Blog z opowiadaniami yaoi z zespołami z koreańskiego popu, poświęcony w większości fanfiction o zespole EXO. Większość tylko z tej tematyki, ale jestem pewna, że trafi się również coś innego. Nie lubisz, nie czytaj.

Siedem dni - sequel.



Tytuł: Siedem dni.
Typ: Sequel.
Gatunek: General
Paringi: BaekYeol, SeKai
Ostrzeżenia: nie wiem, nie ma.
Długość: 3771 słów
Notka autorska: Na wstępnie od razu chcę zaznaczyć, że ten fanfick nie jest prawdziwym zakończeniem Siedmiu dni. Jest to tylko alternatywa dla tych, których zakończenie prawdziwe przygnębiło. Nie bierzcie go jako zakończenie prawdziwe. Tyle.
A teraz ode mnie macie tylko kilka słów. Japierdzielęjakmisisęspaćchce.
Ogólnie jestem zadowolona, ale tak zmęczona, że o ja pierdzielę. Mam nadzieję, że się podoba. ^^
Dziękuję za 14 komentarzy pod poprzednim BaekYeolem. Pewnie pojawi się druga część jako następna. Oby komentarzy tylko przybywało~! :3

Dziękuję wszystkim, kocham Was. <3
+ przepraszam za błędy, nie mam siły.



Nie wiem. Nie potrafię określić, co czuję w aktualnym momencie. Pustkę? Złość? A może żal? A co to znaczy? Jakie znacznie posiadają te słowa, które właśnie wymieniłem? Nie wiem. Nie wiem nic.

Dlaczego widzę ciemność? Nie wiem. Dlaczego nie czuję tego, jak kciukiem własnej dłoni, nieco drżąco i niepewnie pocieram swój nadgarstek? Nie wiem. Wiem, że tak jest, jednak ja tego nie czuję. Nie mogę. Dlaczego nie słyszę bicia własnego serca? Gdzie te lekkie, nieco smętne, bo strasznie powolne uderzenia delikatnego mięśnia w mojej piersi? Nie wiem. Dlaczego nie oddycham? Dlaczego do jasnej cholery nie czuję, że żyję?!

Baekhyun, kochanie...

Co?

Co słyszę? Czemu ja w ogóle...? Skąd ten głos odbija się nagle w mojej głowie, przecież ja nie powinienem nic czuć?! Podnoszę głowę, siadając i nagle widzę, że jestem otulony dokoła przez jednobarwną, starszliwą ciemność. Oczy mnie bolą, ale nic nie mówię. Moje usta wydają się być jedną wielką kopalnią piasku i spierzchnięte nie potrafią nawet drgnąć. Skąd więc pojawia się u mnie możliwość na czucie czegokolwiek? Nie wierzę. Wciąż spoglądam przed siebie, topiąc oczy w otaczającej mnie dokoła ciemności i wyciągam rękę w przód.

Zimno.

To jedyne co drażni skórę mojej dłoni. Cofam ją prędko z powrotem w swoją stronę i trzymam teraz przy klatce piersiowej. Nie czuję nic. Żadnego ciepła, jakie teoretycznie powinno przelewać się przez moje ciało niczym gorąca, parząca woda znajdująca się w kranie, czy w czajniku. Ale ja nie czuję.

Baekhyun-hyung...

Nie czuję nic, prócz bólu. Wiem, co to jest ból. Tego niegdyś doświadczałem, ale teraz nie czuję nic, prócz właśnie tego. To uczucie niemalże rozsadza mój umysł na kawałki, drażniąc każdy jeden nerw i zmuszając, bym zaczął płakać. A co to płacz? To te okropne, szkliste kropelki, co czasem mają w zwyczaju spływać po policzkach, kiedy ktoś robi ci krzywdę? Tak, to jest właśnie to? Unoszę ręce nieco na wysokość swojej twarzy i kiedy przykładam do niej palce, czuję, jak ich opuszki wilgotnieją. Drgam. Moje oczy poszerzają się do rozmiaru wielkich talerzy, a gardło zaczyna mówić mi, że chce krzyczeć. Czy ja właśnie płaczę?!

Oppa...

Kulę się w postać małej, bezbronnej kulki, a drżącymi z przejęcia dłońmi zaciskam mocny, ale stanowczy uścisk na swoich włosach. One są miękkie. Są... Moje. Dalej czuję, jak płaczę. Ja naprawdę to robię?! Słyszę nawet, jak krople z głośnym, żrącym mój umysł hukiem odbijają się w mojej podświadomości. Puk, puk. Puk, puk. Otwieram zaciśnięte z bólu oczy, bo już nie wytrzymuję i jak przez mgłę widzę te małe, lśniące kryształki, które nazywane miały być łzami tuż pod swoimi nogami. I co? Jak reaguję? Nijak, bo nie umiem. Ale... Co to znaczy? Czuję, jakby jakaś iluzja optyczna uderza w każdy mój nerw w mózgu, a te krople są tylko wytworem mojej wyobraźni. Zaraz... Ale, jak?! Z przejęcia odsuwam się w jakąś jedną wybraną stronę i nagle po prostu czuję pod plecami coś twardego. Gładkiego. Moje ciało drży. Czuję to. Ale jakim cholernym prawem to się dzieje? Ja reaguję! Ja czuję!

Znów. Łzy. Lecą po policzkach, jak szalone, uderzając z impetem o pogłodę, a ja czuję. Czuję je! Macham rękoma na wszystkie strony, ponownie unosząc głowę, a kiedy spoglądam przed siebie, widzę. Ja widzę! Na mojej twarzy nagle, jak znikąd pojawia się szeroki uśmiech, przez który niemal boli mnie cała twarz i szczęka, ale ja to czuję!
Czuję, że się uśmiecham!

Przestaję drżeć.

Przykładam ręce do swojego torsu i nagle nie wiadomo skąd do rąk przedostaje się niewyobrażalne ciepło. Cały wewnętrzny lód znika. Płaczę.

Baekhyunnie, chodź...

A potem wydaję z ust niemy, ale długi krzyk i ponownie zapada mroczna ciemność.

*

Z ciężkością otwieram oczy, czując, jak okropnie mocno pulsuje mi głowa. Wciąż wydaje mi się, że moje oczy są jednym, wielkim, tłustym zlepkiem dziwnej substancji i kompletnie nie widzę nic przez tą mgłę, która znajduje się dokoła. Wydaje mi się, że mam przed oczami okropną jasność, jednak nie jestem dokładnie pewien, co widzę. Z moich ust wykrada się jedynie głuchy i nieco przytłumiony jęk, a dziwnie odrętwiałe palce u rąk, powoli na nowo pozwalają mi posiadać w nich czucie. Coś mnie denerwuje. Jakieś okropne hałasy walą się do mojego umysłu niczym stado koni i powoduje to jedynie fakt, że chce mi się płakać. Ten hałas jest nie co zniesienia. Coraz głośniej, coraz bardziej, coraz mocniej... czuję, jak mnie rozsadza.

Ej, chwila! Ja czuję?!

Co...?!

Podnoszę się pędem ze łóżka, na którym, o dziwo się nagle znajduję i rozglądam bacznie dokoła. Oczy poszerzają mi się w pustym, ale tak bolesnym zaskoczeniu, ponieważ mam wrażenie, że już gdzieś to miejsce widziałem. Patrzę w lewo – okno. Nie zwracam na niego zbytnio uwagi, póki nie dociera do mnie, że to okno... ono...

Drgam.

Patrzę w prawo – tuż koło mojej dłoni znajduje się brązowa, mała nocna szafka, na której widzę, że coś leży.

Ponownie drgam. Moje dłonie same zaczynają się trząść, a je nie potrafię opanować swoich łez. Nie przejmuję się już tym cholernym, irytującym mnie hałasem, tylko wyciągam rękę, by pochwycić przedmiot, jaki leży właśnie na wspomnianej wcześniej szafce. Czuję pod opuszkami gładką powierzchnię, a kiedy podsuwam pod bliżej siebie lekki jak piórko przedmiot, mam wrażenie, że mój organizm zaraz eksploduje. Zbiera mi się na odruchy wymiotne.

Pamiętam! Ja...

Patrzę na zdjęcie i widzę tam dwie osoby. Uśmiechającą się szeroko, brązowowłosą dziewczynę, a za nią stojącego chłopaka o rudych, pięknych lokach. Obejmuje ją w pasie, a jego śliczne, brązowe oczy w połączeniu z szerokim, wesołym uśmiechem przyprawiają mnie o nagłe, niewyjaśnione palpitacje serca. Coś kapie na to zdjęcie. To moje łzy. Zaciskam mocno pięść, nie potrafiąc pojąć tego, co właśnie widziałem. Moje oczy same się zamykają, a ze mnie wydobywa się szloch. Cichy, smutny, pełen goryczy szloch.

Ten hałas na nowo staje się tak cholernie uciążliwy. Czuję, że mnie boli. Boli mnie serce. Zaciskam palce z całej siły na swoim torsie, ale nie wyczuwam tam materiału koszulki. Otwieram oczy i patrzę na siebie, po czym z impetem odrywam znajdujące się przy mnie okropne kable oraz dziwne, cholerne plastry. Wiem, że znów zbiera mi się na odruchy wymiotne, ale staram się to powstrzymać. Hałas nie ustaje, a wręcz nasila się znacznie mocniej. Czy ja jestem... w szpitalu?!

Drżącą ręką już łapię ostatni plaster na swoim przedramieniu by zerwać go i wiedzieć, że nic już nie będzie mnie obciążać , kiedy nagle zmieniam się w kompletny kamień, nie mając najmniejszej możliwości, by ruszyć chociaż palcem. Słyszę kroki, a całe moje ciało oblewa pot. Wbijam przerażony, zapłakany wzrok przed siebie, a w pomieszczeniu nagle po prostu pojawia się niska dziewczyna o kasztanowych, prostych włosach w niebieskim, lekarskim fartuszku oraz czepku na głowie i po prostu patrzy się na mnie. Prosto w moje oczy.

Jej spojrzenie w jednej chwili przepełnia strach, a usta drżą w górę i dół, po czym widzę, że po jej policzkach płyną łzy.

"Oppa" – słyszę, i w jednym momencie kobieta wybiega z pomieszczenia.

Patrzę na to osłupiały, a jej kroki coraz bardziej zagłuszane zostają przez pojawiającą się powoli grobową ciszę. Nie rozumiem. Spoglądam jeszcze dłuższy moment przed siebie, kiedy nagle w mojej głowie jak prześwit, niczym wielki strzał, pojawia się twarz tej samej kobiety, tylko że ona patrzy się na mnie z latarką na czole, a ja osłupiały mam wrażenie, że przypomina zjawę.

Trzęsę głową i znów to widzę. Widzę ją. Nie posiada oczu, a ja przerażony krzyczę, nie wiedząc, co się dzieje, po czym później znajduję się w budynku. Obskórnym, brzydkim, gnijącym budynku, który i tak wiem, że znam!

"Wierzgam nogami, kiedy okazuje się, że przed sobą mam światło latarki.

- Przepraszam pana, wszystko w porządku? - wybałuszam oczy mrużąc je, kiedy napotykam światło, a potem czuję, jak czyjaś delikatna dłoń szarpie mnie, bym wstał.

(...)

Kobieta wcale nie jest trupem, tylko uroczą, młodą pielęgniarką. Uśmiecha się do mnie.

- Nazywam się Kim Hoyrin, w czym mogę panu pomóc?"

Wybałuszam oczy jeszcze szerzej, a z moich płuc wydobywa się jedynie głuchy, smutny, ale bardzo głośny krzyk, po czym wstaję. Na ślepo pędem podbiegam do drzwi, trzaskając nimi i uciekam z tego miejsca jak najszybciej się tylko da. Czemu te cholerne obrazy nie chcą dać mi spokoju?!

Wychodzę na wielki i długi, ale pusty korytarz. Czuję, jak kręci mi się w głowie i po kilku krokach w przód osuwam się bez sił do jednej ze ścian, niemal drżącymi palcami łapiąc się jej gładkiej powierzchni, ale to nic nie daje, bo nie posiadam żadnej możliwości utrzymania ciała, więc opadam z hukiem na zimne, szpitalne kafelki. W mojej głowie tworzy się coś, w rodzaju mętliku i zaczyna mnie tak potwornie boleć, że formuję swoje ciało w postać kokonu, ale nie wydaję z siebie żadnego pisku. Ponownie czuję łzy, ale staram się je dzielnie zwalczyć.

To za dużo, jak na mnie, za dużo.

- Baekhyun-hyung?! Co ty tu... - unoszę głowę, a moje oczy poszerzają się jeszcze bardziej niż wcześniej.

Widzę przed sobą mojego tęczowego przyjaciela Sehuna. Jego włosy zawsze śmieszą mnie, kiedy mam przed oczami tą tęczę. Uroczy dzieciak. Wydaje mi się taki beztroski, a jego wygląd tylko dodaje mu uroku. Jednak teraz on patrzy się na mnie z przerażeniem, które idealnie potarfię odczytać z jego twarzy, ale nie mogę się nawet ruszyć o milimetr. Kłapię ustami, jak ryba bez wody, a chłopak bez żadnego słowa po prostu obejmuje mnie mocno w ramionach i siada między kolanami przytulając się. Jednak ja, nie unoszę dłoni. Nie mogę. Ponownie czuję łzy. Pochylam głowę, a po chwili widzę, jak w moją stronę biegnie jeszcze jeden chłopak. Ma ciemne włosy i dość duże wargi. Widzę go pierwszy raz na oczy, jednak nie zwracam uwagi na niego, bowiem słowa Sehuna, jakie wypowiada, powodują, że zaczynam w środku palić się żywym ogniem bólu i zniszczenia.

- Hyung! Co ty tu robisz, pytam?!

"- Hyung! Co ty tu robisz? - otwierając drzwi, Sehun na milion procent nie spodziewa się za nimi mnie. (...) Hyung, obiecaj mi, że wrócisz... Że jak znów tam pójdziesz, to wrócisz. - mówi cicho speszony i wstaje z łóżka kładąc się bez słowa na rozłożonej po drugiej stronie kanapie."

Spoglądam na chłopaka nie mogąc nic z siebie wykrztusić, i kiedy właśnie te kolejne, dziwne myśli rozwalają mój umysł na kawałki, ponownie krzyczę, a z moich oczu płyną łzy. To za dużo. Nie, ja nie chcę. Sehun przerażony odsuwa się ode mnie, machając bezradnie rękoma, a chłopak, który jeszcze chwilę temu biegł w naszą stronę, teraz stoi obok i razem z Sehunem łapią mnie za ramiona, podciągając ku górze. Wyrywam się krzycząc, płaczę, proszę, ale oni nie przestają.

Skąd nagle ponownie mam tyle siły, skoro...

Nie wiem.

- Puśćcie mnie, puśćcie, proszę! - szarpię rękoma, które i tak są przez nich unieruchomione i wydaje mi się, że obaj w tym momencie uważają mnie za wariata. - Puśćcie...

Zero reakcji. Po moim kilkusekundowym szarpaniu nic się nie dzieje. Czuję, jak moje nogi robią się jak z waty i szuram nimi po szpitalnej podłodze. Czyżbym tracił siły? Czyżbym nie mógł pociągnąć więcej? Zwieszam głowę i ponownie po moim policzkach płyną słone łzy. Słyszę delikatny, jak śpiew ptaków szept Sehuna, więc przygryzam wargę i nawet nie reaguję na to, że położył mi jedną z dłoni na głowie.

Znów nie czuję. Nie czuję nic.

- Chodź Baekhyun-hyung. Razem z Jonginem zaniesiemy cię do twojej sali szpitalnej. - słyszę i jedynie delikatnie poruszam ustami nie przestając ślepo wbijać oczu w podłogę. Tak, jakbym właśnie w niej szukał odpowiedzi na wszystkie pytania, jakie zebrały się przez tą krótką chwilę w mojej głowie. - Cieszę się, że wróciłeś. Nawet nie wiesz, jak tęskniłem.

Wróciłem... skąd?

Nie mogę nawet podnieść głowy, mam wrażenie, jakby całe moje ciało w jednej chwili zamiast się szarpać i rzucać, to po prostu odmawia mi posłuszeństwa.

Dociera do mnie, że Sehun i ten jakiś tam Jongin, którego tak szczerze pierwszy raz widzę na oczy, zaciągają mnie z powrotem do mojego łóżka. Czuję pod plecami miękki materac i kątem oka widzę, jak pielęgniarka, jaką spotkałem wcześniej, stara się uspokoić piszczące urządzenie, do którego byłem przypięty wcześniej.

Wzdycham, zamykając oczy i uśmiecham się, kiedy dłoń Sehuna zaciska się palcami z tą moją. Mimo że nie widzę, że to on, potrafię wyczuć idealnie, jak delikatna jest jego skóra. W końcu przyjaźnimy się ze sobą już dużo czasu, więc ten chłopak stał się dla mnie niczym młodszy brat.

- Sehun-ah, zaraz wrócę - słyszę nieznany mi głos, więc prędko otwieram oczy, z przerażeniem podnosząc głowę, ale kiedy Sehun kładzie mi rękę na ustach i uśmiecha się do mnie, chcąc nie chcąc, znów ją opuszczam – Pilnuj go. To spotkanie może być... niechciane.

Wciąż spoglądam na młodszego, który jakby tłumaczy mi, że mam się niczego nie bać, że wszystko będzie w porządku i żebym nie krzyczał. Czego mam się nie bać, o co chodzi? Mówi, że puści moje usta, ale mam siedzieć cicho. Kiwam głową i znów leżę spokojnie, a Sehun buja się na boki, nie mogąc pozbyć uśmiechu z twarzy. Patrzę na niego z podniesioną brwią, i kiedy chcę już coś powiedzieć, ten przykłada palec do swoich ust, przez co automatycznie milknę.

- Ćśś, nie mów nic, hyung. Po prostu poczekaj.

Dziesięć. Piętnaście. Dwadzieścia minut, a Jongin nie wraca. Widzę, jak Sehun zaczyna się zamartwiać, więc sam znudzony czekaniem i tą cholerną niepewnością, wstaję i idąc powolnymi krokami, zaczynam rozglądać się po pomieszczeniu. Podchodzę do lustra i patrzę w swoje odbicie – oczy podkrążone, opuchnięte od płaczu, a włosy poczochrane i odstające na wszystkie strony. Wzdychan cicho i płuczę twarz zimnym strumieniem wody, który ma mnie orzeźwić, jednak to nic nie daje. Opieram dłonie na zlewie, mocno zaciskając na nim palce.

To boli, tak boli.

- Baekhyun-hyung...? - Sehun podchodzi do mnie, przystając tak, że widzę nasze obie twarze w lustrze i ponownie zaciska uścisk naszych dłoni razem.

- Sehun-ah, proszę powiedz, co tu się dzieje? Czemu ja jestem w szpitalu, ja nic nie rozumiem... - pytam, ale nie otrzymuję chociażby najmniejszego szeptu.

Chłopak spogląda na mnie ze zsuniętymi mocno na czole brwiami.

- Naprawdę nic nie pamiętasz, hyung? Nic a nic?

- Co ja mam pamiętać? Sehun-ah, proszę, nie baw się ze mną i powiedz, o co w tym wszystkim chodzi! - mam już dość.

W pewnym momencie mam po prostu kompletnie dość, że jakieś dziwne obrazy przejawiają się w mojej głowie, a ja kompletnie nie wiem, skąd one się biorą. Czy ja je już przeżyłem? A może to jakiś sen? Nie wytrzymuję. Odpycham od siebie tęczowego, a ten z jękiem opada na podłogę. Nie przejmuję się. Niczym. Na obolałych nogach kuśtykam w stronę otwartego okna (a diabli wie, co mnie tam niesie) i opieram dłonie na parapecie. W jednej chwili po moim ciele przechodzi okropny dreszcz, a ciało wydaje się mnie palić. Spoglądam przed siebie, kręci mi się w głowie, a promienie słońca wpdające spomiędzy zasłon rażą moje oczy.

Boli.

Dlaczego, kiedy patrzę za szklaną szybę, czuję, jakby coś chciało mnie wewnętrznie zabić? Nie słyszę nic. Nie widzę tego, jak Sehun mnie nawołuje, a jedyne co robię, to opieram dłoń na rączce od otwierania okna i przekręcam ją. Plastikowa rama z szybą odchyla się, a ja otwieram oczy, czując jak słońce pali moją skórę. Czuję, że latam.
Skąd nagle ta dziwna wolność?

- Hyung! Przestań! - słyszę krzyk Sehuna, ale nie reaguję. - Baekhyun, nie rób tego!

Cały ból nagle znika, mam wrażenie, że ponownie jestem wolny i lekki niczym piórko. Uśmiecham się, kolano układając na znajdującym się obok krześle i już chcę wyfrunąć niemal jak ptak z tego miejsca, kiedy moje uszy ponownie przeżywają agonię, krwawiąc i wyżerając wszelkie emocje w środku mnie.

Boli.

"- Chciałeś wyjść beze mnie? Oj nie ładnie, hyung, nie ładnie. Nigdzie nie pójdziesz. - mówi mi wyższy prosto do ucha, a ja nie wiem, czym dokładnie spowodowane są dreszcze na moim ciele. Strachem, czy... - Nie możesz nigdzie pójść. Przecież mnie... (...)"

Tak bardzo boli.

Znów płyną łzy.

Wystarczy, że jedynie słyszę kroki, to widzę, jak bardzo jestem słaby. Wiem, kto tam jest, nie muszę na niego patrzeć. Odwracam się na pięcie, a przede mną nagle pojawia się jego twarz. Widzę te wielkie, brązowe oczy wpatrujące się we mnie z dziwnym strachem, a ja nie mogę się poruszyć. Moje ciało w jednym momencie traci siłę, pozwalając, by nogi ugięły mi się w kolanach, po czym czuję, jak upadam. Uderzam nogami o podłogę i w tym samym momencie na wskroś przeszywa mnie okropny ból, który jednocześnie jest nie tylko w nogach, ale i w okolicy serca. On mnie przytula. Czuję okropnie męczące mnie drżenie ciała. Opuszczam głowę wtulając ją z mocą w ramię chłopaka i w jednym momencie, kiedy z jego ust wydobywa się kilka słów, wstrząsa mną starszny spazm uczuć niechcianych i tak bardzo zabijających całego mnie.

- Hyung, dlaczego chciałeś wyjść beze mnie? Nigdzie nie pójdziesz, nie pozwalam ci.

Podnoszę głowę i widzę jego szeroki uśmiech przez co czuję aż mnie odrzuca w tył. Dlaczego tak się dzieje? Zaczynam zarzucać rękoma i uderzam pięściami w jego klatkę piersiową, pozwalając, by z moich ust wydał się głuchy, ale głośny i bolesny krzyk. Głos roznosi się niemal z hukiem po ścianach całej sali szpitalnej, a ja drżę i zaciskam bolące od uderzania palce na koszulce chłopaka.

Czuję, jak łapie mnie w ramionach, więc krzyczę głośniej i szarpię się. Nie widzę nic, poza bólem.

- Zostaw mnie, zostaw, zostaw!! - po chwili on unieruchamia moje nadgarstki, ale wyrywam się i niczym przerażony szczeniak, uciekam pod okno, siadając pod nim na tyłku i podkulam ku sobie kolana, oplatając je dłońmi. - Chanyeol, zostaw mnie, nie zabijaj, proszę...

"Wiatr zawył błagalnym świstem między drzewami, a młode ciało z uśmiechem na ustach opadło w ramiona swojego kochanka, nie potrafiąc unieść idealnie klatki piersiowej. Nie wydało z siebie krzyku.

Kochało go. On go kochał. On. Baekhyun.

Bezruch. Cisza. Psychiczne pożądanie. To była długa, upojna, niedzielna noc.

- Piąty dzień Baekhyunnie, on zadecydował o wszystkim."

Widzę go. Widzę, jak zbliża się do mnie, więc zakrywam twarz dłońmi, bojąc się, że mi coś zrobi. Moje oczy szeroko otwarte wpatrują się w niego z przerażeniem, a dziwne wspomnienia cały czas rozwalają głowę, powodując, że chce mi się płakać, krzyczeć jeszcze głośniej niż wcześniej i zamknąć jedynie w swoim świecie, do którego nikogo nie wpuszczę.

Drżę.

Widzę, jak znów się do mnie zbliża.

Przybieram pozycję embrionalną, kiedy znów to palące uczucie jego dotyku pojawia się na moim barku. Podnoszę głowę.

- Baekhyun, spokojnie, jestem przy tobie. Nie krzycz, nie zabiję cię. - widzę, jak się do mnie uśmiecha, ale ten jego uśmiech jest przepełniony tak ogromnym ciepłem, że w pierwszym momencie nie wierzę.

Kulę się jeszcze bardziej, widząc zza ramienia chłopaka, jak w pokoju szpitalnym pojawiła się pielęgniarka i jakaś młoda dziewczyna o brązowych oczach. O Sehunie i Jonginie nie wspomnę, oni siedzą cały czas w przerażeniu na moim łóżku.

Czuję ciepło przy swoim ciele. Duże ciepło. Czuję dłonie na plecach. Duże dłonie. Czuję dotyk. Znam ten dotyk. Czuję szczęście. Co to szczęście?

- Cieszę się, że wróciłeś do mnie, hyung.

Skąd wróciłem... do cholery?!

Chanyeol podnosi mnie za ramiona i nie wypuszcza z objęć. Nie wiem dlaczego, ale nie umiem powstrzymać swojego płaczu. Opieram mu głowę na klatce piersiowej, bo jestem za niski, by dostać wyżej i bezwładnie opuszczam dłonie na dół. Z moich ust wydobywa się jedynie szloch i ciche jęczenie, bo nie jestem w stanie nic składnego powiedzieć.

Te duże dłonie Chanyeola przenoszą się teraz na moje włosy i bawią nimi. To takie przyjemne. Jednak przygryzam wargę. Dlaczego się boję?

- Chanyeol-ah... - wyrzucam z siebie szeptem z tak wielkim bólem, że aż głos mi się łamie. - Co się stało?

On podnosi moją głowę i patrzy na mnie ze zmartwieniem.

- Naprawdę nic nie pamiętasz? - kręcę nią przecząc, a Chanyeol wzdycha cicho. - Dzisiaj mija dokładnie siódmy miesiąc odkąd zapadłeś w śpiączkę, hyung.

Otwieram szeroko oczy. Czuję, jak tracę grunt pod nogami.

J-jak to...?

*

Drzwi trzasnęły z hukiem, a wysoki chłopak wpadł zdyszany do pokoju, niemal w biegu pozbywając się swoich butów. Porozrzucał je po kątach, wpadając jak burza do salonu i wzrokiem szukał drugiej osoby, która powinna się w nim znajdować. Widział pustkę. Nerwowo zacisnął palce na swoich jeansowych spodniach, mrugając ze zdezorientowania oczami. Szukał go wzrokiem. Jednak widział tylko pustkę.

Sehun do niego zadzwonił, że podobno działo się z nim coś złego. Mówił, że podobno był szaleńczo zazdrosny o niejakiego Krisa, z którym Park ostatnio miał okazję się spotykać. Chanyeol nie mógł w to uwierzyć. Zazdrosny o jego przyjaciela z dzieciństwa, który nagle pojawił się w Korei? No serio?! A plus do tego jeszcze jego siostra też działała Byunowi na nerwy...

- Baekhyun-hyung, gdzie jesteś? - krzyknął rudzielec rozglądając się po pokoju.

Usłyszał cichy szloch z salonu, więc niewiele myśląc pobiegł w tamtą stronę, jednak nie zdążył. Starszy odchylił się do tyłu i to była dosłownie sekunda, jak Chanyeol stracił go z oczu.

Park usłyszał jedynie głośny krzyk i trzask, jakby ktoś połamał sobie kości.

Jego serce zamarło w strachu.

Nie... To nie było możliwe.

*

Widzę, że zaraz pojawia się przy mnie wspomniana wcześniej dziewczyna z nieco starszą kobietą przy boku. Chanyeol odwraca się i z szerokim uśmiechem przytula młodszą do siebie, a ta druga podchodzi do mnie i przykłada mi dłoń do policzka.

Dopiero, kiedy patrzę jej głębiej w oczy, dociera do mnie, że to moja matka. Tym samym rozumiem, że dziewczyna znajdująca się przy Chanyeolu to jego siostra. Czuję łzy na policzkach. Zaczynam drżeć.

- Baekhyun, kochanie, dzięki Bogu, ty żyjesz. - starsza kobieta mówi, a ja upadam na ziemię.

Po chwili zbierają się przy mnie wszystkie osoby, znajdujące się w szpitalu i pochylają nade mną. Sehun, Hoyrin, Jongin, Yura, Chanyeol i moja matka. Martwią się. Ktoś się o mnie martwi.

Ale tylko Chanyeol wychodzi z kółka jakie mnie otoczyło.

Podchodzi, obejmuje za ramiona i przytula do siebie. Odchylam głowę i patrzę w jego oczy, i w tym samym momencie on zamyka moje usta pocałunkiem. Tym, czego od tak dawna pragnąłem.

- Już myślałem, że się nie obudzisz. - mówi do mnie tak cicho i z takim przerażeniem, że dopiero dociera do mnie powaga sytuacji - Dobrze, że przy upadku z balkonu, wleciałeś w krzaki. Tak byś już nie żył, hyung.

Ja przez siedem miesięcy leżałem w śpiączce! Ale czy to możliwe, żeby po tak długim czasie się obudzić? Opuszczam głowę, zaciskając palce na tylnej części koszuli mojego chłopaka i wtulam się w niego. Dalej płaczę. Dalej staram się rozumieć...

I dopiero w tym momencie dociera do mnie, że wszelkie wspomnienia, jakie kłębiły się w mojej głowie, doprowadzając mózg do szału, były tylko podświadomością. Dziwnym, niewyjaśnionym snem.

Ja żyję. Ja nie umarłem. I nie zostałem zgwałcony przez Chanyeola.

Siedem miesięcy – tyle czasu potrzebowałem, by oduczyć się niewyjaśnionej zazdrości.

A ciekawe ile czasu potrzeba mi będzie, by oswoić się z tym, że zahaczyłem o śmierć i wyrwałem się z jej szponów?

7 komentarzy:

  1. Moj boze. ;_;
    Tak bardzo szkoda, ze nie jest to prawdziwe zakonczenie. Jezu no, nie wiem, co mam napisac. Nie umiem myslec po przeczytaniu twoich fikow, po prostu. Bardzo sie ciesze, ze w koncu dodalas ten sequel, bo jak mnie poszczulas poczatkiem, to chcialam juz, od razu, teraz. .3.
    No wiec co jeszcze moge napisac... zycze weny na Wof, wof i reszte twoich dziiel. C:

    OdpowiedzUsuń
  2. uwielbiam dobre teksty przy niedzieli ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Mam mówić szczerze?
    Rozumiem, że Twoim celem sequel miał być z dobrym zakończeniem i tak jak zaznaczyłaś - ta historia tak się nie zakończyła. Czuć, że to nie jest realne. Jeżeli mam już być do końca szczera, to ja pozostaję przy pierwowzorze, bo jest idealnym zakończeniem mimo iż smutnym. Nie dziwię się, że zakończyłaś go tak, a nie idnaczej. Takie zakończenie aż samo się ciśnie na usta! Co do tego fika to przyjemnie się go czytało i w jakiś sposób uspokoił moje zmysły. Po całych 'siedmiu dniach' miałam straszny niedosyt, co do tej historii. Teraz właśnie jest idealnie. Po tym jak przeczytałam, że to mogło okazać się dziwnym snem jestem zadowolona. Jak zwykle wykonanie genialne. No i moje palce jak zwykle są zimniejsze niż zwykle. Dodatkowo przy czytaniu uderzyłam się w palec i leciała mi krew, ale ja tego nie zauważyłam, tylko czytałam dalej ^^. Boli mnie teraz O.o Tak jak już mówiłam - jestem wierna pierwszej wersji, a druga, jest dopełnieniem na załamane przez pierwowzór uczucia. Bardzo mi się podobało :D
    ~AVA
    PS.: Bardzo ładny szablon, skubana :P

    OdpowiedzUsuń
  4. Chyba nie umiem do końca zrozumieć tego opowiadania, tej części która jest dobra, ciekawa, ale zbędna. Nie wszystkie zakończenia muszą być dobre i pozwalać nam na wewnętrzny spokój. To bardzo ciekawy pomysł z tymi 7 miesiącami, mimo wszystko wersja z tym dobrym zakończeniem nie była przesłodzona i przegięta jak się obawiałam.

    tak w ogóle śliczny szablon <3

    ~W

    OdpowiedzUsuń
  5. Dobra, powiem szczerze, że jestem Ci cholernie wdzięczna za to, napisałaś takie alternatywne zakończenie (to dobre określenie?), bo po przeczytaniu tamtego ryczałam i naprawdę, naprawdę źle się czułam. Nawet jeśli mam świadomość, że to się tak nie skończyło, to teraz czuję wewnętrzny spokój, bo 'to mogło się tak potoczyć, mimo że się nie potoczyło'. Więc dzięki ^^ teraz czekam z niecierpliwością na następną część Wof wof, mam nadzieję, że niedługo poczekam :3 weny życzę ;w;

    OdpowiedzUsuń
  6. Witaj~ Nominowałam Cię do The Versalite Blogger Award i Liebster Award na http://marzenia-nee-chan.blogspot.com/

    Pozdrawiam

    Nee-chan

    OdpowiedzUsuń
  7. W końcu ~ tak, w końcu to przeczytałam.
    I choć podobało mi się (naprawdę przyjemnie mi sie czytało) nie jest to dobrym zakończeniem dla tego opowiadania, więc dobrze, że nie jest tym właściwym.

    Każde opowiadanie powinno mieć takie zakończenie, które wywrze jak najwięcej skrajnych emocji, pierwsze jest idealne - ale to było zwykłe. Szare.
    Choć miło było odczuć ulgę, że w ostateczności, już tak na siłę jest możliwe takie - pozytywne zakończenie, to go nie uznam. Tylko jako takie drobne udogodnienie ; prawdziwy sen Baekhyuna po śmierci.

    Pfff... nie wiem co jeszcze bym mogła Ci powiedzieć, nie mam pomysłu na dalsze rozwinięcie mojego komentarza, więc tutaj skończę~

    Tak więc czego mi teraz powinno przyjść Ci życzyć? Czasu. Bo jak go będziesz mieć, raczej weny nie zabraknie.
    Więc to tyle ^.^

    ~(od jakiegoś czasu)Channie .3.

    OdpowiedzUsuń

Layout by Miharu