźnie.
- Wtedy byłeś razem z nim, zapewne mógł wszystko kontrolować. Sam widziałeś, jak wielką posiada moc. To, że wtedy idąc do nieba, nic ci się nie stało, to tylko zasługa Suho – sprostował, a jego twarz złagodniała – Robię to po prostu dla twojego dobra, Tao.
Ten dłuższą chwilę nie odzywał się, więc Kris postanowił nie ciągnąć tematu. Wiedział, że chłopak jest nieugięty, i nic nie zdziała takim gadaniem. Pofrunął więc w górę, będąc niemal przy samym słońcu. Dopiero wtedy zauważył, że jaskinia, w jakiej przesiedzieli noc, była tym właśnie poszukiwanym przez nich wulkanem. Widać było, że nie działał już od bardzo dawna, ponieważ okolica dokoła wyglądała na naprawdę piękną. Żadnych zniszczeń, czy wylewów.
- O widzisz, znaleźliśmy go szybciej niż sądziłem – zaśmiał się Kris i poszybował wyżej, a Tao złapał głęboki oddech, czując jak coś zaraz rozsadzi mu głowę. Smok spojrzał na niego i pokręcił głową. – A nie mówiłem? Nie słuchałeś mnie, to teraz masz.
- Zamknij się i po prostu leć – warknął w odpowiedzi, zakrywając sobie oczy i czoło jedną z dłoni.
Jasnowłosy wywrócił oczami, jednak nie mógł się mu sprzeciwić. Poszybował wyżej i do przodu, dosłownie za kilka minut znajdując się przy wulkanie. Słońce powoli wzbijało się coraz wyżej, dzieląc się z dwójka przyjaciół swoim ciepłem, natomiast Kris był mocniej przekonany, że powinno się im udać.
Uśmiechnął się od ucha do ucha spoglądając na wulkan ze świecącymi z radości oczami, jednak po chwili utkwił wzrok w Tao, który chyba się uspokajał.
- Chodź, postawię cię na dole, gdzie zregenerujesz siły, a ja polecę do wulkanu i poszukam tego, co jest nam potrzebne – powiedział ciepłym głosem, jednak długi czas nie otrzymywał odpowiedzi, więc zwątpił – Tao?
- Masz mnie postawić na skraju wulkanu, chcę być tam z tobą! – mruknął poirytowanym głosem i spojrzał groźnie na Smoka – Masz…
- Ale – przerwał, jednak ponownie doznał szoku, widząc wybuch złości Tao.
- Kiedy byłeś pod władaniem Chena, uderzyłeś mnie! Prawie nie mogłem oddychać, a ja i tak mimo wszystko cię ratowałem! Ratowałem cię, rozumiesz to?! – warknął, zaczynając się z nim szarpać, dopiero za kilka chwil, patrząc na przyjaciela z szeroko otwartymi oczami – Za to, że mnie uderzyłeś, masz mnie postawić na skraju wulkanu. Ja chcę tam z tobą być, Kris.
Jasnowłosy zamrugał z niedowierzaniem, nie bardzo rozumiejąc, co Tao do niego powiedział.
- Ale jak to…? – szepnął cicho i spojrzał w dół.
- No tak to – mruknął, gdy już się nieco uspokoił – Nie byłeś wtedy sobą, więc nie jestem tak bardzo o to zły, ale proszę cię, Smoku, ja naprawdę chcę być tam z tobą. Zawsze wszystko robiliśmy razem. Obiecuję, że nic mi się nie stanie! – zapewnił go, uśmiechając się od ucha do ucha – No proszę!
Kris nie był co do tego aż taki pewny, ale ostatecznie zgodził się. Zbliżył się powoli do wulkanu, delikatnie lądując na skraju, a tam Tao przystanął, spoglądając na niego z przejęciem. Zaczął podskakiwać w jednym miejscu, jakby miał korniki w stopach i złapał się rękoma dokoła ramion.
- Poradzisz sobie? – spytał, a Kris zatrzymał się obok, składając skrzydła.
Zmrużył oczy i nawet nie poświęcając Tao większej uwagi, po prostu wskoczył do środka wulkanu, który jak się okazało przepełniony był niemalże do połowy czerwoną, gorącą lawą. Tao krzyknął, ale nim zdążył cokolwiek zrobić czy zauważyć, Kris zniknął mu z pola widzenia. Przerażony wpatrywał się w jedno miejsce machając bezradnie rękoma, ale za chwilę uspokoił się, widząc bąbelki pojawiające się na czerwonej cieczy, świadczące o tym, że chłopak jednak oddychał. Przeraził się jednak, gdy poczuł, jakby coś zadrżało mu z wielką siłą pod nogami. 
Co do samego Krisa, okazało się, że tak jak nie potrafił pływać w wodzie, tak jego ciało niemalże swobodnie poruszało się w lawie. Machał nogami, płynąc coraz szybciej. W sumie, to cieszył się, że jego ciało było odporne na ogień, bo teraz przynajmniej mógł to wykorzystać. Rozglądał się uważnie, co i raz mrużąc oczy, a im głębiej płynął, tym bardziej miał wrażenie, że do czegoś się zbliżał. Do czegoś, co świeciło. W jednej chwili poczuł, jak całe jego ciało zaczęło drżeć, a lawa pod nim zawirowała i zaczynała zbierać ku górze. Starał się jeszcze chwilę wstrzymać oddech, jednak było to trudne, więc spiął się i sięgnął ręką w górę, wydobywając z wnętrza wulkanu pożądaną przez siebie rzecz.
Lecz jednak wraz z pochwyceniem go w rękę, wulkan zadrżał i ciało Krisa, wraz z gorącą lawą zostało odrzucone w górę. Chłopak krzyknął, zaczynając czuć, jak pulsujące ciśnienie rozwala mu czaszkę, więc szeroko otworzył oczy i krzyknął, jednak jego wrzask zagłuszył głuchy odgłos wybuchającego wulkanu.
Dobrze, że miał tak bystry wzrok, że zdążył zauważyć Tao, który potknął się i z krzykiem przerażenia oraz płaczem zaczął spadać z urwiska prosto w trąbę wulkaniczną. Mocno ścisnął wydobytą rzecz w jednym ręku, drugą w ostatniej chwili łapiąc spadającego w dół czarnowłosego, a gdy wulkan ogłosił swoje życie wybuchem, przyciągnął go bliżej siebie. Rozłożył skrzydła, otulając nimi Pandę niczym kombinezonem ochronnym i odbił się od lawy, a wraz z działaniem ciśnienia i sił grawitacji odbił się w bok i poleciał w dół. Nie krzyczał. Z jego ust, co i raz tylko wydobywały się ciche jęki, gdy uderzał ciałem o ostre skały i ranił się nimi. Robił fikołki na skałach, niczym prawdziwy akrobata, ostatecznie kończąc na trawie tuż obok miejsca, w którym wylała się i powoli zasychała ostatnia lawa.
Krzyknął i splunął krwią, jednak jego skrzydła nie otworzyły się długi czas.
Leżał tak bite kilka minut, nie czując drżącego ciała, które płakało, uwięzione w nim niczym małe dziecko. Nie otworzył skrzydeł, więc przytulony do niego Tao, sam musiał wydostać się na wolność. Odsunął jedno, ogromne skrzydło swojego smoka i popatrzył na niego z szeroko otwartymi oczami, jednak dalej nieprzytomnie.
- Co to było…? – mruknął pod nosem, a gdy dotarła do niego cała powaga tej sytuacji, z jego ust w jednej chwili wydał się głuchy i zduszony krzyk.
Zaczął machać rękoma, próbując obudzić swojego nieprzytomnego Smoka, jednak ten nie reagował. Całą sytuację pogorszył jednak fakt, że jedno skrzydło Krisa, którym ten uchronił go od upadku leżało kilka metrów dalej niż jego ciało. Tao pochylił się nad nim uderzając dłońmi w pierś, jednak chłopak nie reagował.
- Kris, nie rób mi tego! – pisnął i zalał się łzami.
Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że Smok uratował mu życie przez jego własną głupotę. To on naraził Krisa na niebezpieczeństwo i teraz ma tego efekty. Jego Smok leżał na ziemi bez jednego ze skrzydeł, a na dodatek był cały we krwi.
Pochylił się lekko, dotykając palcami jego jasnej twarzy i ściągnął dłonią krew, jaka zalegała mu w kąciku ust. Kilka kropli łez z jego policzków powoli kapało na twarz Smoka, jednak nie były one tak magiczne, jak w wielu bajkach, że zaraz Kris powinien wstać i powiedzieć: „wszystko w porządku Tao, nic mi nie jest”.  
Ujął chłopaka za twarz, próbując go obudzić, jednak dawało to marne efekty. Krzyknął tak głośno, że aż wszelkie ptaki i inne żyjątka pouciekały z drzew i krzaków, zostawiając ich dwójkę samą sobie. Chwilę zanosił się od płaczu, po czym położył się na klatce piersiowej Krisa i zamknął oczy.
- Wróć do mnie, mój Smoku, błagam – zaszlochał, zaciskając mocno oczy.
Jednak, gdy ponownie je uchylił i spojrzał w bok, coś jasnego odbiło się w świetle jego kryształu wiszącego na szyi. Zamrugał oczami, kompletnie nie wierząc temu, co właśnie zobaczył.

