Tytuł: How to train your Dragon II
- Epilog
Typ: Seria
Gatunek: fluff
Paringi: ~~
Ostrzeżenia: raczej brak
Długość: 2745 słów
Notka autorska: Witam~ Troszkę Was okłamałam, że HTTYD2 będzie miało jeszcze jeden rozdział, jednak nie mogłam wykrzesać nic, co mogłoby zostać rozciągnięte na tak wiele. Z początku chciałam akcję z Baconem dać do oddzielnego rozdziału, ale było jej za mało, więc tak oto nastąpiła ta chwila. Przybyliśmy do epilogu mojego dziecka. Nadal nie mogę uwierzyć, że napisałam tego aż dwie części. To opowiadanie znaczy dla mnie naprawdę bardzo wiele, nie zdajecie sobie sprawy jakie ja przechodziłam wojny pisząc je, by było dopięte na ostatni guzik.
Mamy dziś 31 lipca, ostatni dzień pierwszego miesiąca wakacji, pomyślałam, że do idealny moment na pożegnanie się z tym opowiadaniem~
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną aż tutaj i mam nadzieję, że Was nie zawiodę, gdy zajmę się Szafirowym Lalkarzem i innymi opowiadaniami.
Chciałabym jeszcze podziękować Apple Chan, że była ze mną przez całe obie serie opowiadania, i dawała mi kopa, gdy nie chciało mi się pisać rozdziałów. Obiecałam Ci III część, ale nie dałoby rady jej napisać. Zamiast tego przyszykuję Ci małą niespodziankę~!
Żegnam się z Wami w ten oto gorący dzień i prawdopodobnie do zobaczenia we wrześniu. Muszę trochę odpocząć i napisać parę rozdziałów w przód. Trzymajcie się. <3
Typ: Seria
Gatunek: fluff
Paringi: ~~
Ostrzeżenia: raczej brak
Długość: 2745 słów
Notka autorska: Witam~ Troszkę Was okłamałam, że HTTYD2 będzie miało jeszcze jeden rozdział, jednak nie mogłam wykrzesać nic, co mogłoby zostać rozciągnięte na tak wiele. Z początku chciałam akcję z Baconem dać do oddzielnego rozdziału, ale było jej za mało, więc tak oto nastąpiła ta chwila. Przybyliśmy do epilogu mojego dziecka. Nadal nie mogę uwierzyć, że napisałam tego aż dwie części. To opowiadanie znaczy dla mnie naprawdę bardzo wiele, nie zdajecie sobie sprawy jakie ja przechodziłam wojny pisząc je, by było dopięte na ostatni guzik.
Mamy dziś 31 lipca, ostatni dzień pierwszego miesiąca wakacji, pomyślałam, że do idealny moment na pożegnanie się z tym opowiadaniem~
Dziękuję wszystkim, którzy dotrwali ze mną aż tutaj i mam nadzieję, że Was nie zawiodę, gdy zajmę się Szafirowym Lalkarzem i innymi opowiadaniami.
Chciałabym jeszcze podziękować Apple Chan, że była ze mną przez całe obie serie opowiadania, i dawała mi kopa, gdy nie chciało mi się pisać rozdziałów. Obiecałam Ci III część, ale nie dałoby rady jej napisać. Zamiast tego przyszykuję Ci małą niespodziankę~!
Żegnam się z Wami w ten oto gorący dzień i prawdopodobnie do zobaczenia we wrześniu. Muszę trochę odpocząć i napisać parę rozdziałów w przód. Trzymajcie się. <3
EPILOG
Wszyscy
przyjaciele spotkali się w Krainie Smoków, tam, gdzie tuż niedaleko wielkiego,
wysokiego i rozłożystego dębu znajdowało się syrenie jezioro. Mogli wreszcie
odpocząć i w spokoju zastanowić się nad każdą minioną sprawą i sytuacją, jaka
ich niedawno spotkała. Sehun wreszcie miał okazję porozmawiać ze swoim chmurnym
opiekunem Suho, i po raz pierwszy od bardzo długiego czasu, przytulić do siebie
Jednorożca – Lay, za którym tak bardzo, bardzo tęsknił. Czarnowłosy, niski
chłopak mocno objął Tęczowego Chłopca uśmiechając się od ucha do ucha.
- Piękna robota, chłopcy – powiedział sam do siebie Suho i zamachnął swoim płaszczem, tworząc dookoła przyjemny złoty pył, który wesoło unosił się w powietrzu ijednocześnie połączył się z zachodzącym słońcem, które powoli chowało się za horyzont – Nareszcie wszystko wróciło do normy…
- Wiem – Lay skinął głową i puścił Sehuna, który stanął obok nich w małym rządku – Ale to wszystko zasługa Tao i jego przyjaciół. Każdy z nich miał wielki wkład w to, by uratować nasz świat, który przeżył ogromne załamanie.
- Widać, że Baekhyun też jest szczęśliwy, ponieważ i on otrzymał swoją wymarzoną moc – dodał tęczowo-włosy i wskazał delikatnie palcem na szatyna – No spójrzcie tylko na niego.
Dwójka zerknęła ze wskazanym kierunku, i rozczuliła się widząc zaistniały obraz. Byun siedział na ziemi tuż obok Chanyeola, który opierał się beztrosko rękoma o trawę i obserwował zachód słońca. Chłopak jednocześnie bawił się małą ilością światła na swojej ręce, obserwując je z fascynacją. W jednej chwili Feniks objął go ramieniem i zaśmiał się pod nosem, co jednocześnie zawtórował mu przyjaciel. Spojrzeli na siebie, a rudowłosy wyciągnął dłoń i pstryknął palcami w chodzącego po policzku Baekhyuna, małym świetliku.
- Co mu zrobiłeś?! – spytał z wyrzutem szatyn, a wyższy chłopak poczochrał mu włosy dłonią – Zostaw mnie!
- Nie bądź taki nerwowy, mały – zaśmiał się Chanyeol i wstał, widząc, że nagle w ich stronę zaczął biec Luhan – O, Jelonek się za nami stęsknił!
Rzeczywiście, jasnowłosy podążał do dwójki przyjaciół, uśmiechając się od ucha do ucha. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, klapnął zadkiem na ziemi i spojrzał podekscytowany na Baekhyuna, łapiąc go jednocześnie za dłonie. Ten zaskoczony odsunął się nieco i uśmiechnął zakłopotany.
- Co się… - zaczął, jednak oczywiście szalony Lu mu przerwał.
- Zrób tak, żeby była noc!
Baekhyun zamrugał kilka razy oczami jednak blondyn nie miał zamiaru się poddać. Potrząsnął jego rękami i spojrzał wymownie w oczy.
- No dalej! Skoro władasz nad światłem, będziesz w stanie to zrobić – Luhan zmarszczył zabawnie nos i poruszał nim jakby był jakimś gryzoniem – No weeeź, bo chcę zobaczyć gwiazdy, a musi być ciemno.
- Ach, to o to chodzi… - mruknął rozbawiony i skinął głową – Nie wiem, czy dam radę, ale spróbuję.
- Musi się udać! – dodał dla otuchy Jelonek, na co Byun zaśmiał się.
Powoli wstał i wyprostował się, natomiast siedzący obok chłopcy odsunęli się na bezpieczną odległość. Kilka sekund później złapał głęboki oddech w płuca, który powoli wypuścił ze świstem i zamknął oczy. Położył dłoń na swojej piersi, mocno ścisnął palce na pozłacanej kamizelce i patrząc się poważnym wzrokiem na słońce, zamachnął ręką, kierując nią na gwiazdę i zaraz mocno opuszczając w dół.
- Jaaa… - zakrzyknął Lu, gdy to wszystko się mu udało.
Gwiazda w jednej chwili zniknęła, a na sklepieniu niebieskim pojawiła się tylko czerń i miliard białych, gwiezdnych punktów, które wesoło migotały w górze. Wszyscy zgromadzeni zerknęli na to dziwne zjawisko, a Chanyeol zaczął klaskać.
- No brawo, brawo, mój Baekhyunnie jest taaaaki silny!
- Co tu się stało, kurka jasna?! – krzyknął Chen, bo aż się potknął o brzeg, gdy chciał wyjść z wody, a zamiast tego uderzył w niego brodą i wpadł do środka jeziora – Aaach!
Kyungsoo spojrzał za nim i, gdy od razu zanurkował, złapał Chena za ramiona i podpłynął z nim do góry. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko i usiadł na brzegu patrząc zadowolony na przyjaciela, który jakoś nie miał zamiaru siadać na trawie.
- Widzę, że mamy bardzo szybką przemianę dnia w noc – zauważył i uśmiechnął się, jednak jego uśmiech szybko zszedł mu z twarzy – Kyungsoo, co się stało?
Czerwonowłosy był smutny i przygaszony. Nie wyskakiwał z jeziora, a jedynie podpierał się łokciami o brzeg, patrząc tym samym w dół. Chen dłuższą chwilę zastanawiał się, co mu się stało, jednak nic mu nie przychodziło do głowy.
- Kyung…
- Trochę szkoda, że nie mogę wyjść na brzeg i usiąść sobie obok ciebie, Chen – powiedział cicho, i zdawać by się mogło, że ciemnowłosy Syren od razu go zrozumiał.
- Się robi, Kyungsoo! – zasalutował i odwinął sobie z bioder pas.
W jednej chwili zrobiło mu się słabo, ponieważ nie mógł oddychać ziemskim powietrzem, bez pasa z glonów owiniętego na samej górze syreniego ogona. Zakręciło mu się w głowie, jednak za moment z uśmiechem podał przerwany na pół pas w rękę Kryngsoo, a swoją część owinął sobie dookoła nadgarstka. Zamrugał oczami, gdy zaczął czuć się lepiej i mógł normalnie oddychać, a Kyungsoo jakoś nie mógł uwierzyć w to, co zrobił dla niego Chen.
- Chen… - powiedział zaskoczony i podobnie do przyjaciela owinął prezentem nadgarstek.
- Co ty na to Kyungsoo, żeby coś ładnego zaśpiewać? – mrugnął do niego i uśmiechnął się od ucha do ucha, na co ten tylko ochoczo pokiwał głową.
- Niech będzie.
Obaj przybrali ludzkie postaci, wyskoczyli na brzeg i skinęli głową na Chanyeola, mówiąc mu o pomyśle, jaki wpadł im do głowy. Szybko, z pomocą Kaia naznosili trochę drewna i rozpalili duże ognisko, przy którym wszyscy usiedli, z potem Syrenowieponownie usiedli na brzegu i zaczęli śpiewać im jedną, śliczną, delikatną piosenkę, wymieniając się głosami co jedną linijkę.
You’re my Peter Pan, this world’s so lonely without you.
Let’s go back to our Neverland, our memories are there:
All the laughter, smiles, everything’s still there.
You’re always be my Peter Pan, no matter how long I have to stand,
I’ll wait here for you, because it’s not the end;
I know, I will meet you again.
Cała ósemka, która siedziała przy ognisku zaczęła klaskać i udawać, że także znają słowa i śpiewają, a także ciesząc się, że tak miło spędzają czas. Właśnie. Ósemka. Chen wraz z Kyungsoo siedzieli na brzegu jeziora i pożytkowali czas reszcie przyjaciół, natomiast Luhan i Sehun, dobre kilka minut siedzieli już na drzewie i wypatrywali spadającą gwiazdę, o której zobaczeniu, Jelonek marzył już tak długi czas. Oboje siedzieli na gałęzi, wspomagając sobie plecy inną znacznie masywniejszą, o którą się opierali, jednak Sehun trzymał na wszelki wypadek Luhana w pasie, by ten nie spadł.
- Jestem szczęśliwy, Sehunnie – powiedział Lu, a chłopak pociągnął go lekko dłonią za poroże.
Od ataków Chanyeola jedno z nich nieco się podpaliło, więc dzięki Tao i Krisowi udało się mu je oszlifować i nieco skrócić, do rozmiarów takich, jakie noszą młode jelenie. No cóż, wyglądał naprawdę uroczo.
- Wiem, w końcu wszystko wróciło do normy – przytaknął i spojrzał na dłonie Luhana, w których ten trzymał Kostkę Rubika i bawił się nią – Odzyskałeś swoją kostkę, zyskałeś nowych przyjaciół, czego chcieć więcej, Lu?
Jasnowłosy zaśmiał się krótko i lekko skinął głową, jednak dla niego to nie było wszystko. Wciąż nie spełniło się jego jedyne marzenie, które jak dotąd postawił sobie jako cel w swoim życiu, jednak wiedział, że musiał na nie poczekać. Uśmiechnął się smutno i westchnął, a Sehunowi oczywiście nie udało się nie zauważyć smutku w oczach przyjaciela. Sam również wiedział, z czym był on związany, ale w końcu postanowił coś z tym zrobić. Ujął dłoń Jelonka między swoje palce i drugą pokierował go w stronę nieba.
- Spójrz na gwiazdy – powiedział cicho – Co widzisz?
Luhan lekko drgnął i wytężył wzrok. Widział same migoczące punkty, które niemal mieniły się mu w oczach, co z biegiem kilku sekund stało się uporczywe. Mrugał oczami, dopatrywał się z utęsknieniem swojej spadającej gwiazdy, jednak chyba się już jej nie doczeka. Smutny opuścił głowę nieco w dół, tracąc jakiekolwiek nadzieje na to, gdy Sehun nagle pstryknął dość głośno palcami. Luhan instynktownie podniósł oczku ku niebu, i nagle wszystkie gwiazdy zawirowały mu przed oczami. Nie mógł w to uwierzyć, co to za dziwne zjawisko? Nagle jednak zaczął krzyczeć. Z jego prawej strony niczym najszybszy wóz lub zwierzę świata pędziła srebrnobiała kula, której ogon na niebie sięgał ze dwa metry długości itrzy szerokości. Gwiazda szybowała szybko przez sklepienie, a długi jęzor zostawiał na niebie białe, prawie że srebrne ślady, które ciągnęły się niczym jedna, ogromna linia. Jasnowłosy pisnął z radości i podskoczył na gałęzi, nie zważając na to, że uderzył się gałęzią w głowę.
- Sehunnie, gwiazda spadła! – krzyknął radośnie i odchylił się, spadając z krzykiem.
Miał szczęście, że trafił na Krisa, który zdążył go złapać w locie i nie pozwolił mu upaść.
- Co ty taki wesoły? – zaśmiał się krótko, a Lu zszedł z jego rąk, stając na ziemi.
- Po prostu spełniło się jedno z moich marzeń – powiedział speszony, a Kris pokiwał głową.
- I dobrze. Każdy powinien marzyć. Marzenia, mimo że są ulotne i kruche, gdy są wypowiadane z całego serca, spełniają się. Tak jak życzenia – powiedział, a wszyscy przyjaciele, łącznie z Sehunem wychylającym się zza drzewa przytaknęli.
Nigdy nie przestawaj marzyć i licz na swoich prawdziwych przyjaciół, ponieważ oni nigdy cię nie zawiodą. Prawdziwa przyjaźń jest niczym złoto. To najdroższy i najcenniejszy skarb jaki kiedykolwiek mógł posiadać każdy człowiek.
…a jakby tak spojrzeć na to z nieco innej strony…?
- Jak nabrudziłeś, to sprzątaj to, do jasnej ciasnej!
Pamiętacie zapewne, jak kilka rozdziałów wstecz dom Baekhyuna przeszedł totalne pobojowisko i był jedynie skupiskiem śmieci i połamanych luster oraz pseudo-mebli, a na dywanie, ktoś bardzo inteligentny pozostawił wielką, czarną plamę, ciągnącą się dość długo. Jak się później okazało, sprawcą tego całego zamieszania był Chen, który dość rozrabiał, będąc w swojej pierwotnej – złej postaci.
Teraz pochylał się ze szmatą między palcami i mrucząc coś pod nosem wycierał swój bałagan, a Baekhyun, ze zwycięskim uśmiechem stał nad nim z jakimś patykiem i pilnował, by wszystko dokładnie wyczyścił.
- Ale co ja ci zrobiłem?! – warknął i wycisnął ze szmatki wodę, która i tak już moczyła mu jego czarne, obcisłe rurki, w wielkiej mokrej kałuży – Nie byłem wtedy sobą!
- A co mnie to obchodzi?! Mogłeś się nie błaźnić i brudzić mi domu, to teraz nie musiałbyś czyścić mi dywanu! – dodał Baekhyun z przekonaniem, a Chen tylko burknął coś pod nosem po raz kolejny i zaczął żwawiej wycierać atrament. W sumie nawet teraz nie pamiętał jak to zrobił, jednak nie było to ważne. I tak czy siak musiał posprzątać.
W jednej chwili drzwi do domu Baekhyuna otworzyły się i do środka wpadł rozweselony Chanyeol. Śmiał się w głos, a widząc Chena klęczącego na podłodze, zdziwił się. Spojrzał na przyjaciela, to na czarnowłosego i uniósł brew.
- Nie wiem, co tu się stało, ale pozwól, że może ci pomogę, co ty na to ChenChen? – spytał ochoczo i zamykając drzwi do domu, wypuścił z tyłu pleców swoje skrzydła – Wysuszę mokrą podłogę!
- Chanyeol, ale…
Ogień buchnął. I tyle.
Dało się słyszeć cichy, ale bolesny pisk Baekhyuna oraz krzyk Chena uciekającego w popłochu przed atakującym go płomieniem. Chanyeol zadowolony zatarł ręce i pokiwał głową sam do siebie, uznając siebie za najlepszego sprzątacza ich świata. Zaklaskał w dłonie i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały dom jego i Baekhyuna był spalony, a Chen leżał przerażony pod jedynym filarem, który zachował się w kawałku.
- Oj – Feniks zaśmiał się nerwowo i odsunął o kilka kroków do tyłu – Baekhyunnie…
- Chanyeol – powiedział cichym, pustym głosem szatyn, nawet nie podnosząc głowy. Grzywka zasłoniła mu oczy, oraz lekko zaciskał i rozluźniał swoją rękę – Masz trzy sekundy na ucieczkę…
- PRZEPRASZAM! – krzyknął rudowłosy i jak zniknął, tak został po nim w „domu” tylko cichy świst wiatru.
Chen spojrzał na Baekhyuna kątem oka, chcąc położyć mu dłoń na ramieniu.
- Ej…
- Odczep się ode mnie! Nienawidzę was! – zirytowany uciekł gdzie pieprz rośnie i tak ślad również i po nim zaginął.
A Chen? Stwierdził, że pójdzie sobie popływać.
Feniks jak oddalił się od swojego „domu”, tak zaczął przemierzać krainy w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Wczoraj wesoło bawili się i świętowali swoje zwycięstwo, a dzisiaj dzień nie zapowiadał się już tak dobrze. Westchnął cicho i rozejrzał się, widząc jak niedaleko, jakaś postać podskakiwała pod drzewem, starając się ściągnąć drugą, leżącą w najlepsze na gałęzi. Gdy podchodził bliżej, zaczął ich rozpoznawać. To Kris leżał na gałęzi, a Tao miał do niego jakieś pretensje.
- No zejdziesz wreszcie?! – krzyknął po raz milionowy Tao, a Kris nawet nie zaszczycił go spojrzeniem – Mówię do ciebie, Ogoniasty!
- Nie widzisz tego, że odpoczywam? – spytał obojętnie, a Panda zaczął uderzać rękami w korę drzewa – Nigdzie stąd nie idę przez najbliższe dwa dni. Dość się nabiegałem, by uratować naszą krainę.
Tao zrezygnowany przesunął dłońmi po korze drzewa i przykleił się do niego swoją klatką piersiową. Jęknął pod nosem i opadł na kolana, nie zwracając uwagi, że z lewej strony drzewa leżał w najlepsze Kai i również spał. Chanyeol widząc przyjaciół podbiegł do nich w trybie szybkim, a że oczywiście, po raz kolejny nic dobrego mu nie wyszło, z krzykiem potknął się o Wilka i upadł twarzą na ziemię, nie kontrolując tego, że jego skrzydła buchnęły ogniem i podpaliły biedne drzewo, tym samym zrzucając z niego Krisa. Smok wybudzony z transu krzyknął i zleciał na ziemię, ponownie sprawiając, że Kai poczuł ból w każdej najmniejszej kości swojego ciała. Tao miał o tyle szczęścia, że udało mu się odskoczyć i nie dopadło go spotkanie z niemałą wagą cielska jego Smoka. Leżał na ziemi obok i przyglądał się, jak komicznie wyglądał ten obrazek. Kai przygniatany przez Krisa, a obok niego Chanyeol trzymający się za nos.
- Ej, chłopaki – zaczął cicho i kopnął górkę, w postaci Smoka i Wilka – W porządku…?
- Sobie odpocząłeś, ty głupi, obślizgły gadzie jeden, złaź ze mnie!! – no, oczywiście Kai nie byłby sobą, gdyby nie zaczął krzyczeć i się irytować – Mówię do ciebie!
Kris westchnął cicho i powoli ześlizgnął się z ciała poszkodowanego, dopiero teraz zauważając, że Xiumin, który pojawił się chwilę temu, patrzył na niego z prawdziwym mordem w oczach.
- Co zrobiłeś z moim drzewem, imbecylu?!
- To było twoje drzewo?! – krzyknął zaskoczony Smok, a Wiewiór zacisnął pięści.
- A czy ja mówię niewyraźnie? -widać było, że Xiumin chciał teraz wszystkich pozabijać wzrokiem -W dziupli tego drzewa schowałem sobie swoje orzechy. Nie wiem jak je urośniesz, ale masz mi je oddać!
Kris przerażony wściekłością tej uroczej wiewiórki wycofał się, i zaczął machać rękami, by jakoś się wytłumaczyć. Xiumin prychnął i odszedł od całej tej nienormalnej bandy, siadając gdzieś na środku trawy, udając, że nikt i nic go teraz nie obchodzi, ponieważ stracił wszystkie, zbierane przez te kilkanaście lat, orzechy. Widać było, że w te kilka sekund popadł w pierwsze stadium depresji, jednak, zaraz znalazł się przy nim Kyungsoo, siadając obok.
- Minnie, nie przejmuj się. W naszej grocie w jeziorze jest specjalna skrytka, gdzie mamy schowany cały worek orzechów – powiedział i położył mu dłoń na ramieniu.
Xiumin słysząc to podskoczył w szoku i stanął na równe nogi.
- I ty mi dopiero teraz o tym mówisz?! Nie umiem pływać, ale mało mnie to obchodzi! Chcę te orzechy!! – krzyczał, wymachując rękoma na wszystkie strony.
Kyungsoo załamał się, ponieważ on chciał dobrze, a tylko sprawił, że kolejny z ich bandy zaczął się kłócić.
Jednak była jeszcze jednak parka, która pożytkowała swój czas o wiele lepiej. Suho wraz z Jednorożcem siedzieli na wielkiej, puchowej, białej chmurze, i z dala obserwowali przyjaciół, którzy nie zachowywali się dość normalnie. Suho dopierał się rękoma z tyłu karku, a jedną nogę miał zarzuconą na drugą, natomiast leżący obok niego na brzuchu Lay obserwował ich z zainteresowaniem.
- Myślisz, że długo będą się tak jeszcze kłócić? – zapytał, a Suho wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale trochę przeraża mnie to, co widzę.
Jednorożec zaśmiał się pod nosem i spojrzał jeszcze bardziej w dół. Widać było, jak Xiumin zaczął kłócić się ponownie z Krisem, a Chanyeol wzleciał nagle ku górze, wypuszczając na boki swoje przeogromne skrzydła. Zasięg ich był tak wielki i szeroki, że ogień bardzo łatwo dosięgnął chmury, na której znajdowała się dwójka tych z nieba.
Ciepło spowodowało tyle, że chmura nagle, ot tak po prostu wyparowała, a Panowie Tęczowi z hukiem spadli na ziemię.
Wszyscy po uratowaniu świata mogli, w końcu być sobą, ale jednocześnie cieszyć się, że wraz z zakończeniem tej historii uratowali świat, który już dwa razy stanął na granicy zagłady. Zdziałali to tylko dzięki pracy zespołowej oraz temu, że nie przestali w siebie wierzyć. Panda, Smok, Feniks, Baekhyun, Jelonek, Tęczowy Chłopiec, Wilk, Wiewiór, dwójka Syrenów, Pan Kornik oraz Jednorożec przeżyli wiele, jednak od teraz mogli cieszyć się spokojem i wesoło spędzać resztę życia w swoim towarzystwie, w krainie, w której nikt nie umiera, a wiele rzeczy nie dzieje się przypadkowo.
- Piękna robota, chłopcy – powiedział sam do siebie Suho i zamachnął swoim płaszczem, tworząc dookoła przyjemny złoty pył, który wesoło unosił się w powietrzu ijednocześnie połączył się z zachodzącym słońcem, które powoli chowało się za horyzont – Nareszcie wszystko wróciło do normy…
- Wiem – Lay skinął głową i puścił Sehuna, który stanął obok nich w małym rządku – Ale to wszystko zasługa Tao i jego przyjaciół. Każdy z nich miał wielki wkład w to, by uratować nasz świat, który przeżył ogromne załamanie.
- Widać, że Baekhyun też jest szczęśliwy, ponieważ i on otrzymał swoją wymarzoną moc – dodał tęczowo-włosy i wskazał delikatnie palcem na szatyna – No spójrzcie tylko na niego.
Dwójka zerknęła ze wskazanym kierunku, i rozczuliła się widząc zaistniały obraz. Byun siedział na ziemi tuż obok Chanyeola, który opierał się beztrosko rękoma o trawę i obserwował zachód słońca. Chłopak jednocześnie bawił się małą ilością światła na swojej ręce, obserwując je z fascynacją. W jednej chwili Feniks objął go ramieniem i zaśmiał się pod nosem, co jednocześnie zawtórował mu przyjaciel. Spojrzeli na siebie, a rudowłosy wyciągnął dłoń i pstryknął palcami w chodzącego po policzku Baekhyuna, małym świetliku.
- Co mu zrobiłeś?! – spytał z wyrzutem szatyn, a wyższy chłopak poczochrał mu włosy dłonią – Zostaw mnie!
- Nie bądź taki nerwowy, mały – zaśmiał się Chanyeol i wstał, widząc, że nagle w ich stronę zaczął biec Luhan – O, Jelonek się za nami stęsknił!
Rzeczywiście, jasnowłosy podążał do dwójki przyjaciół, uśmiechając się od ucha do ucha. Gdy znalazł się wystarczająco blisko, klapnął zadkiem na ziemi i spojrzał podekscytowany na Baekhyuna, łapiąc go jednocześnie za dłonie. Ten zaskoczony odsunął się nieco i uśmiechnął zakłopotany.
- Co się… - zaczął, jednak oczywiście szalony Lu mu przerwał.
- Zrób tak, żeby była noc!
Baekhyun zamrugał kilka razy oczami jednak blondyn nie miał zamiaru się poddać. Potrząsnął jego rękami i spojrzał wymownie w oczy.
- No dalej! Skoro władasz nad światłem, będziesz w stanie to zrobić – Luhan zmarszczył zabawnie nos i poruszał nim jakby był jakimś gryzoniem – No weeeź, bo chcę zobaczyć gwiazdy, a musi być ciemno.
- Ach, to o to chodzi… - mruknął rozbawiony i skinął głową – Nie wiem, czy dam radę, ale spróbuję.
- Musi się udać! – dodał dla otuchy Jelonek, na co Byun zaśmiał się.
Powoli wstał i wyprostował się, natomiast siedzący obok chłopcy odsunęli się na bezpieczną odległość. Kilka sekund później złapał głęboki oddech w płuca, który powoli wypuścił ze świstem i zamknął oczy. Położył dłoń na swojej piersi, mocno ścisnął palce na pozłacanej kamizelce i patrząc się poważnym wzrokiem na słońce, zamachnął ręką, kierując nią na gwiazdę i zaraz mocno opuszczając w dół.
- Jaaa… - zakrzyknął Lu, gdy to wszystko się mu udało.
Gwiazda w jednej chwili zniknęła, a na sklepieniu niebieskim pojawiła się tylko czerń i miliard białych, gwiezdnych punktów, które wesoło migotały w górze. Wszyscy zgromadzeni zerknęli na to dziwne zjawisko, a Chanyeol zaczął klaskać.
- No brawo, brawo, mój Baekhyunnie jest taaaaki silny!
- Co tu się stało, kurka jasna?! – krzyknął Chen, bo aż się potknął o brzeg, gdy chciał wyjść z wody, a zamiast tego uderzył w niego brodą i wpadł do środka jeziora – Aaach!
Kyungsoo spojrzał za nim i, gdy od razu zanurkował, złapał Chena za ramiona i podpłynął z nim do góry. Czarnowłosy uśmiechnął się lekko i usiadł na brzegu patrząc zadowolony na przyjaciela, który jakoś nie miał zamiaru siadać na trawie.
- Widzę, że mamy bardzo szybką przemianę dnia w noc – zauważył i uśmiechnął się, jednak jego uśmiech szybko zszedł mu z twarzy – Kyungsoo, co się stało?
Czerwonowłosy był smutny i przygaszony. Nie wyskakiwał z jeziora, a jedynie podpierał się łokciami o brzeg, patrząc tym samym w dół. Chen dłuższą chwilę zastanawiał się, co mu się stało, jednak nic mu nie przychodziło do głowy.
- Kyung…
- Trochę szkoda, że nie mogę wyjść na brzeg i usiąść sobie obok ciebie, Chen – powiedział cicho, i zdawać by się mogło, że ciemnowłosy Syren od razu go zrozumiał.
- Się robi, Kyungsoo! – zasalutował i odwinął sobie z bioder pas.
W jednej chwili zrobiło mu się słabo, ponieważ nie mógł oddychać ziemskim powietrzem, bez pasa z glonów owiniętego na samej górze syreniego ogona. Zakręciło mu się w głowie, jednak za moment z uśmiechem podał przerwany na pół pas w rękę Kryngsoo, a swoją część owinął sobie dookoła nadgarstka. Zamrugał oczami, gdy zaczął czuć się lepiej i mógł normalnie oddychać, a Kyungsoo jakoś nie mógł uwierzyć w to, co zrobił dla niego Chen.
- Chen… - powiedział zaskoczony i podobnie do przyjaciela owinął prezentem nadgarstek.
- Co ty na to Kyungsoo, żeby coś ładnego zaśpiewać? – mrugnął do niego i uśmiechnął się od ucha do ucha, na co ten tylko ochoczo pokiwał głową.
- Niech będzie.
Obaj przybrali ludzkie postaci, wyskoczyli na brzeg i skinęli głową na Chanyeola, mówiąc mu o pomyśle, jaki wpadł im do głowy. Szybko, z pomocą Kaia naznosili trochę drewna i rozpalili duże ognisko, przy którym wszyscy usiedli, z potem Syrenowieponownie usiedli na brzegu i zaczęli śpiewać im jedną, śliczną, delikatną piosenkę, wymieniając się głosami co jedną linijkę.
You’re my Peter Pan, this world’s so lonely without you.
Let’s go back to our Neverland, our memories are there:
All the laughter, smiles, everything’s still there.
You’re always be my Peter Pan, no matter how long I have to stand,
I’ll wait here for you, because it’s not the end;
I know, I will meet you again.
Cała ósemka, która siedziała przy ognisku zaczęła klaskać i udawać, że także znają słowa i śpiewają, a także ciesząc się, że tak miło spędzają czas. Właśnie. Ósemka. Chen wraz z Kyungsoo siedzieli na brzegu jeziora i pożytkowali czas reszcie przyjaciół, natomiast Luhan i Sehun, dobre kilka minut siedzieli już na drzewie i wypatrywali spadającą gwiazdę, o której zobaczeniu, Jelonek marzył już tak długi czas. Oboje siedzieli na gałęzi, wspomagając sobie plecy inną znacznie masywniejszą, o którą się opierali, jednak Sehun trzymał na wszelki wypadek Luhana w pasie, by ten nie spadł.
- Jestem szczęśliwy, Sehunnie – powiedział Lu, a chłopak pociągnął go lekko dłonią za poroże.
Od ataków Chanyeola jedno z nich nieco się podpaliło, więc dzięki Tao i Krisowi udało się mu je oszlifować i nieco skrócić, do rozmiarów takich, jakie noszą młode jelenie. No cóż, wyglądał naprawdę uroczo.
- Wiem, w końcu wszystko wróciło do normy – przytaknął i spojrzał na dłonie Luhana, w których ten trzymał Kostkę Rubika i bawił się nią – Odzyskałeś swoją kostkę, zyskałeś nowych przyjaciół, czego chcieć więcej, Lu?
Jasnowłosy zaśmiał się krótko i lekko skinął głową, jednak dla niego to nie było wszystko. Wciąż nie spełniło się jego jedyne marzenie, które jak dotąd postawił sobie jako cel w swoim życiu, jednak wiedział, że musiał na nie poczekać. Uśmiechnął się smutno i westchnął, a Sehunowi oczywiście nie udało się nie zauważyć smutku w oczach przyjaciela. Sam również wiedział, z czym był on związany, ale w końcu postanowił coś z tym zrobić. Ujął dłoń Jelonka między swoje palce i drugą pokierował go w stronę nieba.
- Spójrz na gwiazdy – powiedział cicho – Co widzisz?
Luhan lekko drgnął i wytężył wzrok. Widział same migoczące punkty, które niemal mieniły się mu w oczach, co z biegiem kilku sekund stało się uporczywe. Mrugał oczami, dopatrywał się z utęsknieniem swojej spadającej gwiazdy, jednak chyba się już jej nie doczeka. Smutny opuścił głowę nieco w dół, tracąc jakiekolwiek nadzieje na to, gdy Sehun nagle pstryknął dość głośno palcami. Luhan instynktownie podniósł oczku ku niebu, i nagle wszystkie gwiazdy zawirowały mu przed oczami. Nie mógł w to uwierzyć, co to za dziwne zjawisko? Nagle jednak zaczął krzyczeć. Z jego prawej strony niczym najszybszy wóz lub zwierzę świata pędziła srebrnobiała kula, której ogon na niebie sięgał ze dwa metry długości itrzy szerokości. Gwiazda szybowała szybko przez sklepienie, a długi jęzor zostawiał na niebie białe, prawie że srebrne ślady, które ciągnęły się niczym jedna, ogromna linia. Jasnowłosy pisnął z radości i podskoczył na gałęzi, nie zważając na to, że uderzył się gałęzią w głowę.
- Sehunnie, gwiazda spadła! – krzyknął radośnie i odchylił się, spadając z krzykiem.
Miał szczęście, że trafił na Krisa, który zdążył go złapać w locie i nie pozwolił mu upaść.
- Co ty taki wesoły? – zaśmiał się krótko, a Lu zszedł z jego rąk, stając na ziemi.
- Po prostu spełniło się jedno z moich marzeń – powiedział speszony, a Kris pokiwał głową.
- I dobrze. Każdy powinien marzyć. Marzenia, mimo że są ulotne i kruche, gdy są wypowiadane z całego serca, spełniają się. Tak jak życzenia – powiedział, a wszyscy przyjaciele, łącznie z Sehunem wychylającym się zza drzewa przytaknęli.
Nigdy nie przestawaj marzyć i licz na swoich prawdziwych przyjaciół, ponieważ oni nigdy cię nie zawiodą. Prawdziwa przyjaźń jest niczym złoto. To najdroższy i najcenniejszy skarb jaki kiedykolwiek mógł posiadać każdy człowiek.
…a jakby tak spojrzeć na to z nieco innej strony…?
- Jak nabrudziłeś, to sprzątaj to, do jasnej ciasnej!
Pamiętacie zapewne, jak kilka rozdziałów wstecz dom Baekhyuna przeszedł totalne pobojowisko i był jedynie skupiskiem śmieci i połamanych luster oraz pseudo-mebli, a na dywanie, ktoś bardzo inteligentny pozostawił wielką, czarną plamę, ciągnącą się dość długo. Jak się później okazało, sprawcą tego całego zamieszania był Chen, który dość rozrabiał, będąc w swojej pierwotnej – złej postaci.
Teraz pochylał się ze szmatą między palcami i mrucząc coś pod nosem wycierał swój bałagan, a Baekhyun, ze zwycięskim uśmiechem stał nad nim z jakimś patykiem i pilnował, by wszystko dokładnie wyczyścił.
- Ale co ja ci zrobiłem?! – warknął i wycisnął ze szmatki wodę, która i tak już moczyła mu jego czarne, obcisłe rurki, w wielkiej mokrej kałuży – Nie byłem wtedy sobą!
- A co mnie to obchodzi?! Mogłeś się nie błaźnić i brudzić mi domu, to teraz nie musiałbyś czyścić mi dywanu! – dodał Baekhyun z przekonaniem, a Chen tylko burknął coś pod nosem po raz kolejny i zaczął żwawiej wycierać atrament. W sumie nawet teraz nie pamiętał jak to zrobił, jednak nie było to ważne. I tak czy siak musiał posprzątać.
W jednej chwili drzwi do domu Baekhyuna otworzyły się i do środka wpadł rozweselony Chanyeol. Śmiał się w głos, a widząc Chena klęczącego na podłodze, zdziwił się. Spojrzał na przyjaciela, to na czarnowłosego i uniósł brew.
- Nie wiem, co tu się stało, ale pozwól, że może ci pomogę, co ty na to ChenChen? – spytał ochoczo i zamykając drzwi do domu, wypuścił z tyłu pleców swoje skrzydła – Wysuszę mokrą podłogę!
- Chanyeol, ale…
Ogień buchnął. I tyle.
Dało się słyszeć cichy, ale bolesny pisk Baekhyuna oraz krzyk Chena uciekającego w popłochu przed atakującym go płomieniem. Chanyeol zadowolony zatarł ręce i pokiwał głową sam do siebie, uznając siebie za najlepszego sprzątacza ich świata. Zaklaskał w dłonie i dopiero teraz zdał sobie sprawę, że cały dom jego i Baekhyuna był spalony, a Chen leżał przerażony pod jedynym filarem, który zachował się w kawałku.
- Oj – Feniks zaśmiał się nerwowo i odsunął o kilka kroków do tyłu – Baekhyunnie…
- Chanyeol – powiedział cichym, pustym głosem szatyn, nawet nie podnosząc głowy. Grzywka zasłoniła mu oczy, oraz lekko zaciskał i rozluźniał swoją rękę – Masz trzy sekundy na ucieczkę…
- PRZEPRASZAM! – krzyknął rudowłosy i jak zniknął, tak został po nim w „domu” tylko cichy świst wiatru.
Chen spojrzał na Baekhyuna kątem oka, chcąc położyć mu dłoń na ramieniu.
- Ej…
- Odczep się ode mnie! Nienawidzę was! – zirytowany uciekł gdzie pieprz rośnie i tak ślad również i po nim zaginął.
A Chen? Stwierdził, że pójdzie sobie popływać.
Feniks jak oddalił się od swojego „domu”, tak zaczął przemierzać krainy w poszukiwaniu swoich przyjaciół. Wczoraj wesoło bawili się i świętowali swoje zwycięstwo, a dzisiaj dzień nie zapowiadał się już tak dobrze. Westchnął cicho i rozejrzał się, widząc jak niedaleko, jakaś postać podskakiwała pod drzewem, starając się ściągnąć drugą, leżącą w najlepsze na gałęzi. Gdy podchodził bliżej, zaczął ich rozpoznawać. To Kris leżał na gałęzi, a Tao miał do niego jakieś pretensje.
- No zejdziesz wreszcie?! – krzyknął po raz milionowy Tao, a Kris nawet nie zaszczycił go spojrzeniem – Mówię do ciebie, Ogoniasty!
- Nie widzisz tego, że odpoczywam? – spytał obojętnie, a Panda zaczął uderzać rękami w korę drzewa – Nigdzie stąd nie idę przez najbliższe dwa dni. Dość się nabiegałem, by uratować naszą krainę.
Tao zrezygnowany przesunął dłońmi po korze drzewa i przykleił się do niego swoją klatką piersiową. Jęknął pod nosem i opadł na kolana, nie zwracając uwagi, że z lewej strony drzewa leżał w najlepsze Kai i również spał. Chanyeol widząc przyjaciół podbiegł do nich w trybie szybkim, a że oczywiście, po raz kolejny nic dobrego mu nie wyszło, z krzykiem potknął się o Wilka i upadł twarzą na ziemię, nie kontrolując tego, że jego skrzydła buchnęły ogniem i podpaliły biedne drzewo, tym samym zrzucając z niego Krisa. Smok wybudzony z transu krzyknął i zleciał na ziemię, ponownie sprawiając, że Kai poczuł ból w każdej najmniejszej kości swojego ciała. Tao miał o tyle szczęścia, że udało mu się odskoczyć i nie dopadło go spotkanie z niemałą wagą cielska jego Smoka. Leżał na ziemi obok i przyglądał się, jak komicznie wyglądał ten obrazek. Kai przygniatany przez Krisa, a obok niego Chanyeol trzymający się za nos.
- Ej, chłopaki – zaczął cicho i kopnął górkę, w postaci Smoka i Wilka – W porządku…?
- Sobie odpocząłeś, ty głupi, obślizgły gadzie jeden, złaź ze mnie!! – no, oczywiście Kai nie byłby sobą, gdyby nie zaczął krzyczeć i się irytować – Mówię do ciebie!
Kris westchnął cicho i powoli ześlizgnął się z ciała poszkodowanego, dopiero teraz zauważając, że Xiumin, który pojawił się chwilę temu, patrzył na niego z prawdziwym mordem w oczach.
- Co zrobiłeś z moim drzewem, imbecylu?!
- To było twoje drzewo?! – krzyknął zaskoczony Smok, a Wiewiór zacisnął pięści.
- A czy ja mówię niewyraźnie? -widać było, że Xiumin chciał teraz wszystkich pozabijać wzrokiem -W dziupli tego drzewa schowałem sobie swoje orzechy. Nie wiem jak je urośniesz, ale masz mi je oddać!
Kris przerażony wściekłością tej uroczej wiewiórki wycofał się, i zaczął machać rękami, by jakoś się wytłumaczyć. Xiumin prychnął i odszedł od całej tej nienormalnej bandy, siadając gdzieś na środku trawy, udając, że nikt i nic go teraz nie obchodzi, ponieważ stracił wszystkie, zbierane przez te kilkanaście lat, orzechy. Widać było, że w te kilka sekund popadł w pierwsze stadium depresji, jednak, zaraz znalazł się przy nim Kyungsoo, siadając obok.
- Minnie, nie przejmuj się. W naszej grocie w jeziorze jest specjalna skrytka, gdzie mamy schowany cały worek orzechów – powiedział i położył mu dłoń na ramieniu.
Xiumin słysząc to podskoczył w szoku i stanął na równe nogi.
- I ty mi dopiero teraz o tym mówisz?! Nie umiem pływać, ale mało mnie to obchodzi! Chcę te orzechy!! – krzyczał, wymachując rękoma na wszystkie strony.
Kyungsoo załamał się, ponieważ on chciał dobrze, a tylko sprawił, że kolejny z ich bandy zaczął się kłócić.
Jednak była jeszcze jednak parka, która pożytkowała swój czas o wiele lepiej. Suho wraz z Jednorożcem siedzieli na wielkiej, puchowej, białej chmurze, i z dala obserwowali przyjaciół, którzy nie zachowywali się dość normalnie. Suho dopierał się rękoma z tyłu karku, a jedną nogę miał zarzuconą na drugą, natomiast leżący obok niego na brzuchu Lay obserwował ich z zainteresowaniem.
- Myślisz, że długo będą się tak jeszcze kłócić? – zapytał, a Suho wzruszył ramionami.
- Nie wiem, ale trochę przeraża mnie to, co widzę.
Jednorożec zaśmiał się pod nosem i spojrzał jeszcze bardziej w dół. Widać było, jak Xiumin zaczął kłócić się ponownie z Krisem, a Chanyeol wzleciał nagle ku górze, wypuszczając na boki swoje przeogromne skrzydła. Zasięg ich był tak wielki i szeroki, że ogień bardzo łatwo dosięgnął chmury, na której znajdowała się dwójka tych z nieba.
Ciepło spowodowało tyle, że chmura nagle, ot tak po prostu wyparowała, a Panowie Tęczowi z hukiem spadli na ziemię.
Wszyscy po uratowaniu świata mogli, w końcu być sobą, ale jednocześnie cieszyć się, że wraz z zakończeniem tej historii uratowali świat, który już dwa razy stanął na granicy zagłady. Zdziałali to tylko dzięki pracy zespołowej oraz temu, że nie przestali w siebie wierzyć. Panda, Smok, Feniks, Baekhyun, Jelonek, Tęczowy Chłopiec, Wilk, Wiewiór, dwójka Syrenów, Pan Kornik oraz Jednorożec przeżyli wiele, jednak od teraz mogli cieszyć się spokojem i wesoło spędzać resztę życia w swoim towarzystwie, w krainie, w której nikt nie umiera, a wiele rzeczy nie dzieje się przypadkowo.
Świetny epilog *o*
OdpowiedzUsuńChce już kolejny sezon ♥
Wow super nie źle sie ubawiłam :)
OdpowiedzUsuń'hahhaah super epilog :D
OdpowiedzUsuńMam do Ciebie pytanie zamierzasz dokończyć "Vilish madness of the lost soul" ?? ;* bo mam szczerą nadzieję że tak :D
Czytam twojego bloga nałogowi. Jest meega!! Czekam na następną serię *-* weny życzę!! :>>
OdpowiedzUsuń