5 komentarzy:

  1. Waaaaaa yup ~! Ten rozdzialik chyba będzie moim ulubionym z tej serii ! Ileż tu się dzieje ! ;o O M G Krisusie ~! Głupi Tao jak zwykle nie myśli xDD Przez niego Krisek jest ranny i skrzydło mu dopadło O.o ... jakkolwiek to brzmi xD Nadal jakoś nie mogę sobie wyobrazić jak to skrzydło leży obok niego ... xD OMG Luhan, Sehun i Xiumin zaraz zginą, Kris jest ranny i nieprzytomny, Baekhyun, Chanyeol i Kai są pod władzą Chena, D.O zaraz wyschnie ... Cała nadzieja w tej jednej małej (głupiej <3) uroczej pandzie ... Jak to się skończy ?! Dobrze, że Smok zdążył wziąć ten kamień, bo inaczej to byłby ich definitywny koniec TToTT Tao musisz sobie sam poradzić i uratować ich wszystkich, a przede wszystkim twojego smoka <3. ~ (*O*) ~
    Jia Yo
    Hwaiting
    Fighting
    Powodzenia
    Na polskim ~! Wiem, że dasz sobie radę, będzie tak jak z angielskim, zobaczysz ~! Jia Yo ~!~!~! Wysyłam Tao jako twojego stróża, może ci coś podpowie ;3

    OdpowiedzUsuń
  2. ciekawie i przede wszystkim długo ! podziwiam ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. widzę bardzo dużo pracy wkładasz w pisanie ♥
    brawo!

    http://delavie-paula.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Prosze pisz dalej :* Nie rób Nam tego :(

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu